dym spowija górskie szczyty
które są teraz moim domem
ale mój dom prawdziwy to nizina
i zawsze nim będzie
pewnego dnia ty wrócisz do
swojej doliny, na swoją farmę
uciekniesz z tego piekła
być towarzyszami broni
poprzez pola zniszczenia
chrzesty ognia
widziałem ogrom twego cierpienia
gdy walka coraz mocniej się wzniecała
raniła mnie równie boleśnie
w strachu i w trwodze
nigdy nie mnie nie opuściłeś
mój towarzyszu broni
jest tyle różnych światów
tak wiele innych słońc
ale my mamy tylko jeden
a żyjemy w innych światach
teraz gdy słońce zginęło w piekle
a księżyc rządzi światem
pozwól mi się z tobą pożegnać
wszystkich dopada śmierć
jednak zapisane jest w gwiazdach
i każdej lini na twej dłoni
jesteśmy idiotami wszczynającymi wojnę
przy naszych towarzyszach broni
a tu orginalny tekst
Brothers In Arms
These mist covered mountains
Are a home now for me
But my home is the lowlands
And always will be
Some day youll return to
Your valleys and your farms
And youll no longer burn
To be brothers in arms
Through these fields of destruction
Baptisms of fire
Ive watched all your suffering
As the battles raged higher
And though they did hurt me so bad
In the fear and alarm
You did not desert me
My brothers in arms
Theres so many different worlds
So many differents suns
And we have just one world
But we live in different ones
Now the suns gone to hell
And the moons riding high
Let me bid you farewell
Every man has to die
But its written in the starlight
And every line on your palm
Were fools to make war
On our brothers in arms
Pomogła: 7 razy Wiek: 63 Dołączyła: 09 Sie 2006 Posty: 2017 Skąd: Szczecin
Wysłany: Nie 03 Wrz, 2006
A to mojej ulubionej poetki
Maria Pawlikowska-Jasnorzewska
Kto dzisiaj kocha...
Dziś dla miłości nie róże, lecz osty,
Nie masz już dla niej łatwych dróg i prostych!
Kto dzisiakj kocha, nie wie, co spoczynek,
Co chleb bez ości i co dzień bez troski...
*
Miłość
Nie widziałam cię już od miesiąca.
I nic. Jestem może bledsza,
trochę śpiąca, trochę bardziej milcząca,
lecz widać można żyć bez powietrza!
*
Cień
Byle ten obłok niełaski
z naszego słońca się zwlókł,
a położę się jak cień płaski
u Twoich nóg...
*
Kto chce, bym go kochała
Kto chce, bym go kochała, nie może być nigdy ponury
i musi potrafić mnie unieść na ręku wysoko do góry.
Kto chce, bym go kochała, musi umieć siedzieć na ławce
i przyglądać się bacznie robakom i każdej najmniejszej trawce.
I musi też umieć ziewac, kiedy pogrzeb przechodzi ulicą,
gdy na procesjach tłumy pobożne idą i krzyczą.
Lecz musi być za to wzruszony, gdy na przykład kukułka
kuka lub gdy dzięcioł kuje zawzięcie w srebrzystą powlokę buk
Musi umieć pieska pogłaskać i mnie musi umieć pieścić,
i smiać się, i na dnie siebie żyć słodkim snem bez treści,
i nie wiedzieć nic, jak ja nic nie wiem, i milczeć w rozkosznej
ciemności
i byc daleki od dobra i równie daleki od złości.
ech...kiedys to sie zaczytywałam...A gdybym umiała pisac tak pięknie , to napisałabym co ja musiałam sie nauczyc i jaka być, żeby ta miłosc trwała....
_________________ więcej słuchać a mniej mówić---moja mądrość życiowa a i tak myślę,że gaduła ze mnie.
Pomogła: 7 razy Wiek: 63 Dołączyła: 09 Sie 2006 Posty: 2017 Skąd: Szczecin
Wysłany: Nie 03 Wrz, 2006
i to takie prawdziwe,, perełka
Wisława Szymborska
Portret kobiecy
Musi być do wyboru.
Zmieniać się, żeby tylko nic się nie zmieniło.
To łatwe, niemożliwe, trudne, warte próby.
Oczy ma, jeśli trzeba, raz modre, raz szare,
czarne, wesołe, bez powodu pełne łez.
Śpi z nim jak pierwsza z brzegu, jedyna na świecie.
Urodzi mu czworo dzieci, żadnych dzieci, jedno.
Naiwna, ale najlepiej doradzi.
Słaba, ale udźwignie.
Nie ma głowy na karku, to będzie ją miała.
Czyta Jaspersa i pisma kobiece.
Nie wie po co ta śrubka i zbuduje most.
Młoda, jak zwykle młoda, ciągle jeszcze młoda.
Trzyma w rękach wróbelka ze złamanym skrzydłem,
własne pieniądze na podróż daleką i długą,
tasak do mięsa, kompres i kieliszek czystej.
Dokąd tak biegnie, czy nie jest zmęczona.
Ależ nie, tylko trochę, bardzo, nic nie szkodzi.
Albo go kocha, albo się uparła.
Na dobre, na niedobre i na litość boską.
_________________ więcej słuchać a mniej mówić---moja mądrość życiowa a i tak myślę,że gaduła ze mnie.
coyota [Usunięty]
Wysłany: Sro 06 Wrz, 2006
Połoniny Niebieskie
Gdy nie zostanie po mnie nic
Oprócz pożółkłych fotogtafi
Błękitny mnie przywita świt
W miejscu, co nie ma go na mapie
A kiedy sypią na mnie piach
Gdy mnie okryją cztery deski
To pójdę tam gdzie wiedzie szlak
Na połoniny na niebieskie
Podwiezie mnie błękityny wóz
Ciągnięty przez błękitne konie
Przez świat błękitny będzie wiózł
Aż zaniebieszczy w dali błonie
Od zmartwień wolny i od trosk
Pójdę wygrzewać się na trawie
A czasem gdy mi przyjdzie chęć
Z góry na ziemię się pogapię
Popatrzę jak wśród smukłych malw
Wiatr w podwieczornej ciszy kona
Trochę mi tylko będzie żal
Że trawa u was tak zielona
cola [Usunięty]
Wysłany: Czw 07 Wrz, 2006
Czesław Miłosz
Który skrzywdziłeś
"Który skrzywdziłeś człowieka prostego
Śmiechem nad krzywdą jego wybuchając,
Gromadę błaznów koło siebie mając
Na pomieszanie dobrego i złego,
Choćby przed tobą wszyscy się kłonili
Cnotę i mądrość tobie przypisując,
Złote medale na twoją cześć kując,
Radzi że jeszcze dzień jeden przeżyli,
Nie bądź bezpieczny. Poeta pamięta.
Możesz go zabić - narodzi się nowy.
Spisane będą czyny i rozmowy.
Lepszy dla ciebie byłby świat zimowy
I sznur i gałąź pod ciężarem zgięta."
"rozstanie jest ptakiem
który rozpostarł pióra
ode mnie do ciebie
wszystkie pióra są ciemne
wszystkie dni
bez ciebie
noce drżą
rozsypane pióra
po niebie
kiedy przyjdziesz
złote pióra zbiegną się w słońce
umrze ptak"
[trzeba...]
"trzeba...
no uśmiechnij się jeszcze
trzeba uśmiechu
prosiłam cię o łzę przedwczoraj
wczoraj - o uścisk
dzisiaj - o uśmiech
nie próbuj zatrzymać w dłoni
wątłych skrzydeł motyla
choćby usiadł ci na sukni
nie próbuj zacisnąć w dłoni
pozwól mu wytchnąć chwilę
i pożegnaj uśmiechem
trzeba...
tak to wiem
że dużo trudniej o uśmiech"
[Szukam cię w miękkim futrze kota]
"Szukam cię w miękkim futrze kota
w kroplach deszczu
w sztachetach
opieram się o dobry płot
i zasnuta słońcem
- mucha w sieci pajęczej -
czekam..."
Raz staruszek, spacerując w lesie,
Ujrzał listek przywiędły i blady
I pomyślał: - Znowu idzie jesień,
Jesień idzie, nie ma na to rady!
I podreptał do chaty po dróżce,
I oznajmił, stanąwszy przed chatą,
Swojej żonie, tak samo staruszce:
- Jesień idzie, nie ma rady na to!
A staruszka zmartwiła się szczerze,
Zamachnęła rękami obiema:
- Musisz zacząć chodzić w pulowerze.
Jesień idzie, rady na to nie ma!
Może zrobić się chłodno już jutro
Lub pojutrze, a może za tydzień
Trzeba będzie wyjąć z kufra futro,
Nie ma rady. Jesień, jesień idzie!
A był sierpień. Pogoda prześliczna.
Wszystko w złocie trwało i w zieleni,
Prócz staruszków nikt chyba nie myślał
O mającej nastąpić jesieni.
Ale cóż, oni żyli najdłużej.
Mieli swoje staruszkowie zasady
I wiedzieli, że prędzej czy później
Jesień przyjdzie. Nie ma na to rady.
Wyspa
Być może, jest taka wyspa
Na jakimś oceanie,
Która ma jedną przystań
I jeden jacht w tej przystani.
I wody jednej rzeki
Przecinają ją w poprzek,
I jeden strażnik rekin
Pilnuje wyspy dobrze,
I pojedynczo się łamią
O skałę samotne fale,
I jeden czarny namiot
Stoi na owej skale.
Nad palmą jedną, jedyną
Błyszczy jedyna gwiazda,
A gdy się chce tam dopłynąć,
Jest tylko jedna jazda,
Gdyż jeden jest kierunek
I jeden mały bilet,
Więc po swój biedny pakunek
Niebawem się pochylę
I opuszczę swą izbę
Bez słów i bez powrotów,
By popłynąć na wyspę
Do czarnego namiotu.
I będzie coraz ciemniej,
Ciepło, smutno i mglisto,
Psy, kiedy wyją w pełnię,
Też tęsknią za tą wyspą...
Gdy czasem młoda polonistka
Taka naiwna, schludna taka,
Egzaltowana, świeża, czysta,
Że chciało by się siąść i płakać.
Więc gdy ta polonistka właśnie
Małpując młodopolskie pozy
Wybiegnie o porannym czasie
Boso na łąkę między brzozy,
Poigra z pliszką i skowronkiem
Oraz z pudliszką i z biedronką,
Przywita ze wschodzącym słonkiem,
Wołając: - Witaj jasne słonko!
Z róż i powojów splecie wieńce,
Pomacha rączką do motyla,
Kraśnym obleje się rumieńcem
Widząc jak pszczółka kwiat zapyla.
Coś z Anny German gdy zanuci,
Wyrecytuje coś z Asnyka,
A potem bardzo się zasmuci
Nad żabką, którą bocian łyka,
I chcąc zapłakać nad półtrupem
(bo drugie pół ten bocian urwał)
Wlizie tą bosą nogą w kupę
I wyda okrzyk: - Ożesz k***a!
To - jeśli byłbym na tej łące
Naocznym świadkiem tego zgrzytu -
Jak jestem facet niepijący,
Pół litra wychlałbym z zachwytu!
Pomogła: 7 razy Wiek: 63 Dołączyła: 09 Sie 2006 Posty: 2017 Skąd: Szczecin
Wysłany: Sro 20 Wrz, 2006
» Jacek Kaczmarski » Odpowiedź na ankietę -Twój system wartości
Polityka mi wisi
Dorodnym kalafiorem.
Błogosławieni cisi
I ci, co pyszczą w porę.
Historia mnie nie bierze,
Literatura nudzi.
Ja tam dziś w nic nie wierzę,
A już na bank - nie w ludzi.
Nawet drzewa twardnieją, by przeżyć,
Co tu mówić o ludziach, frajerzy!
A jak sie urządzili
Ci z władz i z opozycji?
Ten bił, a tego bili -
Obydwaj dziś w policji.
Więc żaden mnie nie skusi
Na byle ćmoje - boje.
Błogosławieni głusi
I ci, co słyszą swoje.
Nawet drzewa, by przeżyć, korzenie
Zapuszczają głęboko pod ziemię.
Katabas kirchę wznosi
Nie dla nas, a dla Pana
Więc jakby sam sie prosił
By z glana kapelana.
Mnie tego nikt nie wkrzepi,
Ja chcę mieć święty spokój.
Błogosławieni ślepi
I ci, co widzą w mroku.
Nawet drzewa rosną w ciemnościach
W dupie mają - na czyich kościach.
Mnie nie rajcuje kasa,
Kwatera i gablota.
Jak trafię skóre - klasa -
Pieroga wyłomotam.
Wykaże test, żem HIV-nik,
To w żyłę - i odjadę.
Błogosławieni sztywni
I ci, co żyją z czadem.
Nawet drzewa próchnieją przedwcześnie
A przecież istnieją - bezgrzesznie.
_________________ więcej słuchać a mniej mówić---moja mądrość życiowa a i tak myślę,że gaduła ze mnie.
cola [Usunięty]
Wysłany: Sro 20 Wrz, 2006
Kazimierz Przerwa-Tetmajer
Konaj, me serce ...
Konaj, me serce - - po co żyć ci dalej?
Żadne z twych pragnień nigdy się nie iści - -
wrzej, aż cię ogień wewnętrzny przepali,
i uschnij, na kształt oderwanych liści.
Milcz i umieraj. Ileżeś to razy
zadrgało próżno; klątwy ileżkrotne
na twe szalone rzucałeś ekstazy,
i znów milczało - - dumne i samotne.
Ale tej nocy posępnej i sennej
nie zdołasz milczeć, szał buntu cię zrywa,
z milczenia twego powstajesz Gehenny,
na ustach twoich drga klątwa straszliwa...
Gdyby ta klątwa zmieniła się w gromy,
skały się skruszą i spłomieni morze,
zadrży sklep niebios wiecznie nieruchomy,
gwiazdy zeń runą w przepaść...
Do snu
Nie mam dosyć odwagi, aby przed złem życia
w śmierci szukać zbawienia
i wiecznego ukrycia,
ani wiem, czy śmierć kresem ludzkiego istnienia
jest wieczystym?... Ani wiem, czy zło w tej zaziemnej
bezwiednie przeczuwanej przestrzeni tajemnej
nie władnie? Lecz strudzony walką bezowocną
z siłą losu przemocną,
ciebie wołam, śnie cichy... O! gdybyś przez wieki
nie schodził z mej powieki...
Śnie! Ileż razy westchnę do ciebie, gdy jasna
okrutna prawda mózg mój i serce rozdziera...
Jeszcze godzina jedna, dwie - - a potem zasnę
i cichość mnie śmiertelna
kołysze na swym łonie... Duch we mnie umiera,
i jestem, jak trup żywy, bez czucia, bez myśli,
więc złemu niedostępny... Ty mi słodycz zeszłej,
śnie - - chcę choć wizji szczęścia. O! gdybyś przez wieki
nie schodził z mej powieki...
A choćbym dziś zasnąwszy, zamiast spodziewanej
ulgi, miał śpiący stać się łupem widm cierpienia
lub choćby się jątrzyły w nocy owe rany,
zdobyte w walce dziennej,
których ja zapomnienia
szukam w martwości sennej:
jeszcze do cię zawołam, śnie, obyś przez wieki
nie schodził z mej powieki...
Zasnąć już!...
Zasnąć już!.... Noc ta pochmurna, bezgwiezdna,
posępnych widzeń krynicą jest bez dna -
zasnąć już, skłonić na nirwany łono
głowę płonącą, bez miary zmęczoną...
Przepłynął przez nią strumień myśli długi,
a jedna była smutniejszą od drugiej,
a wszystkie były smutne bezlitośnie - -
chcę spać, choć wiem, że ciągu myśli dośnię...
Ha!... Tłum okropny mar ciśnie się białych,
w szatach zwalanych ziemią i zbutwiałych,
tańczą wokoło z szalonym pośpiechem,
szyderczym w twarz mi wybuchając śmiechem
Widok ich trupich czaszek mię przeraża,
dusi mię zgniła, wstrętna woń cmentarza,
a ten śmiech strasznej ironii się wwierca,
jak tępa śruba, w głąb mojego serca.
Tłoczą się ku mnie ohydną gromadą,
trupie swe ręce na czoło mi kładą
i spróchniałymi szczękami klekocą
najokropniejsze z wszystkich pytań: Po co!?...
W jesieni
O cicha, mglista, o smutna jesieni!
Już w duszę czar twój dziwny, senny spływa,
przychodzą chmary zapomnianych cieni,
tęsknota wiedzie je smutna i tkliwa,
ileż miłości, och, ileż kochania
umarła przeszłość z naszych serc pochłania,
z naszych serc biednych, z naszych serc bezdeni...
Zamykam oczy... Blade ciche cienie
suną się w liści posępnym szeleście -
jak obłok światło: niesie je wspomnienie...
O dni umarłe! o dni! gdzież jesteście?...
co pozostało po was?... Ach! daleko,
daleko kędyś toczycie się rzeką
szarą i mętną w głąb puszcz i w milczenie...
coyota [Usunięty]
Wysłany: Sro 20 Wrz, 2006
"Żywi i martwi"
Nasi koledzy z konspiracji,
Pogromcy "Panter" i "Tygrysów",
Leżą przeważnie wśród akacji,
A dużo rzadziej wśród cyprysów.
Zginęli mając lat dwadzieścia,
A i piętnaście też czasami...
Wtedy z nich żaden ginąć nie chciał,
Lecz dzisiaj - wygrywają z nami.
Zostali już na zawsze młodzi,
Szlachetni z czynów i postaci,
Już nic im dzisiaj nie zaszkodzi,
Już nikt ich dzisiaj nie zeszmaci.
Sztandary na ich grobach wieją,
Warty w rocznice się ustawia...
Oni się już nie zestarzeją
Na swoich starych fotografiach.
Palą się znicze, snują dymy.
Przybywa nam na twarzach zmarszczek,
Wciąż młode są ich pseudonimy,
Nasze są martwe i wciąż starsze.
...a kiedy już poumieramy
I gdy się już znajdziemy w raju,
Wtedy natychmiast ich poznamy,
Lecz oni nas -już nie poznają.
I może któryś nawet powie,
Widząc nas w rajskim przedpokoju:
- Nie wiecie, biedni staruszkowie,
Gdzie są koledzy z tamtych bojów?
Wtedy zapewne zapłaczemy,
Sięgniemy dłonią do orderów,
Ale im prawdy nie powiemy...
Po co rozśmieszać bohaterów?
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Możesz głosować w ankietach Nie możesz załączać plików na tym forum Możesz ściągać załączniki na tym forum