Strona Główna


<b><font color=blue>REGULAMIN</font></b> i FAQREGULAMIN i FAQ  SzukajSzukaj  UżytkownicyUżytkownicy  GrupyGrupy
RejestracjaRejestracja  ZalogujZaloguj  <b>Galeria</b>Galeria  DownloadDownload

Poprzedni temat «» Następny temat
Opowiadania i teksty satyryczne
Opublikował Wiadomość
puchatek 
7



Pomógł: 7 razy
Dołączył: 17 Lip 2007
Posty: 2900
Skąd: Stumilowy Las
Wysłany: Sro 13 Lip, 2011   

Arwena, mam pytanie do Ciebie; skoro jesteś autorką tego poematu, to zapewne dałaś zgodę na umieszczenie go bez żadnego przypisu na tym blogu? KLIKNIJ
_________________
Tolerancja dla wszystkich! Za wyjątkiem wrogów tolerancji!
 
 
Arwena 
2



Dołączyła: 11 Wrz 2010
Posty: 69
Skąd: Lorien
Wysłany: Sro 13 Lip, 2011   

puchatek napisał/a:
skoro jesteś autorką tego poematu

Nie puchatku, nie jestem, mój błąd, że nie zaznaczyła, że to cytat i nie podałam źródła :efendi2:
_________________
Jeden,by wszystkimi rządzić,Jeden, by wszystkie odnaleźć,Jeden, by wszystkie zgromadzić i w ciemności związać.
 
 
puchatek 
7



Pomógł: 7 razy
Dołączył: 17 Lip 2007
Posty: 2900
Skąd: Stumilowy Las
Wysłany: Czw 14 Lip, 2011   

Arwena, uff ulżyło mi.
_________________
Tolerancja dla wszystkich! Za wyjątkiem wrogów tolerancji!
 
 
MK-J 
Mod
kapitanka



Pomogła: 32 razy
Dołączyła: 22 Wrz 2007
Posty: 7498
Skąd: north
Wysłany: Pią 05 Sie, 2011   

Cytat:

Armia pod cywilną kontrolą


Występują: Minister obrony – cywilnie kontroluje armię; Generał, Bardzo Ważny Generał, Wyjątkowo Ważny Generał, Generał Tak Ważny Że Aż Strach – są cywilnie kontrolowani.

Miejsce akcji: gabinet ministra

Akt I – godzina 8:30

Minister obrony: (siedzi za biurkiem, przegląda papiery. Co jakiś czas groźnie marszczy brwi potwierdzając powagę swojego urzędu)

Generał: (nieśmiało puka, wchodzi do gabinetu, strzela obcasami, staje na baczność przed ministrem)

Minister obrony: (świdruje go swoim kontrolnym wzrokiem) Panie Generale – tylko szczerze. Jak dziś jest?

Generał: (wypręża dumnie pierś) Jest dobrze!

Minister obrony: (wpatruje się generałowi głęboko w oczy)

Generał: (wytrzymuje spojrzenie ministra)

Minister obrony: (uśmiecha się) A skoro tak – to dobrze.

Akt II – godzina 12:00

Minister obrony: (wpatruje się w mapę. Co jakiś czas patrzy w dal podkreślając swoją dalekowzroczność)

Bardzo Ważny Generał: (wchodzi do gabinetu, strzela obcasami, staje na baczność przed ministrem)

Minister obrony: (kontrolnie chrząka) Mam poważne wątpliwości, czy jest dobrze… (patrzy na swojego gościa badawczo)

Bardzo Ważny Generał: (nie daje się zbić z tropu) Ależ zapewniam pana, że jest. Daję słowo.

Minister obrony: Skoro pan tak mówi… (kiwa głową)

Akt III – godzina 15:00

Minister obrony: (przesuwa ołowiane żołnierzyki po blacie biurka. Co jakiś czas wzdycha ciężko demonstrując swój emocjonalny stosunek do wykonywanej pracy)

Wyjątkowo Ważny Generał: (wchodzi do gabinetu, staje na baczność przed ministrem)

Minister obrony: Mówicie, że jest dobrze… (uśmiecha się kontrolnie)

Wyjątkowo Ważny Generał: Tak jest…

Minister obrony: …a może tak naprawdę jest źle, ha! (patrzy na swojego gościa tryumfująco)

Wyjątkowo Ważny Generał: (kiwa przecząco głową) To niemożliwe, bo gdyby było źle, to przecież bym o tym wiedział.

Minister obrony: To prawda (jest pod wrażeniem żelaznej logiki zaprezentowanej przez swojego gościa) .

Akt IV – godzina 18:00

Minister obrony: (słucha melodii wojskowego marszu. Co jakiś czas patrzy na zegarek podkreślając, że pracuje po godzinach)

Generał Tak Ważny Że Aż Strach: (wchodzi do gabinetu)

Minister obrony: No to jak będzie jutro?

Generał Tak Ważny Że Aż Strach: (uśmiecha się) Jeszcze lepiej.

Prolog – godzina 21:00

Minister obrony: To kontrolowanie mnie kiedyś wykończy.

Kurtyna: nie potrzebuje kontroli, sama wie, że powinna opaść.

Wszelkie podobieństwo bohaterów do prawdziwych postaci występujących na polskiej scenie politycznej jest oczywiście zupełnie przypadkowe.

LINK
_________________
Naród, który nie szanuje swej przeszłości nie zasługuje na szacunek teraźniejszości i nie
ma prawa do przyszłości. J. Piłsudski
 
 
Endriu48 
Mod
*emW-"spider"



Pomógł: 71 razy
Wiek: 75
Dołączył: 17 Sty 2006
Posty: 3222
Skąd: O...../Mazury
Wysłany: Pon 29 Sie, 2011   Ciekawa proza...

Fragment prozy nieznanego autora. [znalezione w internecie]
Cytat:
O tej porze wózki jechały powoli. Niewidzialny facet od promocji nie włączył jeszcze mikrofonu. Nie obniżył cen i nie zapraszał nikogo na degustację sera, kiszonych ogórków lub cielęcych parówek z filiżanką kawy nowej generacji. Dlatego we wtorek, kilkanaście minut przed dziesiątą życie było jeszcze normalne. Nie zakłócone. Nie oszukane. Życie po prostu nie dla idiotów było.

O tej porze wózki rozmawiały ze sobą i przyglądały się wszystkiemu z namysłem. Moim zdaniem, raczej kontemplowały rynek niż nakręcały koniunkturę. Bez względu na życiorys, przebyte choroby, zasobność portfela, bez względu na to, czy jechał wózek emeryta, gospodyni domowej czy tego człowieka, który akurat miał na drugą zmianę, pierwsze cichobieżne wózki zdecydowanie nie lubiły przepychanek. Nie brały udziału w szaleńczych gonitwach za niebywałą okazją i nie znosiły czekania w długich kolejkach do kasy.

Czasem pojawiał się wózek nadziany (chociaż o tej porze nie bardzo, nie te godziny), ale czasem się zdarzało. Wpadał wtedy jak przecinak i pomykał demonstracyjnie bez wózka. Prawdę powiedziawszy, on nawet koszyka nie potrzebował. Rzadko kiedy leciał na wysypisko (tak z Byniem nazywaliśmy halę główną), gdzie wszystko było tańsze, ale w ogólnym rachunku wychodziło, że droższe albo tyle samo kosztuje. Po drugiej stronie szyby, wśród wieszaków, regałów i półek pływały arcywzniosłe ekspedientki (te z kolei nazywaliśmy neonkami). Może nie były to najdroższe sklepy w mieście, szczerze mówiąc, druga, nawet trzecia liga: Reserved, Lee, Gucci, perfumeria, jubiler ale — Boże mój — jaki tam pracował personel. Jaką niesamowicie specjalistyczną selekcję musiał przejść, żeby otrzymać homologację na złote karty bankomatowe. W takich ekskluzywnych wnętrzach, gdzie magnetyczne paski decydują o twoim być albo nie być, normalny człowiek nie ma czego szukać. Normalny człowiek bierze wózek i od razu jedzie na wysypisko — tam jest jego miejsce. W takich sklepach nadziane wózki nie tyle przymierzają, nie tyle wybierają czy kupują, one przede wszystkim obcują. Tak, nadziane wózki obcują wtedy z neonkami i w trakcie tego obcowania zamieniają się w skalary, i to niesłychanie uwzniośla obie strony. Bo w gruncie rzeczy nie chodzi tutaj o żadne zakupy. Jest rzeczą oczywistą, że taki nieprzytomnie nadziany skalar zakupi kolejne pięć koszul, kolejne trzy pary spodni albo kolejne dziesięć, a może trzydzieści par skarpetek. W gruncie rzeczy chodzi o sam fakt obcowania. Zawsze bowiem istnieje szansa, że taki nadziany skalar rzuci jednoznaczną propozycję spędzenia wspólnego wieczoru jakiejś arcywzniosłej neonce. (tak z Byniem nazywaliśmy halę główną), gdzie wszystko było tańsze, ale w ogólnym rachunku wychodziło, że droższe albo tyle samo kosztuje. W każdym razie, jeśli taki szybkobieżny, nieprzytomnie nadziany wózek się pojawił, to szedł — co mówię — on płynął pasażem handlowym. Płynął i oglądał wielkie jak akwaria witryny butików.

Raz jeden, jeden jedyny raz, dałem się namówić Byniowi. Wymyślił sobie spodnie z przeceny. Niedrogie, ledwie 170 Pln.

— Chodź. Pomożesz mi wybrać. W piątek i sobotę robiłem u sąsiada garaż. Jak nie kupię teraz, to kasa się rozejdzie — powiedział i znaczącym gestem podrapał się w szyję.

— Byniu! Zlituj się. Te portki kosztują tyle, co mój calusieńki przyodziewek! Gdzie ty mnie ciągniesz!? — protestowałem nieudolnie.

Już w progu komputerowo stylizowana laska staksowała mnie tak profesjonalnym wzrokiem, jakby chciała powiedzieć: — Wiem facetku, kim jesteś. Doskonale znam takich jak ty. Twoje konto jest puste. Puściuteńkie jest, niczym bęben przed losowaniem totolotka. Tak facetku. Ty przyszedłeś tutaj tylko popatrzeć. Poudawać nadzianego gościa przyszedłeś. — Cokolwiek zresztą myślała, czułem, że uszło ze mnie całe powietrze. A jedyna dycha, którą miałem w kieszeni, rozmieniła się na drobne. Pomyślałem, bardzo szybko wtedy pomyślałem, że czym prędzej należy stamtąd spier... Niestety, było za późno.

- W czym mogę panu pomóc? — usłyszałem zdalnie sterowane pytanie neonki.

Bynio nawet nie zwrócił na nią uwagi. Popłynął jak nieprzytomnie nadziany skalar w regały z przeceną. Tam przejęła go druga neonka. Stałem trzy metry od drzwi wejściowych i powtarzałem w głowie przed chwilą usłyszane pytanie. W czym ona może mi pomóc? W czym ta arcywzniosła gówniara może mi pomóc? W czym? W wyborze koszuli? Podkoszulka? Skarpetek? W sumie czemu nie............................................................................................s k a r p e t k i ?


Skarpetki mogły wchodzić w rachubę, zakładając, że Byniu ma co najmniej dwie stówy w kieszeni i oprócz spodni nie przewiduje innych zakupów. W sumie, czemu nie miałbym odegrać tej komedii do końca. Czemu nie miałbym rozwinąć idiotycznego wątku nadzianego gościa, który jest pusty jak bęben przed wielką kulminacją? Ale z drugiej strony, jednak nie przystoi... z drugiej strony, nie przystoi jednak, tak zuchwale naciągać kolegę z pracy na skarpetki. Strasznie, strasznie skomplikowane etycznie było to moje wejście. Jeszcze przez chwilę zamierzałem się wycofać, jeszcze przez ułamek sekundy rozważałem hamletowską kwestię: być albo nie być nadzianym wózkiem? Najlepiej by było — pomyślałem — gdyby ta młoda neonka podała mi szklankę zimnej wody mineralnej. Tak. Szklanka, lodowato zimnej mineralnej mogła ostudzić moje chore zapędy, mogła uprzytomnić całe szaleństwo pomysłu — mogła — ale nie uprzytomniła. Zamierzałem grać. Chciałem grać. Jak nigdy dotąd, chciałem zobaczyć reakcję Bynia. Co zrobi? Co powie? Jakąż to będzie miał minę, kiedy podejdzie do kasy i nagle dowie się, że prócz spodni z przeceny kupił jeszcze skarpetki. Niedrogie ledwie 25, góra 30 złotych. Na te za 50 już nie zamierzałem go naciągać.

Z całym szacunkiem dla ekskluzywnych sklepów, ale moim zdaniem, w takich miejscach powinien jednak stać dystrybutor z lodowato zimną mineralną. Jak nic miałby zastosowanie. Powiem więcej, miałby podwójne, nawet potrójne zastosowanie! Szykowała się potrójna gra. Tak, podstępna, potrójna gra się szykowała. Po pierwsze Bynio, który nie ma zielonego pojęcia, że kupi sobie skarpetki, po drugie ja, który wiem, że mój szanowny kolega będzie za chwilę kupował skarpetki, po trzecie arcywzniosła, a w tej chwili, już wybitnie zniecierpliwiona neonka, która w ogóle nie ma pojęcia, co się wydarzy. Potrójna gra — mówiłem w głębi podstępnej duszy. — Potrójna gra warta jest świeczki. Jedynie dystrybutor mógł rozwiązać szaloną kwestię zakupu skarpetek. W istocie niczego nie rozwiązywał, ponieważ go nie było. Nie było butli z mineralną, nie było kubków jednorazowego użytku, nawet marnego saturatora z poprzedniej epoki ze szklanką na łańcuchu nie było. (Zdaje się, że z tym saturatorem trochę mnie poniosło — zdecydowanie nie pasował do tego wnętrza). Już chciałem się odezwać, już miałem poprosić zniecierpliwioną neonkę o szalone skarpetki z trzeciej półki licząc od dołu, już miałem rozpocząć potrójna grę, kiedy nagle poczułem, że zaschło mi w ustach.

— Cześć Marek! Co tutaj robisz? — usłyszałem za plecami głos mojej byłej żony.

Przez dwie, może trzy, a może nawet pięć sekund mój prywatny elektrokardiograf pokazywał linię ciągłą. W sensie medycznym byłem martwy. W sensie literackim nigdy bym tego nie wymyślił. Po raz kolejny życie wyprzedziło literaturę.

— S k a r p e t k i — wydukałem. — Zamierzam kupić skarpetki.


:gent:
_________________
"Doświadczenie zmienia się proporcjonalnie do zrujnowanego sprzętu."


Jak pomogłem to Kliknij w -> POMÓGŁ!
 
 
 
Endriu48 
Mod
*emW-"spider"



Pomógł: 71 razy
Wiek: 75
Dołączył: 17 Sty 2006
Posty: 3222
Skąd: O...../Mazury
Wysłany: Wto 29 Lis, 2011   

Wraca zmęczony grabarz do domu, ledwie żywy pada z nóg.
- Co ci, Stefciu, ile miałeś pogrzebów dzisiaj? - pyta żona.
- Jeden, ale chowaliśmy naczelnika urzędu skarbowego - odpowiada grabarz.
- No i co z tego?
- No niby nic, ale jak go tylko zakopaliśmy, to zerwały się takie brawa, że musieliśmy bisować jeszcze 7 razy.
-------------
Lotnisko w Nowym Jorku. Facet wchodzi do windy a za nim kobieta w mundurku, mini spódnica, żakiet, stewardeska jakaś. Facet zaintrygowany tą sytuacją mówi:
- Hello, you fly USA airways?
Kobieta nie odzywa się tylko patrzy na niego zdziwiona. Facet pomyślał no to co, spróbuje jeszcze raz:
- Flugen sie Lufthansa, ja..?
Kobieta coraz bardziej zdziwiona patrzy na niego i nic nie mówi. No trudno - pomyślał facet... ale próbuje jeszcze raz:
- Volare sinora Alitalia?
Wtedy kobieta mówi:
- A w mordę chcesz, palancie?!
- Aha, LOT!
--------------
W sądzie.
- Więc pozwany nazwał pana baranim łbem? - wypytuje sędzia. - Ale może powiedział to pod wpływem emocji?
- Nie, Wysoki Sądzie. On mi się najpierw długo i uważnie przyglądał...
--------------
;)
_________________
"Doświadczenie zmienia się proporcjonalnie do zrujnowanego sprzętu."


Jak pomogłem to Kliknij w -> POMÓGŁ!
 
 
 
MK-J 
Mod
kapitanka



Pomogła: 32 razy
Dołączyła: 22 Wrz 2007
Posty: 7498
Skąd: north
Wysłany: Sob 30 Mar, 2013   

Nie wiem czy to dobre miejsce...
Cytat:


Tusk na podsłuchu


Kogo obgadywali politycy podczas meczu Polska–Ukraina?

Postanowiliśmy dobrać się władzy do dupy. Ale jak to zrobić, skoro dupę tę chroni gruba moczochłonna pielucha?
Otóż, drodzy Państwo, istnieje na świecie wynalazek, za który należy się Nagroda Nobla we wszystkich kategoriach – kardioidalny mikrofon kierunkowy Yukon DSAS. Co za cholera siedzi w środku tego 40-centymetrowego urządzenia, diabli raczą wiedzieć, niemniej dzięki działaniu w zakresie częstotliwości 500-10000 Hz, czułości na częstotliwości 1000 Hz wynoszącym 20+5 mV/Pa i wzmocnieniu dźwięku do 66dB da się usłyszeć przez ten mikrofon pierdnięcie myszy z odległości 50 m. Firma Yukon, znana niegdyś z produkowania przyrządów optycznych i nasłuchowych na potrzeby wojska, po upadku Związku Radzieckiego przekształciła się w spółkę międzynarodową i udostępniła swe technologie na rynku cywilnym. Korzystają z niej służby specjalne wielu krajów, muzycy operowi, ornitolodzy chcący odróżnić trele lecącego pochwodzioba żółtodziobego od czarnodziobego… I my.

Historii naszych wycieczek za kulisy władzy nie będziemy opisywać, bo nie starczyłoby miejsca. Z ultraczułym mikrofonem siadaliśmy już i na trybunie sejmowej, i w sejmowych korytarzach, zwiedzaliśmy z nim knajpy i ministerstwa – za każdym razem z nagrań wychodziła jednak bezbarwna pulpa, której wielogodzinny odsłuch przynosił mizerne rezultaty. Lepiej było wypatrywać okazji do naprawdę ładnego strzału. Taka nadarzyła się 22 marca podczas niesławnego meczu piłkarskiego Polska–Ukraina.

Od czasów upadku kariery Zbigniewa Chlebowskiego i jego słynnych pokątnych hazardowych rozmów na cmentarzach, trudno być pewnym, komu i gdzie przyjdzie ochota na podsłuchiwanie władzy. Ostatnim miejscem, na którym poważny polityk spodziewałby się chyba obecności wścibskiego mikrofonu jest dokładnie przeczesana przez BOR, odgrodzona od plebsu barierkami i rzędami krzeseł trybuna VIP na liczącym 55 tys. gardeł Stadionie Narodowym.

Udaliśmy się nań za ciężkie pieniądze – kupiony od koników za prawie 600 zł bilet do sektora G37 (tuż nad lożą VIP) przygarnął red. Jaruga, a sektora D20 (340 zł, tuż obok loży VIP) red. Marszał. Z przepustkami dla mediów, które mogliśmy załatwić, nie dostalibyśmy się tak blisko władzy, ale za to nie mielibyśmy problemów z wniesieniem sprzętu. Kontrola licznych ochroniarzy była nieprzyjemna, ale na szczęście niezbyt dokładna – na wydarzenia tego typu nie można wnosić urządzeń rejestrujących dźwięk i obraz, ale nam udało się przemycić sprzęt (w tym podręczny wzmacniacz, przedwzmacniacz, dyktafon i reduktor szumów) w butach typu śniegowce, w których red. Marszał wyglądał jak nastolatka, a red. Jaruga jak transseksualista, który rozmyślił się zaraz po operacji zmiany płci.
Ciekawe urządzenia pospinane kablami wzbudzały szerokie zainteresowanie pijanej publiczności i puszczonych samopas bachorów, ale na szczęście nie stadionowych stewardów i chodzących dwójkami patroli policji.
Gdy już odegrano Mazurka Dąbrowskiego, gawiedź posadziła dupy, a sędzia zagwizdał i 22 facetów zaczęło się pocić, podzieliliśmy łupy w stadionowej windzie. Pierwszy dostępu do licznie zgromadzonych gwiazd spróbował Jaruga.
Loża prezydencka, w której zasiadł Bronisław Komorowski z Wiktorem Janukowyczem i nieco na krzywy ryj prezydent Węgier Janos Ader, była niestety poza zasięgiem pracy urządzenia. Mimo najszczerszych chęci nie dało się nagrać ich reakcji na dwie szybko stracone przez Polaków bramki. Było to szczególnie intrygujące, bo gdy cały stadion krzyczał k***a! i ja mam gdzieś!, Komorowski posługiwać się musiał dobrą miną do dramatycznej gry.
Po lewej stronie od loży prezydenckiej, w sektorze V01 zgromadzili się nie mniej ważni goście: Donald Tusk, Grzegorz Schetyna, Aleksander Kwaśniewski z żoną, Lech Wałęsa, Bogdan Borusewicz, Jerzy Buzek, a także byli piłkarze i obecni działacze PZPN: Zbigniew Boniek, Roman Kosecki (poseł PO) oraz Marek Koźmiński.
Dostęp do nich od strony Marszała był wręcz wymarzony. Funkcjonariusze BOR tracili czujność, wgapiając się w sytuację na boisku, a jeśli już się rozglądali, to w górę, czy aby nikt nie planuje zrzucić worka kartofli na piękny umysł premiera.
Wbrew temu, co mogłoby się wydawać, dobrze wycelowany mikrofon kardioidalny doskonale sprawdził się w warunkach stadionowych. Bez przeszkód docierały do niego dźwięki oddalone o ok. 20 m (trzeba zaznaczyć, że na trybunach VIP-ów jest dużo ciszej niż na pozostałych), a jego immanentną cechą jest niemal całkowite odcinanie nawet najgłośniejszych dźwięków dochodzących pod kątem 90 stopni z boku oraz z tyłu).
W ciągu 20 minut pierwszej oraz 45 minut drugiej połowy udało nam się zarejestrować następujące dialogi. Ich ocenę pozostawiamy Czytelnikom.

Po ok. 35 minutach pierwszej połowy LECH WAŁĘSA znika na zapleczu loży. GRZEGORZ SCHETYNA rozmawia z DONALDEM TUSKIEM:
S: - Ale czapkę przyodział. I wciąż z tym tabletem. W szpitalu nago zdjęcia, klata w Miami, jakieś małpie cyrki…
T: - Technologia nie dla każdego. Jak ta z Poznania od teatru, y… no, "ptaka" papieża…
S: - No, wrąbała się po uszy. Posuną ją, nie ma siły.
T: - Tym bardziej, że on nie aż taki ch**j. Na moje kapował, ale teraz czyszczą.
S: - Czyszczą. A Lecha z gejami za murem powinni posadzić na trybunie.
T: - To by przeskoczył (śmiech).
S: - A potem zakaz stadionowy…
T: - I co on, bidul, będzie robił? Żonkę męczyć, bo już dosyć Ameryki.

Operator telewizyjny pokazuje DONALDA TUSKA na stadionowym telebimie. Kibice zaczynają gwizdać. Ponownie GRZEGORZ SCHETYNA zwraca się do Tuska.
S: - Gwizdajcie, debile, gwizdajcie…
T: - Cicho, mogą nas jeszcze pokazywać. Tamto (stadionowy telebim – przyp. red.) niekoniecznie gra, co w telewizji…
S: - To po cholerę kamerzysta prowokuje?
T: - A co, ma mecz pokazywać? (śmiech). A debile swoją drogą (śmiech). Kanclerzem Niemiec bym był. Po nogach by całowali. A i w piłkę lepiej.

ROMAN KOSECKI (wiceprezes PZPN i poseł PO) do GRZEGORZA SCHETYNY o ZBIGNIEWIE BOŃKU, prezesie PZPN.
K: - O, rudy idzie… k***a, nie dość że rudy, to jeszcze jakiś dzisiaj rozczochrany.
S: - Ale przy Lato to on jest królowa brytyjska.
K: - Ja tam Lato lubiłem. W interesach zawsze się wywiązywał.
S: - Solidny, mówisz?
K: - Jego robota to Euro. Muchowa tylko do zdjęć, minki robić. Ale on niemedialny był. To go…
S: - Ale co nabrał, to nikt mu nie zabierze. Daj, Boże, każdemu takie. Daj, Boże.

DONALD TUSK do ROMANA KOSECKIEGO, którego syn Jakub wszedł na boisko w drugiej połowie.
T: - E, widzę synek po tatusiu odziedziczył. Zapieprza jak chiński skuterek.
K: - Ja w jego wieku byłem młodszy (śmiech).
T: - Widział… (niewyraźny fragment). Ale się nie podniesiemy. 3:1 i będzie koniec. Albo czwartą wbiją. Zero grania…
(Do Tuska podchodzi asystent, wręcza mu telefon. Tusk znika w kuluarach. Po kilku minutach wraca do Koseckiego).
T: - Związane ręce mam. Grzesiu będzie startował, obiecuje, pogra, we mnie nie uderzy.
K: - Się rozumie.
T: - Bo jak walnie, to i jemu się po łbie dostanie. Nie mogę, wiesz, teatrzyk musi odegrany zostać.
K: - A ty czemu kwitów nie każesz wyciągnąć?
T: - Ostatni do tego jestem. Od napierdalania to bokserzy są. Zresztą atmosfery nie ma, nastroju, rozumiesz…
K: - Bo na ciebie nic nie ma. Zresztą spokojny jesteś.
T: - Nie ma, nie ma… Każdy swoje za kołnierzem ma. Ale za długo siedzę, żeby z byle kijkiem wyskakiwać.
K: - I słusznie. Na spokojnie jedziemy, na spokoju.

BOGDAN BORUSEWICZ do MARKA KOŹMIŃSKIEGO, wiceprezesa ds. zagranicznych PZPN, chwilę po akcji niewykorzystanej przez Ludovica Obraniaka, spolszczonego Francuza.
B: - Matko Boska…
K: – Pan się cieszy, że w piłkę trafił (śmiech).
B: – A, to ten Francuzik… W białym mu dobrze (śmiech).
K: – Ale nie w formie zupełnie.
B: – Dobrze, że żabojad z boiska do okopu nie ucieka (śmiech).

JOLANTA KWAŚNIEWSKA, mijając się w przejściu z LECHEM WAŁĘSĄ.
K: – A skąd pan takie ciepłe dostał (Wałęsa trzymał w ręku kubek z gorącym napojem – przyp. red.)?
W: – A tam dają, za szkłem.
K: – Ziąb okrutny.
W: - Przynajmniej piciu przynoszą, a tam (w zwykłych sektorach – przyp. red.) stój pani w kolejce jak do czyśćca.
K: – (Śmiech) Niech pan koniecznie ucałuje ode mnie małżonkę.
W: – A pani męża. Godzinę już siedzi, rękę podał, ale słowem się nie odezwie.

ALEKSANDER KWAŚNIEWSKI do DONALDA TUSKA i GRZEGORZA SCHETYNY tuż przed końcowym gwizdkiem.
K: - Dziękujemy, gra marna, cięgi zbieramy, ale miło było.
S: – Od Ukraińców dostać, straszny wstyd.
T: – Przy takim kopaniu to o San Marino się boję.
S: – Chociaż ty to Ukrainę miło wspominasz.
K: – Głódź był moim actimelkiem (śmiech).
T: – Widzimy się jak umówione.
K: – Jak zwykle. Dzięki!
(Chwilę po odejściu Kwaśniewskiego).
T: – Patrz go, jaki chujek opalony.
S: – Ale Jola zmarzła. Cienki kożuszek taki.
Zabezpieczając się przed ewentualnymi zarzutami natury prawnej, informujemy, iż wszystkie rozmowy zostały przez nas zarejestrowane i będą zrozumiałe nawet dla głuchoniemych biegłych. Co zaś się tyczy zarzutów natury etycznej – powyższe rozmowy, choć miały charakter prywatny, padły w miejscu publicznym. A że je usłyszeliśmy dzięki wyjątkowo czułym uszom, cóż… Nieetyczne to było wypuszczanie Kwaśniewskiej na mecz w cienkim kożuszku!

ROBERT JARUGA


LINK
_________________
Naród, który nie szanuje swej przeszłości nie zasługuje na szacunek teraźniejszości i nie
ma prawa do przyszłości. J. Piłsudski
 
 
bolec71 
Banita


Pomógł: 5 razy
Dołączył: 26 Mar 2006
Posty: 7022
Skąd: morze
Wysłany: Czw 14 Lis, 2013   

natemat.pl

Cytat:

Nie możemy oddać Ruskim wraku budki!

Organizatorzy marszu przekonująco tłumaczą, że nie mają nic wspólnego z zadymą na ulicach Warszawy, która była - wiadomo! - prowokacją wiadomych sił. Postanowiłem to sprawdzić. W przebraniu "narodowca" (łysa głowa, wąsy, dres, skarpetki do sandałów i reklamówka z Biedronki) przeniknąłem na posiedzenie ekspertów komisji Macierewicza. Oto co tam usłyszałem.

Komisja zajmowała się akurat badaniem tzw. zamachu warszawskiego, czyli prowokacją służb specjalnych, mediów, środowisk homoseksualnych i lewicowych. Zamach ten miał miejsce 11 listopada i miał za zadanie skompromitowanie prawdziwych Polaków z Polski, którzy w sposób łagodny i pokojowy chcieli oddać hołd naszej ojczyźnie podczas Marszu Niepodległości.

Po zwyczajowym odśpiewaniu "Roty" i "Boże, coś Polskę" usiadłem z boku i zamieniłem się w słuch. Oto moje notatki z rozmowy. Nazwiska ekspertów celowo utajniam, by uchronić ich przed zemstą dyktatorskiego rządu Donalda Tuska.

Ekspert 1: Na zdjęciach satelitarnych wyraźnie widać, że tęcza została spalona przed 11 listopada!

Ekspert 2: Jestem muzykologiem, więc wiem jak brzmi dźwięk płonącej tęczy. On nie brzmi tak jak na nagraniach, tylko bardziej tak "Piijiii, bziuuuu!".

Ekspert 1: Jest możliwe, że w ramach prowokacji homoseksualiści i lewacy rozpylili na placu Zbawiciela sztuczną mgłę i zaatakowali bombą próżniową. Wiem, bo mój brat ma sąsiada, który minął na ulicy człowieka, którego syn chodzi do klasy z dziewczynką, która widziała kiedyś tęczę. Tęcze tworzą się po deszczu, a 11 listopada deszczu nie było.

Ekspert 2: Zniszczenia od ognia na metalowej konstrukcji tęczy nie wyglądają właściwie. Najlepiej podeprzeć się przykładem puszek po napojach energetycznych i po piwie, które wypiłem tuż przed naszym zebraniem. Wsadziłem do tych puszek bukiety kwiatów i podpaliłem zapalniczką. Jak widzimy zniszczenia różnią się znacznie od tych na placu Zbawiciela…

Ekspert 3: Ale co z budką? Co z budką przy rosyjskiej, przepraszam ruskiej ambasadzie?

Ekspert 1: Już od kilkuletniego chłopca interesowałem się bardzo konstrukcją budek strażniczych, nawet zdarzało się, że byłem kilkukrotnie w budkach telefonicznych. Oprócz tego kilkadziesiąt razy mijałem budynki podobne do budynku ambasady rosyjskiej, w związku z tym czuję się dość kompetentny w tym zakresie.

Ekspert 3: Na pewno nie możemy oddać Ruskim wraku budki! Każdy kto kiedykolwiek przypalił sobie smażone kiełbaski wie, że budka nie powinna tak po prostu się rozpaść od ognia. Powinna bardziej zwęglić się i powyginać jak moje kiełbaski, które przygotowałem sobie na śniadanie.

Ekspert 2: O! Kiełbaski! Pan profesor się podzieli, ja mam jeszcze piwo.

Ekspert 1: Czy piwo nie reaguje z pańskimi lekami, panie profesorze? Nie ma efektów ubocznych?

Ekspert 2: Tylko kilka dodatkowych głosów w mojej głowie. Ważne, że żaden z nich nie mówi po rusku…

Zupełnie przekonany wymknąłem się niepostrzeżenie i pobiegłem do redakcji, by zanieść światu dobrą nowinę: organizatorzy marszu nie kłamią! Nie mieli nic wspólnego z zadymą podczas Święta Niepodległości.
Dowody na to są niezbite, jak jedyna ocalała w warszawskim skłocie szyba i twarde jak głowy części demonstrantów.


Dobre :!:

[ Dodano: Pią 10 Paź, 2014 ]
Dla rozluźnienia proponuję prześmiewczy blog Roberta Zawady:

Cytat:

Dziękować Bogu, że mamy takich ludzi jak abp Gądecki! Przez tyle lat żyłem w nieświadomości. Byłem wykorzystywany i dyskryminowany. W końcu pan abp otworzył mi oczy. Co za ulga. Moje życie wkrótce diametralnie się zmieni. Wszystko za sprawą wywiadu, jakiego duchowny udzielił jednej z gazet. Ten wysokiej rangi przedstawiciel kościoła, a więc w naszym kraju osoba bez wątpienia autorytatywna, powiedział między innymi taką oto mądrość: „Niektórym rodzicom podoba się uczenie chłopców, że winni po sobie sprzątać, a nie czekać, aż zrobią to za nich dziewczynki”.


Dodał również, iż w ten właśnie sposób ostrzega przed „lansowaną pod płaszczykiem programu równościowego ideologią genderyzmu”. Arcybiskup otworzył mi w końcu oczy. Będąc przekonanym, że tak trzeba, byłem przez całe życie jedynie narzędziem w rękach podstępnych kobiet przewijających się przez moje życie.

Na początku moja matka. Proszę sobie wyobrazić, że ta kobieta kazała mi po sobie sprzątać już od najmłodszych lat! Teraz wiem, że powinna to robić za mnie. A jak jej się nie chciało, to miała obowiązek jak najszybciej urodzić mi siostrę. I zaraz po urodzeniu przekazywać jej tajemniczą, dostępną jedynie dla niewiast wiedzę porządkowo-kulinarną. Nie zrobiła tego. To ja musiałem sam zmywać, sprzątać i czasem gotować. To, według słów przewodniczącego Konferencji Episkopatu Polski rodzaj walki z chrześcijaństwem. Tak mamo. Świadomie czy też nie, byłaś ateistyczną wojowniczką wykorzystującą mnie, niewinnego chłopca do walki z chrześcijaństwem.

Potem była szkoła wojskowa z internatem. Po słowach doktora nauk teologicznych abp Gądeckiego mam prawo sądzić, że była ona doskonale zorganizowanym siedliskiem demona. Otóż tam nie było żadnej kobiety! Nikogo, kto mógłby za nas posprzątać, wyprać spocone po wielogodzinnych ćwiczeniach ubrania, czy nawet obrać ziemniaki i ugotować grochówkę. Wszystko musieliśmy robić sami. My, wykorzystywani do granic możliwości chłopcy.

Zastanawiam się, czy po słowach arcybiskupa nie wystąpić do sądu o przyznanie mi odszkodowania za poniesione przez te wszystkie lata straty moralne.

Ksiądz miał pewnie łatwiej. Czy w seminarium, czy też później na plebanii zawsze była pewnie jakaś gosposia albo ktokolwiek inny, kto nosił spódnicę zamiast spodni. Dzięki temu faktowi mógł bez obawy potępienia pomagać pogrążonym w głębokiej modlitwie kapłanom.

I wreszcie dzień dzisiejszy. Powiadomiłem już żonę, że jako chrześcijanin – samiec nie będę od dzisiaj dotykał brudnych rzeczy, odkurzacza ani patelni. Koniec z tym.

Przyznaję się ze wstydem, że starałem się robić w domu jak najwięcej. Sprzątałem, prasowałem, zmywałem naczynia. Gotowanie traktowałem nawet jako swego rodzaju pasję.

W swojej naiwności sądziłem, że tak trzeba. Byłem przekonany, jak się okazuje niesłusznie, że dzielenie się obowiązkami z osobnikiem płci przeciwnej jest rzeczą oczywistą. Dzięki podziałowi obowiązków mamy więcej czasu do spędzenia go wspólnie. Nie widziałem nic złego w wypraniu swoich skarpetek ani też w tym, że moja żona wymieni sama żarówkę, kiedy ja robię co innego.

Wszystko to jednak, jak się okazuje, było cichym, ukartowanym od lat spiskiem przeciwko nam, mężczyznom!

Potrafię sprzątać, lubię gotować, uwielbiam zajmować się dziećmi. Teraz wszystkie te przyjemności przejmie moja żona. Na pewno jest szczęśliwa i dumna z tego powodu. Jak już posprząta, wypierze, wyprasuje, wyrzuci śmieci, ugotuje, pozmywa i zaopiekuje się dwójką dzieci, na pewno znajdzie chwilkę czasu, żeby usiąść, szybko coś zjeść i uciąć sobie krótką drzemkę z poczuciem dobrze spełnionego obowiązku. Czego chcieć więcej?

Tak się tylko zastanawiam, co ja teraz będę robił z wolnym czasem, który nagle dostałem w darze za sprawą arcybiskupa? Tego mój wybawca nie powiedział.

Może pojadę sobie do Zoo w Poznaniu? Tam podobno na wybiegu dla osłów można obejrzeć pilnującą moralności panią radną. Albo nie. Mam lepszy pomysł. Spędzę ten czas w kościele, gdzie pomodlę się o dodanie więcej sił mojej żonie. Może w ten sposób jej trochę pomogę. Jak już tam będę, to nie zapomnę też poprosić Boga, aby dolał trochę więcej oleju do głów swoich ziemskich arcyprzedstawicieli...


http://zawada.radiogdansk...i-nie-sprzataja
 
 
niniwoj 
1


Dołączyła: 20 Cze 2016
Posty: 2
Skąd: Kraków
Wysłany: Pon 20 Cze, 2016   

Izi napisał/a:
Pewien bezrobotny starał się o stanowisko sprzątacza w Microsofcie.
Dyrektor personelu przyjmuje go i każe zaliczyć test zamiatanie podłogi, po
czym stwierdza:
Jesteś przyjęty, daj mi twój email, wyślę Ci formularz do wypełnienia, oraz
datę i godzinę, na która masz się stawić w pracy.
Zrozpaczony człowiek odpowiada:
- Nie mam komputera, ani tym bardziej e-maila...
Wtedy personalny mówi mu, że jest mu przykro, ale ponieważ nie ma e-maila,
więc wirtualnie nie istnieje, a ponieważ nie istnieje, więc nie może dostać
tej pracy. Człowiek wychodzi przybity; w kieszeni ma tylko 10 $ i nie wie,
co ma zrobić... Przechodzi koło supermarketu. Postanawia kupić
dziesięciokilowa skrzynkę pomidorów. Potem chodząc od drzwi do drzwi
sprzedaje cały towar po kilogramie i w ciągu dwóch godzin podwaja swój
kapitał. Powtarza te transakcje jeszcze trzy razy i wraca do domu z
60$ w kieszeni. Uświadamia sobie, że w ten sposób może z powodzeniem
przeżyć. Wychodzi z domu coraz wcześniej, wraca coraz później i tak każdego
dnia pomnaża swój kapitał. Wkrótce kupuje wóz, później ciężarówkę, a po
jakimś czasie posiada cała kolumnę samochodów dostawczych. Po pięciu latach
mężczyzna jest właścicielem jednej z największych sieci dystrybucyjnych w
Stanach. Postanawia zabezpieczyć przyszłość swojej rodziny i wykupuje polisę
ubezpieczeniową. Wzywa agenta ubezpieczeniowego,
Wybiera polisę i wtedy agent prosi go o adres e-mail, aby mógł wysłać mu
propozycje kontraktu. Mężczyzna odpowiada mu wtedy, że nie ma e-maila.
- Ciekawe - mówi agent - nie ma pan e-maila, a zbudował pan to imperium?
Niech pan sobie wyobrazi, czego dokonałby, gdyby go pan miał!
Mężczyzna zamyślił się i odpowiada:
- Zamiatałbym w Microsofcie.

Morał nr 1 tej historii:
Internet nie jest rozwiązaniem dla problemów Twojego życia.

Morał nr 2 tej historii:
Nawet, jeśli nie masz e-maila, a pracujesz wytrwale, możesz zostać
milionerem.

Morał nr 3 tej historii:
Jeśli dostaniesz kiedyś tę historię przez e-maila, to znaczy, że jesteś bliżej
sprzątacza, niż milionera...

Trzymajcie się cieplutko...poszłam po pomidory... :lol:




hahahah spoko :D
 
 
fiodor63 
6



Pomógł: 8 razy
Dołączył: 12 Lut 2006
Posty: 1023
Wysłany: Sro 22 Cze, 2016   

Może kogoś zaciekawi - a nawet wywoła uśmiech na twarzy:

http://piekielni.pl/pobie....jpg?1466587194

Cytat:
Bestatter (PW) · 19 czerwca 2016 , 19:55
Nie wczytywałem się dotychczas w Piekielnych na tyle, by wychwycić podobną story, która zapewne się przewinęła przez te przezacne łamy, toteż proszę o wybaczenie ewentualnej powtórki z tematu...

Byczyłem się cały dzień na ogrodzie. Słoneczko, mrożona kawa, morda wraz z resztą organizmu się opalała, dobra książka w dłoni. Brakowało tylko chóru hożych Hawajskich dziewoi i cygar zwijanych na śniadych udach. Słowem - dolce vita dla ubogich.

Nagle słyszę dźwięk, ni to kosiarki, ni to młynka do kawy z predomu, łypię, a na wysokości kilku metrów, zawieszony bez mała nad moją głową, tkwi sobie dron, bezczelnie inwigilując ile mi jeszcze kawy w kubku zostało.

Jako że onegdaj, gdy noga na studiach się pośliznęła, odsłużyłem dwa lata w jednostce obrony przeciwlotniczej, toteż zakorzeniony instynkt "wroga zestrzelić", wziął górę i pierwszym co wpadło w łapę, czyli termosem z lodem, we wraży aerostat ciepnąłem.

Ku wielkiemu zdziwieniu trafiłem, machina piekielna w starciu z dobrym, metalowym termosem "Made in DDR" szans nie miała i rymnęła pod nogi zwycięskiego artylerzysty p-lot w rezerwie.

Szok, radość i niedowierzanie bez mała, bo w życiu nie postawił bym na siebie orzechów, o dolarach nie wspominając.

Kilka minut później.

Do furtki dobija się jakiś typ. "Aha" - zaświtało w głowie - "Znalazł się pilot".

I dawaj... Czegóż to ja się nie nasłuchałem. A że własność prywatna, a że jakim prawem, a że tysiące grube rozbite, a jak tak można, a zaraz na Policję.

Cóż... "A tak w pędzel by chciał? Bierz mnie waść tą nieudolną atrapę messerschmitta i poszedł w podskokach".

Posłuchał, ja posłuchałem, że wróci z mundurowymi, prokuratorem, kolegami i cholera wie kim jeszcze. Znaczy co - grilla mam dla nich szykować, że tak się nawymieniał?

I teraz kilka myśli głębokich.

Po pierwsze - ciekawe, jaka perwersja skłoniła kierowcę bombowca do obserwowania czterdziesto paro letniego faceta w kąpielówkach?

Po drugie - jakim trzeba być wieprzem szczeciniastym, lub bardziej elegancko, po włosku "porca miseria", by się z kamerą wpieprzać komuś do ogrodu?

Po trzecie - czy faktycznie policyjna lub inna prokuratorska dłoń, może opaść na me ramię w karzącym geście, zmierzającym do wymierzenia pozornej z mego punktu widzenia sprawiedliwości?

A jaki z tego wniosek - obowiązkowa służba wojskowa to jest to.
_________________
Nie pytaj, komu bije dzwon - bije on tobie
 
 
i 
Guru



Pomógł: 55 razy
Dołączył: 08 Sty 2005
Posty: 13479
Skąd: ---
Wysłany: Czw 23 Cze, 2016   

Bardzo sympatyczne opowiadanie. :D

Drobniutka jedynie korekta autora: winno być - we wrażą aerodynę ciepnąłem.
_________________
"Przestańmy własną pieścić się boleścią, przestańmy ciągłym lamentem się poić,
Kochać się w skargach jest rzeczą niewieścią, Mężom przystoi w milczeniu się zbroić"
 
 
 
thikim 
Guru


Pomógł: 53 razy
Dołączył: 26 Sty 2007
Posty: 13020
Skąd: Polska
Wysłany: Wto 19 Lip, 2016   

Odnośnie przewrotu w Turcji i Polsce:
https://www.facebook.com/...448267355188876
Cytat:
A teraz wyobraźmy sobie zamach stanu w Polsce.
1. wybucha w środę.
2. miał wybuchnąć w poniedziałek ale jest obsuwa
3. w piątek oczywiście nie, bo weekend i wojsko przecież nie będzie pracować
4. od dwóch miesięcy wszyscy wiedzą, że jebnie bo dowodzący zamachem łazili po telewizjach i się tym chwalili ale rząd ma sondaże CBOS, że zamach nie ma poparcia w narodzie
5. CBOS myli się o 70%
6. zamachowcy zajmują telewizje bez jednego wystrzału
7. wszyscy dziennikarze płaszczą się i proponują pomoc w przejęciu władzy
8. poza tymi, którzy są tradycyjnie rządowi przychylni
9. "zamachowcy powinni rozmawiać z demokratycznie wybranym rządem a nie poszerzać rowy podziałów i budować w społeczeństwie mury"
10. w telewizjach bez zmian
11. w TVN Gromosław Czempiński chwali skuteczność wojskowych
12. w TVP Roman Polko gani wojskowych za brak skuteczności
13. w TVN Hołdys mówi o podziałach z winy rządu
14. w TVP Zelnik mówi o podziałach z winy wojska
15. KOD wychodzi na ulicę
16. w liczbie 300 osób
17. Gazeta Wyborcza podaje, że Polacy masowo wspierają zamach stanu a TVP, że to tylko małe grupki kodowców
18. zwolennicy rządu wychodzą na ulice
19. w liczbie 100 000 osób
20. warszawski ratusz wskazuje, że wyszło 5 osób a rząd, że 10 000 000
21. po 3 godzinach od wybuchu zamachu wojsku kończy się paliwo
22. TVP przeprowadza wywiady z wkurwionymi kierowcami, którzy nie mogą przejechać przez Most Łazienkowski bo czołg blokuje przejazd
23. "Panie, to niech robią zamach stanu w sobotę a nie jak wszyscy do roboty jadą. Mam spotkanie planowane od tygodnia a ci sobie jakieś imprezy robią na środku ulicy. Gdzie jest policja?"
24. opozycja nie zabiera głosu bo nie może dojść do porozumienia kto będzie ich reprezentował w Pytaniu na Śniadanie.
25. w efekcie szefowie opozycyjnych partii łażą po mediach i napierdalają na innych, że ci nie potrafią w obliczu takiego wydarzenia się zjednoczyć
26. rząd odważnie czeka
27. w sumie ch... tam odważnie, bo pan prezes Kaczyński jest na wakacjach we Fromborku i jeszcze nie wiadomo co ma rząd myśleć
28. około godziny 16 większość żołnierzy wraca o koszar bo 8 godzin pracy i fajrant
29. wróciłoby więcej ale straż miejska ponakładała blokady na gąsienice czołgów i koła BWP
30. żołnierze opuszczają telewizje
31. wszyscy dziennikarze plują na podłych niedemokratycznych zamachowców i wychwalają skuteczną politykę rządu
32. poza tymi, którzy tradycyjnie są antyrządowi
33. "rząd powinien rozmawiać z zamachowcami a nie budować w społeczeństwie mury i rozszerzać rowy podziałów"
34. 30 lat po zamachu zapadają wyroki w pierwszej instancji.
35. głowni twórcy zamachu stanu dostają po dwa lata w zawieszeniu na trzy
35. wkurwiony Mateusz Kijowski rzuca tortem w sędziego krzycząc, że to hańba
36. dostaje rok bezwzględnej
 
 
Wyświetl posty z ostatnich:   
Odpowiedz do tematu
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Możesz głosować w ankietach
Nie możesz załączać plików na tym forum
Możesz ściągać załączniki na tym forum
Dodaj temat do Ulubionych
Wersja do druku

Skocz do:  

Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group