Wojsko w oczach kobiet - Forum zamknięte dla kobiet

zmęczona - Nie 18 Sty, 2009
Temat postu: Forum zamknięte dla kobiet
Witam,

podczytuję Forum od dawna i od dawna noszę się z zamiarem napisania postu z prośbą o poradę, ponieważ nie znalazłam, aby były wcześniej poruszane tutaj pewne interesujące mnie sprawy. Jednak... powstrzymuje mnie przed tym ogólna dostępność do forum dla "czytaczy".

Jestem żoną żołnierza zawodowego w dosyć specyficznym położeniu (przed rozwodem i przed wyjazdem na misję). Mam w związku z tym kilka pytań, jednak wolałabym to zrobić w miejscu, gdzie nie ma tak ogólnego dostępu- dla każdego.
Stąd moje pytanie- czy istnieje gdzieś w sieci zamknięte forum dla kobiet, związanych (głównie przez mężów) z wojskiem?

Pozdrawiam

radiola - Nie 18 Sty, 2009

Może i istnieje, ale jeśli ma być "zamknięte", to nie będzie możliwości otrzymania obiektywnej odpowiedzi na przedstawione problemy.
elka - Nie 18 Sty, 2009

Ja osobiście nie spotkałam się z żadnym takim "zamkniętym" forum. Są takie, gdzie działy i tematy są dostępne dopiero po zarejestrowaniu się, są również takie, gdzie od razu można czytać wszystko.
Jeżeli masz jakieś problemy i pytania z którymi chciałabyś się do kogoś zwrócić, zawsze możesz napisać PW (prywatną wiadomość) do wybranej osoby. Jeżeli sama nie będzie mogła pomóc, to być może kogoś poleci.
Jest jeszcze takie forum, ale tak jak napisałam, można tam się zarejestrować , czytać i pisać.
http://www.kobietymonu.fora.pl/

makary21 - Nie 18 Sty, 2009

Ja też nie słyszałem, natomiast wiem, że takie zamknięte fora mają jedną wadę.... często zawężają pole widzenia problemu. Po prostu na pisz na PW jeżeli uznasz, że ktoś może Ci w miarę sensownie pomóc.
coyota - Nie 18 Sty, 2009

A jaką to da gwarancje, że nie zalogują się pod różowym nickiem osoby, które nie powinny pisać?
Kto ma prowadzić weryfikacje i na jakiej podstawie?
Czy weryfikacja nie doprowadzi do utraty anonimowości? Przynajmniej częściowej?

Ale odbiegamy od tematu, kończymy OT

:gent:

zmęczona - Wto 20 Sty, 2009

makary21 napisał/a:
wiem, że takie zamknięte fora mają jedną wadę.... często zawężają pole widzenia problemu.


jednak zapewniają większą anonimowość, niż fora otwarte, gdzie każdy może czytać...


Dziękuję za namiary na forum kobiet MON. Nie ma tam za wielkiego ruchu, więc chyba odpada :(

OK, sprawa wygląda tak - chodzi o ewentualnych uposażonych z ubezpieczenia dla wyjeżdżających na misje. Nie mam zielonego pojęcia, czy ubezpieczenie jest np. na wypadek śmierci i czy uposażonym jest wskazana osoba przez samego zainteresowanego, czy spadkobiercy. Nie będę ukrywac, że chodzi o ewentualne pieniądze.

Nie chcę opisywać szczegółów z życia (bo to i przykre dla mnie, i... właśnie- każdy może przeczytać, a o skojarzenia w moim przypadku wcale nietrudno). Mój mąż poświęcił się zupełnie wojsku, w zasadzie zatracił się zupełnie w swoim życiu; zrobił z siebie bankomat, zostawiając mnie zupełnie samą ze wszelkimi problemami- od przeciekającej pralki, poprzez zakup samochodu do- teraz, od trzech lat- choroby dziecka. Dziecko ma lat 11 i jest MOJE (tylko gamety były NASZE).

Mąż pracuje 21 lat w wojsku, jest starszym oficerem, zarabia ponad 5000 netto. Ja zarabiam połowę mniej. Co miesiąc w aptece zostawiam ponad 1500 zł za leki, do tego comiesięczna wizyta u lekarza 300 km od domu, no i raz w roku wyjazd do USA na wizytę konsultacyjną (lekarz w Polsce jest prowadzącym, ale w ścisłym kontakcie z tym z USA). Ze względu na kompletne zostawienie mnie z problemami syna (jest to choroba rzadka, a leczenie eksperymentalne) zupełnie posypało mi się zdrowie. M.in. z tego względu nie jestem w stanie podjąć dodatkowej pracy.

Ponad rok temu mąż awansował i został przeniesiony do garnizonu, oddalonego o 150 km; w domu bywa na weekendy, co 2-3 tygodnie; jego zajęciem jest wtedy- jak zwykle zresztą- przeglądanie Bardzo Ważnych Kwitów i wykonywanie dziesiątek Bardzo Ważnych Telefonów. Dodam, że zdaję sobie sprawę ze specyfiki służby i nigdy nie miałam pretensji np. o przerwany wyjazd świąteczny, telefon w środku nocy czy zmianę planów urlopowych. Jednak od paru lat wiem, ze byłam wykorzystywana przez mojego męża (m.in. to było powodem złożenia przeze mnie pierwszy raz, osiem lat temu- pozwu rozwodowego do sądu)- mówił, że np. musi pojechać, skontrolować, ma coś pilnego do zrobienia, kolejny weekend musi być w jednostce etc. W ten sposób "punktował', co pozwoliło mu na realizacje własnych, ambitnych planów rozwoju kariery zawodowej- bez względu na to, w jakiej sytuacji byliśmy (np. moja zagrożona ciąża, choroba). Wojsko zawsze było (i jest ) najważniejsze w życiu mojego męża. Niestety, dopiero po ślubie mogłam się o tym przekonać. Pozew wycofałam, bo przyznał mi rację, przeprosił i obiecał poprawę.

Drugi raz decyzję o rozwodzie podjęłam kilka miesięcy temu. Chciałam załatwić wszystko jak najszybciej, aby uwolnić się z tej chorej sytuacji. Wtedy też dowiedziałam się, że mąż wyjeżdża na misję. Znajomi, którzy są zorientowani w mojej sytuacji, odradzili mi składanie pozwu przed wyjazdem męża- faktycznie, okres oczekiwania na rozprawę w naszym mieście jest długi i nie zdążylibysmy załatwić formalności przed. A poza tym- ja chciałam odpuścić, zacząć szybko w miarę normalnie żyć, podreperować zdrowie i poszukać dodatkowego zatrudnienia (co w moim zawodzie nie jest trudne), jednak znajomi są za tym, aby nie odpuszczać łatwo właśnie ze względu na chorobę dziecka, no i to, w jaki sposób żyłam przez ostatnie kilkanaście lat, mając niby- męża...

Dziecko ma szanse wyzdrowieć za kilkanaście miesięcy; jednakże choroba może powrócić- za rok, dwa, dziesięć lat; może być też tak, że będzie potrzebował leczenia przez całe życie.

Napisałam to po to, aby nie być posądzona o materializm. Tak, potrzebuję pieniędzy, bo inaczej przyjdzie mi strzelić sobie w łeb. Dodam tylko, że nigdy nie oczekiwałam od męża załatwiania leków (część sprowadzają np. z USA inni chorzy, których poznałam- są w zasadzie moją jedyną podporą; bez nich dawno bym się załamała), wizyt czy chodzenia co miesiąc do laboratorium, na badania. Ja oczekiwałam tylko zainteresowania z jego strony, okazywania zwykłej, ludzkiej troski.

Kilkanaście dni temu znalazłam dokument, w którym zmienił uposażonego w razie jego śmierci. Mamy ubezpieczenie w III filarze- z myślą o dziecku, w razie naszej smierci. Mąż ma je od kilku lat- jak tylko mundurowi mogli podpisywać takie umowy; ja mam od porodu. Składki co miesiąc są płacone z naszych wspólnych pieniędzy. Ja mam dyspozycję, zgodnie z którą pieniądze trafią do opiekunów syna i zobowiązanie z ich strony, że przeznaczą je własnie dla dziecka. Jest to mój brat z bratową. Wiem, że na nich mogę liczyć. Uposażonym przez męża byłam ja; teraz to zmienił na swoją matkę- osobę, która zupełnie nie interesowała się nigdy naszymi problemami, z którą nigdy nie utrzymywał bliskich kontaktów, ale która- mimo to- ma największy wpływ na mojego męża. Ubodło mnie to bardzo, bo akurat ona nigdy w życiu nie zaopiekowałaby się synem, gdybym straciła życie.

Wracając do meritum- czy tak samo może zrobić z ubezpieczeniem na wyjazd na misję? czy mogę zostać wraz z synem, w razie jego śmierci- zupełnie pozbawiona świadczeń z tytułu takiego ubezpieczenia?

Nie wiem, czy już wypełniał jakies dokumenty; w każdym razie usłyszałam fragment wypowiedzi męża do syna "I tak nic z tego nie dostaniecie"- i rozbrajający śmiech męża. Później syn powiedział mi, że tato wypełniał jakieś dokumenty na wyjazd i dzwonił do babci (jego matki), i pytał o jakieś dane. Nie rozmawiałam z synem na ten temat; nie chcę go wciągać w sprawy dorosłych, chociaż syn zdaje sobie sprawę z tego, co się dzieje i już jakiś czas temu stwierdził, że woli, kiedy taty nie ma w domu, bo wtedy jest taki spokój i nikt nam nie przeszkadza. Jest to dla mnie sytuacja trudna i z tego powodu, że syn wszedł już w "głupi wiek" i prawdziwy ojciec jest mu niezbędny (rzeczywistość, tj. porzucenie emocjonalne mnie i syna nie pomaga mi w tym, a szkodzi).

Przepraszam, że tak długo mi wyszło- nie potrafię krócej.

przypadeek - Wto 20 Sty, 2009

Pierwszy się przyznam, że już dawno dostrzegłem to u siebie, że chcąc dobrze spełniać swoje obowiązki w pracy zapędziłem się w "kozi róg", i położyłem na szalę z jednej strony moją rodzinę a z drugiej pracę. Proszę nie zrozumieć mnie źle dobrze wykonuję swoje obowiązki ale jak to zwykle w wojsku bywa to za mało. Zawsze trzeba zrobić coś za kogoś kogo nie ma. Kilka wolnych wakatów, ktoś na misji. Jak w innym wątku służba poza kolejką. Nie chodzę na L4 bo co o mnie pomyślą, że leser, xxxxx itd.
Kiedy dzieci chorują nie korzystam z opieki nad dzieckiem bo ktoś może mi zarzucić, że walę w xxxx poza tym jest matka dziecka (ale ona też pracuje i ją szefowie posądzają o zbyt częste korzystanie z opieki). Spięcia między nami były już tak duże, że myśleliśmy o rozwodzie, dochodziło do rękoczynów ale nie wiązałem tego z pracą myślałem, że to inna przyczyna. Aż się obudziłem (dziękuję moim znajomym, że w porę zareagowali). W różnych wątkach jest napisane, że niektórzy tylko narzekają i oczekują od armii nie wiadomo czego. Z innej strony spytam czy to armia nie żąda " Bóg wie czego"?. Z jednej strony mam być żołnierzem przyszłości, umieć wszystko, znać wszystkie instrukcje i spędzać w pracy min. godzinę dziennie dłużej żeby ze wszystkim się wyrabiać a w momencie gdy proszę o dzień wolny na sprawy rodzinne mówią mi, że służby od stycznia do lipca były za "Bóg zapłać"-40,50 (straciłem chyba 32, które mogłem być z żoną i dziećmi) nikogo nie obchodzi twoja rodzina tylko kolejny trening się liczy itd . Powiedziałem dość. Służby ponad plan biorę tylko w szczególnych okolicznościach. Wykonuję tylko swoje obowiązki, bo przecież nie biorę za nikogo czpo.
Dni wolne za służby wymagam od przełożonego zaraz po służbie mówiąc że jak mi ich nie da to kolejnej nie wezmę ( kilka mam w zapasie na okoliczność).
Według mnie jestem dobrym żołnierzem bo "wszystko swoje mam połapane", ale według mego wodza stoczyłem się. Oczywiście nie widnieje już na liście wyróżnianych nagrodą pieniężną, pochwałę czasem dostanę. Raz mój wódz wypomniał mi, że kasą mnie wyróżniał (jakby ze swoich mi płacił) a ja tak mu pod nogi kłody rzucam, to mu policzyłem. W ciągu roku 3 x ok 150 na rękę a on w sumie ok 9 tys. (i to często dzięki mojej pracy bo to w końcu ja pracuję na jego sukcesy to się obraził).
Najgorsze pomiędzy mną a rodziną już minęło, wszystko powoli wraca do normy (tak mi się wydaje). Do wszystkich którzy dojrzą coś podobnego u siebie opamiętajcie się póki nie jest za późno, bo na starość będzie płacz i zgrzytanie zębami.
A do ambitnych, którzy kiedyś robili to czy tamto i wszystkie soboty i niedziele w pracy spędzali bo "trzeba było" potem chlali w robocie bo musieli odreagować i wyżywali się na swoich rodzinach mam małą prośbę, nie żądajcie tego samego ode mnie. Współczuję waszym rodzinom. Tylko czy Oni współczują wam? Zastanówcie się.

I/7 bez wulgaryzmów proszę :!:
coyota

sonia - Wto 03 Lut, 2009

przypadeek.Dziękuję za Twoją wypowiedź (myślę, że jest szczera) i dokładnie oddaje pewne „mon-problemy”.
Dzięki Twojej wypowiedzi można wiele zrozumieć i dokładnie zastanowić się czy warto ten (najważniejszy związek) zakładać z „mundurem”?
Gratuluję wyboru, bo chyba tylko rodzina jest „święta”.

zmęczona – sama nie wiem co powiedzieć? – smutne.
Może zapytaj u gwaranta? Takiej sytuacji nie znam.
Na pewno masz gwarancję (broń Boże) rent dla dzici i „odszkodowania” za pochówek.
Przepraszam, ale chciała. Ja – na razie - wolę karmić.
Pozdrawiam Sonia

wadera - Sob 07 Lut, 2009

zmęczona serdecznie zapraszam Cię tu:
http://forum.gazeta.pl/fo...t=1205439509114
oczywiście musisz się zarejestrować, ale jest to forum zamknięte i na pewno znajdziesz tam pomoc :D

neo11 - Sob 07 Lut, 2009

zmęczona,

Istnieje coś takiego jak "zachówek" wiec nie zostaniecie bez niczego po śmierci Twojego męża. Tyle że będzie Cię czekała w razie potrzeby sprawa spadkowa.

zmęczona - Sob 07 Lut, 2009

Wadera! Dzięki ogromne! Właśnie o coś takiego mi chodziło.
Pozostałym też dziękuję.

Przypadeek, ja widzę wyraźną różnicę między nadgroliwością, a rzetelnym wypełnianiem swoich obowiązków...

Prawnik miał niby odpowiedzieć, ale tego nie zrobił. Zresztą, to chyba i tak nie ma sensu czy znaczenia- i tak niczego PRZED nie jestem w stanie zrobić; a ewentualnie PO będzie to już sprawa zupełnie innej wagi, więc z różnych powodów nie pozostawią mnie samej sobie...

Zachowek pewnie by został... No i pewnie mieszkanie na spółkę z teściową, bo nie sądzę, aby spisał testament innej treści...

sonia - Nie 01 Mar, 2009

Witam.
Widzę, że Zmęczona już odnalaza „swój kąt”, ale czy tędy droga?
Droga „kobiecego krzyku” (bo tak odbieram te fora)?
Osobiście wolę skrajne - szowinistyczne - męskie odpowiedzi (Panów z branży), bo uważam, że są bardziej szczere, aniżeli „poklask” Pań w podobnej sytuacji.
Po za tym – tak szczerze – nie żal Ci tych wszystkich lat ( a szczególnie tych fajnych – bo były napewno)?
Może warto – jeszcze raz.
Pomyśl – by nie było za póżno.
Na drogę „bez powrotu” zawsze jest czas.

Zmęczona – jeśli masz odrobinę wątpliwości – nie działaj pochopnie. To przecież Twój mąż i przede wszystkim ojciec Waszego dziecka. Może czas na kolejną szansę, a nawet na nowy etap życia?

Pomyśl, czy warto? – bo „ból” Twojej wypowiedzi wskazuje na jedno. On nie jest Ci obojętny.

Pozdrawiam i życzę szczęścia.

focus - Nie 01 Mar, 2009

sonia napisał/a:
Osobiście wolę skrajne - szowinistyczne - męskie odpowiedzi (Panów z branży), bo uważam, że są bardziej szczere, aniżeli „poklask” Pań w podobnej sytuacji.


O rany :!: , kobitki znowu w akcji .... :gent:

Tylko spokój może was uratować. :modli:

Prawie emeryt - Nie 01 Mar, 2009

Belial napisał/a:
nie zawracaj jej głowy takimi głodnymi kawałkami

Każdy ma prawo pisać, wygłaszać swoje zdanie więc może troszkę ostrożniej z takimi określeniami?




sonia - Nie 01 Mar, 2009

P_E – jestem spokojna (szczególnie po ostatnim pasku) –daj pogadać kobitkom. OK.?

Belial
Cytat:
Sonia,

Zmęczona już znalazła drogę do pomocy - nie zawracaj jej głowy takimi głodnymi kawałkami

Jeśli zmienisz kolor Swojego profilu na różowy to pogadamy, a teraz bez określenia własnej osobowości nie „wpinaj się”, bo Twoje uwagi są nie na miejscu.

Poprawiłem literówki.

Świtek - Pon 02 Mar, 2009

@ Zmęczona!

Jako facet po bolesnym i burzliwym rozwodzie i człowiek, który ma na co dzień do czynienia prywatnie i zawodowo z kryzysami i rozpadami małżeństw odpowiem Tobie tak: za to co się stało z Twoim małżeństwie nie odpowiada tylko Twój mąż. Jest to wina was obojga, a w szczególności, braku komunikacji i porozumienia między wami oraz okopaniu się na waszych stanowiskach. Jesteście na etapie udowodnianiu sobie swoich racji i wzajemnym niszczeniu się.

Znajduję jedna wyraźną sprzeczność w Tym co piszesz. Masz chorego syna, który wymaga specjalistycznego leczenia. Jeśli jest to niby najważniejsze w Twoim życiu to decyzja o rozwodzie jest dla mnie zupełnie niezrozumiała. Nie wiem na co choruje Twój syn ale mogę Ciebie zapewnić, że rozwód, rozstanie, zmiana miejsca zamieszkania będzie dla Twojego dziecka ogromnym stresem, z którym może sobie nie poradzić. Stres może spowodować u niego osłabienie systemu odpornościowego i ogóle zagubienie się w sensie emocjonalnym. Brałaś to pod uwagę? Możesz mieć dosyć własnego męża i masz prawo myśleć o ułożeniu sobie życia inaczej ale z perspektywy Twojego syna być może lepsza jest nawet taka świąteczna obecność ojca i świadomość, że ma tatę. Gdzieś tam "w służbie ojczyzny" ale jest. Pamiętaj, ze dziecko zupełnie inaczej sobie tłumaczy świat i relacje rodzinne niż dorośli.

Bardzo często mam do czynienia w pracy z kobietami, które mają w swoim domu piekło, są nierzadko ofiarami przemocy fizycznej, na tle seksualnym. Często ich dzieci też są ofiarami przemocy fizycznej i słownej. Nierzadko są to kobiety zdradzone z silnym uczuciem poniżenia... Zadaję im wtedy fundamentalne pytanie. Czy pani chce się zemścić na mężu, udowodnić mu i jego rodzinie, czy chce się pani uwolnić? Reakcja tych kobiet, po tym pytaniu, jest często zaskakująca. Widzisz, zemsta czy uwolnienie się to są dwie, odrębne motywacje wymagające zupełnie odmiennego podejścia.

Jak dla mnie potrzebujesz dwóch rzeczy: dobrego terapeuty (lub zespołu kobiety i mężczyzny), którzy pomogą Tobie zrozumieć miejsce i sytuację, w której się znajdujesz. Druga rzecz to dobry prawnik. Forum i opinie użytkowników, szczere i pełne życzliwości Tobie praktycznie nie pomogą.

gorzka - Pon 02 Mar, 2009

Nie rozumiem skąd te rady w stosunku do zmęczonej jak u soni czy mojego przedmówcy. Kobieta ma problem, zadała konkretne pytanie a Wy piszecie, że "On nie jest Ci obojętny" albo "z perspektywy Twojego syna być może lepsza jest nawet taka świąteczna obecność ojca". Te uwagi są po prostu nie na miejscu i nie wiem jak można wywierać w taki sposób wpływ na osobę choćby się miało najszczersze chęci.
PS. sonia widzę, że masz różowy nick który uprawnia Cię do zabawy w psychologa

Świtek - Pon 02 Mar, 2009

gorzka napisał/a:
... Te uwagi są po prostu nie na miejscu ...


Hm, przyznam, ze jestem zaskoczony takim podejściem. Ewentualne opinie zwrotne, wiążące dla mnie mogą pochodzić jedynie od adresatki mojego postu. Chyba że posiadłaś umiejętność czytania w myślach innych osób.


Druga sprawa. Jeśli ktoś zadaje pytania na forum otwartym, to może się spodziewać, że jego intencje będą zinterpretowane w taki czy inny sposób. Warto, właśnie poznać opinie krytyczne bo w nich zawiera się najwięcej cennych wskazówek (nawet jeśli się z nimi nie zgadzamy to pozwalają na nowo zweryfikować motywacje stojące u źródeł naszych decyzji i działań).

gorzka napisał/a:
i nie wiem jak można wywierać w taki sposób wpływ na osobę choćby się miało najszczersze chęci.


A jaki ja mam wpływ na użytkownika "zmęczona"? Tak na zdrowy rozsądek? Jest to osoba dorosła i zrobi to co zechce.

W sytuacji rozwodu rodzice, zapatrzeni we własne rany, urazy i pretensje próbując udowodnić to czy owo krzywdą w tej zapalczywości swoje dzieci. Nie jest to krzywda zamierzona ale faktyczna i niestety głęboka, ze skutkami, z którymi dzieci się będą borykały do końca życia. Przynajmniej jeżeli chodzi o rozwody i całą procedurę sądową made in Poland. Jak już dwoje cierpi to po co obciążać krzywdą najmniej winnego i najsłabszego w rodzinie?

gorzka - Pon 02 Mar, 2009

Świtek Twój post odebrałam jako sugestię "poświęcenia się dla dobra dziecka", ja jestem zdania, że dziecko nie będzie szczęśliwe jeżeli najbliższa mu osoba będzie cierpieć. A co do wpływu na użytkowniczkę, nie pomyślałeś o tym, że możesz wywołać "wyrzuty sumienia" za chęć walki o normalne i godne życie kosztem dobra rodzinnego? Nie chcę rozwlekać tego temat bo zmęczona dostała już odpowiedź i garść dobrych rad gratis...
sonia - Pon 02 Mar, 2009

Belial napisał/a:sonia napisał/a:
Cytat:
On nie jest Ci obojętny.
Piłem tylko do tego - urażonych przepraszam

Skoro nie jesteś i nie znasz psychiki kobiet to raczej się nie wypowiadaj, bo nie masz pojęcia w prawdach, które nami kierują.
Tak dla Ciebie – kobieta w pełni obojętna – pisze „krótko” i prosi o konkrety. Nie opisuje swojego życia i jego problemów.
Czytając Twe posty – odnoszę wrażenie, że jesteś bardzo młody, bo tylko akcentujesz każdy temat – nie wyrażając własnej opini.


Cytat:
Gorzka napisał/a:
sonia widzę, że masz różowy nick który uprawnia Cię do zabawy w psychologa…

Chyba nie muszę Ci odpowiada, bo doskonale zrobił to Świtek (dziękuję).

A tak od siebie – powiem jedno – jestem zaskoczona, że na takim Forum (!) odsyła się kobietę na inne fora.
Czy tutejsze kobiety (w porozumieniu z Prawnikiem) nie są w stanie Jej pomóc?
Po za tym – uważam – że skoro wydzielono dział dla kobiet – to Panowie nie powinni (wiadomo)…. no chyba, że uwagi takie jak Świtek (profesjonalne).

Pozdrawiam.
Mistrzu P_E – wybacz za lekki „ot” , ale sam wiesz.

sonia - Pon 02 Mar, 2009

Belial napisał/a:
Cytat:
odpisałbym co nieco, ale obiecałem, że będę grzeczny, więc tylko nadmienię, iż w ogóle się z Tobą nie zgadzam. I tyle

Nie wiem komu obiecałeś – jeśli P_E to dawaj //// to chyba wyrozumiały Mod.
Nie ukrywam, że jesteś tu złem koniecznym, ale skoro masz coś do powiedzenia to już.
Słucham.

P_E
No pozwól - niech się pacholę wykrzyczy. Sam sprowokował.

elka - Pon 02 Mar, 2009

Bardzo proszę bez osobistych wycieczek. Proszę sobie wszystko wyjaśnić spokojnie na PW.
zmęczona zadała pytanie

Cytat:
Stąd moje pytanie- czy istnieje gdzieś w sieci zamknięte forum dla kobiet, związanych (głównie przez mężów) z wojskiem?

i uzyskała odpowiedź. Dalsze dywagacje uważam za zbędne.

i - Pon 02 Mar, 2009

sonia napisał/a:
Po za tym – uważam – że skoro wydzielono dział dla kobiet – to Panowie nie powinni (wiadomo)….

W kwestii formalnej. Dział, czy akurat ten topik? Jeśli ten topik, to nikt akurat niczego nie wydzielił. Padła wyłącznie propozycja w pierwszym poście i nie spotkała się ze zrozumieniem. :gent:

sonia - Pon 02 Mar, 2009

Pani Elu – spokojnie – my tak sobie – bez zobowiązań (P_E nas kontroluje).
Będziemy grzeczni.

Proszę o jedno – wyjaśnienie- o co chodziło „I”, bo mój durny umysł nie „pomniał”.

Czekam.

cola - Pon 02 Mar, 2009

sonia napisał/a:
Proszę o jedno – wyjaśnienie- o co chodziło „I”, bo mój durny umysł nie „pomniał”.

No to proszę, na PW, prowadzić dalszą dyskusję z i.
I proszę jak
elka :

Cytat:
Dalsze dywagacje uważam za zbędne.

Świtek - Wto 03 Mar, 2009

gorzka napisał/a:
Świtek Twój post odebrałam jako sugestię "poświęcenia się dla dobra dziecka", ja jestem zdania, że dziecko nie będzie szczęśliwe jeżeli najbliższa mu osoba będzie cierpieć. A co do wpływu na użytkowniczkę, nie pomyślałeś o tym, że możesz wywołać "wyrzuty sumienia" za chęć walki o normalne i godne życie kosztem dobra rodzinnego? Nie chcę rozwlekać tego temat bo zmęczona dostała już odpowiedź i garść dobrych rad gratis...


Widzisz... tu nie chodzi o dobro dziecka tylko dziecko jest najczęściej traktowane jako pretekst, powód, główna motywacja co jest najczęściej nieprawdą w tego typu sytuacjach. Tu chodzi o to by jedna osoba dorosła zmieniła swoje życie, partnera - do czego ma prawo ale niech ma świadomość z jakimi konsekwencja mi się to łączy.

Kiedy głównym motywem rozwodu kobiety jest alkoholizm, agresja słowna i fizyczna partnera, nadużycia seksualne, przemoc wobec dzieci to dla mnie sprawa jest mniej więcej jednoznaczna i uważam, ze rozwód jest nie tyle celem w samym sobie ale środkiem do ratowania życia i zdrowia. I przeważnie wtedy wszystkim (za wyjątkiem oprawcy) wychodzi na zdrowie mimo, ze wiąże się to często z degradacją finansową i potrzeba korzystania z pomocy osób trzecich i instytucji do tego powołanych.

Jak dla mnie zmęczona podała tylko swoją część prawdy. Napisała o faktach, które miały miejsce natomiast istotne jest odpowiedź na pytanie; d l a c z e g o.... ? Widzisz, najczęściej ludzie nie mówią i nie piszą c a ł e j _ p r a w d y , nie dlatego że są kłamcami ale dlatego, że w sytuacji kryzysu i silnego stresu skupiamy się na sobie i nasze pole widzenia, percepcji i rozumienia sytuacji się zawęża i często ludzie nie mają świadomości wszystkich elementów wpływających na daną sytuację i ewentualnych k o n s e k w e n c j a c h.

Jeżeli zmęczona tyle pisze o dobru dziecka i jego zdrowiu i podejmuje działania, które z dużym prawdopodobieństwem mogą dziecku zaszkodzić to coś tutaj jest nie halo...

Nie znam zmęczonej ani jej męża ale znając wiele takich sytuacji mogę się założyć że zarówno jej mąż jak i ona ciężko pracowali na swój kryzys. O b y d w o j e.

gorzka - Wto 03 Mar, 2009

Wątek który poruszyłeś wywołał dyskusję w tym miejscu:
http://www.nfow.pl/viewto...ghlight=#410120
Przyznaję, że zgadzam się z tym co napisałeś w ostanim poście. W takich przypadkach prawdy zazwyczaj są dwie.

sonia - Wto 03 Mar, 2009

Witam.
Skoro nawet Panie-moderator (kobiety!) – w takim temacie - uważają, że:
Cytat:
Dalsze dywagacje uważam za zbędne.
(x dwa) to (chyba?) tak będzie lepiej., bo Świtek powiedział wszystko co należało.
Jednak zastanawia mnie coś innego - skąd to poparcie „działania” Zmęczonej (przez pewnych Użytkowników) – skoro nie znamy całokształtu sytuacji.
Negujecie to co napisałam (01.03) bo niby
Cytat:
głodne kawałki
…. , ale co takiego „złego” było w mojej wypowiedzi? To, że prosiłam by jeszcze raz przemyślała swoje decyzje?
Mnie nauczono, że pośpiech jest złym doradcą skoro nie mamy do czynienia z patologią (a o tym tutaj nie ma mowy).
Zmęczona – z pewnością – obrała już drogę „do szczęścia”, ale czy właściwą? Jej sprawa.
Może ma rację. Ja jednak – będę uparta – i uważam, że skoro ten związek przetrwał (na pewnych zasadach) tyle lat - wart(!) jest pewnych negocjacji.

Po za tym jestem zaskoczona, że tak młodzi ludzie, których nie podejrzewam o podobne doświadczenia – mają tak wiele do powiedzenia.

P.S.
Dywagacji nie kontynuuję. Za „ot” przepraszam, ale mój post miał na celu zwrócenie uwagi pewnym osobom i prośbę o powściągliwe odpowiedzi.

Pozdrawiam.

Prawie emeryt - Wto 03 Mar, 2009

sonia napisał/a:
prośbę o powściągliwe odpowiedzi.

Jeżeli ,,ten zły" nie reaguje, znak to, że odpowiedzi nie są ,,niepowściągliwe". (Nie znaczy to absolutnie, że pozjadał wszystkie rozumy).

Jeżeli ktoś pisze na ogólnym forum musi się przygotować na to, ze nie każdy się z nim/nią zgodzi.


sonia napisał/a:
Po za tym jestem zaskoczona, że tak młodzi ludzie, których nie podejrzewam o podobne doświadczenia – mają tak wiele do powiedzenia.

(Poza tym). Każdy ma swoją drogę życiową i związane z tym doświadczenia a los potrafi tak spleść ścieżki życia jak w węźle gordyjskim.



sonia - Wto 03 Mar, 2009

Witaj P_E – miło, ale (jeśli mogę) wyjaśnij:

Cytat:
Jeżeli ,,ten zły" nie reaguje, znak to, że odpowiedzi nie są ,,niepowściągliwe". (Nie znaczy to absolutnie, że pozjadał wszystkie rozumy.

bo jeśli ten „zły” to Ty (ja tak nie uważam) to Twoja wypowiedź jest zaprzeczeniem sama w sobie (no chyba, że to jakiś chwyt „reklamowy”), bo jakoś Twoja funkcja inaczej się mi kojarzy (raczej odwrotnie).

Co do reszty?
Chciałabym by było inaczej – mimo co wątpię, bo chyba 23 lata gorzkiej nie przekonują mnie o jej doświadczeniu w sprawie zmęczonej.
To tak na marginesie, bo chyba nie ma sensu na dalszą dyskusję.

gorzka - Wto 03 Mar, 2009

sonia, dostałaś ode mnie wiadomość na PW a widzę, że dalej nie rozumiesz. Nie znasz mnie więc na jakiej podstawie piszesz o moim barku doświadczenia? Chyba że jest jakiś wiek, który uprawnia do wypowiadania się na dany temat? Ale widocznie go jeszcze nie osiągnęłam…
sonia - Wto 03 Mar, 2009

P_E – wybacz – nie odpowiadaj – zmylił mnie ten cudzysłów.

Gorzka – (nie interesuje mnie Twój bark) , ale co do doświadczenia napisałam tylko w kwestii sprawy Zmęczonej, bo tutaj Twoje doświadczenie jakoś się ma nijak.
Wybacz.

Sprawy doświadczenia mamy załatwione i wracamy do tematu. Chyba że się wyczerpał, w takim wypadku proszę o jedno chociaż słówko, a zamknę.

[ Dodano: Sro 04 Mar, 2009 ]
Witam.

Może nie „słówko”, ale „prośba” - jeśli możesz – Moderatorze Ozzy – bardzo proszę o zamknięcie tematu.
Tematu, który może się nie wyczerpał, ale brak uczestnictwa autorki i tym samym wielu niewiadomym – rozmywa się i budzi (raczej niezbyt fajne) emocje. Moim zdaniem - na tym etapie – wystarczy nam pw (w celu wyjaśnienia niedomówień).
Ale to jest moje zdanie, bo – osobiście – nie widzę sensu dalszej dyskusji.

Pozdrawiam.

zmęczona - Sob 07 Mar, 2009

Sonia napisała:
Cytat:
Po za tym – tak szczerze – nie żal Ci tych wszystkich lat ( a szczególnie tych fajnych – bo były napewno)?

Oj, żal jak chol.. , tzn. bardzo żal. W sumie 10 lat życia z obcą osobą, która realizowała własny plan kariery, nie zważając na to, czym jest małżeństwo, czy rodzina...
Cytat:
Może warto – jeszcze raz.

Czyli ile razy wg Ciebie trzeba coś przemysleć, aby być pewnym? Skoro jestem pewna, to znaczy, że sprawa przemyślana i nie ma innej drogi. Ja nie jestem nastolatką, która podejmuje decyzje pochopnie.
Cytat:
Pomyśl – by nie było za póżno.

Za późno nie jest. Tylko zbyt późno podjęłam decyzję.
Cytat:
Na drogę „bez powrotu” zawsze jest czas.

Czy 10 lat to jeszcze mało czasu? Ten czas zmarnowałam i nie chcę marnować ani jednego dnia więcej, niż będzie to konieczne. Kilka tygodni po wycofaniu pierwszego pozwu już było jasne, że nic z tego nie będzie.

Małżeństwo nie może polegać na poświęceniach i rezygnacjach. Małżeństwo to sztuka życia i bycia szczęśliwym z drugim człowiekiem. To też sztuka kompromisu, a nie realizacja własnych, egoistycznych planów kosztem drugiej osoby.

Cytat:
To przecież Twój mąż

Poważnie?? Emocjonalnie to nie jest mój mąż od 10 lat.
Cytat:
i przede wszystkim ojciec Waszego dziecka.

Nie, to dawca spermy. Ojciec to osoba, która współdecyduje, wychowuje dziecko. I nie robi nic, co mogłoby zakłócić mu prawidłowy rozwój czy choćby dzieciństwo.
Cytat:
Może czas na kolejną szansę,

Tak, czas najwyższy, aby zaczać myśleć tylko o sobie i dziecku i dać nam szansę na normalne życie. Kiedyś „mąż” był najważniejszą osobą w naszym związku. On też tak myślał o sobie.
Cytat:
a nawet na nowy etap życia?

Bardzo, bardzo na to czekam. Na moment, w którym przeniosę rzeczy moje i syna do nowego, małego, ale własnego mieszkanka- bez sublokatora. Wtedy się zacznie nowy etap życia. Mam czterdziestke na karku, ale to nie oznacza, że mam do smierci być z tym człowiekiem i patrzeć, jak niszczy psychikę syna.
Cytat:
Pomyśl, czy warto?

Wg Ciebie warto tkwić w toksycznym związku, bez miłości i żadnych szans na to? Szanowałabyś siebie, gdyby Twój mąż miał Ciebie i Twoje potrzeby w głębokim poważaniu? Gdyby nie interesowały go Twoje pragnienia, zamierzenia, problemy czy radości?
Cytat:
– bo „ból” Twojej wypowiedzi wskazuje na jedno. On nie jest Ci obojętny.

O, i tu się zgadzam. On nie jest mi obojętny. Obojętny to jest sąsiad z naprzeciwka, który kłania mi się na ulicy. Jesli ludzie nie są obojętni, to wyzwalają emocje. Mój wyzwala we mnie same negatywne.
Belial napisał:
Cytat:
Zmęczona już znalazła drogę do pomocy - nie zawracaj jej głowy takimi głodnymi kawałkami

Tak, Soniu. To, co napisałaś, dla mnie jest właśnie takim głodnym kawałkiem. Może jak skończysz psychologię, nabędziesz doświadczenia zawodowego, no i tego zyciowego też, to wtedy przestaniesz patrzeć na życie przez różowe okulary, a dostrzeżesz, że przedziwnie układają się losy ludzkie- nie zawsze wg naszych wyobrażeń i pobożnych życzeń.
Świtek napisał:
Cytat:
Jako facet po bolesnym i burzliwym rozwodzie (...)
z perspektywy Twojego syna być może lepsza jest nawet taka świąteczna obecność ojca i świadomość, że ma tatę.

Oglądałeś film Tato z Lindą w roli głównej? Pamiętasz scenę, kiedy bohater rozmawia z prawniczką , a ta zadaje mu proste pytania ze "znajomości" własnego dziecka (K. Janda), bo chce uzyskać opiekę nad córką? Jeśli ojciec zna odpowiedź tylko na ostatnie pytanie („Właściwie to pan ma syna czy córkę?”), to co daje dziecku świadomość, że ma ojca?
Świadomość nie wychowuje, nie rozwiązuje problemów, nie daje poczucia bezpieczeństwa, szacunku i stu innych rzeczy, niezbędnych dla prawidłowego rozwoju, zdrowia dziecka. Tak samo obecność- nawet codzienna. Podstawą są pozytywne relacje. Można mieć kochającego ojca na drugim końcu świata, ale w sytuacji kryzysu (np. choroba, kosz od dziewczyny czy pała w szkole) można na niego liczyć- nie przytuli, nie pogłaszcze, jednak porozmawia przez telefon, gg czy inne wynalazki i od razu wszystko jest prostsze. Tajemnica tkwi w interesowaniu się drugim człowiekiem (dzieckiem), życzliwym nastawieniu i okazywaniu troski. Nie ma nic do rzeczy, czy obecność jest stała, codzienna, czy tylko świąteczna- bo ważna jest JAKOŚĆ tych spotkań, a nie ich ilość czy czas trwania.
Cytat:
Pamiętaj, ze dziecko zupełnie inaczej sobie tłumaczy świat i relacje rodzinne niż dorośli.

Dzieci rozumieją więcej, niż nam się wydaje. Moje za kilka miesięcy skończy 12 lat i nie da się go oszukac, zwodzić i wykorzystywać tak, aby tego nie zauważało. Trudniej ma ode mnie o tyle, że nie umie sobie z tym poradzić.
Cytat:
Widzisz, zemsta czy uwolnienie się to są dwie, odrębne motywacje wymagające zupełnie odmiennego podejścia.

Zemsta, udowadnianie wymagają czasu, siły, zdrowia i... chęci. Napisałam w drugim poście tak:
Cytat:
Ze względu na kompletne zostawienie mnie z problemami syna (jest to choroba rzadka, a leczenie eksperymentalne) zupełnie posypało mi się zdrowie.
(...) chciałam odpuścić, zacząć szybko w miarę normalnie żyć, podreperować zdrowie i poszukać dodatkowego zatrudnienia (co w moim zawodzie nie jest trudne), jednak znajomi są za tym, aby nie odpuszczać łatwo właśnie ze względu na chorobę dziecka, no i to, w jaki sposób żyłam przez ostatnie kilkanaście lat, mając niby- męża...

Chcę, aby leczenie syna nie było zagrożone, żebym nie zastanawiała się, jadąc do lekarza, czy będzie mnie stać na wykupienie leków, czy będziemy mogli wyjechać do USA na coroczne konsultacje (warunek leczenia w Polsce). Aby dziecko korzystało z dzieciństwa mimo choroby (spróbuj wysłać go na obóz, ferie czy kolonie z reklamówką leków- powodzenia), bo ma ojca, którego stać na sfinansowanie takich „fanaberii”. Trudno chyba łożenie na dziecko nazwać zemstą. Nie jest winą dziecka, że ojciec zarabia więcej, a matka- zamiast inwestować w siebie- poprzestała na stwarzaniu warunków dla męża, by ten się realizował i dlatego zarabia mniej, nie mogąc mu zapewnić tego, na co bez problemu stać ojca.
Gdybym chciała się zemścić, podałabym np. swoje nazwisko lub stanowisko męża czy garnizon albo jeszcze kilka szczegółów:
Cytat:
Nie chcę opisywać szczegółów z życia (bo to i przykre dla mnie, i... właśnie- każdy może przeczytać, a o skojarzenia w moim przypadku wcale nietrudno).

Mój mąż jest „bohaterem” przynajmniej kilku wątków na tym forum. Ci, którzy mają nieszczęście z nim pracować albo nazwaliby mnie- zgodnie z prawdą- głupią do nieskończoności, albo świętą, bo z nim tyle wytrzymałam.
Zemstą byłoby tez złożenie wniosku o przyznanie opieki nad dzieckiem jego ojcu --> out z armii. Tylko tym samym skrzywdziłabym niewinne dziecko.
Cytat:
Jest to wina was obojga, a w szczególności, braku komunikacji i porozumienia między wami oraz okopaniu się na waszych stanowiskach.

Piszesz to z własnego doświadczenia rodzinnego? A może masz jakąś kulę, w której widzisz wszystko?
Moje stanowisko jest jasne- zapewnić dziecku leczenie i życie na poziomie, które może mu zapewnić jego ojciec. Stanowisko mojego męża jest takie, by mi dokopać, jak tylko się da.
Osiem lat temu pozew wycofałam, bo m.in. obiecał podjąć terapię małżeńską. Dwa spotkania odwołał, a potem stwierdził, że nie ma to sensu, bo przecież to ze mną jest coś nie tak. Do tanga trzeba dwojga. Psychoterapeuta określił męża jako niedojrzałego emocjonalnie egoistę i nie dawał żadnych nadziei, że tak sam z siebie podejmie wysiłek dla zbudowania prawidłowych relacji. Dlatego sama jestem sobie winna, bo nie chciałam wierzyć, że nam się nie uda. To tak, jak z żoną alkoholika- ma przekonanie o tym, że dla niej facet się zmieni, bo wystarczy, aby ona kochała za dwoje i starała się za dwoje.
Cytat:
Znajduję jedna wyraźną sprzeczność w Tym co piszesz. Masz chorego syna, który wymaga specjalistycznego leczenia. Jeśli jest to niby najważniejsze w Twoim życiu to decyzja o rozwodzie jest dla mnie zupełnie niezrozumiała.

Sprzeczność mógłbyś dostrzec, gdybyś miał przekonanie, że dziecko chcę wyrwać siłą z sielkiego życia rodzinnego, bo mi się coś pod berecikem porobiło.
Cytat:
mogę Ciebie zapewnić, że rozwód, rozstanie, zmiana miejsca zamieszkania będzie dla Twojego dziecka ogromnym stresem, z którym może sobie nie poradzić. Stres może spowodować u niego osłabienie systemu odpornościowego i ogóle zagubienie się w sensie emocjonalnym.

A ja mogę Cię zapewnić, że stresem jest sytuacja, kiedy ojca nie interesują żadne sprawy syna- ani szkoła, pierwsze miłości i rozczarowania, ani to, jak się czuje, jakie ma wyniki badań, o co się pokłócił ze swoim najlepszym kuplmem itp. Stresem jest też przebywanie w mieszkaniu z kimś, kto siedzi godzinami przy TV czy mapach i nie odezwie się słowem-jeśli już wraca przenocować co kilka tygodni. Stresem jest też wychodzenie z domu takiego osobnika bez słowa wyjaśnienia, wyjazdy bez pożegnań czy położenie się spać bez przytulenia dziecka na dobranoc i wyjazd następnego dnia skoro świt na następne kilka tygodni. Moim obowiązkiem, jako matki, jest ochrona dziecka przed takimi sytuacjami, zwłaszcza dlatego, że- jak sam napisałeś- to odbija się niekorzystnie na zdrowiu syna.
Cytat:
Jak dla mnie potrzebujesz dwóch rzeczy: dobrego terapeuty (lub zespołu kobiety i mężczyzny), którzy pomogą Tobie zrozumieć miejsce i sytuację, w której się znajdujesz.

Terapeuty potrzebuje najbardziej syn. Ja doskonale rozumiem swoją sytuację, a nie mam najmniejszej ochoty przepracowywać tego, co sie kłębi pod czaszką u mojego jeszczemęża- dla mnie nie ma to najmniejszego znaczenia, bo chcę jak najszybciej wyplątać się z tej chorej sytuacji. Siebie i syna.
Cytat:
Druga rzecz to dobry prawnik.

No wiesz... Sama na to nie wpadłabym za Chiny.
Cytat:
Forum i opinie użytkowników, szczere i pełne życzliwości Tobie praktycznie nie pomogą.

Założyłam tu dwa wątki, w których nie prosiłam o opinie, ale o odpowiedzi na konkretne pytania. Dzięki temu trafiłam tam, gdzie mi takiej pomocy udzielono (Wadero- jeszcze raz dziekuję).
Sonia napisała:
Cytat:
A tak od siebie – powiem jedno – jestem zaskoczona, że na takim Forum (!) odsyła się kobietę na inne fora.

Dziwi Cię, że padła odpowiedź na moje pytanie?
Switek napisał:
Cytat:
Jak dla mnie zmęczona podała tylko swoją część prawdy. Napisała o faktach, które miały miejsce natomiast istotne jest odpowiedź na pytanie; d l a c z e g o.... ?

Dlaczego chcę mieć zabezpieczenie dla dziecka? No to pytanie nie wymaga ŻADNEJ odpowiedzi...
Dlaczego myślę o rozwodzie? „

Każdy człowiek ma prawo opuścić miejsce, które go niszczy

Cytat:
Widzisz, najczęściej ludzie nie mówią i nie piszą c a ł e j _ p r a w d y

Całą prawdę to mogę mówić tylko tym, którym ufam. Nie napisałam tu zresztą po to, by się użalać nad sobą. Chciałam poznać odpowiedzi na pytania, których nie są w stanie mi udzielić moi przyjaciele.
Napisz jeszcze, „profesjonalisto”, że kobieta, której mąż nie pije i nie bije, musi mieć kochasia na boku i dlatego chce rozwodu.
Cytat:
Jeżeli zmęczona tyle pisze o dobru dziecka i jego zdrowiu i podejmuje działania, które z dużym prawdopodobieństwem mogą dziecku zaszkodzić to coś tutaj jest nie halo...

Jeśli ja- osoba dorosła- nie akceptuję tego, jak się traktuje mnie i dziecko, to tym bardziej tego nie zrozumie i nie zaakceptuje dziecko. Moim obowiązkiem jest uwolnić nas od przemocowca psychicznego, który chce pograć na mnie poprzez działania przeciwko dziecku.
Gorzka napisała:
Cytat:
W takich przypadkach prawdy zazwyczaj są dwie.

Prawda jest zawsze jedna. Ufam, że sąd ją odnajdzie.
Sonia napisała:
Cytat:
Mnie nauczono, że pośpiech jest złym doradcą skoro nie mamy do czynienia z patologią (a o tym tutaj nie ma mowy).

<robię wielkie oczy ze zdziwienia>
Kariera ponad wszystko, dręczenie emocjonalne mnie i syna i jeszcze inne, prefidne formy przemocy psychicznej, to nie jest patologia? Kobieto, a raczej- dziewczę drogie- ja nie napisałam tu nawet 10% tego, co się dzieje w naszym domu, więc nie masz podstawy, by stwierdzić, że nie ma patologii. BTW, od 2 lat jestem pod opieką psychiatry- myślisz, że wszyscy rodzice chorych dzieci cierpią na depresję?
"Głodne kawałki", powtarzane przez karierowiczów, to najczęściej zasłanianie się dobrem rodziny- że to dla rodziny tak się pracuje. Pieniądze są ważne- to jasne. Tylko, że u części jest to usprawiedliwienie dążenia do zaspokojenia własnych, chorych ambicji zawodowych. W służbach mundurowych (zwłaszcza w wojsku) niektórzy utożsamiają stanowisko służbowe z władzą nad rodziną. A jeśli do tego dojdzie przykład z rodziny, gdzie ojciec pił i bił matkę, nie dawał pieniędzy na utrzymanie, to taki osobnik ma świetny grunt, by kontynuować poczynania swego- pożal się Boże- ojca. Plus żona, która jest świadoma własnej wartości, aktywna zawodowo, z sukcesami-również towarzyskimi- to wyjątkowa mieszanka wybuchowa.

Moderatorów proszę o zamknięcie tematu.

taki jeden - Sob 07 Mar, 2009

:klucz:

Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group