Rozrywka - Opowiadania i teksty satyryczne

Prawie emeryt - Pon 28 Sie, 2006
Temat postu: Opowiadania i teksty satyryczne


Tu proszę o zamieszczanie krótkich opowiadań i tekstów satyrycznych, które nie

mieszczą się w konwencji anegdot czy kawałów tekstowych




GRYZLI - Pon 28 Sie, 2006

:-o Przyszedł facet z Microsoftu

Ktoś zapukał do moich drzwi. Był to facet z Microsoftu.
- To znowu ty? - jęknąłem
- Przykro mi - powiedział pokornie - wiesz, dlaczego tu jestem.
Owszem, wiedziałem. 300 mln. dolarów wydanych przez Microsoft na promocję Windows95 a potem Win98 miało odnieść uniwersalny skutek. Każda istota ludzka na tej planecie miała być przekonana o tym, że MS Windows to integralna część jej życia. Problem polegał tylko na tym, że nie wszyscy to kupili. Ściślej biorąc, ja tego nie kupiłem. Byłem Ostatnim Człowiekiem Żyjącym Bez Windows. A teraz mały człowieczek z Microsoftu znów stał u mych drzwi i nie przyjmował do wiadomości odmowy.
- Nie - powiedziałem
- Wiesz, że nie przyjmuję do wiadomości odmowy - uśmiechnął się, wyciągając kopię Windows z walizeczki - Daj spokój. To tylko jedna kopia. O nic więcej cię nie prosimy.
- Nie jestem zainteresowany - odparłem - Słuchaj, czy nie mógłbyś przez chwilę pozawracać głowy komuś innemu? Na pewno jest na tej planecie ktoś, kto jeszcze nie ma kopii Windows.
- Otóż nie - odparł facet z Microsoftu - jesteś ostatni.
- Chyba nie mówisz poważnie? Nie każdy Ziemianin ma komputer. Do licha, nawet wśród tych, którzy mają komputer, nie każdy ma peceta! Niektórzy mają Macintoshe i Amigi, które używają innego systemu operacyjnego. Ba, niektórzy nawet na pecetach używają Linuksa. Ci ludzie nie potrzebują Windows.
Facet z Microsoftu wyglądał na zakłopotanego.
- Nie rozumiem, o co ci chodzi mruknął.
- Nie potrzebują! Nie potrzebują tego! - wrzasnąłem - Czemu mają kupować coś, czego nie potrzebują?
- Hm, nie wiem nic o tym "potrzebowaniu"... Czy to jakaś nowa funkcja? W każdym razie wiem jedno: według naszych danych, każdy na tej planecie ma już kopię Windows.
- Nawet ludzie bez komputerów?
- Są już nasi.
- Indianie z Amazonii?
- Mieliśmy pewne problemy z malarią, ale ich też już załatwiliśmy.
- Amisze?
- Odfajkowani.
- Och, daj spokój - nie wytrzymałem - oni nawet nie noszą GUZIKÓW. Jakim cudem wcisnęliście im system operacyjny do komputera? ·- Powiedzieliśmy, że w pudełku jest 98 malutkich okienek - wyznał facet z Microsoftu - Trochę ich oszukaliśmy. A to oznacza, że wszyscy pójdziemy do piekła, każdy pracownik Microsoftu.
Na chwilę zmarkotniał, ale zaraz się ożywił:
- Ale nie o to mi chodzi! Chodzi o to, że KAŻDY już ma kopię. Z wyjątkiem ciebie.
- No i co z tego? Gdyby wszyscy skoczyli w przepaść, czy ja też miałbym skoczyć? - zripostowałem
- Gdybyśmy wydali 300 mln dolarów na skakanie w przepaść? Pewnie, że tak.
- Nie.
- O rany, znowu do tego wracamy. - jęknął facet z Microsoftu. - Słuchaj, powiem ci coś. Dam ci tę kopię. Za darmo. Po prostu weź ją i zainstaluj na swoim komputerze. - Zamachał przede mną pudełkiem.
- Nie - powtórzyłem - przykro mi, kolego, ale nie potrzebuję tego. Szczerze mówiąc, cała wasza kampania promocyjna mnie jakby trochę obraża. Przecież to jest system operacyjny a wy promujecie tak, jakby to był pokój na ziemi czy coś w tym stylu.
- Bo był.
- Słucham? - Pokój na ziemi. To część pierwotnego projektu. Naprawdę. Osiągalny jednym kliknięciem. Wybierasz ikonkę, pyk! - I już masz spokój na Bałkanach. Ale to zużywało zbyt wiele zasobów systemowych. Poza tym gryzło się z Panem Spinaczem z Microsoft Office. Musieliśmy wybierać: pokój albo Pan Spinacz. Poza tym nie byliśmy pewni, czy na pokoju światowym można coś zarobić.
- Idź już sobie - powiedziałem.
- Nie mogę. Zabiją mnie, jeśli mi się nie uda.
- Żartujesz.
- Słuchaj - facet z Microsoftu podniósł głos. - Sprzedaliśmy to Amiszom. AMISZOM! Właśnie otwierają pudełka i odkrywają, że ich nabraliśmy. Być może nikt z nas nie będzie się mógł pokazać w zachodniej Pensylwanii. Ale dokonaliśmy tego. Więc zostałeś już tylko ty i to nas wkurza. To wkurza firmę. To wkurza jej fanów. To wkurza Billa.
- Nie sądzę, żeby moje istnienie interesowało Billa.
- Właśnie teraz patrzy na ciebie - powiedział poważnie facet z Microsoftu. - kupił jeden z tych wojskowych satelitów specjalnie w tym celu. Ten satelita ma też jeden z najnowszych laserów. Zamkniesz przede mną drzwi, trach! - i zostanie ze mnie kupka szarego popiołu.
- Nie zrobiłby tego - powątpiewałem - Mógłby niechcący uszkodzić tę kopię Windows.
- Och, Bill radzi sobie świetnie z tym laserem - nerwowo odparł facet z Microsoftu. - Słuchaj, nie powinienem był tego robić, ale nie pozostawiasz mi wyboru. Jeśli weźmiesz tę kopię, wynagrodzimy cię hojnie. Damy ci własną wyspę na Karaibach. Co powiesz na Montserrat?
- Nie chcę, tam jest czynny wulkan.
- Ale malutki.
- Słuchaj - teraz ja podniosłem głos. - Nawet gdyby ci się udało przekonać mnie do wzięcia tej kopii, Windows, co potem zrobisz? Kompletnie nasyciliście rynek. To już będzie koniec. Nic nowego do podboju. Co wtedy zrobicie?
Facet z Microsoftu wyjąć następne pudełko i podał mi je. Spojrzałem na etykietę i osłupiałem.
- Microsoft Windows... dla ZWIERZĄT?·- Nawet sobie nie wyobrażasz, jak ogromny rynek stanowią zwierzęta domowe - powiedział facet z Microsoftu z podnieceniem w głosie.

Trzasnąłem drzwiami. Rozległ się jęk rozpaczy, świst lasera i zapadła cisza ....

Izi - Sro 30 Sie, 2006

Pewien bezrobotny starał się o stanowisko sprzątacza w Microsofcie.
Dyrektor personelu przyjmuje go i każe zaliczyć test zamiatanie podłogi, po
czym stwierdza:
Jesteś przyjęty, daj mi twój email, wyślę Ci formularz do wypełnienia, oraz
datę i godzinę, na która masz się stawić w pracy.
Zrozpaczony człowiek odpowiada:
- Nie mam komputera, ani tym bardziej e-maila...
Wtedy personalny mówi mu, że jest mu przykro, ale ponieważ nie ma e-maila,
więc wirtualnie nie istnieje, a ponieważ nie istnieje, więc nie może dostać
tej pracy. Człowiek wychodzi przybity; w kieszeni ma tylko 10 $ i nie wie,
co ma zrobić... Przechodzi koło supermarketu. Postanawia kupić
dziesięciokilowa skrzynkę pomidorów. Potem chodząc od drzwi do drzwi
sprzedaje cały towar po kilogramie i w ciągu dwóch godzin podwaja swój
kapitał. Powtarza te transakcje jeszcze trzy razy i wraca do domu z
60$ w kieszeni. Uświadamia sobie, że w ten sposób może z powodzeniem
przeżyć. Wychodzi z domu coraz wcześniej, wraca coraz później i tak każdego
dnia pomnaża swój kapitał. Wkrótce kupuje wóz, później ciężarówkę, a po
jakimś czasie posiada cała kolumnę samochodów dostawczych. Po pięciu latach
mężczyzna jest właścicielem jednej z największych sieci dystrybucyjnych w
Stanach. Postanawia zabezpieczyć przyszłość swojej rodziny i wykupuje polisę
ubezpieczeniową. Wzywa agenta ubezpieczeniowego,
Wybiera polisę i wtedy agent prosi go o adres e-mail, aby mógł wysłać mu
propozycje kontraktu. Mężczyzna odpowiada mu wtedy, że nie ma e-maila.
- Ciekawe - mówi agent - nie ma pan e-maila, a zbudował pan to imperium?
Niech pan sobie wyobrazi, czego dokonałby, gdyby go pan miał!
Mężczyzna zamyślił się i odpowiada:
- Zamiatałbym w Microsofcie.

Morał nr 1 tej historii:
Internet nie jest rozwiązaniem dla problemów Twojego życia.

Morał nr 2 tej historii:
Nawet, jeśli nie masz e-maila, a pracujesz wytrwale, możesz zostać
milionerem.

Morał nr 3 tej historii:
Jeśli dostaniesz kiedyś tę historię przez e-maila, to znaczy, że jesteś bliżej
sprzątacza, niż milionera...

Trzymajcie się cieplutko...poszłam po pomidory... :lol:

ama - Pią 01 Wrz, 2006

Skaleczenie...
Ona:
1.Mysli,,au!"
2.Wkłada palec do buzi,aby krew nie kapała na dywan.
3.Drugą ręką sięga po plaster, przykleja.
3.Idzie dalej.

On:
1.Wrzeszczy:,, k....!"
2.Odsuwa rękę jak najdalej, bo nie może znieść widoku krwi.
3.Woła o pomoc.
4. Woła dalej.
5.Musi usiąść, bo nagle dziwnie się poczuł.
6. Łamiącym się głosem oznajmia, że o mało nie stracił ręki.
7.Potajemnie sprawdza w Encyklopedii zdrowia, ile krwi może stracić i przeżyć.

GRYZLI - Pią 01 Wrz, 2006

Jeśli wybierasz się do USA to koniecznie to przeczytaj :!:
$$$$$$$$$$$$$$$$$$$$$$$$$$$$$$$$$$$$$$$$$$$$$$$$$$

Jak się chce zamówić coca-colę trzeba powiedzieć
GIMI E KUK

Jak się chce zamówić kawę i ciastko to się mówi
KOFI EN DUNAT

Jak się przytrzaśnie palec w drzwiach należy powiedzieć
FOK

Jak się w sklepie zobaczy coś bardzo drogiego należy powiedzieć
FOK

Jak się jest ofiarą napadu w Bronxie (albo i gdzie indziej) należy powiedzieć
FOK

Jak się mija wspaniałą dziewczynę na ulicy, to się mówi
UATA FOK

Jak się chce z nią przespać, należy jej powiedzieć
AJ UANA FOK UIZ JU
albo
HAJ KEN AJ FOKJU

Jeśli ktoś na ciebie krzyczy używając słowa FOK należy odpowiedzieć
FOKJU TU

Jak się zgubi portfel z dokumentami, należy powiedzieć policjantowi
AJ LOST MAJ FOKIN PEJPERS

Jak się szuka taksówki należy zapytać
HAU TU GET A FOKIN KAB

Jak coś nie działa, należy powiedzieć
FOK ZAT SZIT

Jak ktoś cię denerwuje należy zapytać
ARJU FOKIN MI?

A jak to nie działa to
UAT DA FOK JU UONT?

Kiedy staruszka prosi nas o przeprowadzenie na drugą stronę jezdni odpowiadamy jej tak: (w nawiasach tlumaczenie na polski)
AR JU FOKIN STJUPI BICZ? [ależ oczywiście]

GIMI E KILO FOKIN EJPLS ,MOTOFOKO
[poproszę kilogram tych pięknych jabłek, panie sprzedawco]

Gdy kierowca autobusu chce od nas bilet
AR JU FOKIN KREJZI ESHOL? [tak, zaraz go pokażę]

Gdy stoimy w korku i inni kierowcy na nas trąbią:
UAN MOR UORD END IJL GET JOR FOKIN ES AUT FROM DA KA END FOK UP HIR JU
NESTI MOTOFOKIN BICZ [niech pani się nie denerwuje bo to i tak niczego nie przyspieszy]

W sklepie, gdy reklamuję wadliwy towar:
SZIT MEN , JU EW SOLD MI A SOME FOKIN SZIT, JU DEMBES FOKIN MOTOFOKO SZITTY DIK. [sprzedał mi pan przeterminowane konserwy]

Gdy skaleczymy się w palec, np nożem
OULI SZIT, FOK FOK FOK FOK! FOOOK! [a niech to! do licha!]

Gdy bezdomny czarnoskóry żebrak prosi nas o pieniądze:
GET DA FOK AUT OF HIR BIFOR ILJ KICK JO MOTOFOKIN SZIT ES JU FOKIN NIGER [pozwól, że spojrzę czy mam jakieś drobniaki w kieszeni]

walery - Sob 09 Wrz, 2006
Temat postu: jak amerykanina nauczyć przeklinać po polsku?
może już było ale mi się podoba:
Tea who you!!!!! :viktoria:

GRYZLI - Wto 12 Wrz, 2006

Jak giną kobiety
-----------------


O trzeciej w nocy ONA po cichutku wymknęła sie z małżenskiego łoża do sasiedniego pokoju. Klawiaturą rozbila 19-calowy monitor, wszystkie plyty CD porysowala i podeptala swoimi pantoflami. Obudowę komputera wyrzucila przez
okno, a drukarkę utopila w wannie. Potem wrócila do sypialni, do cieplej poscieli i przytulila sie z miloscia do boku swego nic nie podejrzewającego spiacego meza. Była przeswiadczona, ze już teraz caly wolny czas będzie
przeznaczal na ich milość. Zasnęła.... Do końca zycia pozostaly jej jeszcze niecałe cztery godziny...




Tego dnia miarka sie przebrala. Anna postanowila z soba skończyć. Usiadla w kuchni kolo lodówki. Po chwili uslyszala znajomy warkot. Jej mąż wrócil wlasnie z ogródka, gdzie kosił trawniki. Za chwilę wszedl do domu, cmoknal Annę w policzek. Wziąl do ręki otwieracz, wyjąl z lodówki butelkę piwa. Gdy odskoczyl kapsel i syknela mgielka, Anna szybkim ruchem wyrwala mężowi butelke i wyrzucila przez okno. Smierć miala szybką....




Od wielu miesięcy patrzyla jak sie męczy. Codziennie do pózna przesiadywal w garażu. Podziwiala go za jego cierpliwość - nigdy sie nie skarzyl, a wręcz staral sie zawsze wyglądać na zadowolonego z siebie i swojego samochodu. Ale jej kobieca intuicja podpowiadala, ze to wszystko jest wymuszone i sztuczne.
Wydawalo jej się, ze patrzy z zazdrością na sąsiadów i znajomych jezdzacych autami z salonu, siedzacych wieczorami przy grillu z rodziną... gdy on znów rozbieral silnik...
Pewnej nocy, gdy pracowal do późna w garażu podjęła ostateczną decyzję...
Wszystko miala dokladnie zaplanowane. Okazja pojawila sie, gdy wyjechał na pare dni na delegacje, slużbowym samochodem. W jeden dzien zalatwila kredyt w banku i wizytę u dealera. Na drugi zamówila lawetę. Teraz pozostalo tylko czekać...
a w garażu...
taki nowiutki...
blyszczacy...
musi mu sie spodobać...
Gdy przyjechal zaprowadzila go przed garaż, uroczystym ruchem otworzyla drzwi...
- Gdzie mój zabytkowy ford mustang....... - jęknął tylko.
- Nooo... na zlomie, tam gdzie jego miejsce, już nie będzie cię denerwować,cieszysz się kochanie??
Po pierwszym ciosie zadanym kluczem do kól zdążyla resztka swiadomosci pomysleć "A moze VW golf to nie byl dobry wybór.. może toyota... ".
Pozostalych dwudziestu szesciu już nie czula...
_________________

plut. pchor. rez - Sro 13 Wrz, 2006

Już Ci się zdarzyło popatrzeć na innych ludzi w twoim wieku z tym dziwnym
uczuciem:
- "Ja chyba nie wyglądam tak staro? "
Jeśeli tak, to ten dowcip Ci się spodoba:

Siedziałam w poczekalni u swojego nowego dentysty i rozglądałam sie.
Zauważyłam na ścianie dyplom ukonczenia studiów, na którym figurowało jego
pełne imie i nazwisko. Znienacka mi sie przypomniał wysoki, przystojny,
ciemnowłosy chłopak o
tym samym nazwisku chodził ze mną do liceum jakieś 30 lat temu. Czyżby mój
nowy dentysta był tym chłopakiem, w którym sie nawet troche podkochiwałam?
Jak go jednak zobaczyłam, szybko porzuciłam te myśli. Ten prawie łysy facet
z siwiejącymi włosami , brzuszkiem i twarzą pełną zmarszczek był zbyt
stary, by mógłbyć moim kolegą ze szkoły. A może jednak? Po tym, jak mi
przejrzał zeby, zapytałam go, czy nie chodził przypadkiem do XXVI LO?
- Tak. Owszem, chodziłem i byłem nawet jednym z najlepszych, uczniów -
zarumienił się.
- A w którym roku Pan zdawał mature? - zapytałam.
On odpowiedzia:
- W siedemdziesiątym szóstym. Dlaczego Pani pyta?
- To Pan był w mojej klasie!- powiedziałam zachwycona.
Zaczął mi sie uważnie przyglądać. I nastepnie ten wstrętny, pomarszczony
staruch zapytał:
- A czego Pani uczyła?...



Wykasowano ze względu na lenistwo piszącego, któremu nie chciało się usunąć znaczków >>. Zasada Kopiuj i wklej nie zawsze jest dobra. Trzeba czasem jeszcze popracować.


kosa - Czw 14 Wrz, 2006
Temat postu: tekst
Przychodzi chłopak do spowiedzi:
- Proszę księdza uprawiałem sex oralny.
- O ciężki grzech. A z kim?
- Nie mogę księdzu powiedzieć .
- Może z Kryśką od Zarębów?
- Nie
- A może z Kaśką od Kowali?
- Nie
- Powiedz bo rozgrzeszenia nie dostaniesz!
- No naprawdę nie mogę proszę księdza.
- To może z Zośką od Graboszy?
- Nie
- Idź nie dam Ci rozgrzeszenia.
Wychodzi chłopak z kościoła - czekają na niego kumple:
- I co? Dostałeś rozgrzeszenie?
- Nie. Ale namiarów parę mam.

[ Dodano: Czw 14 Wrz, 2006 ]
Panie grają w golfa. Jedna z nich uderzyła piłeczkę - chciała prosto, poszło w lewo.
Niedaleko stojący obserwator żeńskich zmagań zgiął się w pół, wsadził dłonie pomiędzy uda i wrzasnął.
Pani podbiegła do niego przerażona:
- Ja bardzo pana przepraszam, ale to było naprawdy niechcący!
Pan dalej jęczy...
- Jestem fizykoterapeutką, może będę w stanie panu pomóc...
Pan nadal jęczy...
Pani rozpięła mu rozporek i rozpoczęła masowanie. Po 5 minutach pyta:
- No i jak?
- Bardzo przyjemnie, ale kciuk nadal boli...

coyota - Sob 16 Wrz, 2006

Problem :
- "Dzień dobry, chcę skopiowac film na dyskietkę gdy dam kopiuj pojawia mi się komunikat, że na dysku A nie ma wystarczająco miejsca. Potem daje "skopiuj skrót" i wtedy mi się film mieści na dyskietce. Problem jednak powstaje gdy chcę go uruchomic na innym komputerze dlatego, że pojawia mi się komunikat "skrót nie został znaleziony", równocześnie na moim komputerze ten film normalnie uruchamiam.
Co z tym moge zrobic?"
odp z HelpDesk'u:
- "Droga użytkowniczko, do swojej torebki nie zmieści Pani swojego futra. Karteczka z tym, że futro ma Pani w szafie, do torebki sie jednak zmieści. Tak więc dopóki jest Pani w domu a przeczyta Pani karteczkę z torebki, że futro jest w szafie, bez problemu je Pani tam znajdzie. Gorzej gdy, będąc u przyjaciółki wyciągnie Pani karteczkę z torebki i przeczyta, że w szafie ma Pani futro. W szafie u przyjaciółki może Pani długo szukac, ale tego futra tam Pani na pewno nie znajdzie.

Jeszcze podpowiedź:
torebka = dyskietka
futro = film
karteczka = skrót
szafa = komputer
mól w szafie = wirus komputerowy
sąsiad w szafie = hacker
małżonek wracający z podróży służbowej a zaglądający do szafy = BSA (Business Software Alliance)

GRYZLI - Czw 28 Wrz, 2006

Poniżej cytuję jedno z pytań, które pojawiło się na egzaminie na wydziale
chemii NUI Maynooth (National University of Ireland). Odpowiedź jednego ze
studentów była na tyle wyjątkowa, że profesor podzielił się z nią ze
swoimi kolegami, a później jej treść przedstawił w internecie.
Pytanie:
Czy piekło jest egzotermalne (oddaje ciepło) czy endotermalne (absorbuje
ciepło)?
Większość odpowiedzi oparta była na prawie Boylesa, które mówi, że w
stałej temperaturze objętość danej masy gazu jest odwrotnie proporcjonalna
do jego ciśnienia.
Jeden ze studentów napisał tak:
Najpierw musimy stwierdzić, jak zmienia się masa piekła w czasie. Do tego
potrzebna jest ocena liczby dusz, które idą do piekła i liczba dusz, która
piekło opuszcza. Moim zdaniem można ze sporym prawdopodobieństwem przyjąć,
że dusze, które raz trafiły do piekła, nigdy go nie opuszczają.
Na pytanie, ile dusz idzie do piekła, można spojrzeć z punktu widzenia
wielu istniejących dzisiaj religii. Większość z nich zakłada, że do piekła
idzie się wtedy, gdy nie wyznaje się tej właściwej wiary. Ponieważ religii
jest więcej niż jedna i nie można wyznawać kilku religii jednocześnie, to
można założyć, że wszystkie dusze idą do piekła.
Patrząc na częstotliwość narodzin i śmierci można założyć, że liczba dusz
w piekle wzrastać będzie logarytmicznie.
Rozważmy więc pytanie o zmieniającej się objętości piekła. Ponieważ wg
prawa Boylesa wraz ze wzrostem liczby dusz rozszerzać musi się
powierzchnia piekła tak, aby temperatura i ciśnienie w piekle pozostaly
stałe, to istnieją dwie możliwości:
1. Jeśli piekło rozszerza się wolniej niż liczba przychodzących do niego
dusz, to temperatura i ciśnienie w piekle będą tak dlugo rosły aż piekło
się rozpadnie.
2. Jeśli piekło rozszerza się szybciej niż liczba przychodzących tam dusz,
to temperatura i ciśnienie w piekle będą spadać tak długo, aż piekło
zamarznie.
Która z tych możliwości jest bardziej realna?
Jeśli weźmiemy pod uwagę przepowiednię Sandry, która powiedziała do mnie:
"prędzej piekło zamarznie niż się z tobą prześpię", jak również to, że
wczoraj z nią spałem, to możliwa jest tylko ta druga opcja. Dlatego też
jestem przekonany, że piekło jest endotermalne i musi być już zamarznięte.
Z uwagi na to, że piekło zamarzło, można wnioskować, że żadna kolejna
dusza nie może trafić do piekła, a ponieważ pozostaje jeszcze tylko niebo,
to dowodzi też istnienie Osoby Boskiej, co z kolei tlumaczy, dlaczego
Sandra cały wczorajszy wieczór krzyczała "Oh, God".
Ten student otrzymał ocenę "bardzo dobry".

andree77 - Sob 30 Wrz, 2006

Aby uniknąć mąk piekielnych, poszedł młodzian do spowiedzi. Tekst ten był zamieszczony w czasopiśmie 'Wolne Żarty - Wolna Myśl' wychodzącym za sanacji też. Gdyby obrażał moralność, proszę o skasowanie. Co do osoby autora, na lekcji polskiego w liceum nie było zgody - podobno napisał to ktoś sławny, a chwilowo biedny.

Raz do księdza bernardyna
Przyjechała limuzyna
Wyszedł z niej chłopczyna blady
I rozpoczął się spowiadać
- całowałem, proszę księdza..
- och, co za rozpusta, całowałeś dziewczę w usta ?
- trochę niżej, proszę księdza..
- och, co za chryje, całowałeś pannę w szyję ?
- trochę niżej, proszę księdza..
- och, co za gust, całowałeś dziewczę w biust ?
- trochę niżej, proszę księdza...
- och, co za postępek, całowałeś pannę w pępek ?
- trochę niżej, proszę księdza..
- och, co za obłuda, całowałeś dziewczę w uda ?
- trochę wyżej, proszę księdza..
- och, na św. Fenelupę, całowałeś pannę w dupę ?
- niech już będę potępiony, całowałem z drugiej strony..

był jeszcze ciąg dalszy..

megg29 - Wto 03 Paź, 2006

Z życia w OSie- troche uśmiechu na twarz:-):

Mój chorąży, z którym dzieliłam sale wykładową, bardzo o ta salę ze mną dbał i zawsze dostawałam OPR, gdy nie lsniła czystościa:-). Nie wiem, co żołnierze robili, ale sciana z tyłu po zajeciach zawsze była pełna odciskow butow. Pojęcia nie mam, jak onie to robili i kiedy po tej scianie chodzili. :-) w Kazdym razie dało się gumowac te ślady gumka do gumowania. Pewnego razu nikt nie miał gumki i wysłałam jednego szeregowego po gumkę do chorążego. Za parę chwil człowiek wraca i mówi:
Pani Madziu, chorązy mówi, że gumki nie ma, a wogóle to on woli bez....

Miłego dnia:-)

ranger82 - Wto 03 Paź, 2006

Byłem szczęśliwy. Byłem tak szczęśliwy jak tylko mógłbym to sobie wyobrazić. Z moją dziewczyną spotykałem się ponad rok i w końcu zdecydowaliśmy się wziąć ślub. Moi rodzice byli naprawdę zachwyceni i pomagali nam we wszystkich przygotowaniach do naszego wspólnego życia, przyjaciele cieszyli się razem ze mną a moja dziewczyna... była jak spełnienie moich najśmielszych marzeń. Tylko jedna rzecz nie dawała mi spokoju • dręczyła i spędzała sen z powiek... jej młodsza siostra. Moja przyszła szwagierka miała dwadzieścia lat, ubierała wyzywające obcisłe mini i króciutkie bluzeczki, eksponujące krągłości jej młodego,pięknego ciała. Często kiedy siedziałem na fotelu w salonie, niby przypadkiem schylała się po coś tak, że nawet nie przyglądając się,miałem przyjemny widok na jej majteczki. To nie mógł być przypadek. Nigdy nie zachowywała się tak kiedy w pobliżu był ktoś jeszcze. Któregoś dnia siostrzyczka mojej dziewczyny zadzwoniła do mnie i poprosiła abym po drodze do domu wstąpił do nich rzucić okiem na ślubne zaproszenia. Kiedy przyjechałem była sama w domu. Podeszła do mnie tak blisko, że czułem słodki zapach jej perfum i wyszeptała, że wprawdzie będę żonaty,ale ona pragnie mnie tak bardzo... i czuje, że nie potrafi tego uczucia pohamować... i nawet nie chce. Powiedziała, że chce się ze mną tylko ten jeden raz, zanim wezmę ślub z jej siostrą i przysięgnę jej miłość i wierność póki śmierć nas nie rozłączy. Byłem w szoku i nie mogłem wykrztusić z siebie nawet jednego słowa. Powiedziała "Idę do góry, do mojej sypialni. Jeśli chcesz, chodź do mnie i weź mnie, nie będę czekać długo" Stałem jak skamieniały i obserwowałem ją jak wchodziła po schodach kusząco poruszając biodrami. Kiedy była już na górze ściągnęła majteczki i rzuciła je w moją stronę. Stałem tak przez chwilę, po czym odwróciłem się i poszedłem do drzwi frontowych. Otworzyłem drzwi i wyszedłem z domu, prosto, w kierunku zaparkowanego przed domem samochodu.
Mój przyszły teść stał przed domem • podszedł do mnie i ze łzami w oczach uściskał mówiąc "Jesteśmy tacy szczęśliwi, że przeszedłeś naszą małą próbę. Nie moglibyśmy marzyć o lepszym mężu dla naszej córeczki. Witaj w rodzinie!"
...A morał z tej historii... Zawsze trzymaj prezerwatywy w samochodzie....

cola - Wto 03 Paź, 2006

Jak zabić karpia?

1. Bicie na chama:
- młotek: walnąć z całej siły między oczy lub w okolice oczu (uważać na palce)
- tasak: obciąć głowę (uważać na dłoń)
Skutki uboczne: gwarantowane wyrzuty sumienia i mdłości. Nasze kalectwo i śmierć karpia równie prawdopodobne.

2. Bicie "na tchórza" - unikanie walki:
- do wanny z karpiem wrzuca się włączoną suszarkę do włosów
Skutki uboczne: wymiana korków, zakup nowej suszarki

3. Bicie psychologiczne:
- podchodzi się do wanny, w której beztrosko pływa karp i znienacka pokazuje mu się kalendarz z zakreśloną czerwonym pisakiem datą 24 grudnia (na 99,9% karp umrze na zawał)
Skutki uboczne: a co będzie, jak trafisz na ten 0,01%?

4. Gry wojenne:
- do wanny wrzucasz petardę
Skutki uboczne: odpada patroszenie, lecz dochodzi malowanie ścian i sufitu

5. Bicie damskie:
- wyciągasz korek z wanny i wychodzisz na papierosa i serial brazylijski
Skutki uboczne: możesz zachorować na raka (palenie szkodzi)

6. Bicie niesportowe:
- idąc do domu z karpiem udajesz, że niechcący wypada ci siatka pod nadjeżdżający autobus
Skutki uboczne: czasem kierowca autobusu chcąc uniknąć kolizji z siatką, w której może przecież być mina przeciwpancerna, przejeżdża nie to co trzeba

7. Bicie koleżeńskie:
- wypijasz z karpiem flaszkę i tłumaczysz mu, że on nie ma już po co żyć, bo jego dziewczyna zdradza go z innym w sąsiedniej centrali rybnej; karp umiera z żalu lub przepicia

Skutki uboczne: chora wątroba, wyrzuty sumienia, a jak karp wie coś o twojej żonie?

jakobsjw1400 - Wto 03 Paź, 2006

|KŁAMSTWA WSTRĘTNEGO ! OBRZYDLIWEGO ! ZARAZ ZROBIE HUNG-OVER !!!
KACZYŃSKIEGO !!!


1. Nie będę premierem, gdy mój brat będzie prezydentem (JK).
2. Dla mnie, raz dane słowo, jest święte... (J)
3. Nie będzie koalicji z Samoobroną (J).
4. Samoobrona jest tworem byłych oficerów służb bezpieczeństwa (J).
5. Cieszę się, że będę na pierwszej linii walki z Samoobroną (J).
6. My w kolejnej kompromitacji i w otwieraniu Samoobronie drogi do władzy w Polsce uczestniczyć nie będziemy (J).
7. Andrzej Lepper udowodnił, że ma za nic prawo i jest politycznym awanturnikiem. Poparcie PISu dla tego polityka w jakiejkolwiek sytuacji jest nierealne (J).
8. Nie poprzemy nikogo z wyrokiem sądu lub przeciwko komu toczą się sprawy sądowe. To jest sprzeczne z ideałami PIS (J)
9. W-ce minister sprawiedliwości nie ścigał i nie osadzał w więzieniu działaczy opozycji w latach 70 (J).
10. Nie zmienia się ordynacji wyborczej na krótko przed wyborami.
11. Nie podniesiemy akcyzy na paliwa.
12. Wybudujemy trzy miliony mieszkań.
13. Wprowadzimy szybko niższe podatki.
14. To będzie tanie państwo, zredukujemy administrację.
15. Wycofamy wojsko polskie z Iraku.
16. Marcinkiewicz, to premier na całą kadencję.
17. Pomożemy Stoczni (UE chce zwrotu 4 mld).
18. Afera bilboardowa.
19. Chcemy koalicji z PO.
20. PO jest w koalicji z SLD.
21. To wszystko wina PO i SLD.
22. Nie bedzie TKM-u.
23. Moja teczka jest sfałszowana (J).
24. Większość byłych szefów dyplomacji była na usługach KGB.
25. Prawie 200 km autostrad w 2006, to nasza zasługa.
26. Tylko 6 km autostrad w 2007, to wina SLD.
.............
99. Dla mnie, raz dane słowo, jest święte... (Jarosław Kaczyński 10 VII 2006)

cola - Wto 03 Paź, 2006

Polowanie na słonia


MATEMATYK: jedzie do Afryki, odrzuca wszystko co nie jest słoniem i łapie jedną z pozostałych rzeczy.

DOŚWIADCZONY MATEMATYK: najpierw przeprowadza dowód istnienia co najmniej jednego słonia, a potem postępuje tak jak MATEMATYK.

PROFESOR MATEMATYKI: przeprowadza dowód istnienia co najmniej jednego słonia, a jego złapanie pozostawia jako temat pracy magisterskiej dla swoich studentów.

PROGRAMISTA: wykonuje następujący algorytm:
GOTO Afryka, Przylądek Dobrej Nadziei
REPEAT
złapany:=łap_zwierzę;
if złapany<>słon then begin
krok_na_zachód;
if brzeg then begin
krok_na_północ;
GOTO zachodni brzeg
end;
end
UNTIL złapany=słoń;

DOŚWIADCZONY PROGRAMISTA: przed wykonaniem tego programu umieści w Kairze jednego słonia, aby algorytm kiedyś się zakończył.

PROGRAMISTA ASSEMBLEROWY: wykona ten sam algorytm, ale na czworakach.

INŻYNIER: łapie losowo napotkane zwierzę i uznaje je za słonia, jeśli waży tyle, co którykolwiek ze znanych słoni (z dokładnością do 15%).

EKONOMISTA: nie łapie słoni: uważa, że słoń złapie się sam, o ile tylko dobrze się mu zapłaci.

KONSULTANCI: nigdy w życiu na nic nie polowali i nie będą polować, ale za to oferują swe usługi jako doradcy dla polujących.

POLITYK: także nie łapie słoni, ale podzieli się słoniami, które złapałeś, z ludźmi, którzy na niego głosowali.

PRAWNIK: nie łapie słoni, tylko dyskutuje z innymi PRAWNIKAMI, do kogo należą pozostawione przez słonie kupki.

SPECJALISTA od PRAWA do PROGRAMÓW: zwykle ogłasza, że całe stado należy do niego, jako dowód przedstawiając szczególny wygląd i zapach jednej z kupek.

NACZELNY DYREKTOR: organizuje szeroko zakrojoną politykę słoniłówstwa bazując na założeniu, że słoń to rodzaj szarej polnej myszy o dużo grubszym głosie.

INSPEKTORZY UBEZPIECZENIOWI: nie interesują się słoniami, ale podążą za innymi myśliwymi gromadząc dowody, że ich samochody były załadowane niezgodnie z przepisami.

HANDLOWIEC: nie łapie słoni, ale zajmuje się uzgadnianiem kontraktów na dostawę słoni na dwa dni przed otwarciem sezonu polowań.

SPRZEDAWCA OPROGRAMOWANIA: łapie pierwsze napotkane zwierzę, wysyła do klienta i wystawia rachunek za słonia.

SPRZEDAWCA HARDWARE: łapie króliki, maluje na szaro i sprzedaje słonie w wersji palmtop.

jakobsjw1400 - Wto 03 Paź, 2006

W Warszawie na skrzyżowaniu wypadek. Z jednego auta wychodzi Tusk z
drugiego Kaczyński:
- To cud, że żyjemy - mówią.
- Tak, to znak żebyśmy się wreszcie dogadali - mówi Kaczyński -
uczcijmy to.
Wyciąga piersiówkę i podaje Tuskowi. Tusk bierze łyk, a Kaczyński
zakręca butelkę i chowa.
- No a ty? - pyta Tusk.
- Ja poczekam aż przyjedzie policja.

*********************************************

Jakie jest najmniejsze i najbrzydsze państwo na świecie??

……..Państwo Kaczyńscy

*******************************************

Premier Marcinkiewicz w wystąpieniu telewizyjnym powiedział

„Drodzy rodacy my chcemy Waszego dobra”

I rodacy zaczęli chować swoje dobra bojąc się o nie…

********************************************

Tusk po śmierci poszedł do nieba
No i święty Piotr oprowadza go opowiada co i jak i wszystko pokazuje
Tusk pyta: Święty Piotrze a skąd Wy wiecie kto ile grzechów popełnia w ciągu swojego życia
Święty Piotr prowadzi go do wielkiej sali w której jest mnóstwo zegarów i mówi
Widzisz Donald jak się człowiek rodzi to zakładamy mu taki zegar i jak tylko popełni grzech to wskazówka przesuwa się o minutę
Daty przeskakują o dzień miesiąc i rok i tak właśnie to liczymy.
O zobacz na przykład tutaj to zegar Matki Teresy z Kalkuty
Jak matka Teresa się urodziła zegar wskazywał godzinę 12:00 i jak widzisz teraz też wskazuje godzinę 12:00
Tusk się zamyślił i pyta: Święty Piotrze a gdzie są zegary braci Kaczyńskich
Święty Piotr się uśmiechnął i mówi: Zegary braci Kaczyńskich robią w głównym holu za wentylatory….
*******************************************
Taka piękna pogoda, a ty męczysz się myciem podłogi - mówi mąż do
żony - wyszłabyś lepiej na dwór i umyła samochód...
******************************************
Paryż. W barze siedzi młody mężczyzna i dziewczyna.
- Koleżanka się śpieszy? - zagaduje mężczyzna.
- Nie, koleżanka się nie śpieszy - przekornie odpowiada dziewczyna.
Koleżanka napije się kawy?
- Tak, napiję się kawy...
- Koleżanka wolna?
- Nie, mężatka...
- Mężatka? A koleżanka może zadzwonić do domu i powiedzieć, że
została zgwałcona w barze?
- Tak, koleżanka może zadzwonić do domu i powiedzieć, że ją
zgwałcili 10 razy.
- 10 razy???!!!
- Kolega się śpieszy?
******************************************
W pewnej mieścinie był piekarz, który piekł pieczywo nie nadające
się w ogóle do jedzenia. W sekrecie przed nim zebrali się mieszkańcy i
postanowili uradzić co z nim zrobić. Radzą tak kilka godzin i nic nie
mogą wymyślić. W pewnym momencie wstaje kowal, chłop wielki i barczysty
jak wół i mówi :
- Może mu jebnę?!
Na co ludzie mówią:
- Nie no... tak nie można... w końcu mamy tylko jednego piekarza,
nie
możemy zostać w ogóle bez... - i dalej debatują.
Za jakiś czas znowu wstaje kowal i mówi:
- To może jebnę stolarzowi?! Mamy dwóch....
******************************************
Dlaczego panny są szczuplejsze od mężatek?
Bo panna wraca do domu,
patrzy co ma w lodowce i idzie do łóżka.
Mężatka wraca do domu,
patrzy co ma w łóżku i idzie do lodówki
*******************************************
Egzamin na prawo jazdy. Egzaminator zadaje kursantowi pytanie: - Ma
pan skrzyżowanie równorzędne. Tu jest pan w samochodzie osobowym, tutaj
tramwaj a tu karetka na sygnale. Kto przejedzie pierwszy ? -
Motocyklista - odpowiada pytany.
- Panie, co pan wygadujesz - warczy zły egzaminator - Toż przecież
mówię,
jest pan, tramwaj i karetka. Skąd wziął się motocyklista ?
- A ...biip... ich wie skąd oni się biorą...
******************************************
Kochanie, wyrzuć śmieci!
...biip... dopiero co usiadłem!
A co do tej pory robiłeś?
Leżałem.
******************************************
Mafioso

Ruski mafioso wybrał się na ryby i jak to ruski mafioso miał, ze
dwa
złote łańcuchy (po pół kilo każdy) na szyi, na każdym palcu złoty
sygnet, a w kieszeni gruby rulon dolarów - oczywiscie same setki. Wziął
ze sobą trzy flaszki. Zimno było więc obrócił je po kolei.
Oczywiście upił się i usnął. Budzi się, a tu nie ma łańcuchów, sygnetów, ani
dolarów.
Zadzwonił z komórki po swoich ludzi i nie mineło pół godziny,a
podjechały cztery czarne mercedesy, w każdym po pięciu ludzi,wszyscy z
kałachami. Stwierdzili, że to najprawdopodobniej ktoś z okolicznej
wsi obrobił szefa. Wpadają do wsi i pytają o sołtysa. Ktoś z miejscowych
wskazał dom pośrodku wsi. Wpadaja do sołtysa, a tam na ganek wychodzi
facio w kufajce, na szyi ma dwa złote łańcuchy, na każdym palcu sygnet,
a z kieszeni kufajki wystaje mu rulon 100 dolarówek. Przeładowali
broń i pytają skąd to wszystko ma. Sołtys mówi:
- No nie uwierzycie chłopaki. Idę sobie przez las z psem na
spacerze, a tu nad brzegiem jeziora leży jakiś facet, w trupa pijany i ma to
wszstko przy sobie. No to go obrobiłem. Na koniec ściągąłem mu gacie
...biip... i poszedłem do domu.
Chłopaki patrzą pytajacym wzrokiem na szefa. Szef podchodzi do
sołtysa,przygląda się chwilę błyskotkom i mówi:
- To nie moje...

ranger82 - Czw 05 Paź, 2006

Niemiecki tygodnik "Der Spiegel" sporządził listę rankingową największych głupców roku 1998. Lista jest długa, przedstawiamy więc tylko niektórych wyróżnionych:

Katsuo Katugoru - japoński wynalazca, który bojąc się skutków trzęsienia ziemi i zalania Tokio wodami oceanu, skonstruował "kalesony bezpieczeństwa". W razie kontaktu z wodą, intymna część garderoby automatycznie wypełnia się sprężonym powietrzem i wynosi człowieka na powierzchnię. Ponieważ kataklizmu nie sposób przewidzieć, Katugoru nigdy nie zdejmował swoich kalesonów. Gdy wszedł w nich do zatłoczonego metra, mechanizm uruchomił się samoczynnie. Sprężone powietrze najpierw rozerwało mu spodnie, a potem poraniło kilku pasażerów, którzy z połamanymi żebrami trafili do szpitala.

Eduard Kremliczka - Czech, działacz Partii Emerytów. Był pewny wyborczego zwycięstwa i oświadczył publicznie, że jeśli jego partia nie przekroczy progu wyborczego, to zje żywego chrząszcza. Słowa dotrzymał.

Brazylijscy piloci - Na widok nadlatującego z przeciwka innego samolotu puścili stery, zdjęli spodnie i przyłożyli do przedniej szyby gołe pośladki. Ich maszyna straciła sterowność i runęła na ziemię.

Fernando Varro - terrorysta kolumbijski, który wysłał paczkę z bombę do ambasady USA. Na przesyłce zapomniał jednak nakleić znaczka, więc poczta zwróciła ja nadawcy. Varro otworzył pakunek i wyleciał w powietrze.

Angielski nałogowiec - który szczycił się tym, że nigdy nie przestaje palić. Zaczynał po przebudzeniu i do zaśnięcia odpalał jednego papierosa od drugiego. Niezbyt higieniczny tryb życia sprawił, że doczekał się hemoroidów. Leczył je, siadając w misce pełnej spirytusu, nie wypuszczając oczywiście papierosa z ust. Opary alkoholu zapaliły się, nastąpił wybuch i nieszczęśnik rzucił palenie już na wieki.

Niemiecki nałogowiec - który w czasie wędrówki po odludziu odkrył, że zgubił zapalniczkę. Ponieważ bardzo chciało mu się palić, wdrapał się na słup wysokiego napięcia i przytknął usta do drutów. Zapalił się nie tylko papieros, ale i ofiara nałogu.

Angielski lekarz amator - odkrywca nowej metody leczenia biegunki. Jak każdy wynalazca, przetestował ją najpierw na sobie. Metoda polegała na wykonaniu lewatywy z... cementu. Dzięki skomplikowanej operacji "odkrywcę" uratowano.

Szwedzki dentysta - który pacjentowi mającemu trudności z opłaceniem jego usług, zerwał wszystkie koronki, wydłubał plomby i oświadczył, że nie odda ich do czasu uregulowania rachunków. Dentysta stracił prawo wykonywania zawodu.

Troy Hurtubise - kanadyjski wynalazca kostiumu dla myśliwych polujących na niedźwiedzie. Strój miał być całkowicie odporny na kły i pazury zwierzęcia. Hurtubise sprawdzał go oczywiście na sobie i wszedł do legowiska niedżwiedzia. Poważnie ranny znalazł się w szpitalu. Po wyleczeniu, ponowił próbę. Z identycznym skutkiem.

Michael Gentner - amerykański akwarysta, który tak zdenerwował się na jedną rybę, że postanowił ją ukarać i połknąć żywcem. Ryba utknęła mu w przełyku, udusili się oboje.

coyota - Sob 07 Paź, 2006

Instrukcja czyszczenia muszli
1. Podnieść klapę muszli i wlać jedną ósmą szklanki szamponu dla zwierząt.
2. Wziąć kota na ręce i głaskając go iść wolno w stronę łazienki.
3. W odpowiednim momencie wrzucić kota do muszli, zamykając jednocześnie klapę. W razie potrzeby stanąć na niej.
4. Kot w tym czasie samodzielnie rozpocznie czyszczenie muszli, wytwarzając przy tym wystarczającą ilość piany. Odgłosami dochodzącymi z muszli nie należy się niepokoić i spokojnie pozwolić kotu wyżyć się do woli.
5. Zainicjować fazę mycia turbo i płukania końcowego poprzez kilkukrotne uruchomienie spłuczki.
6. Jeśli stanie na klapie muszli było konieczne, poprosić kogoś innego o otwarcie drzwi wejściowych. Zadbać o to, żeby nikt nie znajdował się między drzwiami łazienki a wejściowymi.
7. Z bezpiecznej odległości możliwie szybko otworzyć klapę toalety. Duża szybkość kota spowoduje samoczynne wysuszenie jego sierści.
8. W ten sposób i toaleta i kot są znowu czyściutkie

cola - Nie 08 Paź, 2006

Szef


Szef nie śpi, szef odpoczywa.
Szef nie je, szef regeneruje siły.
Szef nie pije, szef degustuje.
Szef nie flirtuje, szef szkoli personel.
Szef nie wrzeszczy, szef dobitnie wyraża swoje poglądy.
Szef nie drapie się w głowę, szef rozważa decyzje.
Szef nie zapomina, szef nie zaśmieca głowy zbędnymi informacjami.
Szef się nie myli, szef podejmuje ryzyko.
Szef się nie krzywi, szef uśmiecha się bez entuzjazmu.
Szef nie jest tchórzem, szef postępuje roztropnie.
Szef nie jest nieukiem, szef przedkłada twórczą pracę nad bezpłodną teorię.
Szef nie bierze łapówek, szef przyjmuje dowody wdzięczności.
Szef nie lubi plotek, szef uważnie wysłuchuje swoich pracowników.
Szef nie ględzi, szef dzieli się swoimi refleksjami.
Szef nie kłamie, szef jest dyplomatą.
Szef nie powoduje wypadków drogowych, szef ma kierowcę.
Szef nie jest uparty, szef jest konsekwentny.
Szef nie toleruje sitwy, szef szanuje zgrane zespoły.
Szef nie zdradza żony, szef wyjeżdża w delegacje.
Szef się nie spóźnia, szefa zatrzymują ważne sprawy.
Szef brzydzi się wazeliniarzami, szef premiuje pracowników lojalnych.


Szanuj szefa swego, możesz mieć gorszego.

Kto przychodzi ze swoimi przekonaniami, wychodzi z przekonaniami szefa.

Jeśli chcesz żyć i pracować w spokoju - nie wyprzedzaj szefa w rozwoju.

ranger82 - Wto 10 Paź, 2006

12 najlepszych wykrętów jeśli złapią cię na spaniu w pracy

1.
W banku krwi powiedzieli mi, że to może się przydarzyć.
2.
To jest 15-sto minutowa drzemka regenerująca, o której tyle mówili podczas tego kursu "Zarządzanie czasem", na który mnie wysłałeś.
3.
Nie spałem! Medytowałem nad celem misji i układałem sobie w głowie nowy projekt.
4.
To jest jeden z siedmiu nawyków ludzi wysoce wydajnych.
5.
O rany! To lekarstwo, które wczoraj zażyłem wciąż działa!
6.
Testowałem moją klawiaturę na odporność na zaślinienie.
7.
Robiłem bardzo specyficzne ćwiczenie Yoga uwalniające od stresu związanego z praca. Chyba nie będziesz mnie dyskryminował za uprawianie Yogi?
8.
Dlaczego mi przerwałeś? Prawie znalazłem rozwiązanie dla naszego największego problemu.
9.
Automat do kawy jest nieczynny.
10.
Nie spałem. Próbowałem założyć szkła kontaktowe bez użycia rąk.
11.
Ktoś musiał włożyć kawę bezkofeinowa w nie ten pojemnik co trzeba.
12.
"... i Ducha świętego. Amen"

cola - Sro 11 Paź, 2006

Dlaczego kura przekroczyła ulicę?

PANI PRZEDSZKOLANKA: Żeby przejść na druga stronę.

PLATON: Dla ważniejszego dobra.

ARYSTOTELES: Taka jest natura kur, ze przekraczają ulice.

KARL MARX: To było historycznie nie do uniknięcia.

TIMOTHY LEARY: Ponieważ to była jedyna wycieczka, na którą chciał zezwolić kurze rząd.

SADDAM HUSSAJN: To był nie sprowokowany akt rebelii i mamy prawo zrzucić 50 ton gazu na te kurę.

TONY HALIK: Żeby pójść tam, gdzie jeszcze nigdy żadna kura nie była.

MARTIN LUTHER KING, JR.: Widzę Świat, w którym wszystkie kury są wolne i mogą przekraczać ulice, nie będąc pytanymi o motywy.

MOJŻESZ: I Bóg zstąpił z niebios, i Bóg przemówił do kury: "Masz przekroczyć ulicę!". I kura przekroczyła ulicę.

FOX MULDER: Zobaczyliście na własne oczy, ze kura przekroczyła ulicę. Ile kur przekraczających ulice musicie jeszcze zobaczyć, zanim w to uwierzycie?

RICHARD M. NIXON: Kura nie przekroczyła ulicy. Powtarzam, kura NIE przekroczyła ulicy.

MACHIAVELLI: Decydujące jest to, ze kura przekroczyła ulice. Kogo interesują powody? Przekroczenie ulicy usprawiedliwia wszelkie motywy.

JERRY SEINFELD: Dlaczego ktoś przekracza ulice? Mam na myśli, dlaczego nikomu nie przyjdzie na myśl zapytać: "Co do diabła ta kura w ogóle tam robiła?"

SIGMUND FREUD: Fakt, że się w ogóle tą sprawą interesujecie, że kura przekroczyła ulicę, ujawnia waszą seksualną niepewność.

BILL GATES: W nowej wersji kura będzie to robić szybciej i lepiej.

OLIVER STONE: Pytaniem nie jest "Dlaczego kura przekroczyła ulicę", tylko "Kto przekroczył ulicę w tym samym momencie, kogo przeoczyliśmy w naszej nienawiści, podczas gdy obserwowaliśmy kurę".

CHARLES DARWIN: Kury zostały w dłuższym okresie przez naturę tak wybrane, że teraz są genetycznie do tego uwarunkowane, aby przekraczać ulice.

ALBERT EINSTEIN: Czy to kura przekroczyła ulicę, czy też to ulica się przesunęła pod kurą, zależy od waszego punktu odniesienia.

BUDDA: Tym pytaniem ujawniasz twoją własną kurzą naturę.

ERNEST HEMIGWAY: Aby umrzeć. W deszczu.

COLONEL SANDERS: Przeoczyłem jakąś?

WILLIAM CLINTON: W żadnym momencie nie byłem z tą kurą sam na sam.

LECH WAŁĘSA: W tym temacie też mam swoje koncepcje. Są oczywiście plusy dodatnie i ujemne przekraczania ulic przez kury, dlatego jestem za a nawet przeciw.

JANUSZ KORWIN-MIKKE: Ta kura po prostu rżnie głupa.

JAROSŁAW KALINOWSKI: Rząd wyprzedaje polski majątek, czego najlepszym dowodem jest to, że kury samowolnie uciekają przez ulicę. Jeżeli natychmiast nie zatrzyma się liberalizmu nie tylko kury, ale i kaczki oraz gęsi zaczną przechodzić przez ulice.

ANDRZEJ LEPPER: Ta kura może dziękować nam, bo gdybyśmy nie blokowali dróg, to nigdy by nie przekroczyła tej ulicy.

LESZEK MILLER: Nie czytałem jeszcze tego artykułu w "Gazecie Wyborczej", ale oczywiście Komisja Etyki klubu SLD, zajmie się tą sprawą na najbliższym posiedzeniu i dodam jeszcze, że...prawdziwą kurę poznaje się nie po tym, jak zaczyna przechodzić przez ulicę, ale po tym jak kończy.

GABRIEL JANOWSKI: I dlatego domagamy się utworzenia holdingu polskiego cukru.

:gent:

plut. pchor. rez - Pią 13 Paź, 2006

Jest Wieniawa bohaterem niezliczonych anegdot. Kilka z nich poniżej...

Na zadane mu przez kolegę ułana pytanie w "Ziemiańskiej" - jak tak możesz,
żeby cała Warszawa mówiła o twoich wybrykach. Ty jesteś tak blisko
Komendanta... itd., itd., Wieniawa odpowiedział:
- Słuchaj, ty ułanie z prowincjonalnego pułku. Był kiedyś taki kawalerzysta,
który zrobił dwie rzeczy. Raz o zakład po pijanemu przejechał nago czwórką
koni z Zamku do Mokotowa i z powrotem. A drugi raz w mundurze marszałka
Francji skoczył do Elstery i utonął. A że mu pomnik na Saskim Placu
postawili w koszuli, to nie wiadomo, czy za pierwsze, czy za drugie.

Marszałek Piłsudski zawsze widział Długoszowskiego na stanowisku
dyplomatycznym. Mówił, że ma twarz w wojsku mało używaną i powinien być
kardynałem, aktorem lub dyplomatą. Długoszowski nie chcąc jednak obejmować
stanowisk dyplomatycznych odparł:
- Komendancie, na dypomatę się nie nadaję zupełnie. W kawalerii można czasem
robić głupstwa, ale nigdy świństw. W dyplomacji odwrotnie - czasem świństwa,
ale nigdy głupstw. Wolę pozostać w kawalerii.

Wieniawa wracał pociągiem z Krynicy do Warszawy, stacja kolejowa Bobowa była
tuż za ogrodem dworskim i domem Długoszowskich. Na stacji płk Wieniawa
wysiadł poprosił kierownika pociągu o półgodzinny postój, gdyż musi
odwiedzić choć przez chwilę swój dom rodzinny i matkę. Ponieważ mówił to
głosem nie znoszącym sprzeciwu, kierownik pociągu przeprosił pasażerów za
techniczny postój. Pasażerowie wyszli na mały spacer po okolicy, a pociąg
stał 30 minut w oczekiwaniu na powrót Wieniawy. Wracając po oznaczonym
czasie, udał się do kierownika pociągu z podziękowaniem oraz zaproszeniem go
do swojego przedziału celem pokrycia kosztów (strat) spowodowanych postojem.

Jednoosobowa delegacja polska pod przewodnictwem gen. Wieniawy wyjechała
pociągiem na pogrzeb króla Jugosławii. Z powodu trudów podróży, nużącej
drogi i ogólnie dla zabicia czasu pan generał zabawił w gościnnym dla niego
pociągu i nie dotarł na pogrzeb. O sprawie poinformowano Piłsudskiego, który
wezwał go natychmiast do raportu. U Marszałka Wieniawa stawił się we fraku.
Na pytanie wzburzonego Marszałka, co to za maskarada, odpowiedział:
- Komendancie, melduję posłusznie, że zawiniłem i należy mi się w pysk! Ale
nie można zhańbić munduru polskiego żołnierza, oficera, czy generała,
dostając w nim w pysk! Przeto jestem po cywilnemu!
Marszałkowi odeszła nagle złość.

Józef Piłsudski gościł u Długoszowskich w Bobowej. Matka Bolesława
skierowała do niego następujące słowa:
- Nie znam się na polityce, wojnie i wojsku i na tym, co pan robi, ale musi
być Pan czarodziejem, bo nauczył Pan mojego Bolka posłuszeństwa.

Marszałek zwraca się do Wieniawy:
- Wiecie, Wieniawa, wypytywałem o was generała Krzemińskiego, który zna was
najdłużej i chyba najlepiej, bo chodziliście razem do gimnazjum. Pytałem,
czy nie narobiliście komu jakichś świństw w młodości. A on mi powiada, że
narobiliście bez liku głupstw, ale na pewno żadnego świństwa.

Pewien mężczyzna żalił się, że Wieniawa "sprzątnął" mu piękną dziewczynę
sprzed nosa. Słonimski odparł mu:
- Cóż chcesz? O co ci chodzi? Wieniawa to siła wyższa.

Znana jest (...) karykatura, gdy dziewczyny zobaczyły na ulicy Marszałka z
Wieniawą i jedna pyta drugą:
- Kim jest ten starszy pan, który idzie z Wieniawą? (...)

Do grona oficerów na jakimś balu podeszła pewna zalotna pani i
przekomarzając się wymieniła cechy, jakie musi spełniać jej kochanek.
Oczywiście w miarę młody, dojrzały emocjonalnie, przystojny, wysportowany,
niezależny, dobrze sytuowany, znany i lubiany, męski ... no i musi mieć 30
cm... Na to Wieniawa odpowiada:
- Madame, na wszystko się zgadzam. Ale obciąć sobie 10 cm nie pozwolę!

Na przyjęciu dobroczynnym (występy, aukcja, gry i zabawy) zorganizowanym
przez Panią Marszałkową Piłsudską debiutowały młodziutkie panienki z
towarzystwa, wchodząc w dorosłe życie, w tym córki Marszałka. Gośćmi byli
wyżsi oficerowie, dyplomaci, artyści i wielu poważnych oficjeli. Dziewczęta
miały przygotowany osobny stół z zakąskami, ciasteczkami, dzbankami z
oranżadą. Atmosfera była "sztywna", po jakimś czasie więc Wieniawa ukradkiem
wlał do każdego dzbanka z oranżadą koniak i powróciwszy na salę ogłosił małą
przerwę w losowaniu fantów oraz zaprosił do stołów. Spragnione dziewczęta
szybko "wstawiły się" i ku uciesze towarzystwa zaczęły rozrabiać. Bawiły się
doskonale, ale imprezę przerwano. Domyślono się, kto był sprawcą zajścia i o
sprawie poinformowano Marszałka. Ale po co? Też go ta sytuacja rozbawiła.

Po nominacji Wieniawy na dowódcę 1. Pułku Szwoleżerów Józefa Piłsudskiego
(1926), Marszałek polecił mu dobrze się opiekować jego szwoleżerami i
pilnować, żeby nie pili.
- Rozkaz Komendancie! Na pewno nie będą pić więcej ode mnie!
- No to mnie akurat nie uspokaja - odparł Marszałek.

Żona Wieniawy mówi do męża przy obiedzie, sącząc wino:
- Popatrz Bolek, ile jest na świecie dobrego wina, jaki mają doskonały
bukiet, kolor, jakie są dobre. Nie rozumiem, dlaczego ludzie piją wódkę,
zamiast pić smaczne wina.
- Wiesz, co by się działo, gdyby jeszcze wódka miała dobry smak?

Po otrzymaniu awansu na generała brygady (8 XII 1931 ze starszeństwem od 1 I
1931), Wieniawa wybierał się na Zamek do złożenia noworocznych życzeń
prezydentowi Mościckiemu jeszcze w okrągłej czapce szwoleżerskiej
pułkownikowskiej. Jeden z kolegów zapytał go:
- Cóż to, pan generał jeszcze w czapce pułkownika?
Wieniawa odparł mu:
- Trzeba mieć głowę generalską, nie tylko czapkę!

Na zakończenie rajdu konnego Warszawa - Morskie Oko w październiku 1928,
Wieniawa jako jeden z nielicznych dotarł konno do Zakopanego pomimo, że rajd
skończył się przy schronisku. W książce meldunkowej hotelu "Morskie Oko"
wpisał:
- Koniec rajda, teraz frajda.
Zabawa trwała dwa dni.

Podczas wizyty we Włoszech polskich legionistów w 1937 r. pokazano gościom
ogromne tereny osuszone w ostatnim czasie przez rząd włoski, jako efekt
dobrej gospodarki. Delegacja stanęła na wzgórzu, u podnóża którego
rozciągały się owe zagospodarowane mokradła, widać było domy, ludzi
etc.Włoski przewodnik powiedział do szefa polskiej delegacji, tj. do
Wieniawy, pokazując ręką na urodzajną dolinę:
- Kiedyś wszyscy tam byli zalani.
Wieniawa odparł:
- Cóż to były za wspaniałe czasy.

W tańcu z Wieniawą pewna kobieta spostrzegła, że ma on na przegubie dłoni
metalową obrączkę (z symbolem grupy krwi?). Przyglądając się jej, zapytała:
- Zakuta?
- Nie, za konną jazdę - odparł Wieniawa.

Suczka państwa Długoszowskich odczuła potrzebę bliższego spotkania z
odpowiadającym jej urodzeniu pieskiem. Pan generał znalazł odpowiedniego
psa, włożył galowy mundur, zarzucił pelerynę, wziął suczkę "pod pachę" i
pojechał pod ustalony adres. Drzwi otworzyła równie dystyngowana pani.
Potwierdziła fakt posiadania psa, który może spełnić życzenia suczki pana
generała. Dodała, że usługa taka kosztuje 200 zł.
- 200 zł? - zapytał zdziwiony Wieniawa.
- Tak, mój piesek jest w doskonałej formie, ponadto jest olimpijczykiem, ma
dużo odznaczeń, medali i orderów.
Wieniawa uniósł prawą brew, wyprężył się, odsłonił pelerynę z lewej strony
pokazując swoje ordery. Przejechał po nich otwartą dłonią, demonstrując je
elegancko i bez słowa, od Virtuti do Legii Honorowej, i odrzekł:
- Proszę Pani, grosza od Pani bym nie wziął!"

cola - Wto 17 Paź, 2006

Człowiek - jego wzór i przeznaczenie

Baczność!!!!
Temat zero osiem łamane na piętnaście: "Człowiek - jego wzór i przeznaczenie" Spocznij!

Na wypasażeniu Ludowego Wojska Palskiego znachodzi się dwa radzaji człowieka: człowiek wzór czterdziści siedem i człowiek wzór czterdzieści osiem. W agólności człowiek składa się z części zasadniczych i pamacniczych.

Do części zasadniczych zaliczamy gławice, niesłusznie w cywilu nazywaną głowom, tuleje łączoncom zwanom szyjom, korpus ze śledzionom i wontrobój, kańczyny górne tudzież dolne.

W górnej, przedniej czenści gławicy znachodzom się dwa oka, oko liewe i assymetrycznie prawe. Oko liewe służy do wykrywania przełożonych w celu addania regulaminawego hanoru wojskowego, asymetrycznie oko prawe służy do wykrywania czwartej piersi na komendę "Równaj w prawa!"

Paniżej znachodzi się wystemp przedni zaopatrzony dwiema dziurkami. Dziurka liewa służy do wykrywania zapachu strawy agólnowajskowej, assymetrycznie dziurka prawa służy da wykrywania zapachów zwanych kaszarawymi.

Paniżej znachodzi się otwór gęmbny, zaopatrzony w jenzyk i zemby. Zemby służom do przeżuwania strawy agólnowajskowej. Natomiast o jenzykach w wojskowości możemy powiedzieć, że wyróżniamy jenzyki nastempujonce: wyzej wzmiankawany, dwa jenzyki w kaloszach agólnowojskowych, i bardzo rzadko jeden obcy.
W ogólności otwór gembny służy do załadawania i zaryglawania strawy agólnowojskowej.

Pa obu stronach gławicy znachodzom się dwa wystempy płaskie zwane uchami, służonce do padtrzymywania hełmu bojowego. W ogólności o gławicy można powiedzieć tyle, że od kaprala wzwyż wienkszego zastosowania nie pasiada.

Cała gławica osadzona jest na tuleji łonczoncej, służoncej do nadawania jej obrotów w prawa tudzież w liewo oraz do zawieszania pasa wojskowego, kiedy żołnierz znachodzi się w latrynie.

W przedniej czenści karpusa znachodzom się dwie piersi. Pierś liewa służy do zawieszania adznaczeń krajowych i zagranicznych, assymetrycznie pierś prawa służy do przyjmawania kul ze strony enpla.

Paniżej znachodzi się brzuch, który pawinien być zawsze wciongnienty, a po przeciwleglej stronie znachodzom się pliecy. Pliecy w wojskowości majom: artyści, spartowcy i dowódcy wszelakiego stopnia.

Paniżej plieców znajdujom się dwa zgrubienia tylne, służonce do kształtowania świadomej dyscypliny agólnowojskowej.

Po przeciwlieglej stronie znajduje się wystemp przedni, który w wojskowości winkszego zastosowania nie posiada poza przepustkom.

Paniżej znachodzom się dwie kańczyny dolne, które pomagajom w podnoszeniu dyscypliny i które zaopatrzone som w dwa kalosze agólnowojskowe, przy czym ich właściwości som takie, że kalosz liewy pasuje na nogem prawom i assymetrycznie.

W cały korpus wmontowany jest przewód pokarmowy od wlotu do wylotu. Przewód pokarmowy służy, do załadowania, zaryglowania i adpalenia strawy wajskowej.

O czenściach paminientych w niniejszym wykładzie i o uzbrajeniu powiemy w wykładzie nastempnym.

Deron - Nie 19 Lis, 2006

.


Andrzej Waligórski
„Pan Tadeusz” - obszerne streszczenie


KSIĘGA I: GOSPODARSTWO
Cichy wieczór na Litwie, owczarz owce maca
A Tadeusz po studiach do domu powraca
Chce usprawnić rolnictwo, do pracy aż wzdycha
Ale Wojski natychmiast daje mu kielicha
Pod wpływem alkoholu Tadzio czując Wenę
Podrywa własną ciocię, starą Telimenę
A Asesor z Rejentem kłócą się przy wódce
Wreszcie wszyscy posnęli. Dalszy ciąg już wkrótce.


KSIĘGA II: ZAMEK
Pośród krat, baszt i różnych innych dupereli
Siedzi Hrabia po mieczu, pochwie i kądzieli
Zaś Gerwazy oparty na swym Scyzoryku
Opowiada mu serial o starym Stolniku
Co Jackowi Soplicy nie chciał dać swej córki
Więc tamten go - i słusznie - uwalił z dwururki
Hrabia pije z Gerwazym i zemstę przysięga
Zaś Woźny pędzi bimber. Tu kończy się księga.


KSIĘGA III: UMIZGI
Wszyscy idą na grzyby. Wybucha panika
Bo krótkowzroczny Sędzia zeżarł sromotnika
Szczęściem kapitan Ryków co tam był akurat
Wrzasnął: "Wy jemu dajtie skorje dienaturat.
Na truciznu - trucizna." Sędzia chwycił flaszkę,
Ucałował odbitą na niej trupią czaszkę
Wypił, huknął jak wszystkie pułki artylerii
I wyzdrowiał. Niestety, koniec trzeciej serii.


KSIĘGA IV: DYPLOMATKA I ŁOWY
Lud prosty w wiejskiej karczmie szykuje powstanie
Zaś Hrabia z Tadeuszem robią polowanie
Lecz że obaj pijani kiepsko im się wiedzie
I każdy zamiast jednego widzi dwa niedźwiedzie
Aż dopiero ksiądz Robak wybiegłszy zza krzaka
Wygrzmocił misia pałą jak Ryndszus Polaka
Pałą? - zdziwił się Wojski - A gdzie ksiądz ją znalazł?
Dał mi ją przeor Kiszczak. Dalszy ciąg już zaraz.




KSIĘGA V: KŁÓTNIA
Asesor pił Jarzębiak, Rejent ćpał Wiśniówkę
Jankiel z Woźnym Protazym chlali Pejsachówkę
Telimena Vistulę obciągała bratu
Gdy Klucznik wleciał z okrzykiem: Biorą do Senatu!
Zaraz tam pogonili wypluwając płuca
Płócienniczak, Gargamel, brat Glempa i Guca
Z tym, że jakoś do Izby Wyższej nie trafili
Więc są w izbie wytrzeźwień. Dalszy ciąg po chwili.


KSIĘGA VI: ZAŚCIANEK
Słynie szeroko w Litwie Dobrzyński Zaścianek
Spożyciem alkoholu, ilością skrobanek
Pieśniami, które nuci lud prostolinijny
Czasem jakaś głodówka, strajk protestacyjny
Lud przyciśnięty nędzą, szlachcic mazowiecki
Za kilka marek pacierz odmawia niemiecki
Zaś miejscowej starszyźnie profesor Wisłocka
Doradza, jak dać dupy. Teraz dobranocka.


KSIĘGA VII: RADA
Szlachta radzi jakby tu pozbyć się Moskali
Nadjeżdża pędem Hrabia, strasznie konia wali
Wiezie wieść, że jak słychać z plotek i przecieków
Ksiądz Jankowski masowo nawraca Ubeków
Jezu! - krzyknął ksiądz Robak - To dopiero kino!
To przez to pół kościoła mam zapchane gliną!
Wzburzona tym niechlujstwem szlachty cała zgraja
Wyrusza na Soplicę. Teraz będą jaja.


KSIĘGA VIII: ZAJAZD
Podkomorzy miał właśnie obalić Pershinga
Gdy wleciał cwałem Hrabia, w dłoni lśni mu klinga
Za nim szlachta szturmuje dwór, kuchnie, piwnice
Gerwazy lewą dłonią pochwycił Soplicę
I z okrzykiem Soplico! Giń kanalio chytra!
Odbiwszy główkę wypił Soplicy pół litra
Ale zaraz uczciwie wszystko zwrócił z pluskiem
Padł i zasnął. W następnej księdze przyjdą Ruskie.


KSIĘGA IX: BITWA
Szlachta związana w pęczki, leży chłop przy chłopie
Patrząc, jak brzydki Moskal polską wódkę żłopie
Major Płód Telimenę już dosiadał gwałtem
Gdy kwestarz Robak wjechał swoim starym autem
I wykrzyknął basem: "Zciągnąć z niej tę carską glizdę!"
Za późno! Płód wystrzelił. Salwa poszła w izbę
A cała rota jegrów poszła spać do piachu
W następnej księdze nasi będą wiać na Zachód


KSIĘGA X: EMIGRACJA
Nazajutrz wszyscy zbiegli do Napoleona
Tylko ksiądz Robak nie mógł, bo akurat kona
Kona, kona, aż zgłodniał. Zerwał jabłko z krzaka
Nadgryzł je i w środku też ujrzał robaka
Cześć kuzynie - rzekł robak. Ksiądz zasłonił lica
I wyszeptał: Spierdalaj, jam Jacek Soplica
"Wiedziałem - mruknął Sędzia - już od pierwszych kartek"
Koniec księgi. W następnej wkroczy Bonaparte.


KSIĘGA XI: ROK 1812
O roku ów! Kto cię widział na Litwie i w Rusi
Ten wiedział, że ten burdel źle się skończyć musi
Tłok, że nie ma na czym usiąść, co najwyżej w kucki
Poniatowski, Dąbrowski, Wałęsa, Piłsudski
Jankiel miast poloneza majofesa grzmoci
Zosia płacze, bo Tadzia złapała na cioci
A z RFN-u już wraca stara wołowina
Co ją kiedyś skradł Hitler. Łoj, zbliża się finał!


KSIĘGA XII: KOCHAJMY SIĘ!
Pije szlachta przy Wiejskiej ulicy skupiona
Zdrowie Sędziego, Zosi i Napoleona
Wiwat Sejm, wiwat Naród, wiwat wszystkie Stany!
I prezydent tych Stanów, pan Clinton kochany
Nikt nie chodzi do pracy, wszędzie dzwony dzwonią
Towarzysze pancerni do spowiedzi gonią
Bonaparte ocipiał i na Moskwę rusza
No, tu na szczęście koniec Pana Tadeusza.


KSIĘGA XIII: GEOPOLITYKA
Już się przed Litwą przyszłość rysowała lepsza
Gdy nagle krzyk się podniósł: "Napoleon spieprza!"
Faktycznie, cesarz nawiał w kapciach i w negliżu
"Aj, waj - zmartwił się Jankiel - uciekł do Paryżu"
W tejże chwili od wschodu wśród gromkich okrzyków
W kufajce i walonkach wszedł kapitan Ryków
I rzekł patrząc życzliwie na szlachtę struchlałą:
"Nu, wot my znowuż razem" I tak już zostało.

:viktoria:




.

coyota - Nie 19 Lis, 2006

Kiedy przyjdą przeszukać dom

Ten, w który mieszkasz chłopie,
Kiedy sprawdzą twój CD-ROM,
I na płytach nagrane kopie,
Gdy pod drzwiami staną, i nocą
Nakazem w dłoni w drzwi załomocą -
Wiesz, o jaką im chodzi zbrodnię?
Ściągałeś pliki
Przez dwa tygodnie.

Już przed twym domem setki są glin,
Dokąd uciekać? Chyba do Chin.
A wszystko przez to, że owe dane,
Wprost z Ameryki były pobrane
Co czyni z ciebie kogoś gorszego,
Niźli mordercę wielokrotnego...

Kiedyś przyjdą na pewno pogrzebać ci w kompie
Może się zlitują, w co szczerze wątpię,
Jak GROM w nocy przez dach się wkują,
Płyty połamią, save'y skasują,
Pójdzie się pieprzyć w Fifie kariera,
Znów w NFS'a startujesz od zera,
Choć w call of duty wojnę wygrałeś,
Choć wiele nocy przez to zarwałeś,

Brak u nich skrupułów, litości nie mają,
Za dyskutowanie zarobisz pałą,
Nie pomogą płacze ,ani lamenty
Cały twój hardware w folii zapięty,

Już biurko puste, już wiatrak nie huczy
Może mnie w końcu to coś nauczy,
Mijają godziny, mijają dni,
Chyba oszaleję, wciąż komp mi się śni,

Dzwonie na pały, może coś da się załatwić,
Jakiś glina mówi: muszę pana zmartwić,
Tutaj jest Polska, tu cuda się dzieją,
Kompa pan oddał przebranym złodziejom,

Prawie emeryt - Wto 12 Gru, 2006


Nowe odcinki M jak Miłość streszczenie

Odcinki 454-456: Lucjan podczas grania w szachy z Kisielem połyka jedną z figur. Marysia nie może go przyjąć do przychodni bo jest zajęta parzeniem kawy, a Renia miała dzisiaj aż 4 pacjentów i pada z nóg! Pomaga dopiero doktor Lubicz. Tymczasem Kinga wygrywa zapas margaryny Delmy na cały rok. Madzia robi jej awanturę, bo ona woli masło. Hanka pomaga dyrektorowi w wymianie koła jego samochodu. Marek wysyła Natalke do "Chcę być piękna". Tymczasem na tapczanie u Barbary... siedzi leń. Lucjan po przyjeciu corhydronu odzyskuje przytomnosc. Marek organizuje w pubie konkurs na najgłupszą osobę w jego rodzinie. Barbara dostaje zaproszenie do programu Makłowicza by przygotować na oczach widzów zupę z torebki. Marysia nie może odpedzić sie od adoratorów. Nawet Renia wyznaje jej miłość. Teresa ma pretensje do Pawła że w nocy znowu się zmoczył. Do drzwi Mostowiaków puka owca Lucjana. Żali sie na złe warunki panujące w stadzie. Ewa znajduje w szafie wycieraczkę. Mysląc że to prezent na jej urodziny szaleje z radości. Agniesia dołącza do zespołu Blog 27. Teresa jest zła że córka nie załatwiła jej posady menadzera zespołu. Paweł by rozgrzac atmosferę w barze zaczyna tańczyc na rurze. Szef daje mu awans. Zdziwiona Ewa dostaje na prezent lek na hemoroidy. Komu więc Leszek kupił wycieraczkę? CDN.

Deron - Sro 13 Gru, 2006



Krótki wstęp

Dawno, dawno, dawno temu za ośmioma górami, za dziesięcioma lasami, za piętnastoma morzami i Bóg wie jeszcze za czym żyło sobie takie Małe coś. Małe coś było bardzo smutne bo nie miało przyjaciela. Ale jak wiadomo we wszystkich bajkach bohater w końcu spełnia swe pragnienia, więc i nasz pod koniec tej historii powinien znaleźć przyjaciela. Czy aby na pewno?...

Treść właściwa

Małe coś żyło odizolowane od wszelkiej cywilizacji. Było samowystarczalne, choć jak wiemy jest to wbrew wszelkim prawom (ale w końcu w bajkach nic nie podlega prawom, prawda?). Było smutne i samotne i nic mu się już nie chciało. Pewnego dnia po długich rozmyślaniach postanowiło wyruszyć na wędrówkę. Przebyło więc piętnaście mórz miotane sztormami, dziesięć lasów gonione przez watahy wilków i osiem gór zjeżdżając z ich na lawinach śnieżnych. W końcu dotarło do pierwszych śladów cywilizowanego świata.
- Jestem małe coś. - powiedziało do człowieka
- To widzę. A twoje imię? -
- Małe coś! -
- Weź ty mnie nie denerwuj lepiej. Już i tak jestem w złym humorze. Wiesz, nasz kraj opanowały kaczki i kaczory i inne takie i się strasznie panoszą. -
- Ale ja naprawdę jestem Małe coś. -
- Tak, jesteś małe coś. Jesteś mały, upierdliwy wrzód na dupie. -
- Ale ja szukam przyjaciela. -
- Przyjaciela. Ha, ha, ha. Z jakiej bajki się urwałeś. -
- Z tej którą właśnie opisuje autor. -
- O, to jesteśmy w bajce? - człowiek poprawia fryzurę, ubranie, przybiera uśmiech. - Trzeba się prezentować. -
- To jak, będziesz moim przyjacielem. -
- Słuchaj, odczepisz się ode mnie? To ja mam być głównym bohaterem. -
- Ale to ja nim jestem. -
Na te słowa człowiek rozdeptał Małe coś jak robaka. Bo tacy są ludzie. I to już koniec bajki

:hey:

heddy - Sro 27 Gru, 2006
Temat postu: komedia o skoczkach w odcinkach
ktos ma chyba za duzo wolnego czasu bo zaczal pisac scenariusz komediowy. jego bohaterami sa spadochroniarze cywile. duzo nawiazan do seksu, przemoc itd. jak to wsrod skoczkow. ja sie usmialem.
calosc ma forme bloga. nowe odcinki mniej wiecej raz na tydzien. opublikowano jak na razie trzy.

odcinek 1 - http://un4spendable.blog....2036,index.html

odcienek 2 - http://un4spendable.blog....6214,index.html

odcinek 3 - http://un4spendable.blog....5099,index.html

link do calosci - http://un4spendable.blog.onet.pl/

McMatt44 - Pią 05 Sty, 2007


Za takie nagromadzenie słów powszechnie uważanych za obelżywe otrzymujesz :kartka:

I radziłbym, by się to nie powtórzyło :nie3:

P_E


Prawie emeryt - Pią 05 Sty, 2007



Zwrot podatku




Sorry, the file you requested is not available.



cola - Pią 26 Sty, 2007

NOWE PRAWO PRASOWE

Projekt Samoobrony.
1. Nie wolno pisać, że Przewodniczący Lepper zmuszał działaczki Samoobrony do seksu.
2. Przewodniczący należy zawsze pisać dużą literą.
3. Można pisać, że poseł Łyżwiński zmuszał działaczki Samoobrony do seksu.
4. Ale tak naprawdę to wszystko spisek mający na celu obalenie konstytucyjnego organu państwa.
5. Organ to Przewodniczący.
6. Bo jest w rządzie.
7. Trzeba pisać, że Przewodniczący pojechał na Jasną Górę wypowiedzieć walkę rozwiązłości.
8. Ale to wcale nie jest pokuta za grzechy ani tym bardziej PR.
9. Po prostu przewodniczący lubi jeździć do Częstochowy.


Projekt posłanek Samoobrony Danuty Hojarskiej i Renaty Beger.
1. Szymon Majewski jest głupi.
2. Nie wolno pisać, że Danuta Hojarska ma owłosione piersi.
3. Może pokazać.
4. Ani że Renata Beger leci na Przewodniczącego.
5. Bo ma męża.
6. Do posłanek trzeba mieć szacunek.
7. Starsze działaczki Samoobrony też powinny być molestowane.
8. Trzeba podnieść wiek kobiet przyjmowanych do Samoobrony do 50 lat.


Projekt Ligi Polskich Rodzin.
1. Można pisać o tym, o czym pozwala pisać Roman Giertych.
2. Nie można pisać o tym, o czym nie pozwala pisać Roman Giertych.
3. Młodzież ma nosić mundurki.
4. I spać z rękami na kołdrach.
5. Wtedy też może zostać wicepremierem.
6. Lewica i PO mogą sobie pochodzić od małpy.
7. Roman Giertych pochodzi od orła białego.
8. Gombrowicz jest głupi.


Projekt Młodzieży Wszechpolskiej.
1. Można pisać, że Młodzież Wszechpolska lubi śpiewać.
2. Nie można pisać, że pieśni, które śpiewa, mówią o zwycięstwie białej rasy.
3. Można pisać, że Młodzież Wszechpolska lubi zabawy przy ognisku.
4. Nie można pisać, że kształt ogniska powinien mieć kształt swastyki.
5. Można pisać, że Młodzież Wszechpolska wychowuje młodzież.
6. Nie można pisać, że wychowuje źle.
7. Można pisać, że nie ma związków politycznych między LPR a Młodzieżą Wszechpolską.
8. Roman nie pozwala.
9. Posłuszni zostaną ministrami.


Projekt rządowy. (popierany przez Prawo i Sprawiedliwość).
1. Nie wolno pisać, że premier nie zna hymnu polskiego.
2. Nie wolno pisać, że premier przypomina kartofla.
3. Nie wolno pisać, że premier jest kawalerem, bo brat ożenił się z najładniejszą dziewczyną, jaką znał.
4. Nie wolno nagrywać ministra Adama Lipińskiego w pokoju Renaty Beger.
5. Wolno nagrywać redaktora Adama Michnika w gabinecie Aleksandra Gudzowatego.
6. Resztę też wolno.
7. Na przykład można pisać, że Przemysław Gosiewski jest niższy i grubszy niż premier.
8. Gosiewski i tak się nie obrazi.


Projekt Przemysława Gosiewskiego.
1. Nie można pisać, że budowa dworca kolejowego we Włoszczowie to absurd.
2. Można pisać, że budowa dworca kolejowego we Włoszczowie to wypełnienie zobowiązań poselskich.
3. Nie można pisać, że teraz minister Gosiewski wybuduje we Włoszczowie lotnisko.
4. W tej kadencji nie zdąży.
5. Nie można pisać, że minister często nie wie, o czym mówi, ale i tak mówi.
6. Bo nie każdy to potrafi.
7. Można pisać, że minister Gosiewski jest niższy i grubszy niż premier.
8. Minister się nie obrazi.


Projekt Adama Michnika.
1. Wolno pisać o tym, o czym pisze "Gazeta Wyborcza".
2. Nie wolno krytykować "Gazety Wyborczej".
3. Gdyby były jakieś wątpliwości, można zadzwonić do redaktora Adama Michnika.


Projekt Kancelarii Prezydenckiej.
1. Nie wolno się śmiać z prezydenta.
2. Ani z prezydentowej.
3. Zwłaszcza z prezydentowej.
4. Wszyscy dziennikarze to małpy.
5. Nie tylko ta w czerwonym.


Projekt Platformy Obywatelskiej.
1. Można pisać wszystko.
2. W szczególności można pisać, że powinna rządzić Platforma Obywatelska.
3. I że PO jest najlepszą partią.
4. I że Donald Tusk byłby najlepszym prezydentem.
5. I że jest przystojny.
6. Nie wolno pisać, że Donald Tusk nie ma programu, tylko chce rządzić.
7. Jan Maria Rokita sam nie wie, czego chce.


Projekt Jana Marii Rokity.
1. Można pisać wszystko.
2. Najlepiej, że Jan Maria Rokita jest najlepszy.
3. I najmądrzejszy.
4. I ma piękny kapelusz.
5. I powinien zostać premierem.
6. Prezydentem też.
7. Bo przecież Kaczyński jest.
8. I też jest przystojny.
9. Dlatego Tusk chciałby go wyrzucić.


Projekt Episkopatu.
1. Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus.
2. Można pisać o tym, co jest dobre.
3. Nie można pisać o tym, co jest złe.
4. Na przykład o aferach w Kościele.
5. Nie cudzołóż.
6. Szczęść Boże.


Projekt kardynała Stanisława Dziwisza.
1. Ksiądz Isakowicz-Zaleski nie powinien zajmować się współpracą księży z SB.
2. Skoro już się zajął, to nie powinien o tym pisać.
3. Skoro już napisał, nie powinien tego zanosić do wydawnictwa.
4. Skoro już zaniósł, to wydawnictwo nie powinno tego drukować.
5. Skoro już wydrukuje, nikt nie powinien tego czytać.


Projekt SLD.
1. Można pisać, że PiS robi to samo co SLD, tylko gorzej, więc przegra.
2. Nie można pisać, że SLD robiło to samo co PiS, tylko gorzej, dlatego przegrało.
3. Można pisać, że SLD jednoczy lewicę.
4. Nie można pisać, że SLD połyka inne partie lewicy.
5. Kiedy SLD wróci do władzy, i tak napisze nową ustawę o prawie prasowym.

:gent:

GRYZLI - Nie 04 Mar, 2007

Jeśli macie problemy ze zrozumieniem tego co mówią wasze własne dzieci -przeczytajcie poniższy słownik :

umcyk - mężczyzna, który jezdzi samochodem, słuchając muzyki techno;
dojara - kobieta z dużymi piersiami
majtki z uzdą - stringi
matriksy - okulary
lepić bałwany - zażywać amfetaminę
przygas - mało rozgarnięty chłopak
robić trzodę - zachowywać się niestosownie
blachara - dziewczyna, której podobają się chłopcy mający dobre auta
mi to tito - nic mnie to nie obchodzi
palić trampki - uciekać z lekcji
tejknąć - wziąć, często bez pozwolenia
ciurlać dropsa - uprawiać seks oralny
pogrzeb - praca klasowa
czeski jestem - nic nie umiem
schizować - panikować
walnąć karpia - zdziwić się
mieć error - mieć trudności ze zrozumieniem czegoś
MTV - skrót od: mnie to wali
bić Niemca po kasku - onanizować się
bez trzody chlewnej - spokojnie, bez zbędnego pośpiechu
dzień zagłady - wywiadówka
K3 - określenie randki: kino, kolacja, kopulacja
kanarinios - kontrolerzy biletów
kaszlaki - papierosy Klubowe
karmić łabędzie - wymiotować
na Irak - na pewno
nie mieć genów - być zniechęconym do wszystkiego
paćkarnia - plastyka
pinpong - o kimś niewielkiego wzrostu
pizza - trądzik
RWD - skrót od: ratuj własną dupę - uciekamy
sorka - ogólnie o nauczycielce, siostra, przepraszam
szczańsko - radość, śmiech
szmalarny - człowiek bogaty
wiesław - człowiek ubierający się niegustownie, niemodnie
wygib - osoba uważana za dziwną
zajebaszczo/zajebiaszczo/zajebiście - doskonale, dobrze, świetnie
zarzucić - zjeść
zdzisiu? - czy coś cię dziwi?
zapalić znicza - zapalić papierosa


:gent:

michal - Sob 05 Maj, 2007

Temat: ""Polacy jak Wy to robicie"

"Polska. Oto znajdujemy się w świecie absurdu. Kraj, w którym co piąty mieszkaniec stracił życie w czasie drugiej wojny światowej, którego 1/5 narodu żyje poza granicami kraju i w którym co 3 mieszkaniec ma 20lat. Kraj, który ma dwa razy więcej studentów niż Francja, a inżynier zarabia tu mniej niż przeciętny robotnik. Kraj, gdzie człowiek wydaje dwa razy więcej niż zarabia, gdzie przeciętna pensja nie przekracza ceny (!) trzech par dobrych butów, gdzie jednocześnie nie ma biedy a obcy kapitał się pcha drzwiami i oknami. Kraj, w którym cena samochodu równa się trzyletnim zarobkom, a mimo to trudno znaleźć miejsce na parkingu. Kraj, w którym rządzą byli socjaliści, w którym święta kościelne są dniami wolnymi od pracy (!) Cudzoziemiec musi zrezygnować tu z jakiejkolwiek logiki, jeśli nie chce stracić gruntu pod nogami. Dziwny kraj, w którym z kelnerem można porozmawiać po angielsku, z kucharzem po francusku, ekspedientem po niemiecku a ministrem lub jakimkolwiek urzędnikiem państwowym tylko za pośrednictwem tłumacza. Polacy..! Jak wy to robicie..?"

Artykuł w jednej z francuskich gazet... przesłany przez kolegę z Francji jakiś czas temu. Stary jak świat ale może ktoś nie czytał...Schowałem sobie i czytam co jakiś czas dla podniesienia nastroju i mobilizacji do sesji ;-)

cola - Sob 12 Maj, 2007

Jak było to :efendi2: ale wklejam :

Zgłoszenia pilotów

Po każdym locie, piloci linii lotniczych są zobowiązani do wypełnienia kwestionariusza nt. problemów technicznych, napotkanych podczas lotu. Formularz jest następnie przekazywany mechanikom w celu dokonania odpowiednich korekt. Odpowiedzi mechaników są wpisywane w dolnej części kwestionariusza, by umożliwić pilotom zapoznanie się z nimi przed następnym lotem.
Nikt nigdy nie twierdził, ze załogi naziemne i mechanicy są pozbawieni poczucia humoru.

P = problem zgłoszony przez pilota
O = odpowiedź mechaników


P: Lewa wewnętrzna opona podwozia głównego niemal wymaga wymiany.
O: Niemal wymieniono lewa wewnętrzna opona podwozia głównego.

P: Przebieg lotu próbnego OK. Jedynie układ automatycznego lądowania przyziemia bardzo twardo.
O: W tej maszynie nie zainstalowano układu automatycznego lądowania.

P: Coś się obluzowało w kokpicie.
O: Coś umocowano w kokpicie.

P: Martwe owady na wiatrochronie.
O: Zamówiono żywe.

P: Autopilot w trybie "utrzymaj wysokość" obniża lot 200 stóp/minutę.
O: Problem nie do odtworzenia na ziemi.

P: Ślady przecieków na prawym podwoziu głównym.
O: Ślady zatarto.

P: Poziom DME niewiarygodnie wysoki.
O: Obniżono poziom DME do bardziej wiarygodnego poziomu.

P: Zaciski blokujące powodują unieruchamianie dzwigni przepustnic.
O: Właśnie po to są.

P: Uklad IFF nie działa.
O: Uklad IFF zawsze nie działa, kiedy jest wyłączony.

P: Przypuszczalnie szyba wiatrochronu jest pęknięta.
O: Przypuszczalnie jest to prawda.

P: Brak silnika nr 3.
O: Po krótkich poszukiwaniach, silnik znaleziono na prawym skrzydle.

P: Mysz w kokpicie.
O: Zainstalowano kota.

P: Radar mruczy.
O: Przeprogramowano radar by mówił.

P: Samolot śmiesznie reaguje na stery.
O: Samolot upomniano by przestał, latał prosto i zachowywał się poważnie.

Endriu48 - Nie 13 Maj, 2007

KOBIECE PROBLEMY (zasłyszane w sieci)

W biurze mam dziką przyjemność współpracy z kumpelą (l.48) - antytalenciem techniczno-komputerowym. Żeby ułatwić sobie przyswajanie wiedzy z zakresu obsługi własnego laptopa, kumpela wymyśla swojskie nazwy na jego poszczególne części. I w ten oto sposób z "trackpointa" zrobiła się "łechtaczka" (dla mniej wtajemniczonych - trackpoint to taki dzyndzel posiadający funkcje myszki w laptopie, którego to się palcem wygina, w dowolnie obranym przez siebie kierunku). Niestety kumpela ciężki palec ma widocznie, bo udało się jej wyłamać owo ustrojstwo. Łechtaczka została zastąpiona nową. Nie na długo - po dwóch tygodniach sytuacja się powtórzyła. Znowu wymiana. No i nadeszła ta wiekopomna chwila, kiedy to w moim pokoju, sąsiadującym z pokojem owej kumpeli, zasiadł klient. Rozmowa biznesowa, poważna, a jakże. I nagle z pokoju obok słychać kobiecy krzyk:
- K**wa! To już trzecia łechtaczka w tym miesiącu mi się spie**oliła!
:cool:

sosen - Sro 30 Maj, 2007
Temat postu: PAMIĘTNIK CZOŁGISTY
PAMIĘTNIK CZOŁGISTY

anonimowego żołnierza Polskich Korpusów Inwazyjnych
autor - Yoghurt

2.V.2043
czwartek

Drugi dzień jesteśmy w drodze z bazy w Skopje do Aten. Nie mam pojęcia po jaką cholerę dowództwo wysyła prawie 500 czołgów do tłumienia antypaństwowych zamieszek, nawet jeśli bierze w nich udział grecka partyzantka... Ale co mnie to obchodzi... Byle w końcu przestało tak lać.

3.V.2043
piątek

Rano tyły naszej kolumny zostały ostrzelane z moździerza. Załogi wszystkich czołgów wyszły z kabin żeby zobaczyć co za idioci odważyli się otworzyć ogień do żołnierzy Korpusu Inwazyjnego... Po kilku minutach z północy nadleciały nasze szturmowce i zrzuciły bomby z taktycznymi głowicami jądrowymi na pobliskie wzgórza. Teraz wszyscy są wkurwieni bo musimy zapieprzać w białych, antyradiacyjnych wdziankach, dopóki Wojska Atomowe nie zneutralizują promieniowania.

4.V.2043
sobota

Okazało się że nasi troche przesadzili z tymi głowicami taktycznymi bo strzelała do nas grupka kilku dzieciaków udających partyzantów. Czy na prawdę tak trudno przejść na polskie obywatelstwo? Banda kretynów... No ale czemu tu się dziwić - kolebka demokracji.

5.V.2043
niedziela

Wszystko poszło zgodnie z planem. Wystarczyło że wjechaliśmy do miasta żeby grecy zaczęli się poddawać na widok jednostek PKI. Dziś przez cały dzień znosili broń do naszych posterunków. Wszystko bez jednego wystrzału - bardzo miło z ich strony.

6.V.2043
poniedziałek

Dzisiaj w nocy się zaczęło. Przylecieli kilkoma helikopterami i zaatakowali z powietrza. Oczywiście otworzyliśmy ogień aż zrobiło się jasno. Nad ranem przyszedł rozkaz żeby uważać jak strzelamy, bo Warszawa nie chce zniszczenia antycznych zabytków. Myślałem że szlag nas trafi... Grecy napieprzają na całego nie przejmując się swoimi zabytkami, a my mamy uważać? No ale rozkaz to rozkaz...

8.V.2043
środa

Już po wszystkim... Dwa nasze czołgi zostały uszkodzone (z czego jeden niechcący, dostał się pod przyjacielski ogień), kilku żołnierzy jest rannych. Wzięliśmy do niewoli kilkuset greków. Prawdopodobnie kilka tysięcy zginęło. Jeszcze trochę tu posiedzimy a potem jedziemy nad granicę Turecką. Chłopaki z załogi wietrzą nową inwazję, ale ja wątpię... W końcu dopiero co uspakaja się w województwie Helweckim, a już idziemy dalej? Raczej nie...

9.V.2043
czwartek

Część naszych wróciła do Skopje, część została w Atenach, a większość (w tym ja i załoga) napieramy nad granicę z Turkami. Założyłem się z kierowcą o skrzynkę piwa że inwazji nie będzie w tym roku. Ogólnie nastroje są bojowe...

11.V.2043
sobota

Stoimy nad granicą... Ludzie pucują czołgi, grają w karty albo piszą, jak ja. Żadnych rozkazów nie ma, czuć że Turcy po drugiej stronie srają w gacie ze strachu.

12.V.2043
niedziela

Z Macierzy przyszedł transport nowych skafandrów antyradiacyjnych. Pełen wypas - klimatyzowane, wygodne, przystosowane do walk w pustynnych warunkach. Kierowca się cieszy, bo twierdzi że to nie przypadek i lada dzień będą wstępne naloty jądrowe. Ja nadal wątpie...

14.V.2043
wtorek

Przyszły listy z domu! Narzeczona wie o akcji w Atenach i jest ze mnie bardzo dumna... Nie widziałem już mojego pączuszka dwa miesiące i nie mogę się doczekać powrotu do domu. Wiedeń jest piękny o tej porze roku.

15.V.2043
środa

Wszystko jasne... Jednostki piechoty morskiej wylądowały właśnie na Cyprze i wygląda na to że robią rozpierduchę na zachodniej części wyspy. Czyli jesteśmy tu po to, żeby ostatecznie przekonać Turków do kogo należy wyspa... Sprytne, ale wolałbym walczyć teraz na Cyprze.

16.V.2043
czwartek

Chłopaki popadli w marazm i nie mogą sobie darować że nie ma ich teraz w ogniu bitwy. Stoimy bezczynnie i po mału zapuszczamy korzenie. A Cypr stoi w ogniu...

17.V.2043
piątek

Dowódca widząc nasze przygnębienie i rządze walki pozwolił nam postrzelać z dział na wiwat w stronę Turcji! Ryk kilkuset dział nie ustawał przez kilka godzin... Muzyka dla uszu pancerniaków. Co prawda to nie to samo co bezpośrednie starcie, ale lepsze to niż nic.

19.V.2043
niedziela

Dostałem trzy tygodnie urlopu! Właśnie czekam na Ateńskim lotnisku na samolot do Wiednia i już trochę tęsknię za ciasną kabiną czołgu...

30.V. 2043
czwartek

Mój urlop przerwało nagłe wezwanie spowrotem na granicę z Turcją! Cóż mogło się stać, że wyciągają swoich żołnierzy z zasłużonych urlopów? Mnie tam to nie przeszkadza - dziewczyna dziewczyną, ale Ojczyzna wzywa, dlatego pożegnałem się czule z moją rybeńką i wracam!

31.V.2043
piątek

Cóż, jestem już na granicy. Nikt nie wie co się dzieje, dowództwo chodzi nie na żarty wku... rzone. Słyszałem, ze przyszedł tylko jeden rozkaz: Wszyscy mają wracać na granicę. Jest spore zamieszanie, ale odnalazłem resztę załogi i już siedzę w moim ukochanym czołgu. Dostaliśmy rozkaz, by czekać w gotowości bojowej. Może jednak przeprowadzimy wreszcie tą inwazję? Cypr został zdobyty bez większego oporu, może i Turcja po prostu się przestraszy i da się zaanektować bez wysyłania nas do nich? Ja bym tam wolał, aby się nie poddawali...

4.VI.2043
wtorek

Siedzimy już 4 dni i nic. Pozostaje nam tylko w naszej maszynie oglądać sobie powtórki z tegorocznego mundialu i jeszcze raz się cieszyć z tego, ze dokopaliśmy wszystkim tym skur... znaczy, innym krajom. Wojtek parzy sobie teraz kawę. Całkiem niezła wychodzi teraz, gdy zainstaliśmy sobie w czołgu zamiast Windowsa 7000 stary dobry Unix 82.4. Wiem, ze to nielegalne samemu przerabiać sprzęt należący do Państwa Polskiego, ale spytaliśmy dowódce i nam pozowlił, bo też mu nie smakowała kawa robiona przez Windowsa.

6.VI.2043
czwartek

Wreszcie coś się dzieje. Marcin wypatrzył coś na naszym radarze satelitarnym, co znajdowało się po tureckiej stronie i nie miało naszych oznaczeń. Bez meldunku oddaliśmy 3 salwy z naszej głównej armaty 300mm - wszystkie 3 celne. Zameldowaliśmy dowództwu, a oni za pomocą naszych satelit zidentyfikowali to, co trafiliśmy. Okazało się, że była to grupka tureckich uchodźców, próbujących dostać się do granicy. Następnym razem nie będą durnie leźć w naszą stronę.

7.VI.2043
piątek

Dostaliśmy wszyscy ordery za wczorajsze szybkie zlikwidowanie potencjalnego zagrożenia. To już 6 medal na mej piersi.

9.VI.2043
sobota

No, wreszcie jakies konkrety! Rozkazali nam przesunąć granicę o jakieś 200 kilometrów. Nasz batalion ruszał jako pierwszy. W końcu jesteśmy PKI, nie? Cóż, przesunęliśmy się już jakieś 120km w głąb tureckiego terytorium. Dowództwo kazało się zatrzymać. Za karę, bo nie wzięliśmy ani jednego jeńca. Cóż, czekamy na dalsze rozkazy.

10.VI.2043
niedziela

Wzięliśmy dwóch tureckich maruderów do niewoli. Ponoć przydadzą się dowództwu. Nasz kierowca, Łukasz, niechcący wjechał na jakieś dwa Tureckie czołgi porzucone przez załogi. Znów będzie trzeba będzie dać przedni odbijacz do lakiernika...

11.VI.2043
poniedziałek

Dojechaliśmy do jakiejś tureckiej wioski. Witało nas coś koło 3 milionów mieszkańców. Zastanawiajace jest, skąd oni wzięli nasze flagi narodowe, zeby nimi pomachać? Sami uszyli?

12.VI.2043
wtorek

Siedzimy sobie w zdobytej wczoraj wiosce i popijamy tureckie napitki obżerając się tym ich chlebkiem... Pita się chyba nazywa. Kompletnie bezsensowna nazwa dla chleba.

15.VI.2043
piatek

Cóż, siedzieliśmy sobie spokojnie w czołgu na obrzeżach wioski (dowództwo znów zarządziło dłuższy postój), gdy zza pobliskiego wzgórza wyłoniło się jakieś 50 tureckich czołgów. Akurat wtedy gdy ja dojadałem jajecznicę na boczku, Łukasz spał, wojtek się odlewał a Marcin grał w golfa. Cóż, byliśmy jedynym czołgiem w promieniu 2km, więc tylko 20 z nacierajacych czołgów od razu zawróciło. Te tureckie podróbki starych, wysłużonych amerykańskich Abramsów A5M8 nie mogły się równać z naszym „Twardym”. Otworzyliśmy ogień z naszych 4 dział i porfilaktycznie odpaliliśmy jeszcze trzy rakiety ziemia-ziemia w kierunku atakujących. Gdy rozwiało już trochę dym, Łukasz wyszedł znaleźć coś w resztkach wrogich maszyn. Maniak, złom jakiś zbiera.

16. VI. 2043
sobota

Kolejne ordery na piersiach naszej załogi. Dowódca poklepał mnie po ramieniu i konspiracyjnie szepnął do ucha: Przyjdź dziś do mnie do baraku po 22. Mimo że rozkaz to rozkaz, to jednak coś mi mówiło by tam nie iśc. I nie poszedłem

17. VI. 2043
niedziela

Dowódca podczas inspekcji patrzył na mnie krzywym okiem, za to mrugnął do Marcina. Ja za to kupiłem dziś w kantynie skrzynkę browaru - przegrałem zakład z Łukaszem o tą inwazję. Ale swój chłop, nie wziął wszytskiego dla siebie, wszyscy skorzystali. Ale popijawę zrobiliśmy, Wojtek urwał wsteczne lusterko a ja przywaliłem łbem o toster. Cóż, jutro nie zjemy grzanek na śniadanie.

20. VI. 2043
środa

Przez te 3 dni posunęliśmy się o kolejne 300 kilometrów. Nauczeni doświadczeniem zaczeliśmy brać wreszcie jeńców, aby cały czas posuwać się do przodu. Kolejne miasta i wioski uwalniane są spod tureckiej okupacji. I coraz więcej tego tureckiego chlebka zżeram. Przytyłem jakieś 3 kilo.

21.VI. 2043
czwartek

Nareszcie jakaś większa bitwa! Na naszej drodze... to znaczy na drodze naszego człogu i dwóch sojuszniczych (dowództwo kazało konkretnie poszerzyć linię natarcia) natrafiliśmy na wraże oddziały w dość znacznej sile. Akurat tak się szczęśliwie dla nas, a nieszczęśliwie dla tych idiotów w turbanach złożyło, że trafiliśmy na całą baze wojskową! To była dopiero zabawa. Rozwałka na całego! Dziś Wojtek dał mi posiedzieć przy Kmie, abym skosił paru żołnierzy. Marcin jak zawsze siekł z dział a Łukasz miał radochę w rozjeżdżaniu wszystkiego, czego nie dosięgł KM lub któraś z armat. Wojtek zaś tylko zapisywał trafienia. Z bazy zostały zgliszcza, teraz ścigamy tych, którzy na sam widok polskiej flagi zwiali, zanim na dobre nie rozgorzała bitwa.

22. VI. 2043
piątek

Dogoniliśmy, załatwiliśmy, zwyciężylismy chciałoby się powiedzieć. Cóż, nie umknął nam żaden Turecki dezerter. A ten psychol Łukasz znowu zbierał resztki tureckich pojazdów. Na jaką cholerę mu to? Musiałem już przerzucić swoją kolekcję etykiet ze słoików próżniowych na bagażnik na wieżyczce, bo ten z tyłu jest zawalony jego gratami.

27. VI. 2043
środa

Chłopaki z Kompanii „Północ” zdobyli już Kosntantynopol. My podjeżdżamy pod Ankarę. Dostaliśmy rozkaz nieoszczędzania żadnego tureckiego żołnierza. Też mi rozkaz, i tak zawsze tak robimy. Ale ponoć ma to być zemsta, bo dwóch naszych chłopaków zginęło podczas oblężenia Konstantynopola i ma być krwawy odwet.

30.VI. 2043
sobota

Jesteśmy na przedmieściach Ankary. Wywaliliśmy razem z dziesięcioma innymi czołgami jakieś 600 pocisków ze wszystkich armat w kierunku miasta. Tak na postrach. Dowódca nas opieprzył, bo zburzyliśmy połowę miasta. Przecież nikt nam nie zabraniał...

1.VII. 2043
niedziela

Dziś znów mnie dostało się wyklepywanie czołgu po starciach w mieście. Gdyby Łukasz uważniej jeździł, to nie wjechalibyśmy w to tureckie stanowsiko rakiet przeciwlotniczych. Poza tym Jakiś desperat odrapał nam lakier. Myślał, ze działo 120mm coś nam zrobi. I zrobiło. Wojtek wkurzył się nie na żarty, bo ten sukinsyn trafił nam w antenę Wizji + i nie możemy odbierać telewizji, aż nam nie dospawają nowej anteny. Cóż, w każdym razie bezpośredniego trafienia z 4 armat 300mm i 5 rakiet kumulacajnych nie przetrzyma nic. Łukasz się zmartwił, bo nawet złom po delikwencie nie pozostał, tylko jakaś kupka popiołu.

3.VI. 2052
wtorek

No, ekipa techniczna wróciła z wakacji z nową dostawa dekoderów. Dospawali nam antenę satelitarną i za zasługi dorzucili darmowy pakiet programów dla dorosłych. Marcin jest w siódmym niebie.

4.VI. 2052
środa

Nowe rozkazy z dowództwa! Jako że wprowadzono w Naszej Wielkiej IV Rzeczpospolitej reformę armii, włączając Korpusy Inwazyjne, musimy se nadać jakies pseudonimy operacyjne. Dostaliśmy karteczki zgłoszeniowe i do jutra w sztabie mają znaleźć się na nich nasze kryptonimy bojowe.

5.VI. 2052
czwartek

Jakimś cudem powymyślaliśmy nasze pseuda. Ja zostałem „Yoghurtem”, sztab opieprzył mnie, że to niepolsko brzmi, ale zaargumentowałem, że jestem za równouprawnieniem cudoziemców i ułatwiam im komunikację z Korpusami korzystając z przestarzałego języka angielskiego. Dostałem order Integracji Zagranicznej.
Marcin, nasz działonowy, otrzymał przydomek „Tyciu” z powodu swego niewielkiego wzrostu. Nie dostał medalu.
Wojtek przyjął pseudonim „Wojtek”, za co dostał od dowództwa medal za inwencję twórczą.
Łukasz dostał jakże adekwatny do jego hobby pseudonim „Syf”. Dlatego, że jego graty z pobojowisk zasyfiają nam pół czołgu. On tez nie dostał medalu, bo jego przydomek jest nieco pretensjonalny.

10. VI. 2052
wtorek

Cóż, 5 dni bezczynności i znów w wale. Z tego co słyszałem, cała północna turcja jest nasza, my zajmujemy juz tylko ostatnie bastiony oporu. Ja tam zawsze myślałem, że tylko arabowie dysponują fanatykami, a tu nas turcy niemile zaskoczyli. Szczególnie Łu... prz3epraszam, Syf nie był zadowolony, bo zamiast broni pancernej zaczęli na nas posyłac samą piechotę, więc złomu nie miał jak zbierac. Poza tym musiał pucować pare godzin przednią płyte pancerza. Krew w warunkach pustynnychszybko schnie i zejść z powłok tytanowych nie chce.

12.VI. 2052
czwartek

No, nareszcie! Nasz czołg dotarł jako jeden z pierwszych na miejsce podpisania kapitulacji przez Turcję. Odbyło się to w jakiejś małej wiosce, bo Ankare zburzyliśmy pare dni temu, a było to ostatnie wieksze miasto. Cóż, kapitulację podpisywał jakiś porucznik, bo wszyscy wyżsi oficerowie Armii Tureckiej albo zginęli, albo dobrowolnie oddali się w nasze ręce. Cóż, wreszcie wrócę do mojego kwiatuszka do domu.
A na razie szykuje się iwelka biba w której oczywiście naszej załogi nie zabraknie!
Wieczorem wystrzelilismy 20 salw z naszych armat na wiwat. Ponoć trafiliśmy jakiś obóż czerwonego krzyża z tureckimi rannymi. Mówi się trudno

15.VI. 2043
niedziela

Zabierają nas do domu. Po trzydniowej popijawie na czesć zwycięstwa niewielu chłopaków zdołało wstać i wleźc do transportowców, więc dowództwo postanowiło przetestować nową technikę teleportacji. Na próbę przeteleportowano barak I dywizji piechoty zmechanizowanej. Z tego co słyszałem, próba udała się tylko połowicznie, bo teleportowano ich nie do centrali w macierzy, a na stepy w Mongolii, ale dowóztwo i tak było zachwycone, że naukowcy wreszcie znaleźli sposób na masową teleportację czynnika ludzkiego. Cóż, kolejne transporty udały się lepiej, jutro kolej na nas.

16.VI. 2043
poniedziałek

Nooo, musze przyznać, że całkiem nieźle poszło. Fala elektromagnetyczna, towarzysząca teleportacji naszych czołgów rozwaliła nam tylko mikrofalówki i ekspres do kawy. Odliczymy sobie z chłopakami od podatku i do tego wstawią nam nowsze egzempalrze, te, co się zepsuły torchę się zużyły podczas kampanii tureckiej. A gdzie nas teleportowali? Zaraz, gdzie my jesteśmy? Tyciu twierdzi, ze GPS wskazuje Karpaty... Co my robimy w Karpatach???

20.VI. 2043
czwartek

Wreszcie dojechaliśmy do stolicy IV RP. Warszawa jest piękna na początku lata, te strzeliste wieże obronne, ta przepiękna starówka zachowana do dziś dzięki wysiłkom setek konserwatorów, te piękne wyrzutnie rakiet przeciwlotniczych na obrzeżach miasta, piękne mosty przeprowadzone nad oczysczoną biologicznie Wisłą, te pancerne budynki rządowe i przesliczne plastalowe bloki mieszkalne. Nie mieliśmy większych problemów z dojazdem do centrali. Korków nie było, wększość 80-milionowego miasta wyjechała na wakacje. Cóż, zaparkowaliśmy naszego „Twardego” na parkingu dla PKI i ruszyliśmy na 30 poziom podziemny centrali odebrac nasze cywilne ciuchy i identyfikatory- ze względu na nasze zasługi dostaliśmy 3 miesiące urlopu w cywilu, ale ze wszystkimi przywilejami żołnierzy PKI.

CDN...

"Wielkarzeczpospolita"

jak się spodoba będzie dalej, jak nie - nie ma co zaśmiecać :)

Kaz45 - Wto 05 Cze, 2007

Lech i Jarek Kaczynski odwiedzili jedna z warszawskich podstawowek.
Podczas dyskusji z uczniami Lech zapytal: Co to jest tragedia? Czy ktoś
mógłby podać przykład?

Dziewczynka z pierwszej lawki podniosla rękę:
- Gdyby mój przyjaciel, ktory mieszka na wsi, bawil sie na polu i został
rozjechany przez traktor - to bylaby tragedia.
- Nie. - odpowiada Jarek Kaczynski - to bylby wypadek

Zglasza się kolejne dziecko:
- Gdyby autobus, ktory odwozi 50 dzieci do szkoly, mial wypadek, w którym
zginęliby wszyscy pasażerowie - to bylaby tragedia.
- Tez nie - odpowiada znowu Jarek Kaczynski - to bylaby wielka strata.
Czy ktoś ma inne pomysly?

W klasie cisza. Nikt nie chce sie zgłosić. Nagle odzywa sie Jasiu:
- Gdyby samolot, w ktorym lecieli Pan Prezydent i Pan Premier został
trafiony przez pocisk i rozpadl sie na kawalki - to byłaby tragedia.
- Brawo! - wola Lech Kaczynski- Mozesz nam powiedziec dlaczego
uważasz, ze to byłaby tragedia?

Na to Jasiu:
- Dlatego, ze to na pewno nie bylaby wielka strata i raczej nie byłby
to wypadek.

adamk66 - Sob 21 Lip, 2007

ZAPISKI ROZMÓW WARSZAWSKIEJ POLICJI


- Niech jakiś wolny radiowóz podjedzie do parku. Lata tam jakaś goła baba. Tylko nie pojedźcie tam jak ostatnio wszyscy naraz...
***
- Podjedź na ul. Poselską - tam jakieś dzieci rzucają petardy. Wytłumacz im gdzie mają sobie je wsadzić....
***
- 51, jak będziesz wolny to podjedź dp parku. Tam w krzakach jest jakaś parka. Podejdź dyskretnie i posłuchaj, czy ta Pani mówi że jej dobrze, czy krzyczy ratunku...
***
- Jakiejś kobiecie wyrwali dziecko z wóżka i bawią się w berka...
***
- Przyślij mi tu grupę, bo na ulicy leży facet i wygląda, że coś mu strzeliło do głowy... Co takiego?! Nie znam się na tym, ale wygląda mi to na dwie kule kalibru 9 mm....
***
- Podjedź pod Domy Towarowe - tam czai się nasza obserwacja i biją ich chuligani... Trzeba im pomóc...
***
- Na placu Zgody stoi Zaporożec z niemieckimi znakami bojowymi... Podjedź i zobacz co to takiego....
***
- Chciałbym przypomnieć, że nie wolno używać słów przez radiostację...
- To jak mam mówić?
***
- Przed chwilą spod komisariatu skradziono radiowóz nieoznakowany. Wygląda tak jak każdy inny...
***
- Jagiellońska 32. Mają gwałcić - zdążyła przedzwonić....
***
- Podaje komunikat za pojazdem: Czarny mercedes o nr rej. XXXXX, tym samochodem porusza się mafia z Wołomina...
- No, no! Nie mów tak! Oni mają lepszą łącznośc z nami, niż my ze sobą...
***
- Kiedy wreszcie dowieziesz zatrzymanego do Prokuratury, czekają tam już 3 godziny...
- Jak tylko pomocnik dowiezie mi benzynę tramwajem!
- Gdzie stoisz?
- Nie wiem! Nigdy tu nie byłem....

pumex - Czw 20 Wrz, 2007

Bajka polityczna
Był sobie ojciec, który miał czterech synów: Pierwszy syn ciężko pracował i zarabiał całe 3000zł, drugi syn ciężko pracował na kolei, trzeci syn był pijakiem, a czwarty cwaniakiem.
Ojciec, patrząc na ciężką dolę PKP, zlitował się nad kolejarzem i stwierdził, że należy mu się wypłata, no bo w końcu pracuje, a że firma nic z tego nie ma, to nie wina kolejarza. Zabrał więc 500zł pierwszemu synowi i dał drugiemu.
Trzeciemu synowi pewnego dnia skończyły się pieniądze i rzekł ojcu: "Ja już zmądrzałem, naprawdę, daj mi trochę pieniędzy na browar, to zacznę pracować.". Ojeciec, patrząc na ciężką dolę bezrobotnego syna, zlitował się nad pijakiem i stwierdził, że należy mu się renta, no bo w końcu bezrobocie jest, to nie jego wina, a dzieci głodne w domu. Zabrał więc kolejne 500 zł pierwszemu synowi i dał renciście.
Czwarty syn, cwaniak, rzekł ojcu, że tak po prostu ukraść pierwszemu synowi nie można i że trzeba to nazwać podatkiem, bo tak ładniej brzmi, i że on się na tym zna, bo jest urzędnikiem, i może policzyć. Ojciec, idiota, uwierzył cwaniakowi i dał mu wolną rękę. Urzędnik zabrał pracowitemu synowi kolejne 1000zł i rozparcelował te pieniądze znów po 500zł drugiemu i trzeciemu, po czym zabrał je im w podatkach, bo przecież wszystko musi być opodatkowane. Zapłacił te 1000zł sobie, bo urzędnik też musi z czegoś żyć. Potem zabrał sam sobie podatek 500zł i znów te 500zł zapłacił sam sobie za to, że policzył.
Gdy ojciec krzywo spojrzał na urzędnika, urzędnik zabrał kolejne 500zł (tym razem w vacie) każdemu synowi po trochu (żeby było sprawiedliwie) i rzucił ojcu, żeby siedział cicho. Ojciec więc siedział cicho.
Mimo to pierwszemu synowi nadal zostało paręset złotych więcej, niż kolejarzowi i pijakowi, więc drugi i trzeci brat narzekali, że to niesprawiedliwe i go nienawidzili, prosząc ojca o sprawiedliwość. Prawo i sprawiedliwość musi być!
Pierwszy brat, nie mogąc tego znieść, wyjechał do Anglii, a reszta się dziwiła, dlaczego Polska jest biedna i oskarżała o wszystko polityków (których sama sobie wybrała).
Swoją drogą, ciekawe, jaki procent wyborców wysiliło się na tyle, żeby przeczytać programy wszystkich kandydujących partii...
_________________
Rząd pragnie tylko naszego DOBRA. Dlatego mamy go tak mało... :gent:


Kosmos a końska dupa...

Europejski i Amerykański standard szerokości torów kolejowych wynosi 4 stopy, 8.5 cala (1435mm). Prawda że to dziwaczna liczba? A czy wiesz, dlaczego taki właśnie standard się stosuje?
- Ponieważ w ten sposób buduje się linie kolejowe w Anglii, a właśnie angielscy przybysze budowali amerykańskie linie kolejowe. Dlaczego jednak Anglicy budowali je właśnie tak?
- Ponieważ pierwsze linie kolejowe budowali ci sami ludzie, którzy budowali wcześniej linie tramwajowe, a tam właśnie stosowano ten standard. Dlaczego jednak stosowano tam ten standard?
- Ponieważ ludzie, którzy budowali linie tramwajowe używali tych samych szablonów i narzędzi, jakich używali przy budowie wagonów tramwajowych, które miały taki odstęp kół. W porządku! Ale dlaczego wagony miały taki właśnie dziwaczny odstęp kół?
- No cóż, gdyby próbowali zastosować jaki inny odstęp, złamaliby pewną starą zasadę budowy dalekobieżnych dróg angielskich, ponieważ mają one taki właśnie odstęp kolein na koła. Któż to budował te starodawne drogi z koleinami?
- Pierwsze dalekobieżne drogi w Europie (i Anglii) zbudowało Imperium Rzymskie dla swoich legionów. Drogi te są w użyciu dotychczas. Ale skąd te koleiny?
- Pierwotne koleiny uformowały rzymskie rydwany wojenne; każdy inny użytkownik tych dróg musiał się dostosować do nich, gdyż inaczej uszkodziłby koła swoich pojazdów. Ponieważ rydwany były wykonywane dla Imperium Rzymskiego, były one wszystkie do siebie podobne, jeśli idzie o odstęp kół. Jak widać amerykański standard odstępu szyn kolejowych: 4 stopy i 8.5 cala, pochodzi od parametrów technicznych rzymskich rydwanów bojowych. Otóż okazuje się, że rzymskie rydwany wojenne były konstruowane tak, aby ich szerokość była dostosowana do sumarycznej szerokości zadów dwóch koni bojowych.
A więc następnym razem, kiedy dostaniecie do ręki jakąś dokumentację techniczną i zaczniecie podejrzewać, że może ona mieć coś wspólnego z końską d**ą - będziecie mieli całkowitą rację. Niektóre pomysły techniczne są wieczne.

A teraz małe rozwinięcie tematu...
Kiedy spoglądacie na kosmiczny wahadłowiec na stanowisku startowym, widzicie dwie duże rakiety startowe przymocowane po bokach głównego zbiornika paliwa. Są to rakiety na paliwo stałe, w skrócie: SRB, produkowane w firmie Thiokol, w Utah, w U.S.A. Inżynierowie, którzy projektowali SRB woleliby, aby były one nieco grubsze, ale... SRB transportuje się z wytwórni na stanowisko startowe koleją. Tak się złożyło, że linia kolejowa biegnie na pewnym odcinku przez tunel wydrążony w górze. Rakiety muszą się zmieścić w tym tunelu. Tunel jest tylko odrobinę szerszy niż linia kolejowa, a linia ta, jak już wiecie, ma szerokość dwóch końskich tyłków.

Wniosek:
Tak więc jeden z głównych szczegółów konstrukcyjnych kosmicznego wahadłowca, być może najbardziej nowoczesnego systemu transportowego na świecie, został zdeterminowany ponad dwa tysiące lat temu przez szerokość końskiej dupy. :viktoria:

Gulliwer - Wto 18 Mar, 2008
Temat postu: Typologia netu
Temat: "Typologia netu"

Bo tutaj kazali mi, eee tego, mam zaszczyt wkleić nową historię, celem ożywienia wątku :hey:


Typologia została napisana przez Mike Reeda, oryginalna publikacja ma tytuł Flame Warriors. Zeby uniknąć nieścisłości to poniżej przedstawiam zgodę gościa na publikację
niniejszej typologii. Uważam, że publikacja jest nader pomocna w zdefiniowaniu zachowań forumowiczów....
" Go ahead and translate the Warriors. Please provide a link back to the
original site and give me a credit as the creator of the Flame Warriors. The
credit line can be small, but not difficult to find.

Also, when you're done please send me the URL of the new site - I collect
all of the ways that the Warriors have been used - they've appeared in an
amazing array of usages!

Cheers

Mike Reed"
Tłumaczenie:
"Wal śmialo i przetłumacz bojowników. Podaj mi link zwrotny do oryginalnej strony i uwzględnij mnie jako twórcę "Ognistych Wojowników". Link może byc mały, ale nietrudny do znalezienia. Jak juz to zrobisz prześlij mi URL nowej strony - zbieram wszystkie sposoby na jekie Wojownicy zostali wykorzystani - pojawiali się w bardzo dziwnych miejscach.
Powodzonka
Mike Reed"


Zatem zgodnie z życzeniem autora link do oryginału:
http://redwing.hutman.net/~mreed/

I bardzo prosze alfabetycznie:

ADMIN
Admin - dozorca, gliniarz, burmistrz, sędzia, a czasem nawet forumowy doktor, który opatruje rannych bojowników - innymi słowami NIANIA na sterydach. Ponieważ to on prowadzi forum i ustala zasady, ma prawo do odłączenia, każdego bojownika, który zbytnio się zapędzi. Czasem jego starania zostają doceniane, ale jak każdy autorytet drażni takie osoby jak: WYGADANY, ZŁY KLAUN, PROWOKATOR, EGOCENTRYK, BUNTOWNIK BEZ POJĘCIA, HYRHU-HYRHU, WĘDKARZ i innych bojowników, którzy chcieli by zamienić forum w swoją piaskownicę. Większość ADMINÓW jest z reguły sprawiedliwa, ale tak jak każda władza i ta może być skorumpowana. Rzadko więc, zdarza się by ADMIN oparł się odłożeniu swego młotka, jeśli jest pod wpływem LIZUSA i innych jemu podobnych, którzy podczepiają się pod siłę ADMINA. Ma to pomóc wzmocnić obronę LIZUSOWI co zazwyczaj jest skuteczne wobec nie wrogów ADMINA. UWAGA! ADMIN jest najpotężniejszym ze wszystkich bojowników! Wciąganie go do bezpośredniej bitwy prawie zawsze kończy się porażką wciągającego. BUNTOWNIK sprawia ADMINOWI ograniczone zagrożenie wywołując bunty i powodując, że bojownicy odchodzą z forum.

ANDROID
Android - nie złości się, nie angażuje się w walkę. Raczej wytknie logiczną niekonsekwencję u innych bojowników. Ironia i sarkazm są mu kompletnie obce, a ponieważ jest nie wrażliwy na obelgi czy też inne obrażenia, jest całkowicie niewrażliwy na konwencjonalne ataki. Jeżeli na przykład ktoś nazwie go "zakutą pałą", to ANDROID przeprowadzi dokładną analizę swojej głowy, sprawdzi jej strukturę molekularną, po czym odrzuci komentarz jako nie prawdziwy. Jego obwody scalone nie są przystosowane do ambicji czy estetyki, dlatego też, każda dyskusja zawierająca osobiste uczucia, intuicję, sztukę i metaforyczne aluzje szybko pomoże opuścić ANDROIDOWI pole bitwy.

ARYSTOKRACI
Arystokraci - znani przez swą cnotę, przynależność, siłę charakteru, niektórzy bojownicy forumowi są niczym wysoko urodzeni. Tedy tajemnicyją to jest, aczkolwiek przez szystkich znaną. Na ten czas dużo wielmoży rządzi litościwie i ze wspaniałomyślnością dla poddanych swych. Nie zdzierżą oni tedy niegodnych ich uwag. To ichnim przymiotem jest, by ponad ten zgiełk plebsu wznosić się i tylko na wielką wojnę jakąś ruszać raczą...


(C.D.N.)

[ Dodano: Sro 19 Mar, 2008 ]
Bo nie weszły, błąd na stronie.. I się utrzymuje... :hey:
a pięć razy próbowałem... :czytanie:

[ Dodano: Sro 19 Mar, 2008 ]
BEKSALALA
- rzadko zdarza się by był to facet. Z reguły jest to kobieta sprzymierzona z NIEWINNOŚCIĄ WCIELONĄ. Zdenerwowana lub zaatakowana będzie wrzeszczeć, płakać i tupać. Jeśli to nie pomoże to pobiegnie do NIANI na skargę.

BIBLIOTEKARZ
- zapisuje i chomikuje każdą dyskusję na forum. Czy pamiętasz jak w 1996 w jednym ze swoich postów napisałeś/aś kilka rzeczy, które były... no wiesz, troszeczkę... niegrzeczne? Nie martw się, BIBLIOTEKARZ wciąż je ma i wykorzysta je w wojnie przeciw Tobie. BIBLIOTEKARZ może być bardzo efektywnym i wzbudzającym strach bojownikiem.

BUNTOWNIK BEZ POJĘCIA
- do działania popycha go głęboko zakorzeniona niechęć do jakiejkolwiek władzy czy autorytetu. Stąd biorą się jego niesystematyczne ataki na bojowników i moderatorów. Bardzo różni się od PRZYWÓDCY REBELII, bo jedyny wpływ jakiemu ulega, to rozdrażnienie własnego ego - dlatego też rzadko będzie przeprowadzał ataki grupowe. W swoich częstych i nieefektowynch atakach często będzie cytował biblię albo konstytucję RP. BUNTOWNIK BEZ POJĘCIA NIGDY nie czyta FAQ lub ARCHIWUM na forum i głośno będzie krytykował reguły rządzące forum.

zibi69 - Sro 19 Mar, 2008

Podążając za prostą radą, którą przeczytałem w gazecie,
"Sposób, aby osiągnąć spokój wewnętrzny - to "dokończyć wszystkie rzeczy, które zacząłeś...".
Wiec rozejrzałem się po domu, aby znaleźć rzeczy, które zacząłem i nie dokończyłem...
I zanim wyszedłem z domu dziś rano skończyłem:
- butelkę czerwonego wina,
- butelkę białego,
- Baileysa,
- Black & White,
- Wild Turkey,
- Absoluta,
- trochę walium,
- niedopalonego jointa,
- resztę tortu orzechowego
i pudełko czekoladek.
Nie macie pojęcia, jak wspaniale się czułem...

Gulliwer - Czw 20 Mar, 2008
Temat postu: Dokończenie literki B i literka C
BÓG
- na początku, zanim stworzono Internet, nie było nic. I z tej nicości powstał BÓG. Jego boskość stworzyła... Arpanet, i było to dobre. Ale naukowcy, wojskowi i komputerowe anioły, którzy tam żyli, czuli się samotni. Więc stworzyli przeglądarki i tak powstał rajski Internet. I także był dobry, a dzieci rajskiego Internetu żyły w pokoju. Niewinne dzieci dorastały, rozmnażały się i było im dobrze. Jednak Pan przestrzegł je, żeby nie jadły owoców z drzewa komercjalizacji. Dzieci rajskiego Internetu nie posłuchały i za karę zostały wygnane do cyfrowego Internetu. Zaś BÓG w swej złości odwrócił się od nich... Jednak od czasu do czasu, BÓG odwiedza różnego rodzaju fora, czaty oraz lisy dyskusyjne, aby przypomnieć nam grzesznikom o możliwości pokuty i powrotu do Internetowego raju.

CHŁOPIEC DO BICIA - osoba dowolnej płci którą każdy na forum kocha nienawidzić. Do pewnego stopnia jest to wina CHŁOPCA DO BICIA. Na przykład: może być bardzo dobrze znanym oszustem na forum o grach, konserwatystą pośród liberałów, użytkownikiem Windowsa na forum Maca, facetem na babskim forum lub bez poczucia humoru na "Kawałkach mięsnych". Dlaczego CHŁOPIEC DO BICIA trafia akurat na takie forum pozostaje zagadką, ale pozostaje dziwne uczucie, że tak powinno być. Kiedy zachowuje się w zwykły dla siebie sposób, oczywiście prowokuje ataki innych bojowników. Jego natychmiastową reakcją jest: "Ej, co ja wam zrobiłem?" lub "Czemu mnie wszyscy nie lubią?". Po jakimś czasie dociera do niego (lub ktoś daje mu wskazówkę) i CHŁOPIEC DO BICIA przenosi się na inne forum. WAŻNE: CHŁOPIEC DO BICIA czesto pełni funkcję zaworu bezpieczeństwa dla co agresywniejszych. Dlatego jeśli zmieni on forum, na jego miejsce zostanie wybrana nowa osoba. UWAGA! CHŁOPIEC DO BICIA jest częstym przebraniem WĘDKARZA lub ZŁEGO KLAUNA.

CICHOCIEMNY (stealth) - woli ruszać do bitwy przebrany albo bardzo mocno zakamuflowany. Często używa różnych pseudonimów oraz dużej ilości adresów emailowych. Działając z ukrycia przeprowadza krwawe ataki bez strachu o kontratak. Jednak z powodu działania w cieniu nie wielu bojowników przejmuje się tymi atakami i z reguły ma to gdzieś...

CHRZĄKACZ - zawsze odpowiada na forum używając pojedynczych słów lub fraz oraz NIGDY nie edytuje cytowanego materiału. WIELKI ZNAWCA, FILOZOF, NIEZMORDOWANY ODPOWIADACZ oraz inni dobrze wysławiający się bojownicy uznają CHRZĄKACZA za bardzo irytującego, ponieważ na ich długie wypowiedzi odpowie on: "Yeah!", "Wrzuć se na luz!", E tam." "Zgadzam się", "Źle!" itp. Bardzo trudno się z nim walczy, gdyż ciężko jest go sprowokować do bezpośredniej walki. Tylko, jeśli przez bardzo długi czas nie widać jego obecności na forum, można uznać go za pokonanego.


CZUPURNY PALANT (PALOOKA)
- będzie walczył z każdym i o każdej porze, pomimo tego, że często sam zbiera lanie. Po straszliwej masakrze jakiej na nim dokonał np.: MISTRZ KUNG-FU, CZUPURNY PALANT wstanie na nogi i wróci na ring by zmierzyć się z kolejnym bojownikiem. Jego zadziwiająca zdolność do absorbowania ciosów pozwala przypuszczać, że przyjął ich o kilka za dużo na głowę... często jednak w akcie miłosierdzia do akcji wkroczy NIANIA i rozdzieli walczących...

[ Dodano: Czw 20 Mar, 2008 ]
Prawie emeryt,

mam pytanie - się dostosowałem i wrzucam w wątek satyryczny ale to traci przejrzystość jednak. Czy nie możn zrobić z tego odrębnegowątku??
Bo to długa typologia jest
pozsrowienia
Gulliwer

RadArek - Sob 22 Mar, 2008

Skąd się biorą muzułmańscy samobójcy

# Nie możesz pić piwa, wina ani wódki, więc odpadają ci wszystkie związane z tym przyjemności: paw, lanie pod budką, knajpy z towarzystwem zalanym w trzy dupy, udane zakrapiane imprezy, sex po pijaku z pierwszą poznaną dziewczyną, ucieczka po wytrzezwieniu itd.

# W TV widzisz tylko meczety i duchownych gadających od rzeczy, żadnej piłki nożnej, golfa, tenisa, wyścigow Formuły 1 itp.
# Nie możesz sobie w ogrodku postawić grilla z pieczenią wieprzową doprawioną na ostro, nie wspominając o baterii butelek piwa wokół (patrz> pkt.1).
# Nie możesz w weekend urwać się na ryby, bo co za idiota usiłowałby złowić coś w odległej o 100 km oazie?
# Zamiast porządnych garniturów lub luzackich jeansow musisz ubierać się w szarą szmatę od stóp do glów, a łeb owijać drugą.
# Jesz tylko jedną reką, bo druga służy do podcierania (jakby życie nie było dość skomplikowane, to jeszcze brak papieru toaletowego).
# Karaluchy po obiedzie u sąsiada pędzą na deser prosto do ciebie, bo nie ma ani drzwi ani szyb w oknach.
# Sprobuj się zabawić przy tej muzyce.
# Chcesz sobie dłużej pospać, a tu codziennie o 5 rano zza okna muezzin drze pysk, że pora na poranną modlitwę.
# Kobiety chodzą zakutane od góry do dołu w szmaty i za żadną się nie obejrzysz, nie mowiąc o braku tak banalnej przyjemności jak rozebrane na maxa panienki na basenie miejskim.
# Narzeczoną wybrał ci ktoś inny i na dodatek ona śmierdzi jak twój osioł, więc w rezultacie nie wiesz, co pieprzysz w ciemnościach.
# Nie możesz ogolić się rano gwiżdżac jak skowronek, po czym wziąć prysznica, wiec śmierdzisz jak wielbłąd, z którym dzielisz izbę.
# Twoja żona tez nie moze się ogolić ani wziąć prysznica, więc także śmierdzi (jak dwa wielblady), a szczegolnie denerwujące są roje znarkotyzowanych much, latających za nią systematycznie co miesiąc.
# Wielbłąd odmowił posłuszeństwa 300 km od najbliższej oazy, więc żona musiała cię nieść całą drogę, po czym też odmowiła posłuszeństwa i odziedziczyłeś po niej cały rój much, więc się nie możesz wyspać...
# Druga żona, którą znów wybrał ci ktoś inny, po rozpakowaniu okazała się cierpiacą na ostry syndrom niedopchnięcia 70- latką, na dodatek do złudzenia przypominającą kozę sąsiada..

A tu nagle ktoś przychodzi, wręcza ci pakunek i mówi, że jak pociągniesz za ten sznureczek, to wszystko się nagle zmieni ...

[ Dodano: Sob 22 Mar, 2008 ]
Zasady lotnicze

# Start jest zawsze dobrowolny; lądowanie - zawsze
obowiązkowe.
# Jeśli oddasz drążek, domy zrobią się większe. Jeśli go
ściągniesz - zmaleją Oczywiście jeśli będziesz nadal go ściągać, one znowu
urosną.

# Latanie nie jest niebezpieczne. To co niebezpieczne, to kraksa.

# Zawsze lepiej jest być tu - na ziemi, marząc by być tam w powietrzu, niż
być tam i marzyć, żeby znaleĽć się tutaj.

# Jedyna sytuacja, w której masz za dużo paliwa jest
wtedy,gdy płoniesz.

# Śmigło to tak naprawdę tylko duży wentylator,służący do chłodzenia
pilota. Gdy się zatrzymuje, można na własne oczy zobaczyć, jak pilot zaczyna
się pocić.

# Jeśli nie wiesz co robić, nabieraj wysokości.
Nikt się jeszcze nie zderzył z niebem.

# Dobre lądowanie, to takie, po którym możesz o własnych siłach wyjść z
samolotu. Świetne lądowanie, to takie, po którym samolot nadaje się do
dalszego użytku.

# Ucz się na błędach innych.
Nie pożyjesz tak długo, by nauczyć się czegoś na własnych.

# Jeśli doturlanie się do terminala wymaga pełnej mocy
silników, to znaczy, że lądowałeś ze schowanym podwoziem.

# Prawdopodobieństwo przeżycia jest odwrotnie proporcjonalne do kąta
podchodzenia. Im większy kąt, tym przeżycie jest mniej prawdopodobnie na
odwrót.

# Nie pozwól, by samolot zabrał Cię w miejsce, którego Twój umysł nie
odwiedził 5 minut temu.

# Nie wchodĽ w chmury. Ta srebrna linia, o której mówią wszyscy na
pokładzie może się okazać innym samolotem, lecącym w przeciwną stronę. Z
pewnych Ľródeł wiadomo także, że w chmurach lubią ukrywać się góry.

# Staraj się by łączna liczba wykonanych przez Ciebie
lądowań była równa liczbie startów, które wykonałeś.

# Są trzy proste zasady, które pozwolą Ci zawsze gładko wylądować.
Niestety - nikt ich nie zna.

# Zaczynasz z pełnym workiem szczęścia i pustym workiem na doświadczenie.
Cała sztuka, to napełnić worek na doświadczenie zanim worek ze szczęściem
się opróżni.

# Śmigłowce nie mogą latać; są po prostu tak brzydkie,
że ziemia je odpycha.

# Jeśli jedyne, co możesz zobaczyć za oknem, to ziemia
kręcąca się w kółko, a jedyne, co możesz usłyszeć, to hałasy z kabiny
pasażerskiej, wiedz, że nie wszystko idzie jak powinno.

# Umiejętność prawidłowej oceny przychodzi z doświadczeniem. Niestety
doświadczenia przybywa w wyniku niewłaściwej oceny.

# Zawsze najlepiej trzymać ten zaostrzony koniec tak daleko z przodu, jak
się da.

# Rozglądaj się. Zawsze jest coś, czego nie zauważyłeś.

# Pamiętaj! Grawitacja to nie tylko ciekawa idea.
To prawo! I jak na razie nie zanosi się na jego zniesienie.

# Trzy najbardziej bezużyteczne rzeczy, to wysokość nad Tobą, pas startowy za Tobą i 1/10 sekundy temu.

Gulliwer - Sro 26 Mar, 2008
Temat postu: Typologia netu - literki C i D
CYBERSIOSTRZYCZKI
- są bardzo zajadłymi i krwiożerczymi kobietami, które zachowują się podobnie do piskliwego greckiego chóru. Ich przenikliwe głosy rozbrzmiewają echem w głowie każdego bojownika tak długo dopóki ten się nie podda. Generalnie nie mają przywódczyni, ale każdy kto wyzwie do walki jedną z sióstr powinien się spodziewać ataku ze strony pozostałych. Tylko najbardziej potężni i zaprawieni w walkach bojownicy są na tyle silni, by przetrwać atak sióstr.




CZAJNIK - nie bierze udziału w dyskusji, ale jest tam... patrzy, obserwuje, czyta każdą wiadomość. Ogólnie jest on niegro?ny. W zasadzie, jego milczenie odnosi się do jego cech i jest bez podtekstów. Jest zadowolony, kiedy ludzie prowadzą konwersacje i gdy wybucha walka cichutko ją obserwuje. Czasem jednak powodowany dziwnymi impulsami ujawnia się i atakuje. Inni bojownicy postrzegają to jako zasadzkę i wściekle się na niego rzucają. Ale on zamiast podjąć wyzwanie gładko wyślizgnie się z objęć walki i zniknie znowu do jakiegoś czasu...



DIAKON
- bo on jest mężem sprawiedliwym, który na walczących grzeszników karę srogą ześle i żadnej okazji nie przepuści do nawracania. DIAKON jest gorliwie wierzącym, ale nie ma niczego konkretnego do zaoferowania w dyskusji. Okazjonalnie zetrze się w potyczce z NIEZMORDOWANYM ODPOWIADACZEM lub FILOZOFEM, ale ogólnie przez większość czasu jest ignorowany.


DYPLOMATA (diplomat) - często wkracza w sam środek ognistej wymiany ognia z nadzieją, że strony wysłuchają jego słów i zaprzestaną walk. Zazwyczaj dostaje to, o co sam się prosił.

[ Dodano: Pon 31 Mar, 2008 ]
DZIURA W CAŁYM DWC
nadrabia swoje słabości jako bojownik wytykając błędy, zazwyczaj nie mające związku z omawianą sprawą i używa ich jako broni przeciw wypowiadającemu się. Na przykład: jeśli ktoś na forum sportowym wspomni o wielkiej wygranej w 3 lidze okręgówki 4:2 w 1908 roku, to DWC szybko skontruje wypowied? mniej więcej czymś takim: "4-2?! Każdy kretyn wie, że oni wtedy wygrali 4-1! Ktoś, kto jest takim ignorantem w dziedzinie piłki nożnej pewnie nawet nie wie ilu jest piłkarzy podczas meczu na płycie boiska!!". Nawet jeśli osoba przyzna mu rację lub ustąpi pola w dyskusji, to DWC i tak będzie do tego wracał, gdy tylko znowu zmierzy się z tą osobą. DWC jest jednak słabym bojownikiem i pomimo, że nawet ROTEILERK potrafi go pokonać, to i tak w swoim zarozumialstwie nigdy nie przyzna się do przegranej. DWC jest bliskim sprzymierzeńcem PRZEMYŚLNEGO KRĘTACZA.

BŁOGOSŁAWIONA
ona nie rozumie dlaczego ludzie nie mogą się z sobą dogadać. Jest to zupełnie po za jej sposobem postrzegania świata. Największym paradoksem jest to, że jej delikatne i bezproblemowe komentarze wprawiają bojowników w jeszcze bardziej wojowniczy nastrój. Często zdarza się, że podczas ognistej walki BŁOGOSŁAWIONA rozmawia na temat swojego kotka.


EGOCENTRYK
dla niego, wszelkie dyskusje sprowadzają się do jego postaci i jego problemów. Każdą dyskusję na inny temat uważa za nieciekawą i trywialną. Pomimo, że jest tolerancyjny względem odbiegania od niego jako głównego tematu, jeśli będzie zbyt długo ignorowany sprowokuje jakiś konflikt - byle tylko być znowu w centrum uwagi. Wszelkie rozmowy, które nie dotyczą bezpośrednio EGOCENTRYKA, ten czyta tylko pobierznie, co wcale nie przeszkadza mu zabierać w nich głosu. EGOCENTRYK stanie się jednym z najbardziej zawziętych bojowników, jeśli tylko zostanie zaatakowany


FILOZOF
różni się od WIELKIEGO ZNAWCY tym, że tak naprawdę to on posiada wiedzę. Zazwyczaj z lekkim poczuciem humoru i raczej na uboczu bardzo trudny do zdenerwowania. Ale jeśli już uczestniczy w jakiejś bitwie, to często wysłuchuje opinie swoich przeciwników i w odpowiedzi serwując im swoją długą i najeżoną trudnymi słowami wypowied? zmusza ich do opuszczenia pola walki...

[ Dodano: Pią 04 Kwi, 2008 ]
GAWĘDZIARA
dla niej forum jest takim samym spotkaniem z przyjaciółkami jak niedzielny brydż czy też partyjka bierek. GAWĘDZIARA preferuje przyjacielską I miłą atmosferę. Zamierzenie lub nie, przygotowując pole bitwy dba o to by było ono dla wszystkich komfortowe. A jej ulubioną bronią jest zdanie: "Dzięki, że się tym z nami podzieliłeś/aś.". To sprawia, że takie pole walki wydaje się być za wolne dla wprawnych i potężnych bojowników, przez co są oni trochę skołowani i ociężali. Jeśli więc wybuchnie wojna, GAWĘDZIARA zaskakuje ich okrutnymi atakami.


GESTAPOWIEC - nie toleruje rozmów nie na temat. Każde forum ma swoje zasady i GESTAPO uważa, że należy je przestrzegać. I jeśli jakiś śmierdzący kundel złamie choćby najmniejszy punkt NETYKIETY zostanie ukarany!!!


GŁUCHY JAK KAMIEŃ
jeden z naprawdę niepokonanych bojowników, ponieważ nic nie potrafi przebić jego zbroi ignorancji. Jego strategia wojenna jest bardzo prosta - odrzucić wszelkie argumenty, które mu nie odpowiadają. MISTRZ KUNG-FU może gromić go śmiertelnymi ciosami, CYBER SIOSTRY zedrzeć swoje gardła w krzyku, a WIELKI ZNAWCA może przytaczać nawet najbardziej wartościowe dowody potwierdzające jego tezy. Jednak GJK pozostaje nie wzruszony i wciąż kontratakuje. W początkowej fazie walki GJK ma wielu przeciwników, jednak ci w miarę upływu czasu męczą się lub tracą zainteresowanie tematem i zaczynają go ignorować. Jego jedynym wrogiem może być ADMIN, który kilkoma kliknięciami może wzruszyć ten głaz i wywalić z forum.

GODZILLA
To było takie spokojne forum pełne użytecznych informacji i rewelacyjnych rad. Aż pewnego dnia, bez żadnego ostrzeżenia, z otchłani przybyła GODZILLA i poczęła niszczyć wszystko na swej drodze. Wiele grup bojowników zmobilizowało się i zaatakowało potwora, tylko po to by zostać zgniecionym jak malutkie zabaweczki pod stopami potężnej GODZILLI. GODZILLA szybko obróciła forum w płonące zgliszcza i ruinę. Następnie, tak samo nagle jak się pojawiła, powróciła do swej otchłani. Jednak życie na forum nigdy już nie będzie takie jak kiedyś. Wielu netobywateli, którzy przeżyli stało się KSENOFOBAMI.


GRANAT - tak naprawdę nie jest to bojownik sensu stricte. Ale, żaden opis bojowników bez opisu GRANATU nie byłby kompletny. Jest to rodzaj poważnej broni, która wrzucona na forum, potrafi zamienić każdą sensowną dyskusję w ruinę i płonące zgliszcza. Rodzaj prochu wykorzystywanego w GRANACIE zależy od forum. Ale często jest nim: UE, seksizm, homoseksualność, podatki, oraz partie polityczne. Kiedy jakiś bojownik zostaje przyparty do muru i nie ma żadnych szans na obronę, wtedy najczęściej sięga on po broń ostateczną - GRANAT. Szczególnie wprawieni w niej są ZŁY KLAUN, ISSUES, TROGLODYTA, a czasem nawet MIĘCZAK, ale posługiwać może się nią każdy bojownik. Natomiast najczęściej korzystają z niej: WĘDKARZ i PROWOKATOR. Zaś HARCERZYK często sam rzuca się na GRANAT by zasłonić go swoim ciałem i ocalić forum.

[ Dodano: Czw 10 Kwi, 2008 ]
HARCERZYK
to bardzo pozytywny i konstruktywny bojownik, który dodaje na forum mnóstwo nowych i bardzo użytecznych postów, popartych rzeczowymi cytatami i linkami do stron www. HARCERZYK postrzega internet jako wzniosłą światową arenę, na której dokonuje się wymiana myśli i pomysłów wszelkich inteligentnych jednostek. Dlatego też nie atakuje otwarcie, ale delikatnie i z taktem wytknie odpowiedzi nieadekwatne do tematu, obelgi czy też kretynizm w najczystszej postaci. Zawsze jest pomocny i przyjazny dla NIEUŚWIADOMIONYCH. HARCERZYK potrafi zrzucić z siebie nawet najgorszą obelgę i zupełnie się nią nie przejmować. Szczególnie nie podoba mu się zachowanie ZŁEGO KLAUNA, WYGADANEGO, PROWOKATORA i EGOCENTRYKA. UWAGA! Czasem SZARLATAN, ZŁY KLAUN lub WĘDKARZ będą maskować się jako HARCERZYK. Należy także dodać, że zdarzały się przypadki, kiedy HARCERZYK przeobrażał się w JEKYL'A & HYDE'A.


IDEOLOG
są ich dwa skrajne typy (konserwatywny i liberalny), ale każdy z nich tak samo zadufany sobie. Tak naprawdę to są dwiema różnymi stronami tej samej monety. Opinie IDEOLOGA są zaledwie swobodnym odzwierciedleniem jego lu?nych myśli, mimo to będzie on bardzo zły i rozdrażniony jeśli ktoś nie uzna ich jako prawdy objawionej. IDEOLOG odrzuca sprzeciw kogokolwiek, a także szczerą dyskusję na dany temat. Postrzega to jako dysonans poznawczy, a jedynym lekarstwem na to jest niezmordowana propaganda swojej ideologii. Konserwatywny typ afiszuje się, jako logiczny i trzeźwo myślący bojownik, podczas gdy liberał będzie podkreślał wyższy poziom swoich poglądów oraz uduchowienia. Naturalnym sprzymierzeńcem konserwatysty jest TROGLODYTA, zaś liberała - MIĘCZAK. Zarówno jeden jak i drugi typ, to zawzięci bojownicy, ale łatwo przewidywalni...

JAJOGŁOWY
on po prostu wie o wszystkim co dotyczy komputera, internetu i nowinek technicznych. Będzie bardzo zdziwiony, jeśli się okaże, że ty ich nie znasz... pomimo niezgrabnych wypowiedzi i antytalencia do walki na słowa jest on jednym z najgro?niejszych przeciwników. Wystarczy kilka odpowiednich kliknięć i zamieni twój komputer w małą, dymiącą kupkę popiołu... a przynajmniej tak twierdzi.

Madzia - Sro 16 Lip, 2008

Droga matulu, Drogi tatku.... Dobrze mi tu, mam nadzieję, że Wy, wujek józek ciotka Lusia, wujek antoś, ciotka hela, wujek franek, ciotka basia, wujek rysiek oraz heniek, stefan, garbaty bronek, mańcia, rózia, kachna, stefa, wandzia ze swoim zenkiem i moj zdzisiak też zdrowi. Powiedzcie wszystkim, że to całe wojsko to super sprawa. Nasze Rokicice Górne się nie umywajo. Niech szybko przyjeżdżajo i się zapisujo, póki som jeszcze wolne miejsca. Najpierw było mi troche głupio bo trza się w wyrku do 6-tej wylegiwać aż nieprzyzwoicie człowiekowi...Żadnych bydląt karmić,doić,gnoju wywozić ognia w piecu rozpalać... Powiedzcie Heńkowi i Stefanowi, że trza tylko swoje łóżko zaścielic(można się przyzwyczaić) i pare rzeczy przed śniadaniem wypolerować. Wszystkie facety muszo się tu codziennie golić, co nie jest jednak takie straszne bo-UWAGA-jest ciepła woda. Zawsze i o każdej porze. Powiedzcie mojemu Zdziśkowi, że jedynie śniadania dajo tu troche smieszne nazywają je Europejskim...Oj cinko sie musi w tej Europie prząść cinko...Jedno jajeczko kilka plasterków szynki i serka. Do tego jakieś ziarenko co to by ich nawet nasze kury nie ruszyly z mlikiem. Żadnych kartofli, słoniny ani zacierki na mliku! Na szczeście chleba można brać ile dusza zapragnie(koledzy przezywaja mnie Bochenek...) no obiad to już nie ma problemów. co prawda porcje jak dla dzieci w przedszkolu ale miastowe to albo mało jedzo, albo mięsa wcale nie tkną...Chore to jakieś czy co...?? Tak wiec wszystko czego nie zjedzo przynoszą do mnie i jest dobre. Te miastowe to w ogóle dziwne jakieś som... Biegać to to nie potrafi Bić sie tez nie... Mamy tu takie biegi z ekwipunkiem. No tak jak u nas.co ranek ino nie z wiadrami.krótkie takie. Jak z naszej remizy do kościoła w Rokicicach Dolnych.Po dobiegnięciu na miejsce to miastowe tylko gały wybałuszajo i dyszo jak parowozy.nie wiedomo dlaczego ale wymiotuja przy tym i to czasem z krwią. po 5-ciu kilometrach i to jeszcze w maskach ochronnych! A potem to trzeba ich z powrotem do koszar ciężarówkami zawozić,bo sie juz do niczego nie nadajo. Na ćwieczeniach z walki wręcz to lekko takiego ściśniesz....i juz reka złamana! To pewnie z tyj kawy co ja litrami chlejo,i przez to mieso, co go to nie jedzo...! Najsilniejszy jest u nas taki Kowalski z Rembowic kolo Gałdowa, potem ja No ale un ma 2 metry i pewnie ze 120kg, a ja 1,66 i chyba 72kg...bo troche mi sie łostatnio od tego wojskowego jedzenia przytylo A teraz uwaga, bedzie najsmieszniejsze! Koniecznie powiedzcie o tym wujkowi Ryśkowi Garbatemu Bronkowi i mojemu Zdziśkowi. Mam już odznaczenie za strzelanie!!! A tak szczerze mowiac to nie wiem za co...Ten czarny łeb na tej ich tarczy wielki jak u byka.I wcale sie nie rusza jak te nasze dziki i zajace.Ani nikt nie strzela do ciebie nazad jak to u nas bracia Bylakowie z tych ichniejszych dubeltowek. Naboje-MARZENIE...i w dodatku nie trzeba ich samemu robić! Nasz kapral to podobny do naszej belferki Gorcowej z Rokicic. gada,wrzeszczy denerwuje sie a i tak nie wiadomo o co mu chodzi... Troche sie z poczatku na mnie zawziol i kazal biegac w samym podkoszulku w deszczu po placu apelowym.Dostal jednak raz ode mnie szklanke tego samogonu od wuja franka i go o malo szlak nie trafil.ganial potem caly czerwony na pysku po tym samym placu, a potem przez pol dnia nie wychodzil z kibla.Kazal mi nastepnego dnia rano butelke tego frankowego samogonu do samego dna wypic na raz.No i co? i nic!Normalny samogon taki jaki znam od dziecka.Kapral znow wybaluszyl galy a tera ciagle gapi sie na mnie podejrzliwie, ale mam juz swiety spokoj.Powiedzcie wszystkim, ze to cale wojsko to super sprawa.Niech szybko przyjezdzajo i sie zapisujo poki sa jeszcze wolne miejsca. caluje was wszystkich(a szczegolnie mojego Zdziśka) wasza córka Marysia
:D :)

fiodor63 - Sob 22 Lis, 2008

na forum http://www.dws.org.pl/index.php oprócz naprawdę ciekawych informacji związanych z I i II wojną światową znleźć można także trochę humoru:

Wojskowe prawa Murphy`ego

1.Ogień wspierający nie wspiera.
2. Najczęściej zacinają się karabiny nie zacinające się.
3. Ogień zaporowy to nie zapora.
4. Nie jesteś Supermanem; Marines i piloci myśliwscy: wy TAKŻE nie.
5. Postrzał w klatę to sposób, w jaki Natura sugeruje Ci, żebyś wyluzował.
6. Jeśli coś jest głupie, ale działa, to nie jest głupie.
7. Staraj się wyglądać głupio - przeciwnik może mieć mało amunicji i nie będzie chciał jej marnować na Ciebie.
8. Jeśli coś Ci się nie udaje za pierwszym razem - poproś o wsparcie z powietrza.
9. Twoja artyleria skraca ogień, jak tylko wychylisz się z okopu.
10. Nigdy nie dziel okopu z odważniejszym od Ciebie.
11. Nie chodź do łóżka z kimś bardziej popieprzonym niż Ty.
12. Nie zapominaj, że Armia zaoszczędziła kupę kasy na konstrukcji Twojej broni.
13. Jeśli natarcie idzie dobrze, to znak, że pakujesz się w zasadzkę.
14. Pozorujący atak nieprzyjaciela, który ignorujesz - jest właściwym natarciem.
15. Nieprzyjaciel niezmiennie atakuje w dwóch przypadkach:
- kiedy jest gotowy
- kiedy Ty nie jesteś
16. Plan operacji wygląda świetnie do pierwszego kontaktu z nieprzyjacielem.
17. Nie ma planów doskonałych.
18. Pięciosekundowe zapalniki wybuchają po trzech sekundach.
19. W okopach nie ma niewierzących.
20. Uciekający przeciwnik zapewne tylko się wycofuje na z góry upatrzone pozycje.
21. Najważniejsze rzeczy są zawsze proste; proste - zawsze najtrudniejsze.
22. Łatwa droga jest zawsze zaminowana.
23. Grunt to walka zespołowa - zespół to więcej celów dla przeciwnika.
24. Nie wyglądaj imponująco, to ściga ogień (dlatego inna nazwa lotniskowca to "ruchomy cel").
25. Nie ścigaj na siebie ognia - to denerwuje wszystkich dookoła.
26. Jeśli brakuje Ci wszystkiego, oprócz nieprzyjaciół, to znak, że jesteś w strefie walk.
27. Jeśli zabezpieczyłeś teren - upewnij się, że nieprzyjaciel też o tym wie.
28. Nieprzyjacielski ogień ma pierwszeństwo ruchu.
29. Żadna jednostka gotowa do walki nigdy nie przeszła inspekcji.
30. Żadna jednostka gotowa do inspekcji nigdy nie przeszła chrztu bojowego.
31. Jeśli wróg jest w zasięgu ognia - Ty też jesteś w zasięgu ognia.
32. Ogień wspierający jest bardziej niebezpieczny od ognia przeciwnika.
33. Części jednego zestawu nigdy nie są dostarczane jednocześnie.
34. Ekwipunku nie da się skompletować przed walką.
35. Radiostacje zawodzą zawsze, gdy potrzebujesz wsparcia.
36. Wszystko co robisz może Cię zabić; bezczynność także.
37. Jeśli Twoje stanowisko jest niemożliwe do zdobycia przez nieprzyjaciela,to jest też dla Ciebie pułapką.
38. Pociski smugowe działają w obie strony.
39. Jeśli robisz co nadobowiązkowo - dostajesz więcej obowiązków.
40. Jeśli obie strony myśli, że przegrały - obie mają rację.
41. Profesjonalny żołnierz jest przewidywalny; świat jest pełen niebezpiecznych amatorów.
42. "Wywiad wojskowy" to sprzeczność.
43. Jeśli upierasz się bronić przedpola - zaskoczą Cię od tyłu.
44. Pogoda nie jest stroną neutralną.
45. Na wypadek, gdybyś zapomniał - mina Claymore'a jest zawsze wycelowana w Ciebie.
46. Motto obrony powietrznej: najpierw zestrzel - poukładasz sobie już na ziemi.
47. Pilocie! Lataj nisko i baaaardzo powoli.
48. Kawaleria nie zawsze przychodzi z odsieczą.
49. Napalm jest bronią wsparcia.
50. Brakuje zawsze rzeczy najpotrzebniejszych.
51. Zamienniki nigdy nie pasują.
52. Nie przejmuj się rzeczami zaadresowanymi Twoim nazwiskiem; myśl o tych z napisem "do wszystkich, których może dotyczyć".
53. Masz kłopoty? - wypruj cały magazynek.
54. Wygrywa zawsze strona z prostszymi mundurami.
55. Jeśli masz dwie różne mapy - walka rozegra się na terenie pomiędzy nimi.
56. Jeśli może Cię zobaczyć sierżant - to wróg też.
57. Nie stój, kiedy możesz usiąść; nie siedź, kiedy możesz leżeć; nie czuwaj, kiedy możesz spać.
58. Najgroźniejszą rzeczą na świecie jest podporucznik z mapą i kompasem.
59. Wyjątki potwierdzają regułę i psują plan bitwy.
60. Wszystko działa świetnie w Twojej kwaterze; zawodzi dopiero w kwaterze pułkownika.
61. Nieprzyjaciel jest ślepy; dopóki nie popełnisz błędu.
62. Jeden nieprzyjacielski żołnierz to trochę za mało; dwóch - zdecydowanie za dużo.
63. Czysty i suchy mundur polowy przyciąga błoto i deszcz.
64. Twoja obecność jest niezbędna zawsze tam, gdzie najbardziej pada.
65. Nigdy nie chybiasz, mając pełny magazynek; z dwoma ostatnimi nabojami nie trafisz nawet w stodołę.
66. Im droższa masz broń, tym dalej będziesz ją musiał odesłać do naprawy.
67. Złożoność broni jest odwrotnie proporcjonalna do IQ jej operatora.
68. Doświadczenie bojowe zyskujesz zaraz potem, jak Ci było naprawdę potrzebne.
69. Nieważne, którędy maszerujesz; i tak jest zawsze pod górę.
70. Wsparcie powietrzne zawsze przestrzeliwuje a artyleria strzela za krótko.
71. W spisie częstotliwości radiowych te najważniejsze są nieczytelne.
72. Maruderzy rzadko kończą, jako zabici, lub ranni.
73. Bycie oficerem to ciężka robota; Twoi ludzie nie wiedzą, czego chcą, ale za to doskonale wiedzą, czego nie chcą.
74. Wykradanie informacji to plagiat; wykradanie informacji od wroga to wywiad.
75. Broń, która zacina się, gdy jej najbardziej potrzebujesz jest nazywana M-60.
76. Najlepszy oficer przyjedzie w dzień po tym, jak jego kwaterę dostanie ktoś inny.
77. Kiedy masz pełne magazyny, wróg przygotowuje natarcie w dwa tygodnie, gdy zaczyna brakować zaopatrzenia - zwykle atakuje tej nocy.
78. Virtuti Militari zwykle dostaje najmniej doświadczony żołnierz w oddziale.
79. Purpurowe Serce oznacza, że byłeś wystarczająco cwany, żeby przemyśleć plan, wystarczająco głupi, żeby go wypróbować i na tyle fartowny, żeby przeżyć.
80. Algebra wyniku potyczki: 3 partyzantów + 1 prawdopodobnie + 2 świnie = 37 zabitych w walce.
81. Promień wybuchu granatu ręcznego jest zwykle o pół metra większy, niż Twój zasięg skoku.
82. "Bezpośrednie wsparcie z powietrza w każdych warunkach pogodowych" to bajer.
83. Wartość bojowa jednostki jest odwrotnie proporcjonalna do jej prezencji.
84. Bombardowanie z B-52 cechuje się niezwykła celnością: 100% bomb trafia w ziemię.
85. Każdy rozkaz, który może być ale zinterpretowany - będzie.
86. Nie istnieją wygodne okopy.
87. Nigdy nie bądź pierwszy, nigdy nie bądź ostatni, nigdy nie zgłaszaj się na ochotnika.
88. Jeśli wyjątkowo dobrze przygotowałeś swoje pozycje do odparcia ataku - możesz być pewien, że natarcie nastąpi gdzie indziej.
89. Jeśli wyjątkowo starannie przygotowałeś zasadzkę, nieprzyjaciel ja ominie.
90. Jeśli Twój manewr oskrzydlający idzie dobrze, to wróg zapewne spodziewa się okrążenia.
91. Gęstość ognia jest proporcjonalna do znaczenia celu.
92. Wystające obiekty przyciągają ogień - nie kryj się za nimi.
93. Dowódca otrzymuje tym ważniejsze zadania, im jest głupszy.
94. Poczucie własnej wartości przełożonego jest odwrotnie proporcjonalne do jego pozycji w hierarchii.
95. Zawsze jest jakieś wyjście i zwykle ono nie działa.
96. Zwycięstwo przychodzi nieoczekiwanie, porażka - gdy obserwuje Generał.
97. Nieprzyjaciel nie śledzi łączności radiowej, dopóki nie nadajesz na nie chronionym kanale.
98. Zawsze zaczyna padać zaraz po tym, jak dostajesz gorący posiłek.
99. Nigdy nie mów sierżantowi, że nie masz nic do roboty.
100. Obóz to miejsce, gdzie odczuwasz zmęczenie po całym dniu.
101. Po wyciągnięciu zawleczki granat przestaje być twoim przyjacielem.

~~Ad~~ - Wto 30 Gru, 2008

Byłem szczęśliwy. Byłem tak szczęśliwy jak tylko mógłbym to sobie wyobrazić. Z moją dziewczyną spotykałem się ponad rok i w końcu zdecydowaliśmy się wziąć ślub. Moi rodzice byli naprawdę zachwyceni i pomagali nam we wszystkich przygotowaniach do naszego wspólnego życia, przyjaciele cieszyli się razem ze mną a moja dziewczyna... była jak spełnienie moich najśmielszych marzeń. Tylko jedna rzecz nie dawała mi spokoju - dręczyła i spędzała sen z powiek... jej młodsza siostra. Moja przyszła szwagierka miała dwadzieścia lat, ubierała wyzywające obcisłe mini i króciutkie bluzeczki, eksponujące krągłości jej młodego,pięknego ciała. Często kiedy siedziałem na fotelu w salonie, niby przypadkiem schylała się po coś tak, że nawet nie przyglądając się,miałem przyjemny widok na jej majteczki. To nie mógł być przypadek. Nigdy nie zachowywała się tak kiedy w pobliżu był ktoś jeszcze. Któregoś dnia siostrzyczka mojej dziewczyny zadzwoniła do mnie i poprosiła abym po drodze do domu wstąpił do nich rzucić okiem na ślubne zaproszenia. Kiedy przyjechałem była sama w domu. Podeszła do mnie tak blisko, że czułem słodki zapach jej perfum i wyszeptała, że wprawdzie będę żonaty,ale ona pragnie mnie tak bardzo... i czuje, że nie potrafi tego uczucia pohamować... i nawet nie chce. Powiedziała, że chce się ze mną tylko ten jeden raz, zanim wezmę ślub z jej siostrą i przysięgnę jej miłość i wierność póki śmierć nas nie rozłączy. Byłem w szoku i nie mogłem wykrztusić z siebie nawet jednego słowa. Powiedziała "Idę do góry, do mojej sypialni. Jeśli chcesz, chodź do mnie i weź mnie, nie będę czekać długo" Stałem jak skamieniały i obserwowałem ją jak wchodziła po schodach kusząco poruszając biodrami. Kiedy była już na górze ściągnęła majteczki i rzuciła je w moją stronę. Stałem tak przez chwilę, po czym odwróciłem się i poszedłem do drzwi frontowych. Otworzyłem drzwi i wyszedłem z domu, prosto, w kierunku zaparkowanego przed domem samochodu.
Mój przyszły teść stał przed domem - podszedł do mnie i ze łzami w oczach uściskał mówiąc "Jesteśmy tacy szczęśliwi, że przeszedłeś naszą małą próbę. Nie moglibyśmy marzyć o lepszym mężu dla naszej córeczki. Witaj w rodzinie!"

A morał z tej historii...?
Zawsze trzymaj prezerwatywy w samochodzie! :gent:

elka - Pią 26 Cze, 2009

Pamiętnik przedszkolaka
...dzisiaj znów mama zaprowadziła mnie do przedszkola, chociaż całą drogę musiała mnie ciągnąć. Czy ci dorośli naprawdę nie mogą zrozumieć, że człowiek czasami pragnie odpocząć od tego wrzasku i ciężkiej harówki. Na przykład wczoraj przez cały dzień robiliśmy błoto na podwórku, przez co dzisiaj czułem się wykończony. Ba, ale co to kogo obchodzi. Jak się ma prawie pięć lat to już się jest poważnym człowiekiem, a starzy traktują mnie ciągle jak dzieciaka. Jak sikam w majtki to wcale nie znaczy że jestem dziecko! Po prostu czasami nie zdążę dobiec do kibla. No ale dosyć tych narzekań. Nie było ostatecznie tak źle, najpierw z młodym Gałązką rzucaliśmy klockami w dziewczyny. Ten kto trafił w głowę dostawał premię. Wygrałbym, ale te głupie dziewuchy w ogóle nie znają się na sporcie: od razu poleciały na skargę do pani. Całe szczęście że zaraz szliśmy na obiad, bo w tym kącie chybabym z nudów umarł. Po obiedzie pani pokazała nam alfabet. No ku.... zaj.... sprawa. Można sobie wszystko zapisać i potem nic nie trzeba pamiętać. W praktyce jednak okazało się że wcale nie jest to takie genialne. Pani pokazała nam literę to ją sobie zapisałem, no a skoro zapisałem to mogłem ją zapomnieć, tyle tylko że jak już zapomniałem to nie wiedziałem co zapisałem. Popieprzone to wszystko...


...wczoraj mama znów zawiozła mnie w wózku do przedszkola.Dobra by z niej była baba,tylko ma słabe przyspieszenie pod górkę.Młody gałązka się chwali,że jego mama jak się spieszy , to wyprzedza nawet rowerowców.Co tam.Gruby Artur ma jeszcze gorzej.On już musi chodzić do przedszkola piechotą.Gruby Artur jest zresztą całkiem głupi.Przez całe dnie nic nie robi ,tylko zagląda dziewczynom pod sukienki.Naprawdę nie wiem ,co w tym ciekawego.Jak kiedyś zajrzałem cioci Basi to zobaczyłem tylko majtki.,a pod nie już nie zaglądałem.Zresztą jak kiedyś wujek Boguś próbował zajrzeć to dostał od cioci po pysku.Tata mówi że jak się ludzie biją to zawsze chodzi o pieniądze. Dziwne miejsce na przechowywanie portfela . No dobra , muszę kończyć bo idzie pani,żeby zabrać mnie z kąta...


...i znowu siedzę w przedszkolu jak ten palant, a za oknem śliczna pogoda. Już bym tak nie narzekał, żeby chociaż pani pozwoliła nam na 5 minut wyjść, ale NIE!!! Na podwórku jest błoto i się utaplamy. Mnie się do tej pory zdawało że to zaleta. Mieszać błoto mogę godzinami, chyba politykiem zostanę bo ostatnio słyszałem jak ktoś mówił że cała ta polityka to niezłe błoto. Politykiem to bym chciał zostać jeszcze z jednego powodu. Mama mówiła, że oni cały dzień nic nie robią tylko pierdzą w stołek, a mają z tego kupę forsy. Jako że ostatnio moje kieszonkowe uległo nadspodziewanemu zamrożeniu z okazji wylania do kibla mamy perfum żeby z butelki zrobić psiukawkę, postanowiłem z chłopakami trochę podreperować swój budżet. Młody Gałązka przyniósł stołek, Gruby Artur i ja objedliśmy się fasolówy i umówiliśmy się u Grzesia Klapidupy. Pierdzieliśmy w ten stołek cały dzień, a jedyne cośmy zarobili, to Gruby Artur w tyłek od swojej mamy bo tak się nadął że walnął bąka z kleksem. Forsy też żadnej nie dostaliśmy, tylko Grzesio przez tydzień musiał wietrzyć pokój bo się tam wejść nie dało. To chyba jednak tylko politycy tak potrafią. My mamy jeszcze za mało wprawy. Swoją drogą to w tym sejmie musi być niezły smród, jak tyle polityków w jednym miejscu. Zresztą co jakiś czas słychać że jest jakaś śmierdząca sprawa i że rozszedł się smród. Się chłopaki poświęcają.... No dobra, dość tego leżakowania, trzeba się trochę pobawić...


Życie młodego człowieka jest naprawdę ciężkie. Zawsze można dostać w tyłek, nawet jak się jest niewinnym. Inna sprawa że trochę winny byłem, ale to był nieszczęśliwy zbieg okoliczności. Było to tak: tata był w pracy a mama wyszła gdzieś po zakupy. Przyszedł do mnie młody Gałązka, Gruby Artur i Maniek zwany Letkim (zupełnie nie wiem dlaczego). Bawiliśmy się w kuchni w faraona, i mieliśmy zrobić mumię. Nikt nie chciał się zgłosić więc wybraliśmy na mumię Mańka. Maniek nie protestował, bo on jeszcze nie bardzo umie mówić. Owijaliśmy go taśmą samoprzylepną, aż tu nagle, gdy już byliśmy w połowie Maniek zaczął się drzeć \"mamatijakupaja\". Mówił to zawsze wtedy kiedy chciał kupę, no to go zaczęliśmy rozwijać. Tyle że ta taśma jakoś nie bardzo chciała go puścić. Gałązka wymyślił, że skoro nie możemy uwolnić go całego to chociaż rozkleimy mu spodnie i zaniesiemy do kibla żeby zrobił swoje. Tyle, że jak już zdjąłem Mańkowi gacie to on nagle zaczął. Nie zdążylibyśmy go donieść do kibla więc wstawiliśmy go do zlewu. Ja złapałem za szklankę i podstawiłem ją przed niego żeby nie zasikał mamie garnków a Gruby Artur łapał klocki. No i pech chciał, że jeden mu wypadł i wleciał wprost do grochówki która stała na kuchni. Próbowaliśmy go wyłowić sitkiem do herbaty, ale się nie udało, chyba sie rozpuścił. Myślałem że to będzie najgorsze, ale nie, tata zjadł i nawet się nie skrzywił. Wkurzył się o co innego: Artur po wszystkim wytarł ręce w ścierkę. Nie wiedziałem co z nią zrobić więc wrzuciłem ją do kibla i spuściłem wodę. W tym momencie sedes zamienił się w wulkan. Chciałem go trochę przetkać, najpierw ręką, potem szczoteczką do zębów mamy, ale nic nie pomogło. No to nawrzucaliśmy tam papieru żeby nie było widać ścierki i wróciliśmy do kuchni pełni nadziei że tata i mama nic nie zauważą. Niestety, cud się nie zdarzył. Następnym razem zacznę od pochowania mamie i tacie wszystkich pasków do spodni...


Dziś od samego rana postanowiłem być dobrym człowiekiem. Chciałem zrobić coś dla ludzkości. Jako że najbliższa ludzkość to moja mama i tata, postanowiłem im zrobić śniadanie. Kroić chleba jeszcze nie umiem, do patelni nie dosięgam, ale coś jednak zrobić trzeba. Pogrzebałem w szafkach i znalazłem kisiel malinowy. Nie bardzo wiedziałem jak się to robi więc poleciałem do młodego Gałązki, bo ten kujon już się trochę nauczył czytać i mógł przeczytać instrukcję. Okazało się że wystarczy do kubka wsypać trzy czubate łyżki cukru i to co jest w torebce, a potem zalać wrzącą wodą. Z wodą bym sobie poradził, ale przekopałem cały dom i okazało się że nigdzie nie ma ani jednej czubatej łyżki. Inna sprawa że ja nawet nie wiem jak taka czubata łyżka wygląda, więc dałem sobie spokój. Swoją dobroć przeniosłem na obiad. Chciałem trochę pomóc mamie. Mama powiedziała że na obiad będą ryby i mogę jej pomagać obtaczać te ryby w mące. Wszystko szło super dopóki nie wrócił z pracy tata. Strasznie się gdzieś spieszył i powiedział że jeść nie będzie. To po to ja się tak dla tej ludzkości męczę? Ze złości aż mi łzy napłynęły do oczu i zakręciło mnie w nosie. Tata właśnie podszedł w swoim nowym garniturze żeby pożegnać się z mamą, a ja w tym momencie kichnąłem: prosto w talerz z mąką! Chyba pobiłem rekord szybkości w zamykaniu się w łazience, bo tato ostatnio to coś nerwowy, a jak się zdenerwuje to bardzo szybko biega. No cóż, nie opłaca się poświęcać, nikt tego nie ceni...


Chyba muszę zmienić swój stosunek do Grubego Artura. Okazał się bardzo mądrym człowiekiem. Zaczęło się od tego jak młodemu Gałązce zaklinowało się ..... w tyłku. Siedział w kiblu z pół godziny i gdyby mu mama nie pomogła widelcem to chyba by tam siedział do śmierci. No właśnie, teraz już wiem jak wygląda usrana śmierć o której tyle się słyszy od dorosłych. Tak mi się wydaje że to musi być straszna choroba i dużo ludzi na nią zapada. Kiedyś jak mi się udało spinaczem otworzyć taty biurko to nawet widziałem kasetę na której chyba były sfilmowane przypadki tej choroby, bo na okładce były jakieś panie z tak porozciąganymi otworami w tyłkach, że to co Gałązka zrobił to był mały pikuś w porównaniu z tym co one musiały przejść. Nawet pamiętam nazwę łacińską tej choroby, bo była nadrukowana na kasecie: Anale Perwersjum czy jakoś tak. Co jeszcze zauważyłem na tej kasecie to to, że tym paniom poodpadały siurki. Jak powiedziałem o tym Gałązce to się trochę przestraszył, ale kolektywnie sprawdziliśmy czy jemu to grozi i okazało się że jemu trzyma się dosyć mocno. W każdym razie mieliśmy go co tydzień kontrolować. To była tajemnica, ale w jakiś sposób dowiedział się o tym Gruby Artur. Zaczął się z nas śmiać świnia jedna, i powiedział że dziewczyny bez siurków się RODZĄ!!! Zaczęliśmy mu tłumaczyć że jest głupi, bo jakby miały wtedy sikać, ale potem przypomniałem sobie że i Baśka Smalec i Jolka z jednym zębem i nawet ta ruda Mariola jak sikają do piaskownicy to kucają. Kurde frans, faktycznie z nimi coś jest nie tak. Poszliśmy z młodym Gałązką do Baśki Smalec i kategorycznie zażądaliśmy żeby pokazała nam siurka. Faktycznie, zamiast niego miała tylko jakąś szparkę. No proszę, człowiek całe życie się uczy, a głupi umiera...

:lanie:

focus - Pią 26 Cze, 2009

elka, :gent:

jazda pierwszą klasą :brawo:

elka - Pią 26 Cze, 2009

No to dalej...
Dzis dowiedziaiłem się o sobie bardzo niemiłej rzeczy. A wszystko przez Grzesia Klapidupę, Grubego Artura i mojego tatę, ale od początku. Dziś po obiedzie przyleciał do mnie Grzesio i zaczął mi opowiadać co mu się przytrafiło. Bawił się z chłopakami w chowanego i w nagłym przypływie geniuszu schował się do skrzynki na piasek przed klatką, wtedy zobaczył przez szparę jak do skrzynki podeszło trzech panów w dresach, wygodnie sobie na niej usiedli i zaczęli coś popijać. Grzesio przez nich przesiedział w skrzyni trzy godziny, ale nie żałuje, bo dowiedział się bardzo ciekawych rzeczy i poznał parę fajnych przekleństw. Opowiedział mi wszystko i muszę przyznać że jedna rzecz mnie bardzo zainteresowała. Podobno każda dziewczyna ma przy sobie kakao tylko nie każdemu daje. Być może Grzesio coś przekręcił, ale jak się go dopytywałem to przysięgał że tak właśnie powiedzieli. A faceci byli na pewno bardzo mądrzy bo byli całkiem łysi, a mama mówi że jak komuś wychodzą włosy to musi być bardzo mądry. Interesowało mnie to dlatego że strasznie lubię kakao, więc jakbym je od jakiejś dziewczyny wycyganił to by było fajnie. Tyle że najwyraźniej te dziewuchy to straszne sknery. Myślałem, myślałem, aż w końcu wymyśliłem, że spytam o radę Grubego Artura. On z wszystkich chłopaków najlepiej zna się na kobietach. Gruby Artur powiedział mi, że jak chcę coś od dziewczyny to muszę być kurtularny i powiedzieć jej jakiś kontplement. Nie bardzo wiedziałem co to znaczy więc Arturo wyjaśnił że po prostu trzeba je prosić i zawsze mówić że coś mają ładne. Nie bardzo mi to pasowało, ale w końcu Gruby Artur to fachowiec; to on pierwszy odkrył że dziewczyny nie mają siurków. Pamiętając o wskazówkach przystąpiłem do działania. Akurat w pobliżu nie było żadnej innej dziewczyny jak tylko siostra młodego Gałązki. Wprawdzie jest już stara bo kończy gimnazjum, ale kiedy była młoda to była z niej całkiem niezła laska, widziałem ją na zdjęciach. Ułożyłem sobie przemowę i podszedłem do niej. Pamiętając nauki Grubego Artura powiedziałem, że słyszałem że ma ładne kakao i czy mogłaby mnie poczęstować. No i klops, nie podzieliła się, franca jedna. Jeszcze mnie tak zwymyślała, że gdybym to powtórzył to do końca życia nie obejrzałbym dobranocki. No i na koniec powiedziała że jestem zboczony: to już mnie trochę ubodło! Jak poszedłem z reklamacjami do Artura, to on stwierdził że miała rację, przecież kakao jest mdłe, jest na nim kożuch no i w ogóle jest do kitu. Wtedy sobie uświadomiłem że nie znam nikogo kto lubiłby kakao. No i masz. Faktycznie jestem zboczony. Słyszałem że to można leczyć, tylko nie wiem gdzie. Postanowiłem porozmawiać z tatą: w końcu jest lekarzem i powinien wiedzieć takie rzeczy. Tyle, że jak spytałem go gdzie mogę się wyleczyć ze zboczenia, to najpierw zrobił oczy wielkie jak cycki cioci Basi, a potem posadził na stole i zaczął opowiadać jakieś koszmarne bzdety o pszczółkach i kwiatkach, o tym że jak się ludzie całują to się kochają i odwrotnie i tym podobne świństwa których aż się słuchać nie dało. Doszedłem do wniosku że tata jest bardziej zboczony niż ja, a skoro on się z tego nie leczy, a wręcz przeciwnie, jeszcze leczy innych, to i ja nie muszę się martwić. Chociaż, jeśli to dziedziczne, a tata o tym nie wie to może muszę go uświadomić? Nie wiem, muszę to sobie jeszcze przemyśleć...


...jak to na wojence ładnie gdy przedszkolak w dziurę wpadnie. Tak sobie dziś śpiewałem cały dzień bo dzisiaj bawiliśmy się w wojnę. Zebrała się cała paczka: ja, młody Gałązka, Grzesiu Klapidupa, Gruby Artur, Letki Maniek i na dokładkę parę dziewczyn. Podzieliliśmy się sprawiedliwie na dwie drużyny tzn. chłopaki kontra dziewczyny plus Letki Maniek i przystąpiliśmy do działań zaczepno obronnych. Naszą kwaterę ulokowaliśmy w garażu Grubego Artura i na początek się okopaliśmy. Okop nie był głęboki, ale w kucki można było tam się nieźle bronić. Potem przygotowaliśmy amunicję: Gruby Artur proponował kamienie, ale doszedłem do wniosku że konwencje międzynarodowe nie dopuszczają tego typu amunicji do wojen podwórkowych, więc stanęło na kulkach z błota. Następnie przygotowaliśmy broń osłonową, czyli wiaderka z suchym piachem i czekaliśmy na nieprzyjaciela. Nieprzyjaciel jak to nieprzyjaciel zjawił się niespodzianie i wcale nie w przyjacielskich zamiarach: mianowicie przyleciał tata Grubego Artura i zaczął wrzeszczeć że mamy natychmiast zasypać nasz okop, bo on nie będzie mógł wyjechać z garażu. Nie zdążyliśmy mu wytłumaczyć że wojna wymaga poświęceń bo w biegu ciężko się mówi i można sobie język przyciąć. Całe szczęście że tata Artura jest trzy razy grubszy niż Artur, więc nas nie dogonił. Tym razem okopaliśmy się w piaskownicy. Na atak nieprzyjaciela nie trzeba było długo czekać, dziewczyny wyskoczyły z wrzaskiem z pobliskich krzaków i zaczęły nas obrzucać grudkami ziemi. Pierwszy atak odparliśmy bez problemów, ale okazało się że nasze kulki błota wyschły i ciężko je rzucać rękami; potrzebowaliśmy jakiejś wyrzutni. Gruby Artur wpadł na pomysł i za chwilę przybiegł z biustonoszem swojej mamy. W tym momencie nasze szanse wzrosły niepomiernie, bo mama Artura ma taki kaliber że można strzelać nawet arbuzami. Oddział Letkiego Mańka doszedł do wniosku że frontalnym atakiem nic nie wskóra i zaczął uciekać się do podstępów. Broniliśmy się dzielnie dopóki do naszych okopów nie wpadły skarpetki taty Letkiego Mańka. Wtedy wysłaliśmy lampamentariusza w osobie Grzesia Klapidupy żeby podpisać pakt o zakazie używania broni chemicznej. Przy okazji podpisał też pakt o zakazie używania broni biologicznej (dziewczyny miały cały słoik mrówek) jak i atomowej (Baśka Smalec wyciągnęła ze śmietnika pieluchy swojej młodszej siostry). Grzesio podpisałby pewnie jeszcze parę paktów bo jako jedyny z nas umie coś napisać, ale niestety wichry dziejowe w osobie mojej mamy zadecydowały inaczej tzn. zawołały mnie na obiad. Na wojnie to się ma apetyt...


...kto by pomyślał że w przedszkolu można się dowiedzieć czegoś ciekawego!?! Dziś nasza pani przyprowadziła jakiegoś pana który zaczął nam opowiadać o nauce. Wprawdzie dużo nie skorzystałem, ale między jednym a drugim staniem w kącie usłyszałem że nauka ma męczenników. I to że oni są bardzo sławni i wszyscy o nich mówią z szacunkiem i za to że się tak męczą dla tej nauki to potem wszyscy są im wdzięczni. Jak tak patrzę na swojego brata to on też jest męczennik, bo tak się codziennie męczy nad lekcjami, ale niedoczekanie jego żebym zaczął o nim mówić z szacunkiem. Podzieliłem się swoimi przemyśleniami z tatą, a on mi wytłumaczył że to nie do końca tak. Męczennik to taki który cierpi za pokazywanie swojej wiedzy. No to też mam kandydata. Kiedyś Grzesiu Klapidupa chciał pokazać że już umie pisać, więc napisał mazakiem na szafie D..A, męczennikiem okazał się chwilę potem, bo mazak okazał się niezmywalny. Niestety znowu coś źle zrozumiałem bo mama omal nie padła na zawał ze śmiechu jak usłyszała że mówię do Grzesia \"proszę pana Klapidupy\". Okazało się że męczennikiem można też zostać kiedy poświęca się swoje zdrowie lub życie dla eksperymentu. No to zaraz przypomniało mi się jak młody Gałązka poświęcił się dla dla sprawdzenia czy kotu jest przyjemnie na karuzeli. Jego poświęcenie się polegało na tym, że dostał od ojca pasem kiedy ten wszedł do kuchni i zobaczył kota w mikrofalówce. Ale kot był wniebowzięty bo jeszcze przez jakiś czas miałczał i skakał z radości jak głupi. W każdym razie eksperyment się powiódł. Tyle że tata mówi że to też nie wystarczyło żeby zostać męczennikiem. Kurde frans, czy wszystko co ci dorośli robią i mówią musi być takie skomplikowane. Mam nadzieję nie dorosnę zbyt szybko...

,Ale numer! W życiu nie myślałem że w przedszkolu może być tak ciekawie! Ale po kolei. Dziś jak tylko mama przyciągnęła mnie do przedszkola, pani ogłosiła że zabiera nas na wycieczkę. I to żeby było jeszcze straszniej ta wycieczka miała być na wieś do jakiegoś gospodarstwa, żebyśmy sobie pooglądali jak wyglądają żywe zwierzęta. To już nie można było iść do zoo? Tam jest znacznie bezpieczniej bo te zwierzaki stoją w klatkach, a nie łażą po łące bez żadnego nadzoru. No ale skoro to pani decyzja to trudno. Wsiedliśmy do pociągu i po godzinie byliśmy na miejscu. No kto by się spodziewał że ta wieś jest aż tak daleko za miastem. No ale do rzeczy. My ustawiliśmy się w parach na łące a pani poleciała porozmawiać z szefem tego całego bałaganu który nazywał się pan Rolnik. Na odchodne powiedziała że możemy podejść pooglądać sobie krówki. Podeszliśmy, i zamarliśmy z przerażenia - tam nie było ani jednej krowy, same byki, a co gorsza prawie każdy z nas miał na sobie coś czerwonego. Szybko zaczęliśmy zdejmować wszystkie czerwone rzeczy: skarpetki, koszulki i tak dalej. W końcu co niektórzy nie bardzo już mieli co zdjąć, bo okazało się że Baśka Smalec wszystko ma czerwone, łącznie z majtkami. Był jeszcze jeden problem z Grubym Arturem, bo jemu było gorąco, a jak jest mu gorąco to ma całą czerwoną gębę. Na szczęście Grzesio znalazł jakiś kubełek który założyliśmy Arturowi na głowę i poczuliśmy się trochę bezpieczniej. Po chwili wróciła pani i oczywiście zaczęła wrzeszczeć że mamy się ubierać z powrotem. Po naszych gorących protestach wyszło na jaw, że nie tylko byki mają rogi, krowy też. Trochę się uspokoiliśmy, ale dla pewności puściliśmy Kaśkę przodem, a Grubego Artura nie czyściliśmy zbyt mocno (ten kubełek był po węglu). Mimo wszystko te krowy tak się dziwnie na nas spod byka patrzyły. Po tej przygodzie przeszliśmy sobie do mieszkania z krowami które nazywało się obora. Tam dowiedzieliśmy się mnóstwa pożytecznych rzeczy: po pierwsze, że krowa nie daje mleka jak się ją pompuje za ogon, po drugie że to co wtedy ta krowa daje to wcale nie jest mleko, po trzecie, że tego co ta krowa wtedy daje nie powinno się pić bo się potem strasznie nieprzyjemnie odbija, i po czwarte że jak już krowa skończy dawać to coś to trzeba się szybko odsunąć i nie zaglądać pod ogon bo się będzie, jak Gruby Artur, cały dzień śmierdziało krowią kupą. Przy okazji dowiedzieliśmy się że świnie jedzą wszystko, łącznie z moim workiem na kapcie, i że krowy na łące zostawiają miny poślizgowe (Mariolka nawet na jedną trafiła). Dowiedzielibyśmy się pewnie znacznie więcej, ale najpierw pani zabroniła nam szukać gdzie w kurze siedzą jajka, a potem przyleciała pani Rolnikowa i zaczęła krzyczeć że ją w oborze jakieś demony atakują. Na szczęście nie były to demony, tylko Letki Maniek wlazł w bańkę po mleku i krzyczał że nie może się wydostać, a że pani Rolnikowa nie zna tego narzecza to myślała że to diabeł. Trzeba było zabrać bańkę z Mańkiem do warsztatu mechanicznego, żeby ją porozcinali, a my wróciliśmy do przedszkola. Jednak na wsi nie jest tak strasznie. Nikt nie zginął.


...jak ciężko człowiekowi w wieku przedszkolnym rozwijać swój talent. Wczoraj na przykład wymyśliliśmy że założymy zespół. Jeszcze nie bardzo wiedzieliśmy kto na czym będzie grał, ale to ustali się później. Największy problem był z nazwą. Za żadne skarby świata nic nie przychodziło nam do głowy. W końcu Grzesiu Klapidupa stwierdził że pamiętał jakąś fajną nazwę, ale właśnie uciekła mu z głowy. Domyśliliśmy się że daleko uciec nie mogła, więc powiesiliśmy Grzesia za nogi na wieszaku żeby mu wróciła. Niestety natychmiast zalał go taki tłok uciekniętych wcześniej myśli, że aż poszła mu krew z nosa. Kiedy już wróciła mu przytomność powiedział że sobie przypomniał: mieliśmy się nazwać NECROCANIBALISTIC VOMITORIUM *). Nazwa była bardzo fajna, ale okazało się że Grześ przeczytał ją w jakimś komiksie, i że taki zespół już był. No to klapa, wymyślamy coś innego. Ja wymyśliłem KARTOFEL BOFEL ale chłopaki powiedzieli że to głupia nazwa. W końcu pomogła nam siostra Gałązki: od tej pory naszą oficjalną nazwą było FAT ARTURUM AND LIGHT MANIECK. Zupełnie nie wiem co to znaczy, bo to po jakiemuś murzyńsku, ale bardzo fajnie brzmi. Potem zaczęliśmy przydzielać sobie instrumenty. Gruby Artur wziął perkusję, ja cymbałki, Gałązka gitarę swojej siostry a Letkiego Mańka daliśmy na wokal, bo jak śpiewał to brzmiało to mniej więcej tak jak te zagraniczne zespoły. Natychmiast zaczęliśmy nagrywać kasetę demo i pewnie nasza piosenka pod tytułem \"zjedz swojego jeża\" stałaby się przebojem, ale przyleciała sąsiadka i zaczęła opierniczać mamę że u nas jest taki hałas że jej mąż nie słyszy własnej wiertarki. No to mama zabrała nam perkusję, magnetofon i jeszcze nas ochrzaniła za pogięte garnki bo Artur strasznie mocno uderzał. Ciekaw jestem co powie siostra Gałązki jak zobaczy że została jej tylko jedna struna w gitarze. I miej tu człowieku talent...


Ale jaja, niech ja skonam! Gruby Artur się zakochał. I to w kim, w tej rudej Marioli! Muszę przyznać że na początku to mieliśmy z niego niezłą nabitkę, ale później zaczęliśmy chłopakowi współczuć, chodził smętny, nie bawił się, nie mieszał z nami błota, no po prostu cień człowieka (dosyć duży cień zresztą). W końcu postanowiliśmy chłopakowi pomóc! Najpierw staraliśmy się go uzdrowić: tłumaczyliśmy jak komu dobremu, że dziewczyny są głupie, nie umieją się bawić a co gorsza jak się takiej spodobasz to bedziesz się musiał z nią ożenić i całować, normalnie ohyda. A do tego jeszcze dziewczyny są takie że chcą mieć dzieci. Ale Artur powiedział że ożenić się może, całować się nie zamierza, bo to facet rządzi w domu, a do roli rodzica jest już gotowy. No trudno jego problem. No to zaczęliśmy myśleć co zrobić żeby Mariola chociaż na niego popatrzyła. A jak na złość to jej chyba okulary bardzo zmętniały bo patrzyła i rozmawiała ze wszystkimi, tylko nie z Arturem chociaż to zawsze jego najbardziej widać. Zamontowaliśmy mu nawet żarówkę na czapce, ale to nic nie pomogło, Mariola zawsze patrzyła się w inną stronę. Jak już zawiodły wszystkie sposoby, to poszliśmy po poradę do starszych. Najpierw siostra młodego Gałązki tłumaczyła nam że jak chce się poderwać dziewczynę to trzeba być Romanem Tycznym, kupować kwiatki i chodzić do kina. Do kina to Artur jeszcze by poszedł, ale kupować kwiatki? Jakby na klombach mało tego sadzili. A już zmiana nazwiska i imienia zupełnie nie wchodzi w grę. No cóż, tym razem poszliśmy do dużego Freda żeby nam coś poradził. On powiedział że po primo trza mieć gadkie, po sekundo fulkasy, a po tercjo to trza sie myć bo jak spod napleta jedzie to żadna laska pały nie wymlaska. Zupełnie nie wiedzieliśmy co to znaczy, ale na wszelki wypadek umyliśmy Artura bardzo dokładnie. Potem mieliśmy problem z gadką, bo Artur jakoś dziwnie się przy Marioli zapowietrzał, więc wymyśliliśmy że weźmiemy Grzesia, zapakujemy do torby i to on będzie mówił a Gruby Artur tylko ruszał ustami, a w tej torbie niby będą te fulkasy. Potem daliśmy mu swoje kieszonkowe żeby mógł iść do kina i pomogliśmy zanieść torbę z Grzesiem pod drzwi Marioli. Zadzwoniliśmy i szybko uciekliśmy. Potem się okazało, że Artur przeżarł całą naszą kasę na lodach i się od tego rozchorował, a Mariola nie wiedzieć czemu lata teraz cały czas za Grzesiem Klapidupą i biedny Grzesio boi się wyjść z domu. Ach ta miłość to niebezpieczna rzecz...

Mnie już brzuch ze śmiechu rozbolał :lanie:

GAD - Nie 23 Sie, 2009

A tak w nawiązaniu do projektów emerytalnych :) To tylko fragment opowiadania tworzonego przez usera IFP - buntline
Cytat:
Pamiętnik antyterrorysty.

21 lutego. Mam dobry dzień. To moje urodziny – 54 latka, nie w kij dmuchał, już za rok emerytura. Pamiętam jakem zaczynał, miałem 20 lat, zaraz po wojsku, w Czerwonych Beretach, spokojna robota. Wzięli mnie do AT. Mówili – posłużysz 15 latek i emeryturka, procenty ci doliczą, będziesz jak młody bóg. Ale się zmieniło. Teraz jestem dowódca, chłopaki mi mówią „Stary”, ale zawsze tak mi mówili. Popatrzcie 34 latka minęły jak z bicza trzasł. Rano przyszła sekretarka od Zastępcy i kazała mi przyjść. Teraz jak Zastępca ma interes to nie dzwoni, ale wysyła sekretarkę – taniej wychodzi. Zastępca powiedział, że nareszcie dostajemy komputer. Jużem nawet zapomniał, ale lata temu pisałem, żeby nam dali komputer; był taki kiedyś wiceminister, miał ksywkę „Mały Rycerz”, co obiecywał, że wprowadzi Policję w XXI wiek – nowoczesny sprzęt, przyszłość. I dali. Maszyna jak cholera. Jakie oprogramowanie: Windowsy 3.1 i Word 6, całe 8 Ramu, 450 mega dysku. Nowoczesność. XXI wiek.
Dlatego postanowiłem pisać pamiętnik – jak się ma taką maszynę...
Ale mówiłem, że mam urodziny. Święto. Trza było co postawić chłopakom. Rąbnęliśmy dwie flaszki Geriavitu, trochę my byli nienapici. Posłałem „Małolata” do sklepu, ale przyniósł Doppelherz – energovital tonic. Gówniarz mówił, że się pomylił, zapomniał okularów. Taki młody (48 lat) a nosi zaledwie + 8, niech mu będzie, że się pomylił. Są gorsi – taki Naczelnik Kryminalnego, co jest w moim wieku, to nosi +24, jak mu się nie straci biała laska to nawet do kibla sam trafi – tyle, że leje jak baba – siada na kiblu bo nie trafiał w pisuar. Jakoś my zmęczyli tę flaszkę; nie lubię gatunkowych, będzie kac. Ale miło było, nie ma jak młodość rok przed emeryturą.....


Reszta w Pamiętniku antyterrorysty na IFP.pl

cola - Pią 13 Lis, 2009

Instrukcje na opakowaniach różnych produktów

Teksty są autentyczne i pochodzą z wymienionych produktów:

1. Na woreczku Fritos:
"Możesz być zwycięzca! Udział w konkursie nie wymaga zakupu.
Szczegóły wewnątrz."
(najwyraźniej oferta skierowana do złodziei sklepowych).

2. Na deserze Tiramisu, na spodzie pudełka:
"Nie odwracać do góry dnem."
(oho! za późno!)

3. Pudding firmy Marks & Spencer:
"Produkt będzie gorący po podgrzaniu."
(niesamowite - jak to się dzieje, nieprawdaż?)

4. Na pudełku od żelazka Rowenta:
"Nie prasować ubrań na ciele."
(ileż czasu można w ten sposób zaoszczędzić!)

5. Na leku przeciw kaszlowi dla dzieci:
"Nie prowadzić samochodu, ani nie obsługiwać
urządzeń mechanicznych po zażyciu preparatu."
(ile to mniej by było wypadków budowlanych,
gdyby te 5-letnie dzieci nie obsługiwały dźwigów)

6. Na tabletkach nasennych Nyto:
"Uwaga: może powodować senność"
(taka mamy nadzieję...)

7. Na większości pudełek lampek choinkowych:
"Wyłącznie do użytku w pomieszczeniu zamkniętym lub na zewnątrz
(a jest jeszcze jakaś inna możliwość?)

8. Na japońskim robocie kuchennym:
"Nie używać w celu innego użycia."
(nie sposób się z tym nie zgodzić)

9. Na orzeszkach ziemnych Sainsbury's:
"Uwaga: zawiera orzeszki!"
(przerywamy program w celu nadania tej ważnej wiadomości!)

10. Na pudełku orzeszków podawanym na liniach lotniczych
American Airlines:
"Instrukcja:
1. Otworzyć pudełko,
2. Jeść orzeszki,
(3. Latać liniami Delta.)

11. Na kostiumie Supermana dla dzieci:
"Włożenie tego kombinezonu nie umożliwi ci latania"
(ktoś wytoczył im proces czy co?)

12. Na szwedzkiej pile mechanicznej:
"Nie zatrzymywać łańcucha za pomoca rąk bądź genitaliów."
(czyżby ktos próbował?)

13. Na "ziołowym" preparacie na potencję
"Nie stosować w czasie miesiączki..."
(ups!!! :oops1: )

Maja. - Nie 14 Lut, 2010

Dlaczego faceci nie redagują kącika porad ?

Drogi Aleksandrze,
mam nadzieję, że będziesz mi w stanie pomóc? Pewnego dnia wybrałam się do pracy, zostawiając mojego męża w domu oglądającego telewizję. W drodze do pracy zgasł mi silnik i samochód został unieruchomiony jakieś dwa kilometry od domu - musiałam wrócić się, aby poprosić męża o pomoc. Kiedy dotarłam do domu nie mogłam uwierzyć w to, co zobaczyłam. Był w łóżku z córką naszego sąsiada! Mam 32 lata, mój mąż 34, a córka sąsiada ma 19. Pobraliśmy się 10 lat temu. Mąż przyznał mi się, że romansuje przez ostatnie pół roku. Mąż nie zamierza iść do poradni małżeńskiej.
Jestem kompletnym wrakiem człowieka. Potrzebuję pilnej porady. Możesz mi pomóc?
Bożena

Droga Bożeno,
zgaśnięcie silnika po krótkiej jeździe może być spowodowane przez wiele czynników. Najpierw sprawdź czy nie jest zapchany przewód paliwowy. Jeśli jest czysty, sprawdź wszystkie przewody i rury doprowadzające powietrze do silnika. Sprawdź też przewody uziemiające. Jeśli to nie rozwiąże twojego problemu to należy sprawdzić czy pompa paliwowa nie jest uszkodzona i czy dostarcza prawidłową ilość paliwa do wtryskiwaczy.
Mam nadzieję, że byłem pomocny.
Aleksander

:)

waser - Wto 20 Kwi, 2010

Kilka zagadek
Po co produkuje się białą czekoladę?
Żeby murzynek też mógł się upieprzyć...

Dlaczego św. Mikołaj jest taki wesoły?
Bo wie gdzie mieszkają wszystkie niegrzeczne dziewczynki!

Kiedy Eskimos wie, że zima jest naprawdę siarczysta?
Jak mu się psy łamią na zakręcie.

Jaki jest szczyt sadyzmu?
Przestraszyć strusia na betonie.

Jaka jest różnica pomiędzy traktorem a krową?
- Jak traktor nawali to stoi, a jak krowa nawali to idzie dalej...

Po czym poznać wesołęgo motocyklistę?
Po komarach między zębami.....

Co oznacza skrót: CBA?
Całkowity Brak Alkoholu

swiffy - Pią 11 Cze, 2010

Pewna rozwódka dosyć puszysta
Nie miała męża, rzecz oczywista
Lecz miała za to cztery głupie córki
Co malowały ciągle pazurki
Nie myły garów, nie słały łóżka
Wiec wynajęły sobie Kopciuszka
Była to całkiem-całkiem dzieweczka
Figurka owszem, biuścik czwóreczka
Kopciuszek często przycinał oko
Bo krzywą cukru miał dość wysoką
Wtedy Kopciuszka niewiasty wredne
Kopały celnie w nocy i we dnie
Raz w swojej willi wydawał party
Sam król sedesów - Cichopłuk Czwarty
Bo Sedesowicz, syn Cichopłuka
Od lat dziewicy na żonę szukał
A był to łysy przystojny młodzian
W czarne gustowne dresy przyodzian
- Słuchaj, Kopciuszku - rzekły babsztyle -
Masz nam usmażyć z powietrza filet
I trzy puszyste rozchichotane
Wyszły na party w tiule ubrane
Sen chwilę potem zmorzył Kopciuszka
We śnie zjawiła się Dobra Wróżka
Masz tu, Kopciuszku, niecałą stówkę.
Jedź na przyjęcie i weź taksówkę
Nie dam ci więcej, bo nie mam kasy
Takie na wróżki przyszły dziś czasy
Wróć przed taryfą nocną, idiotko,
Później drałować będziesz piechotką
Tam na przyjęciu młody Cichopłuk,
Wyznał jej miłość, w takim był szoku
Tutaj się wytnie sceny z prywatki
Ze względu na was, kochane dziatki
Ale do rzeczy. Wróćmy do chwili
Kiedy Kopciuszek wybiega z willi
Wersja dla dzieci o tym nie mówi
Co tak naprawdę Kopciuszek zgubił.
Zgubił on bowiem biegnąc z imprezki
Czerwone stringi, w dodatku "eski"
Papa Cichopłuk wysłał nazajutrz
Emisariuszy po całym kraju
Żeby znaleźli jedną z dzieweczek
Która pasuje do tych majteczek
Tysiące panien doznało stresu
Przy naciąganiu ciasnego desu
Założyć stringów nie dały rady
Bo wszystkie miały za tęgie wkłady
Ale zdębieli emisariusze
Kiedy założył stringi Kopciuszek
Potem odbyło się weselisko
Gdzie wielu gości upadło nisko
Były prezenty i czek od papy
I noc poślubna - całkiem od czapy
Bo choć pan młody był nie wyżyty
Śpiący Kopciuszek spał jak zabity
Teraz, dziewczęta, nadeszła pora
Na coś mądrego, czyli na morał
Niech was nie zwiedzie przykład Kopciuszka
Kiedy wskoczycie komuś do łóżka

Bo nie wystarczy gdzieś majtki zgubić
By księcia z bajki zaraz poślubić.

Maja. - Pią 18 Cze, 2010

Po katastrofie dużego promu wycieczkowego, na rozrzuconych po oceanie bezludnych wysepkach wylądowali nieliczni rozbitkowie. Los podzielił ich tak, że na kolejnych wyspach wylądowali:
-Dwóch Włochów i jedna Włoszka;
-Dwóch Francuzów i jedna Francuzka;
-Dwóch Niemców i jedna Niemka;
-Dwóch Greków i jedna Greczynka;
-Dwóch Anglików i jedna Angielka;
-Dwóch Bułgarów i jedna Bułgarka;
-Dwóch Japończyków i jedna Japonka;
-Dwóch Chińczyków i jedna Chinka;
-Dwóch Amerykanów i jedna Amerykanka;
-Dwóch Irlandczyków i jedna Irlandka;
-Dwóch Polaków i jedna Polka.
Miesiąc później zaszły na tych wysepkach następujące wydarzenia:
-Jeden Włoch zabił drugiego w walce o Włoszkę.
-Dwaj Francuzi i Francuzka żyją szczęśliwie i tworzą tzw. "trójkącik".
-Dwaj Niemcy wyznaczyli sobie dokładny plan naprzemiennych wizyt u Niemki i przestrzegają go dokładnie.
-Dwaj Grecy śpią ze sobą, a Greczynka gotuje i sprząta.
-Dwaj Anglicy czekają, aż ktoś ich przedstawi Angielce.
-Dwaj Bułgarzy popatrzyli na Bułgarkę, potem popatrzyli na bezkresny ocean, popatrzyli znowu na Bułgarkę, weszli do wody i zaczęli płynąć przed siebie. (*)
-Dwaj Japończycy wysłali faks do Tokio i czekają na instrukcje.
-Dwaj Chińczycy otworzyli aptekę / restaurację / pralnię i zapłodnili Chinkę, by dostarczyła im pracowników.
-Dwaj Amerykanie zastanawiają się nad popełnieniem samobójstwa, ponieważ Amerykanka ciągle skarży się na swoje ciało, mówi o prawdziwej naturze feminizmu, o tym, jak może robić wszystko, co oni mogą robić, skarży się na potrzebę spełnienia, równy podział obowiązków domowych, jak palmy i piasek sprawiają, że wygląda grubo, jak jej ostatni chłopak szanował jej zdanie i traktował ją lepiej niż oni to robią, jak poprawiają się jej kontakty z matka, jakie są podatki i że nie pada.
-Dwaj Irlandczycy podzielili wyspę na część północną i południową, i zbudowali gorzelnie. Nie pamiętają, co to seks, bo po paru pierwszych litrach kokosowej whisky wszędzie robi się mglisto. Ale są szczęśliwi, bo przynajmniej Anglicy nie mogą się dobrze bawić.
- Dwaj Polacy założyli swoje partie polityczne i obiecują Polce, że jak wstąpi to czeka ją szczęśliwa przyszłość. Jednocześnie jeden wypomina Polce, że jest komuchem, drugi ma do niej żal, że nie jest; obaj zaś zamierzają wystąpić ze swej partii i założyć nowe, licząc że ten sposób skłonią Polkę by ich pokochała.
;)

Rewizor - Sob 19 Cze, 2010

Maja. napisał/a:
na kolejnych wyspach wylądowali
Jest jeszcze wersja z Rosjanami. Panowie założyli partię i obaj współżyli z Rosjanką. Potem zwołali posiedzenie politbiura, oskarżyli panią o prostytucję i skazali na 25 lat ciężkich robót. Od tej pory oni piją bimber z kokosów, a ona ciągnie pług.
Caban - Sob 07 Sie, 2010
Temat postu: Rozmowa informatyków


Rozmowa informatyków

Endriu48 - Nie 08 Sie, 2010

Telefon do dyrektora cyrku:
- Interesuje was numer, w którym przypadkowy widz wkłada głowę w paszczę krokodyla?
- Oryginalne. Czego potrzeba z naszej strony?
- Jednego przypadkowego widza dziennie.
- Yyy... a kto dzwoni?
- Krokodyl.

;)

kosa - Wto 17 Sie, 2010

Co jest dlaCiebie pożyteczne .....
Do ludzi, którzy lubią lampkę wina (kufelek piwa) oraz do tych, którzy stronią od tych rzeczy:
Beniamin Franklin powiedział: wino dostarcza człowiekowi mądrość,piwo wolność, a woda bakterie.
W wyniku niezliczonej ilości badań uczeni udowodnili, iż wypijając 1 litr wody dziennie,wchłaniamy rocznie 1 kg Escherichia coli, (E. Coli)- bakterii znajdowanej w fekaliach. Innymi słowy, pijąc wodę spożywamy rocznie kilogram... g***a.
Natomiast pijąc piwo i wino (tequille, rum, whisky, wódkę lub inny napój wyskokowy) NIE ponosimy tego ryzyka, ponieważ alkohol podlega procesowi uzdatniania i oczyszczania poprzez gotowanie, warzenie,filtrowanie, destylację lub/oraz fermentację.
Pamiętaj: Woda = g***o. Wino, wódka, piwo=Zdrowie.
Dlatego znacznie lepiej jest pić piwo i pleść głupstwa, niż pic wodę i być zasrańcem.
Nie musisz dziękować mi za tą cenną informację; przekazuję ją w czynie społecznym.

Makawity - Nie 03 Paź, 2010

Cytat:
Często zdarza się nam mieć zły dzień...
I bardzo chcemy się na kimś wyżyć.
Tak, to się naprawdę zdarza. Ale moim zdaniem zbyt często wyżywamy się na
bliskich i znajomych, podczas gdy o wiele lepiej jest wyładować stres na
kimś zupełnie obcym.

Postąpiłem tak pewnego dnia. Przypomniałem sobie w biurze o zaległym
telefonie, jaki miałem wykonać. Odnalazłem numer w notesie i wystukałem go
na klawiaturze telefonu. Usłyszałem, jak jakiś facet po drugiej stronie
mówi "halo!", Więc zapytałem grzecznie, czy mogę rozmawiać z Anią Jurkowską.
Facet bez słowa rzucił słuchawką. Byłem kompletnie zaskoczony. Jak można być tak źle wychowanym! Sprawdziłem jeszcze raz numer do Ani i wykręciłem go (okazało się, że przekręciłem dwie ostatnie cyfry). A po zakończeniu
rozmowy postanowiłem znowu zadzwonić pod poprzedni "zły" numer i kiedy tylko tamten facet podniósł słuchawkę rzuciłem krótkim "ty ch....!", po czym rozłączyłem się.

Zapisałem sobie jego numer na żółtej karteczce i przykleiłem na monitorze.
Raz na kilka tygodni, kiedy coś wyjątkowo źle mi wychodziło, kiedy płaciłem
zaległe rachunki, dostałem mandat za parkowanie albo z innego powodu miałem
zły dzień, dzwoniłem do typa i kiedy tylko się zgłosił, serwowałam mu
głośne "ty ch....!". Od razu robiło mi się lepiej...

Po pewnym czasie telekomunikacja wprowadziła program identyfikacji numeru
dzwoniącego, przez co mój nowy sposób na chandrę i stres okazał się
poważnie zagrożony. Zadzwoniłem, więc do typa, przedstawiając się jako pracownik telekomunikacji i zapytałem: "przepraszam, czy słyszał pan może o naszej nowej ofercie w zakresie identyfikacji numeru dzwoniącego?".
"Nie!" – uciął i rzucił słuchawkę. Zadzwoniłem do niego ponownie:
"nie słyszałeś o tym programie dlatego, że jesteś zwyczajnym "ptaszkiem"!".

Kilka dni później, kiedy na parkingu przed supermarketem próbowałem zająć
ostatnie wolne miejsce, jakiś dresiarz w BMW bezczelnie zajechał mi drogę i
wepchał się na moje miejsce. Wkurzyłem się nielicho. Na beemce była kartka
"na sprzedaż" i numer telefonu. Zanotowałem go skrupulatnie. Wieczorem
zadzwoniłem.
- "Halo, czy to pan ma beemkę do sprzedania?"
- "Tak."
- "A gdzie można ją obejrzeć?"
- "Stoi na podwórzu domu przy Leśnej 23."
- "A kiedy pana można złapać w domu?"
- "No tak od 17.00 już raczej jestem."

Zapisałem numer dresiarza na żółtej karteczce, tuż poniżej numeru faceta,
do którego miałem zwyczaj poprzednio dzwonić. Teraz miałem dwóch dupków, na
których mogłem się wyżyć. Ale po kilku dniach wydzwaniania do nich
poczułem, że nie było to już takie podniecające, jak na początku... Wpadłem na zupełnie inny pomysł... Zadzwoniłem do tego pierwszego faceta.
- Halo! - rzucił jak zwykle.
- Ty ch....! - krzyknąłem, ale tym razem nie odłożyłem słuchawki. - Jesteś
tam jeszcze?
- Jestem! - krzyknął. - Jestem, pieprzony palancie! Nie wiem, kim jesteś,
ale chciałbym cię dostać w swoje ręce! Gnoju pie***ny! Powiedz, gdzie
mieszkasz, to zaraz pojadę i ci roz....ę ten oblany ryj!
- Tak? No to mieszkam przy Leśnej 23... Poznasz po czarnej beemie
zaparkowanej w podwórzu! Czekam na ciebie, ciemny baranie z lasu!

Facet rzucił słuchawką a ja natychmiast wykręciłem numer dresiarza.
- Halo, to ty, pedale? Dzwonię do ciebie, bo mam ochotę w końcu ci
przyp.....lić! Jak masz jaja to wyjdź przed dom, zaraz u ciebie, kurwino,
będę!

W chwilę potem zadzwoniłem na policję, informując o bójce w okolicach
Leśnej 23, oraz do telewizji regionalnej, wspominając coś o porachunkach
gangsterów. Na koniec podjechałem samochodem w okolice Leśnej i patrzyłem z
dala na dwóch dupków, bijących się w światłach dwóch radiowozów i reflektorów ekipy telewizyjnej...

Mówię wam - prawdziwa rozkosz!!!


"Wykropkowałam" co nieco. Mam nadzieję, że tekst na tym nie stracił. M.K-J

Kupiłem sobie żółte karteczki i miejsca na monitorze jeszcze u mnie dostatek
:cool:

adeerek - Nie 03 Paź, 2010

Makawity, No powiem, że to mi się spodobało. Jak można manipulować ludzmi i wrobić niewinnych w jakąś afere.
Rewizor - Wto 05 Paź, 2010
Temat postu: Piwo
skutki picia piwa :D
OBJAW: Piwo wyjątkowo blade i bez smaku.
PRZYCZYNA: Szklanka jest pusta.
DZIAŁANIE: Poproś kogoś, żeby ci kupił następne.

OBJAW: Ściana na przeciwko pokryła się światełkami.
PRZYCZYNA: Leżysz na plecach.
DZIAŁANIE: Trzymaj się baru.

OBJAW: Usta pełne niedopałków
PRZYCZYNA: Przewróciłeś się na bar.
DZIAŁANIE: Patrz wyżej.

OBJAW: Piwo jest bez smaku, koszula z przodu mokra.
PRZYCZYNA: Usta zamknięte lub piwo skierowane do nieodpowiedniej części
twarzy.
DZIAŁANIE: Wycofaj się do toalety i potrenuj przed lustrem.

OBJAW: Stopy zimne i mokre.
PRZYCZYNA: Szklanka trzymana pod nieodpowiednim katem.
DZIAŁANIE: Obróć szklankę tak, aby otwór był skierowany ku sufitowi.

OBJAW: Stopy cieple i mokre.
PRZYCZYNA: Wadliwa kontrola przepływu.
DZIAŁANIE: Stan obok najbliższego psa i upomnij właściciela.

OBJAW: Podłoga rozmazana.
PRZYCZYNA: Patrzysz przez dno pustej szklanki
DZIAŁANIE: Poproś kogoś, żeby ci kupił następne piwo.

OBJAW: Podłoga się rusza.
PRZYCZYNA: Jesteś wynoszony.
DZIAŁANIE: Upewnij się czy niosą cię do następnego baru.

OBJAW: Nagle zrobiło się ciemno.
PRZYCZYNA: Bar jest zamknięty.
DZIAŁANIE: Ustal z barmanem swój adres.

OBJAW: Taksówka pokrywa się kolorowymi wzorami.
PRZYCZYNA: Konsumpcja piwa przekroczyła dopuszczalny limit.
DZIAŁANIE: Zakryj usta.

Karabinek - Sob 13 Lis, 2010

Szkoła podoficerska 97rok kapral wolno dyktuje tabelaryczne posterunków swojej grupie elewów...
- ...mienia wojskowego bronić...
wtem gdzieś z konta sali nieśmiały głosik:
-tiebia?

Szkolenie "bażantów(heh kto pamięta kim byli? ;) )
kapral wraca z odprawy podoficerów dyżurnych kompanii , a widząc pełen kosz mówi do dyżurnego (bażanta) weźcie ten kosz szeregowy i wypier..cie po czym idzie zrobić sobie kawę, po paru minutach wraca widzi kupkę śmieci na podłodze kosza brak.
-gdzie kosz? -pyta podwładnego któremu wydał rozkaz
ten wyprężony odpowiada:
-melduję że pan kapral kazał kosz wyrzucić więc wykonałem rozkaz.
Żołnierz rozkaz wykonał dosłownie i było takich wielu którzy postępowali tak samo było to bardzo uciążliwe :D

quest71 - Nie 14 Lis, 2010

Karabinek napisał/a:
(heh kto pamięta kim byli?

Oj, wielu pamięta. Przekazywaliśmy kiedyś wartę dla pododdziału takowych. Pierwsza komenda ich rozprowadzającego: "Od prawego, pojedynczo, bagnetem, ładuj!"

elka - Sro 02 Mar, 2011

Znalezione w necie, przeczytane z łezką w oku:

Cytat:
Ja, moi bracia i reszta naszej ulicy spędzaliśmy dzieciństwo na obrzeżach małego
miasteczek, a właściwie na wsi. Byliśmy wychowywani w sposób, który psychologom
śni się zazwyczaj w koszmarach zawodowych, czyli patologiczny. Na szczęście,
nasi starzy nie wiedzieli, że są patologicznymi rodzicami. My nie wiedzieliśmy,
że jesteśmy patologicznymi dziećmi. W tej słodkiej niewiedzy przyszło nam
spędzić nasz wiek dziecięcy. Wspominany z nostalgią nasze szalone lata 80.:

Wszyscy należeliśmy do bandy osiedlowej i mogliśmy bawić się na licznych w naszej okolicy budowach. Gdy w stopę wbił się gwóźdź, matka go wyciągnęła i odkażała ranę fioletem. Następnego dnia znowu szliśmy się bawić na budowę. Matka nie drżała ze strachu, że się pozabijamy. Wiedziała, że pasek uczy zasad BHZ (Bezpieczeństwo i Higiena Zabawy).

Nie chodziliśmy do przedszkola. Rodzice nie martwili się, że będziemy opóźnieni w rozwoju. Uznawali, że wystarczy jeśli zaczniemy się uczyć od zerówki.

Nikt nie latał za nami z czapką, szalikiem i nie sprawdzał czy się spociliśmy.

Z chorobami sezonowymi walczyła babcia. Do walki z grypą służył czosnek, herbata ze spirytusem i pierzyna. Dzięki temu nigdy nie stwierdzano u nas zapalenia płuc czy anginy. Zresztą lekarz u nas nie bywał, zatem nie miał szans nic stwierdzić. Stwierdzała zawsze babcia. Dodam, że nikt nie wsadził babci do wariatkowa za raczenie dzieci spirytusem.

Do lasu szliśmy, gdy mieliśmy na to ochotę. Jedliśmy jagody, na które wcześniej nasikały lisy i sarny. Mama nie bała się ze zje nas wilk, zarazimy się wścieklizną albo zginiemy. Skoro zaś tam doszliśmy, to i wrócimy. Oczywiście na czas. Powrót po bajce był nagradzany paskiem.

Gdy sąsiad złapał nas na kradzieży jabłek, sam wymierzał nam karę. Sąsiad nie obrażał się o skradzione jabłka, a ojciec o zastąpienie go w obowiązkach wychowawczych. Ojciec z sąsiadem wypijali wieczorem piwo, jak zwykle.

Nikt nie pomagał nam odrabiać lekcji, gdy już znaleźliśmy się w podstawówce. Rodzice stwierdzali, że skoro skończyli już szkołę, to nie muszą do niej wracać.

Latem jeździliśmy rowerami nad rzekę, nie pilnowali nas dorośli. Nikt nie utonął. Każdy potrafił pływać i nikt nie potrzebował specjalnych lekcji aby się tej sztuki nauczyć.

Zimą ojciec urządzał nam kulig starym fiatem, zawsze przyspieszał na zakrętach. Czasami sanki zahaczyły o drzewo lub płot. Wtedy spadaliśmy. Nikt nie płakał, chociaż wszyscy się trochę baliśmy. Dorośli nie wiedzieli do czego służą kaski i ochraniacze.

Siniaki i zadrapania były normalnym zjawiskiem. Szkolny pedagog nie wysyłał nas z tego powodu do psychologa rodzinnego.

Nikt nas nie poinformował jak wybrać numer na policję (wtedy MO), żeby zakablować rodziców. Oczywiście, chętnie skorzystalibyśmy z tej wiedzy. Niestety, pasek był wtedy pomocą dydaktyczną, a policja zajmowała się sprawami dorosłych.

Swoje sprawy załatwialiśmy regularną bijatyką w lasku. Rodzice trzymali się od tego z daleka. Nikt, z tego powodu, nie trafiał do poprawczaka.

W sobotę wieczorem zostawaliśmy sami w domu, rodzice szli do kina. Nie potrzebowano opiekunki. Po całym dniu spędzonym na dworze i tak szliśmy grzecznie spać.

Pies łaził z nami bez smyczy i kagańca. Srał gdzie chciał, nikt nie zwracał nam uwagi.

Raz uwiązaliśmy psa na sznurku od prasy i poszliśmy z nim na spacer, udając szanowne państwo z pudelkiem. Ojciec powiązał nas na sznurkach i też wyprowadził na spacer. Zwróciliśmy wolność psu, na zawsze.

Mogliśmy dotykać innych zwierząt. Nikt nie wiedział, co to są choroby odzwierzęce.

Sikaliśmy na dworze. Zimą trzeba było sikać tyłem do wiatru, żeby się nie osikać lub tam nie zaziębić. Każdy dzieciak to wiedział. Oczywiście nikt nie mył, po tej czynności, rąk.

Stara sąsiadka, którą nazywaliśmy wiedźmą, goniła nas z laską. Ciągle chodziła na nas skarżyć. Rodzice nadal kazali się jej kłaniać, mówić dzień dobry i nosić za nią zakupy.

Wszystkim starym wiedźmom musieliśmy mówić dzień dobry. A każdy dorosły miał prawo na nas to dzień dobry wymusić.

Dziadek pozwalał nam zaciągnąć się swoją fajką. Potem się głośno śmiał, gdy powykrzywiały się nam gęby. Trzymaliśmy się z daleka od fajki dziadka.

Skakaliśmy z balkonu na odległość. Łomot spuścił nam sąsiad. Ojciec postawił mu piwo.

Do szkoły chodziliśmy półtorej kilometra piechotą. Ojciec twierdził, że
mieszkamy zbyt blisko szkoły, on chodził pięć kilometrów.

Nikt nas nie odprowadzał. Każdy wiedział, że należy iść lewą stroną ulicy i nie wpaść pod samochód, bo będzie łomot.

Współczuliśmy koledze z naprzeciwka, on codziennie musiał chodzić na lekcje pianina. Miał pięć lat. Rodzice byli oburzeni maltretowaniem dziecka w tym wieku. My również.

Czasami mogliśmy jeździć w bagażniku starego fiata, zwłaszcza gdy byliśmy zbyt umorusani, by siedzieć wewnątrz.

Gotowaliśmy sobie obiady z deszczówki, piasku, trawy i sarnich bobków. Czasami próbowaliśmy to jeść.

Żarliśmy placek drożdżowy babci do nieprzytomności. Nikt nam nie liczył kalorii.

Żuliśmy wszyscy jedną gumę, na zmianę, przez tydzień. Nikt się nie brzydził.

Jedliśmy niemyte owoce prosto z drzewa i piliśmy wodę ze strugi. Nikt nie umarł.

Nikt nam nie mówił, że jesteśmy ślicznymi aniołkami. Dorośli wiedzieli, że dla nas, to wstyd.

Musieliśmy całować w policzek starą ciotkę na powitanie bez beczenia i wycierania ust rękawem.

Nikt się nie bawił z babcią, opiekunką lub mamą. Od zabawy mieliśmy siebie nawzajem.

Nikt nas nie chronił przed złym światem. Idąc się bawić, musieliśmy sobie dawać radę sami.

Mieliśmy tylko kilka zasad do zapamiętania. Wszyscy takie same. Poza nimi, wolność była naszą własnością.

Wychowywali nas sąsiedzi, stare wiedźmy, przypadkowi przechodnie i koledzy ze starszej klasy. Rodzice chętnie przyjmowali pomoc przypadkowych wychowawców.

Wszyscy przeżyliśmy, nikt nie trafił do więzienia. Nie wszyscy skończyli studia, ale każdy z nas zdobył zawód. Niektórzy pozakładali rodziny i wychowują swoje dzieci według zaleceń psychologów. Nie odważyli się zostać patologicznymi rodzicami. Dziś jesteśmy o wiele bardziej ucywilizowani.

My, dzieci z naszego podwórka, kochamy rodziców za to, że wtedy jeszcze nie wiedzieli, jak należy nas dobrze wychować. To dzięki nim spędziliśmy dzieciństwo bez ADHD, bakterii, psychologów, znudzonych opiekunek, żłobków, zamkniętych placów zabaw i lekcji baletu.

A nam się wydawało, że wszystkiego nam zabraniają!

maxikasek - Czw 03 Mar, 2011

Elka dzięki, toż to prawie moje dzieciństwo :gent:
plut. pchor. rez - Czw 03 Mar, 2011

Ja również dziękuję ! Eh były czasy...
elka - Czw 03 Mar, 2011

Aż szkoda, że nasze dzieci, wnuki, takiego dzieciństwa nie zaznały .
Netah - Czw 03 Mar, 2011

A zakończenie powinno być takie: "A potem z pocałowaniem ręki przyjęli nas do GROM-u. Łącznie z psem. I to bez selekcji"
-=Alex=- - Nie 06 Mar, 2011

elka, w kontekście Twojej ostatniej wypowiedzi.

Cytat:
Tak było ...

Nie straszny nam był deszcz, śnieg ni mróz. Nikt nie miał alergii na kurz, trawę ani na krowie mleko. Wodę piło się z węża ogrodowego lub rzeki (pamiętam też epizod z kałużą), a nie za sterylnych pseudoekologicznych butelek niezwrotnych. Piliśmy oranżadę z prawdziwym cukrem, wcinaliśmy wyroby czekoladopodobne i nie mieliśmy problemów z nadwagą, bo ciągle byliśmy na powietrzu i byliśmy aktywni. Piliśmy różne wynalazki, całą paczką, z jednej butli... i nikt z tego powodu nie umarł!

Przeżyliśmy! Nie tylko zrzucaną przez imperialistów stonkę i permanentny niedostatek dóbr wszelakich. Przeżyliśmy, mimo że samochody nie miały pasów bezpieczeństwa, zagłówków, czy poduszek powietrznych. Na tylnym siedzeniu samochodu było wesoło, a nie niebezpiecznie!

Przeżyliśmy, chociaż nasze łóżeczka i zabawki były mizernie kolorowe a z pewnością pobarwione lakierami ołowiowymi lub innym śmiertelnie groźnym g.....m (made in PRL/ZSRR a nie made in China). Przeżyliśmy mimo że niebezpieczne i niezdrowe było niemal wszystko. Butelki od lekarstw i środków czyszczących nie były zabezpieczone, a wszystko co kaleczy i rani było w zasięgu naszych rąk, buź i innych przeszczepów.

Można było jeździć na rowerze bez kasku. A ci, którzy mieszkali w pobliżu szosy na wzgórzu ustanawiali na rowerach rekordy prędkości, stwierdzając w połowie drogi, że rower z hamulcem był dla starych chyba za drogi...

Spory rozwiązywało się po męsku, za szkołą, na boisku. Ale nikt nie skakał nikomu po głowie, nie kopał leżącego, nie zasadzał się zgrają. Mieliśmy poobdzierane kolana i łokcie, złamane kości, czasem wybite zęby, ale nigdy, przenigdy, nie podawano nikogo z tego powodu do sądu! Nikt na nikogo nie donosił (no prawie nikt), nie skarżył, za coś takiego można było jeszcze od ojca pasem dostać, a z pewnością być wyklętym wśród rówieśników. Donosicieli się tępiło a nie nagradzało.

Szkoła trwała do południa, a obiad jadło się w domu. Niektórzy czasami musieli powtarzać rok, bo byli nieukami, ale nikogo nie wysyłano do psychologa. Nikt nie okazywał się nagle nadpobudliwy ani dyslektykiem. Po prostu powtarzał rok i to była jego szansa.

Nie mieliśmy Playstations, komputerów, setki kanałów w TV, DVD, wypasionych komórek i Internetu, super-gadżetów, handlowych galerii i hipermarketów lecz... przyjaciół... żywych, prawdziwych, nie wirtualnych!

Zamiast lolować i trollować na pierdu-pierdu, forach i czatach, mogliśmy po prostu wpadać do kolegów, zapukać do drzwi i zabrać ich na podwórko lub bawić się u nich, nie zastanawiając się, czy to wypada.

Mieliśmy mnóstwo zainteresowań i o dziwo mnóstwo na nie czasu, nikt z nas nie udawał na ulicy, że kogoś nie widzi lub nagle ogląda spadający meteoryt, nie ukrywał się za niedostępnym czerwonym słoneczkiem.

Mieliśmy więcej wolności, niż teraz, gdy niby wszystko jest dozwolone, ale chyba tylko dla szuj i gnid wszelakiej maści. My sami wiedzieliśmy co jest dla nas super, nikt nam nie wtłaczał "miej to, wyglądaj tak, rób tamto, to będziesz cool, dżezi". W naszych szarych ubrankach byliśmy bardziej kolorowi i żywi niż tabuny zombiaków, które mijam codziennie na ulicach, chodnikach i widuję w pubach.

http://only1deafdumbblind...cy-bylismy.html

Rewizor - Nie 06 Mar, 2011

Posłanka Joanna Senyszyn lobbuje za likwidacją alkoholu na stacjach benzynowych. Oto POWÓD
Arwena - Wto 12 Lip, 2011

Cytat:
OBCZYZNA " POLSZCZYZNA"

Mądrze gada, czy też plecie ma swój język Polak przecie
tośmy już Rejowi dłużni, że od gęsi nas odróżnił.

Rzeczypospolitej siła w jej języku również tkwiła...
dziś kruszeje ta potęga dziś z angielska Polak gęga...
pierwszy przykład tezy tej: zamiast dobrze jest okej !
dalej iść śladami tymi to nie twarz dziś masz a imidż ...
co jest w stanie nas roztkliwić ? nie życiorys czyjś, lecz siwi !
gdzie byś chciał być w życiu, chłopie? nie na czubku lecz na topie ...
tak Polaku gadaj wszędy będziesz modny... znaczy trendy
i w tym trendzie ciągle trwaj nie mów żegnam mów baj baj ....
gdy ci nietakt wyjdzie spory nie przepraszaj powiedz sory
a gdy elit chcesz być bliżej to nie Jezu mów lecz Dżizes ....
kiedy szczęścia zrąb ulepisz powiedz wszystkim, żeś jest hepi
a co ciągnie cię na ksiuty? nie uroda ich lecz bjuty !

dobry Boże, trap się trap... dziś nie knajpa już lecz pab
no, przykładów dosyć, zatem trzeba skończyć postulatem

bo gdy język rani uszy to jest o co kopie kruszyć...
więc współcześni poloniści ! walczcie o to niech się ziści

żeby wbrew tendencjom modnym polski znów był siebie godny
pazurami ! wet za wet ! bo do dupy będzie wnet...

Post Scriptum:
angielskiemu nie ubędzie kiedy polski polskim będzie...
ja z zachwytu będę piał: super ! hiper ! ekstra ! łał !

:D

puchatek - Sro 13 Lip, 2011

Arwena, mam pytanie do Ciebie; skoro jesteś autorką tego poematu, to zapewne dałaś zgodę na umieszczenie go bez żadnego przypisu na tym blogu? KLIKNIJ
Arwena - Sro 13 Lip, 2011

puchatek napisał/a:
skoro jesteś autorką tego poematu

Nie puchatku, nie jestem, mój błąd, że nie zaznaczyła, że to cytat i nie podałam źródła :efendi2:

puchatek - Czw 14 Lip, 2011

Arwena, uff ulżyło mi.
MK-J - Pią 05 Sie, 2011

Cytat:

Armia pod cywilną kontrolą


Występują: Minister obrony – cywilnie kontroluje armię; Generał, Bardzo Ważny Generał, Wyjątkowo Ważny Generał, Generał Tak Ważny Że Aż Strach – są cywilnie kontrolowani.

Miejsce akcji: gabinet ministra

Akt I – godzina 8:30

Minister obrony: (siedzi za biurkiem, przegląda papiery. Co jakiś czas groźnie marszczy brwi potwierdzając powagę swojego urzędu)

Generał: (nieśmiało puka, wchodzi do gabinetu, strzela obcasami, staje na baczność przed ministrem)

Minister obrony: (świdruje go swoim kontrolnym wzrokiem) Panie Generale – tylko szczerze. Jak dziś jest?

Generał: (wypręża dumnie pierś) Jest dobrze!

Minister obrony: (wpatruje się generałowi głęboko w oczy)

Generał: (wytrzymuje spojrzenie ministra)

Minister obrony: (uśmiecha się) A skoro tak – to dobrze.

Akt II – godzina 12:00

Minister obrony: (wpatruje się w mapę. Co jakiś czas patrzy w dal podkreślając swoją dalekowzroczność)

Bardzo Ważny Generał: (wchodzi do gabinetu, strzela obcasami, staje na baczność przed ministrem)

Minister obrony: (kontrolnie chrząka) Mam poważne wątpliwości, czy jest dobrze… (patrzy na swojego gościa badawczo)

Bardzo Ważny Generał: (nie daje się zbić z tropu) Ależ zapewniam pana, że jest. Daję słowo.

Minister obrony: Skoro pan tak mówi… (kiwa głową)

Akt III – godzina 15:00

Minister obrony: (przesuwa ołowiane żołnierzyki po blacie biurka. Co jakiś czas wzdycha ciężko demonstrując swój emocjonalny stosunek do wykonywanej pracy)

Wyjątkowo Ważny Generał: (wchodzi do gabinetu, staje na baczność przed ministrem)

Minister obrony: Mówicie, że jest dobrze… (uśmiecha się kontrolnie)

Wyjątkowo Ważny Generał: Tak jest…

Minister obrony: …a może tak naprawdę jest źle, ha! (patrzy na swojego gościa tryumfująco)

Wyjątkowo Ważny Generał: (kiwa przecząco głową) To niemożliwe, bo gdyby było źle, to przecież bym o tym wiedział.

Minister obrony: To prawda (jest pod wrażeniem żelaznej logiki zaprezentowanej przez swojego gościa) .

Akt IV – godzina 18:00

Minister obrony: (słucha melodii wojskowego marszu. Co jakiś czas patrzy na zegarek podkreślając, że pracuje po godzinach)

Generał Tak Ważny Że Aż Strach: (wchodzi do gabinetu)

Minister obrony: No to jak będzie jutro?

Generał Tak Ważny Że Aż Strach: (uśmiecha się) Jeszcze lepiej.

Prolog – godzina 21:00

Minister obrony: To kontrolowanie mnie kiedyś wykończy.

Kurtyna: nie potrzebuje kontroli, sama wie, że powinna opaść.

Wszelkie podobieństwo bohaterów do prawdziwych postaci występujących na polskiej scenie politycznej jest oczywiście zupełnie przypadkowe.

LINK

Endriu48 - Pon 29 Sie, 2011
Temat postu: Ciekawa proza...
Fragment prozy nieznanego autora. [znalezione w internecie]
Cytat:
O tej porze wózki jechały powoli. Niewidzialny facet od promocji nie włączył jeszcze mikrofonu. Nie obniżył cen i nie zapraszał nikogo na degustację sera, kiszonych ogórków lub cielęcych parówek z filiżanką kawy nowej generacji. Dlatego we wtorek, kilkanaście minut przed dziesiątą życie było jeszcze normalne. Nie zakłócone. Nie oszukane. Życie po prostu nie dla idiotów było.

O tej porze wózki rozmawiały ze sobą i przyglądały się wszystkiemu z namysłem. Moim zdaniem, raczej kontemplowały rynek niż nakręcały koniunkturę. Bez względu na życiorys, przebyte choroby, zasobność portfela, bez względu na to, czy jechał wózek emeryta, gospodyni domowej czy tego człowieka, który akurat miał na drugą zmianę, pierwsze cichobieżne wózki zdecydowanie nie lubiły przepychanek. Nie brały udziału w szaleńczych gonitwach za niebywałą okazją i nie znosiły czekania w długich kolejkach do kasy.

Czasem pojawiał się wózek nadziany (chociaż o tej porze nie bardzo, nie te godziny), ale czasem się zdarzało. Wpadał wtedy jak przecinak i pomykał demonstracyjnie bez wózka. Prawdę powiedziawszy, on nawet koszyka nie potrzebował. Rzadko kiedy leciał na wysypisko (tak z Byniem nazywaliśmy halę główną), gdzie wszystko było tańsze, ale w ogólnym rachunku wychodziło, że droższe albo tyle samo kosztuje. Po drugiej stronie szyby, wśród wieszaków, regałów i półek pływały arcywzniosłe ekspedientki (te z kolei nazywaliśmy neonkami). Może nie były to najdroższe sklepy w mieście, szczerze mówiąc, druga, nawet trzecia liga: Reserved, Lee, Gucci, perfumeria, jubiler ale — Boże mój — jaki tam pracował personel. Jaką niesamowicie specjalistyczną selekcję musiał przejść, żeby otrzymać homologację na złote karty bankomatowe. W takich ekskluzywnych wnętrzach, gdzie magnetyczne paski decydują o twoim być albo nie być, normalny człowiek nie ma czego szukać. Normalny człowiek bierze wózek i od razu jedzie na wysypisko — tam jest jego miejsce. W takich sklepach nadziane wózki nie tyle przymierzają, nie tyle wybierają czy kupują, one przede wszystkim obcują. Tak, nadziane wózki obcują wtedy z neonkami i w trakcie tego obcowania zamieniają się w skalary, i to niesłychanie uwzniośla obie strony. Bo w gruncie rzeczy nie chodzi tutaj o żadne zakupy. Jest rzeczą oczywistą, że taki nieprzytomnie nadziany skalar zakupi kolejne pięć koszul, kolejne trzy pary spodni albo kolejne dziesięć, a może trzydzieści par skarpetek. W gruncie rzeczy chodzi o sam fakt obcowania. Zawsze bowiem istnieje szansa, że taki nadziany skalar rzuci jednoznaczną propozycję spędzenia wspólnego wieczoru jakiejś arcywzniosłej neonce. (tak z Byniem nazywaliśmy halę główną), gdzie wszystko było tańsze, ale w ogólnym rachunku wychodziło, że droższe albo tyle samo kosztuje. W każdym razie, jeśli taki szybkobieżny, nieprzytomnie nadziany wózek się pojawił, to szedł — co mówię — on płynął pasażem handlowym. Płynął i oglądał wielkie jak akwaria witryny butików.

Raz jeden, jeden jedyny raz, dałem się namówić Byniowi. Wymyślił sobie spodnie z przeceny. Niedrogie, ledwie 170 Pln.

— Chodź. Pomożesz mi wybrać. W piątek i sobotę robiłem u sąsiada garaż. Jak nie kupię teraz, to kasa się rozejdzie — powiedział i znaczącym gestem podrapał się w szyję.

— Byniu! Zlituj się. Te portki kosztują tyle, co mój calusieńki przyodziewek! Gdzie ty mnie ciągniesz!? — protestowałem nieudolnie.

Już w progu komputerowo stylizowana laska staksowała mnie tak profesjonalnym wzrokiem, jakby chciała powiedzieć: — Wiem facetku, kim jesteś. Doskonale znam takich jak ty. Twoje konto jest puste. Puściuteńkie jest, niczym bęben przed losowaniem totolotka. Tak facetku. Ty przyszedłeś tutaj tylko popatrzeć. Poudawać nadzianego gościa przyszedłeś. — Cokolwiek zresztą myślała, czułem, że uszło ze mnie całe powietrze. A jedyna dycha, którą miałem w kieszeni, rozmieniła się na drobne. Pomyślałem, bardzo szybko wtedy pomyślałem, że czym prędzej należy stamtąd spier... Niestety, było za późno.

- W czym mogę panu pomóc? — usłyszałem zdalnie sterowane pytanie neonki.

Bynio nawet nie zwrócił na nią uwagi. Popłynął jak nieprzytomnie nadziany skalar w regały z przeceną. Tam przejęła go druga neonka. Stałem trzy metry od drzwi wejściowych i powtarzałem w głowie przed chwilą usłyszane pytanie. W czym ona może mi pomóc? W czym ta arcywzniosła gówniara może mi pomóc? W czym? W wyborze koszuli? Podkoszulka? Skarpetek? W sumie czemu nie............................................................................................s k a r p e t k i ?


Skarpetki mogły wchodzić w rachubę, zakładając, że Byniu ma co najmniej dwie stówy w kieszeni i oprócz spodni nie przewiduje innych zakupów. W sumie, czemu nie miałbym odegrać tej komedii do końca. Czemu nie miałbym rozwinąć idiotycznego wątku nadzianego gościa, który jest pusty jak bęben przed wielką kulminacją? Ale z drugiej strony, jednak nie przystoi... z drugiej strony, nie przystoi jednak, tak zuchwale naciągać kolegę z pracy na skarpetki. Strasznie, strasznie skomplikowane etycznie było to moje wejście. Jeszcze przez chwilę zamierzałem się wycofać, jeszcze przez ułamek sekundy rozważałem hamletowską kwestię: być albo nie być nadzianym wózkiem? Najlepiej by było — pomyślałem — gdyby ta młoda neonka podała mi szklankę zimnej wody mineralnej. Tak. Szklanka, lodowato zimnej mineralnej mogła ostudzić moje chore zapędy, mogła uprzytomnić całe szaleństwo pomysłu — mogła — ale nie uprzytomniła. Zamierzałem grać. Chciałem grać. Jak nigdy dotąd, chciałem zobaczyć reakcję Bynia. Co zrobi? Co powie? Jakąż to będzie miał minę, kiedy podejdzie do kasy i nagle dowie się, że prócz spodni z przeceny kupił jeszcze skarpetki. Niedrogie ledwie 25, góra 30 złotych. Na te za 50 już nie zamierzałem go naciągać.

Z całym szacunkiem dla ekskluzywnych sklepów, ale moim zdaniem, w takich miejscach powinien jednak stać dystrybutor z lodowato zimną mineralną. Jak nic miałby zastosowanie. Powiem więcej, miałby podwójne, nawet potrójne zastosowanie! Szykowała się potrójna gra. Tak, podstępna, potrójna gra się szykowała. Po pierwsze Bynio, który nie ma zielonego pojęcia, że kupi sobie skarpetki, po drugie ja, który wiem, że mój szanowny kolega będzie za chwilę kupował skarpetki, po trzecie arcywzniosła, a w tej chwili, już wybitnie zniecierpliwiona neonka, która w ogóle nie ma pojęcia, co się wydarzy. Potrójna gra — mówiłem w głębi podstępnej duszy. — Potrójna gra warta jest świeczki. Jedynie dystrybutor mógł rozwiązać szaloną kwestię zakupu skarpetek. W istocie niczego nie rozwiązywał, ponieważ go nie było. Nie było butli z mineralną, nie było kubków jednorazowego użytku, nawet marnego saturatora z poprzedniej epoki ze szklanką na łańcuchu nie było. (Zdaje się, że z tym saturatorem trochę mnie poniosło — zdecydowanie nie pasował do tego wnętrza). Już chciałem się odezwać, już miałem poprosić zniecierpliwioną neonkę o szalone skarpetki z trzeciej półki licząc od dołu, już miałem rozpocząć potrójna grę, kiedy nagle poczułem, że zaschło mi w ustach.

— Cześć Marek! Co tutaj robisz? — usłyszałem za plecami głos mojej byłej żony.

Przez dwie, może trzy, a może nawet pięć sekund mój prywatny elektrokardiograf pokazywał linię ciągłą. W sensie medycznym byłem martwy. W sensie literackim nigdy bym tego nie wymyślił. Po raz kolejny życie wyprzedziło literaturę.

— S k a r p e t k i — wydukałem. — Zamierzam kupić skarpetki.


:gent:

Endriu48 - Wto 29 Lis, 2011

Wraca zmęczony grabarz do domu, ledwie żywy pada z nóg.
- Co ci, Stefciu, ile miałeś pogrzebów dzisiaj? - pyta żona.
- Jeden, ale chowaliśmy naczelnika urzędu skarbowego - odpowiada grabarz.
- No i co z tego?
- No niby nic, ale jak go tylko zakopaliśmy, to zerwały się takie brawa, że musieliśmy bisować jeszcze 7 razy.
-------------
Lotnisko w Nowym Jorku. Facet wchodzi do windy a za nim kobieta w mundurku, mini spódnica, żakiet, stewardeska jakaś. Facet zaintrygowany tą sytuacją mówi:
- Hello, you fly USA airways?
Kobieta nie odzywa się tylko patrzy na niego zdziwiona. Facet pomyślał no to co, spróbuje jeszcze raz:
- Flugen sie Lufthansa, ja..?
Kobieta coraz bardziej zdziwiona patrzy na niego i nic nie mówi. No trudno - pomyślał facet... ale próbuje jeszcze raz:
- Volare sinora Alitalia?
Wtedy kobieta mówi:
- A w mordę chcesz, palancie?!
- Aha, LOT!
--------------
W sądzie.
- Więc pozwany nazwał pana baranim łbem? - wypytuje sędzia. - Ale może powiedział to pod wpływem emocji?
- Nie, Wysoki Sądzie. On mi się najpierw długo i uważnie przyglądał...
--------------
;)

MK-J - Sob 30 Mar, 2013

Nie wiem czy to dobre miejsce...
Cytat:


Tusk na podsłuchu


Kogo obgadywali politycy podczas meczu Polska–Ukraina?

Postanowiliśmy dobrać się władzy do dupy. Ale jak to zrobić, skoro dupę tę chroni gruba moczochłonna pielucha?
Otóż, drodzy Państwo, istnieje na świecie wynalazek, za który należy się Nagroda Nobla we wszystkich kategoriach – kardioidalny mikrofon kierunkowy Yukon DSAS. Co za cholera siedzi w środku tego 40-centymetrowego urządzenia, diabli raczą wiedzieć, niemniej dzięki działaniu w zakresie częstotliwości 500-10000 Hz, czułości na częstotliwości 1000 Hz wynoszącym 20+5 mV/Pa i wzmocnieniu dźwięku do 66dB da się usłyszeć przez ten mikrofon pierdnięcie myszy z odległości 50 m. Firma Yukon, znana niegdyś z produkowania przyrządów optycznych i nasłuchowych na potrzeby wojska, po upadku Związku Radzieckiego przekształciła się w spółkę międzynarodową i udostępniła swe technologie na rynku cywilnym. Korzystają z niej służby specjalne wielu krajów, muzycy operowi, ornitolodzy chcący odróżnić trele lecącego pochwodzioba żółtodziobego od czarnodziobego… I my.

Historii naszych wycieczek za kulisy władzy nie będziemy opisywać, bo nie starczyłoby miejsca. Z ultraczułym mikrofonem siadaliśmy już i na trybunie sejmowej, i w sejmowych korytarzach, zwiedzaliśmy z nim knajpy i ministerstwa – za każdym razem z nagrań wychodziła jednak bezbarwna pulpa, której wielogodzinny odsłuch przynosił mizerne rezultaty. Lepiej było wypatrywać okazji do naprawdę ładnego strzału. Taka nadarzyła się 22 marca podczas niesławnego meczu piłkarskiego Polska–Ukraina.

Od czasów upadku kariery Zbigniewa Chlebowskiego i jego słynnych pokątnych hazardowych rozmów na cmentarzach, trudno być pewnym, komu i gdzie przyjdzie ochota na podsłuchiwanie władzy. Ostatnim miejscem, na którym poważny polityk spodziewałby się chyba obecności wścibskiego mikrofonu jest dokładnie przeczesana przez BOR, odgrodzona od plebsu barierkami i rzędami krzeseł trybuna VIP na liczącym 55 tys. gardeł Stadionie Narodowym.

Udaliśmy się nań za ciężkie pieniądze – kupiony od koników za prawie 600 zł bilet do sektora G37 (tuż nad lożą VIP) przygarnął red. Jaruga, a sektora D20 (340 zł, tuż obok loży VIP) red. Marszał. Z przepustkami dla mediów, które mogliśmy załatwić, nie dostalibyśmy się tak blisko władzy, ale za to nie mielibyśmy problemów z wniesieniem sprzętu. Kontrola licznych ochroniarzy była nieprzyjemna, ale na szczęście niezbyt dokładna – na wydarzenia tego typu nie można wnosić urządzeń rejestrujących dźwięk i obraz, ale nam udało się przemycić sprzęt (w tym podręczny wzmacniacz, przedwzmacniacz, dyktafon i reduktor szumów) w butach typu śniegowce, w których red. Marszał wyglądał jak nastolatka, a red. Jaruga jak transseksualista, który rozmyślił się zaraz po operacji zmiany płci.
Ciekawe urządzenia pospinane kablami wzbudzały szerokie zainteresowanie pijanej publiczności i puszczonych samopas bachorów, ale na szczęście nie stadionowych stewardów i chodzących dwójkami patroli policji.
Gdy już odegrano Mazurka Dąbrowskiego, gawiedź posadziła dupy, a sędzia zagwizdał i 22 facetów zaczęło się pocić, podzieliliśmy łupy w stadionowej windzie. Pierwszy dostępu do licznie zgromadzonych gwiazd spróbował Jaruga.
Loża prezydencka, w której zasiadł Bronisław Komorowski z Wiktorem Janukowyczem i nieco na krzywy ryj prezydent Węgier Janos Ader, była niestety poza zasięgiem pracy urządzenia. Mimo najszczerszych chęci nie dało się nagrać ich reakcji na dwie szybko stracone przez Polaków bramki. Było to szczególnie intrygujące, bo gdy cały stadion krzyczał k***a! i ja mam gdzieś!, Komorowski posługiwać się musiał dobrą miną do dramatycznej gry.
Po lewej stronie od loży prezydenckiej, w sektorze V01 zgromadzili się nie mniej ważni goście: Donald Tusk, Grzegorz Schetyna, Aleksander Kwaśniewski z żoną, Lech Wałęsa, Bogdan Borusewicz, Jerzy Buzek, a także byli piłkarze i obecni działacze PZPN: Zbigniew Boniek, Roman Kosecki (poseł PO) oraz Marek Koźmiński.
Dostęp do nich od strony Marszała był wręcz wymarzony. Funkcjonariusze BOR tracili czujność, wgapiając się w sytuację na boisku, a jeśli już się rozglądali, to w górę, czy aby nikt nie planuje zrzucić worka kartofli na piękny umysł premiera.
Wbrew temu, co mogłoby się wydawać, dobrze wycelowany mikrofon kardioidalny doskonale sprawdził się w warunkach stadionowych. Bez przeszkód docierały do niego dźwięki oddalone o ok. 20 m (trzeba zaznaczyć, że na trybunach VIP-ów jest dużo ciszej niż na pozostałych), a jego immanentną cechą jest niemal całkowite odcinanie nawet najgłośniejszych dźwięków dochodzących pod kątem 90 stopni z boku oraz z tyłu).
W ciągu 20 minut pierwszej oraz 45 minut drugiej połowy udało nam się zarejestrować następujące dialogi. Ich ocenę pozostawiamy Czytelnikom.

Po ok. 35 minutach pierwszej połowy LECH WAŁĘSA znika na zapleczu loży. GRZEGORZ SCHETYNA rozmawia z DONALDEM TUSKIEM:
S: - Ale czapkę przyodział. I wciąż z tym tabletem. W szpitalu nago zdjęcia, klata w Miami, jakieś małpie cyrki…
T: - Technologia nie dla każdego. Jak ta z Poznania od teatru, y… no, "ptaka" papieża…
S: - No, wrąbała się po uszy. Posuną ją, nie ma siły.
T: - Tym bardziej, że on nie aż taki ch**j. Na moje kapował, ale teraz czyszczą.
S: - Czyszczą. A Lecha z gejami za murem powinni posadzić na trybunie.
T: - To by przeskoczył (śmiech).
S: - A potem zakaz stadionowy…
T: - I co on, bidul, będzie robił? Żonkę męczyć, bo już dosyć Ameryki.

Operator telewizyjny pokazuje DONALDA TUSKA na stadionowym telebimie. Kibice zaczynają gwizdać. Ponownie GRZEGORZ SCHETYNA zwraca się do Tuska.
S: - Gwizdajcie, debile, gwizdajcie…
T: - Cicho, mogą nas jeszcze pokazywać. Tamto (stadionowy telebim – przyp. red.) niekoniecznie gra, co w telewizji…
S: - To po cholerę kamerzysta prowokuje?
T: - A co, ma mecz pokazywać? (śmiech). A debile swoją drogą (śmiech). Kanclerzem Niemiec bym był. Po nogach by całowali. A i w piłkę lepiej.

ROMAN KOSECKI (wiceprezes PZPN i poseł PO) do GRZEGORZA SCHETYNY o ZBIGNIEWIE BOŃKU, prezesie PZPN.
K: - O, rudy idzie… k***a, nie dość że rudy, to jeszcze jakiś dzisiaj rozczochrany.
S: - Ale przy Lato to on jest królowa brytyjska.
K: - Ja tam Lato lubiłem. W interesach zawsze się wywiązywał.
S: - Solidny, mówisz?
K: - Jego robota to Euro. Muchowa tylko do zdjęć, minki robić. Ale on niemedialny był. To go…
S: - Ale co nabrał, to nikt mu nie zabierze. Daj, Boże, każdemu takie. Daj, Boże.

DONALD TUSK do ROMANA KOSECKIEGO, którego syn Jakub wszedł na boisko w drugiej połowie.
T: - E, widzę synek po tatusiu odziedziczył. Zapieprza jak chiński skuterek.
K: - Ja w jego wieku byłem młodszy (śmiech).
T: - Widział… (niewyraźny fragment). Ale się nie podniesiemy. 3:1 i będzie koniec. Albo czwartą wbiją. Zero grania…
(Do Tuska podchodzi asystent, wręcza mu telefon. Tusk znika w kuluarach. Po kilku minutach wraca do Koseckiego).
T: - Związane ręce mam. Grzesiu będzie startował, obiecuje, pogra, we mnie nie uderzy.
K: - Się rozumie.
T: - Bo jak walnie, to i jemu się po łbie dostanie. Nie mogę, wiesz, teatrzyk musi odegrany zostać.
K: - A ty czemu kwitów nie każesz wyciągnąć?
T: - Ostatni do tego jestem. Od napierdalania to bokserzy są. Zresztą atmosfery nie ma, nastroju, rozumiesz…
K: - Bo na ciebie nic nie ma. Zresztą spokojny jesteś.
T: - Nie ma, nie ma… Każdy swoje za kołnierzem ma. Ale za długo siedzę, żeby z byle kijkiem wyskakiwać.
K: - I słusznie. Na spokojnie jedziemy, na spokoju.

BOGDAN BORUSEWICZ do MARKA KOŹMIŃSKIEGO, wiceprezesa ds. zagranicznych PZPN, chwilę po akcji niewykorzystanej przez Ludovica Obraniaka, spolszczonego Francuza.
B: - Matko Boska…
K: – Pan się cieszy, że w piłkę trafił (śmiech).
B: – A, to ten Francuzik… W białym mu dobrze (śmiech).
K: – Ale nie w formie zupełnie.
B: – Dobrze, że żabojad z boiska do okopu nie ucieka (śmiech).

JOLANTA KWAŚNIEWSKA, mijając się w przejściu z LECHEM WAŁĘSĄ.
K: – A skąd pan takie ciepłe dostał (Wałęsa trzymał w ręku kubek z gorącym napojem – przyp. red.)?
W: – A tam dają, za szkłem.
K: – Ziąb okrutny.
W: - Przynajmniej piciu przynoszą, a tam (w zwykłych sektorach – przyp. red.) stój pani w kolejce jak do czyśćca.
K: – (Śmiech) Niech pan koniecznie ucałuje ode mnie małżonkę.
W: – A pani męża. Godzinę już siedzi, rękę podał, ale słowem się nie odezwie.

ALEKSANDER KWAŚNIEWSKI do DONALDA TUSKA i GRZEGORZA SCHETYNY tuż przed końcowym gwizdkiem.
K: - Dziękujemy, gra marna, cięgi zbieramy, ale miło było.
S: – Od Ukraińców dostać, straszny wstyd.
T: – Przy takim kopaniu to o San Marino się boję.
S: – Chociaż ty to Ukrainę miło wspominasz.
K: – Głódź był moim actimelkiem (śmiech).
T: – Widzimy się jak umówione.
K: – Jak zwykle. Dzięki!
(Chwilę po odejściu Kwaśniewskiego).
T: – Patrz go, jaki chujek opalony.
S: – Ale Jola zmarzła. Cienki kożuszek taki.
Zabezpieczając się przed ewentualnymi zarzutami natury prawnej, informujemy, iż wszystkie rozmowy zostały przez nas zarejestrowane i będą zrozumiałe nawet dla głuchoniemych biegłych. Co zaś się tyczy zarzutów natury etycznej – powyższe rozmowy, choć miały charakter prywatny, padły w miejscu publicznym. A że je usłyszeliśmy dzięki wyjątkowo czułym uszom, cóż… Nieetyczne to było wypuszczanie Kwaśniewskiej na mecz w cienkim kożuszku!

ROBERT JARUGA


LINK

bolec71 - Czw 14 Lis, 2013

natemat.pl

Cytat:

Nie możemy oddać Ruskim wraku budki!

Organizatorzy marszu przekonująco tłumaczą, że nie mają nic wspólnego z zadymą na ulicach Warszawy, która była - wiadomo! - prowokacją wiadomych sił. Postanowiłem to sprawdzić. W przebraniu "narodowca" (łysa głowa, wąsy, dres, skarpetki do sandałów i reklamówka z Biedronki) przeniknąłem na posiedzenie ekspertów komisji Macierewicza. Oto co tam usłyszałem.

Komisja zajmowała się akurat badaniem tzw. zamachu warszawskiego, czyli prowokacją służb specjalnych, mediów, środowisk homoseksualnych i lewicowych. Zamach ten miał miejsce 11 listopada i miał za zadanie skompromitowanie prawdziwych Polaków z Polski, którzy w sposób łagodny i pokojowy chcieli oddać hołd naszej ojczyźnie podczas Marszu Niepodległości.

Po zwyczajowym odśpiewaniu "Roty" i "Boże, coś Polskę" usiadłem z boku i zamieniłem się w słuch. Oto moje notatki z rozmowy. Nazwiska ekspertów celowo utajniam, by uchronić ich przed zemstą dyktatorskiego rządu Donalda Tuska.

Ekspert 1: Na zdjęciach satelitarnych wyraźnie widać, że tęcza została spalona przed 11 listopada!

Ekspert 2: Jestem muzykologiem, więc wiem jak brzmi dźwięk płonącej tęczy. On nie brzmi tak jak na nagraniach, tylko bardziej tak "Piijiii, bziuuuu!".

Ekspert 1: Jest możliwe, że w ramach prowokacji homoseksualiści i lewacy rozpylili na placu Zbawiciela sztuczną mgłę i zaatakowali bombą próżniową. Wiem, bo mój brat ma sąsiada, który minął na ulicy człowieka, którego syn chodzi do klasy z dziewczynką, która widziała kiedyś tęczę. Tęcze tworzą się po deszczu, a 11 listopada deszczu nie było.

Ekspert 2: Zniszczenia od ognia na metalowej konstrukcji tęczy nie wyglądają właściwie. Najlepiej podeprzeć się przykładem puszek po napojach energetycznych i po piwie, które wypiłem tuż przed naszym zebraniem. Wsadziłem do tych puszek bukiety kwiatów i podpaliłem zapalniczką. Jak widzimy zniszczenia różnią się znacznie od tych na placu Zbawiciela…

Ekspert 3: Ale co z budką? Co z budką przy rosyjskiej, przepraszam ruskiej ambasadzie?

Ekspert 1: Już od kilkuletniego chłopca interesowałem się bardzo konstrukcją budek strażniczych, nawet zdarzało się, że byłem kilkukrotnie w budkach telefonicznych. Oprócz tego kilkadziesiąt razy mijałem budynki podobne do budynku ambasady rosyjskiej, w związku z tym czuję się dość kompetentny w tym zakresie.

Ekspert 3: Na pewno nie możemy oddać Ruskim wraku budki! Każdy kto kiedykolwiek przypalił sobie smażone kiełbaski wie, że budka nie powinna tak po prostu się rozpaść od ognia. Powinna bardziej zwęglić się i powyginać jak moje kiełbaski, które przygotowałem sobie na śniadanie.

Ekspert 2: O! Kiełbaski! Pan profesor się podzieli, ja mam jeszcze piwo.

Ekspert 1: Czy piwo nie reaguje z pańskimi lekami, panie profesorze? Nie ma efektów ubocznych?

Ekspert 2: Tylko kilka dodatkowych głosów w mojej głowie. Ważne, że żaden z nich nie mówi po rusku…

Zupełnie przekonany wymknąłem się niepostrzeżenie i pobiegłem do redakcji, by zanieść światu dobrą nowinę: organizatorzy marszu nie kłamią! Nie mieli nic wspólnego z zadymą podczas Święta Niepodległości.
Dowody na to są niezbite, jak jedyna ocalała w warszawskim skłocie szyba i twarde jak głowy części demonstrantów.


Dobre :!:

[ Dodano: Pią 10 Paź, 2014 ]
Dla rozluźnienia proponuję prześmiewczy blog Roberta Zawady:

Cytat:

Dziękować Bogu, że mamy takich ludzi jak abp Gądecki! Przez tyle lat żyłem w nieświadomości. Byłem wykorzystywany i dyskryminowany. W końcu pan abp otworzył mi oczy. Co za ulga. Moje życie wkrótce diametralnie się zmieni. Wszystko za sprawą wywiadu, jakiego duchowny udzielił jednej z gazet. Ten wysokiej rangi przedstawiciel kościoła, a więc w naszym kraju osoba bez wątpienia autorytatywna, powiedział między innymi taką oto mądrość: „Niektórym rodzicom podoba się uczenie chłopców, że winni po sobie sprzątać, a nie czekać, aż zrobią to za nich dziewczynki”.


Dodał również, iż w ten właśnie sposób ostrzega przed „lansowaną pod płaszczykiem programu równościowego ideologią genderyzmu”. Arcybiskup otworzył mi w końcu oczy. Będąc przekonanym, że tak trzeba, byłem przez całe życie jedynie narzędziem w rękach podstępnych kobiet przewijających się przez moje życie.

Na początku moja matka. Proszę sobie wyobrazić, że ta kobieta kazała mi po sobie sprzątać już od najmłodszych lat! Teraz wiem, że powinna to robić za mnie. A jak jej się nie chciało, to miała obowiązek jak najszybciej urodzić mi siostrę. I zaraz po urodzeniu przekazywać jej tajemniczą, dostępną jedynie dla niewiast wiedzę porządkowo-kulinarną. Nie zrobiła tego. To ja musiałem sam zmywać, sprzątać i czasem gotować. To, według słów przewodniczącego Konferencji Episkopatu Polski rodzaj walki z chrześcijaństwem. Tak mamo. Świadomie czy też nie, byłaś ateistyczną wojowniczką wykorzystującą mnie, niewinnego chłopca do walki z chrześcijaństwem.

Potem była szkoła wojskowa z internatem. Po słowach doktora nauk teologicznych abp Gądeckiego mam prawo sądzić, że była ona doskonale zorganizowanym siedliskiem demona. Otóż tam nie było żadnej kobiety! Nikogo, kto mógłby za nas posprzątać, wyprać spocone po wielogodzinnych ćwiczeniach ubrania, czy nawet obrać ziemniaki i ugotować grochówkę. Wszystko musieliśmy robić sami. My, wykorzystywani do granic możliwości chłopcy.

Zastanawiam się, czy po słowach arcybiskupa nie wystąpić do sądu o przyznanie mi odszkodowania za poniesione przez te wszystkie lata straty moralne.

Ksiądz miał pewnie łatwiej. Czy w seminarium, czy też później na plebanii zawsze była pewnie jakaś gosposia albo ktokolwiek inny, kto nosił spódnicę zamiast spodni. Dzięki temu faktowi mógł bez obawy potępienia pomagać pogrążonym w głębokiej modlitwie kapłanom.

I wreszcie dzień dzisiejszy. Powiadomiłem już żonę, że jako chrześcijanin – samiec nie będę od dzisiaj dotykał brudnych rzeczy, odkurzacza ani patelni. Koniec z tym.

Przyznaję się ze wstydem, że starałem się robić w domu jak najwięcej. Sprzątałem, prasowałem, zmywałem naczynia. Gotowanie traktowałem nawet jako swego rodzaju pasję.

W swojej naiwności sądziłem, że tak trzeba. Byłem przekonany, jak się okazuje niesłusznie, że dzielenie się obowiązkami z osobnikiem płci przeciwnej jest rzeczą oczywistą. Dzięki podziałowi obowiązków mamy więcej czasu do spędzenia go wspólnie. Nie widziałem nic złego w wypraniu swoich skarpetek ani też w tym, że moja żona wymieni sama żarówkę, kiedy ja robię co innego.

Wszystko to jednak, jak się okazuje, było cichym, ukartowanym od lat spiskiem przeciwko nam, mężczyznom!

Potrafię sprzątać, lubię gotować, uwielbiam zajmować się dziećmi. Teraz wszystkie te przyjemności przejmie moja żona. Na pewno jest szczęśliwa i dumna z tego powodu. Jak już posprząta, wypierze, wyprasuje, wyrzuci śmieci, ugotuje, pozmywa i zaopiekuje się dwójką dzieci, na pewno znajdzie chwilkę czasu, żeby usiąść, szybko coś zjeść i uciąć sobie krótką drzemkę z poczuciem dobrze spełnionego obowiązku. Czego chcieć więcej?

Tak się tylko zastanawiam, co ja teraz będę robił z wolnym czasem, który nagle dostałem w darze za sprawą arcybiskupa? Tego mój wybawca nie powiedział.

Może pojadę sobie do Zoo w Poznaniu? Tam podobno na wybiegu dla osłów można obejrzeć pilnującą moralności panią radną. Albo nie. Mam lepszy pomysł. Spędzę ten czas w kościele, gdzie pomodlę się o dodanie więcej sił mojej żonie. Może w ten sposób jej trochę pomogę. Jak już tam będę, to nie zapomnę też poprosić Boga, aby dolał trochę więcej oleju do głów swoich ziemskich arcyprzedstawicieli...


http://zawada.radiogdansk...i-nie-sprzataja

niniwoj - Pon 20 Cze, 2016

Izi napisał/a:
Pewien bezrobotny starał się o stanowisko sprzątacza w Microsofcie.
Dyrektor personelu przyjmuje go i każe zaliczyć test zamiatanie podłogi, po
czym stwierdza:
Jesteś przyjęty, daj mi twój email, wyślę Ci formularz do wypełnienia, oraz
datę i godzinę, na która masz się stawić w pracy.
Zrozpaczony człowiek odpowiada:
- Nie mam komputera, ani tym bardziej e-maila...
Wtedy personalny mówi mu, że jest mu przykro, ale ponieważ nie ma e-maila,
więc wirtualnie nie istnieje, a ponieważ nie istnieje, więc nie może dostać
tej pracy. Człowiek wychodzi przybity; w kieszeni ma tylko 10 $ i nie wie,
co ma zrobić... Przechodzi koło supermarketu. Postanawia kupić
dziesięciokilowa skrzynkę pomidorów. Potem chodząc od drzwi do drzwi
sprzedaje cały towar po kilogramie i w ciągu dwóch godzin podwaja swój
kapitał. Powtarza te transakcje jeszcze trzy razy i wraca do domu z
60$ w kieszeni. Uświadamia sobie, że w ten sposób może z powodzeniem
przeżyć. Wychodzi z domu coraz wcześniej, wraca coraz później i tak każdego
dnia pomnaża swój kapitał. Wkrótce kupuje wóz, później ciężarówkę, a po
jakimś czasie posiada cała kolumnę samochodów dostawczych. Po pięciu latach
mężczyzna jest właścicielem jednej z największych sieci dystrybucyjnych w
Stanach. Postanawia zabezpieczyć przyszłość swojej rodziny i wykupuje polisę
ubezpieczeniową. Wzywa agenta ubezpieczeniowego,
Wybiera polisę i wtedy agent prosi go o adres e-mail, aby mógł wysłać mu
propozycje kontraktu. Mężczyzna odpowiada mu wtedy, że nie ma e-maila.
- Ciekawe - mówi agent - nie ma pan e-maila, a zbudował pan to imperium?
Niech pan sobie wyobrazi, czego dokonałby, gdyby go pan miał!
Mężczyzna zamyślił się i odpowiada:
- Zamiatałbym w Microsofcie.

Morał nr 1 tej historii:
Internet nie jest rozwiązaniem dla problemów Twojego życia.

Morał nr 2 tej historii:
Nawet, jeśli nie masz e-maila, a pracujesz wytrwale, możesz zostać
milionerem.

Morał nr 3 tej historii:
Jeśli dostaniesz kiedyś tę historię przez e-maila, to znaczy, że jesteś bliżej
sprzątacza, niż milionera...

Trzymajcie się cieplutko...poszłam po pomidory... :lol:




hahahah spoko :D

fiodor63 - Sro 22 Cze, 2016

Może kogoś zaciekawi - a nawet wywoła uśmiech na twarzy:

http://piekielni.pl/pobie....jpg?1466587194

Cytat:
Bestatter (PW) · 19 czerwca 2016 , 19:55
Nie wczytywałem się dotychczas w Piekielnych na tyle, by wychwycić podobną story, która zapewne się przewinęła przez te przezacne łamy, toteż proszę o wybaczenie ewentualnej powtórki z tematu...

Byczyłem się cały dzień na ogrodzie. Słoneczko, mrożona kawa, morda wraz z resztą organizmu się opalała, dobra książka w dłoni. Brakowało tylko chóru hożych Hawajskich dziewoi i cygar zwijanych na śniadych udach. Słowem - dolce vita dla ubogich.

Nagle słyszę dźwięk, ni to kosiarki, ni to młynka do kawy z predomu, łypię, a na wysokości kilku metrów, zawieszony bez mała nad moją głową, tkwi sobie dron, bezczelnie inwigilując ile mi jeszcze kawy w kubku zostało.

Jako że onegdaj, gdy noga na studiach się pośliznęła, odsłużyłem dwa lata w jednostce obrony przeciwlotniczej, toteż zakorzeniony instynkt "wroga zestrzelić", wziął górę i pierwszym co wpadło w łapę, czyli termosem z lodem, we wraży aerostat ciepnąłem.

Ku wielkiemu zdziwieniu trafiłem, machina piekielna w starciu z dobrym, metalowym termosem "Made in DDR" szans nie miała i rymnęła pod nogi zwycięskiego artylerzysty p-lot w rezerwie.

Szok, radość i niedowierzanie bez mała, bo w życiu nie postawił bym na siebie orzechów, o dolarach nie wspominając.

Kilka minut później.

Do furtki dobija się jakiś typ. "Aha" - zaświtało w głowie - "Znalazł się pilot".

I dawaj... Czegóż to ja się nie nasłuchałem. A że własność prywatna, a że jakim prawem, a że tysiące grube rozbite, a jak tak można, a zaraz na Policję.

Cóż... "A tak w pędzel by chciał? Bierz mnie waść tą nieudolną atrapę messerschmitta i poszedł w podskokach".

Posłuchał, ja posłuchałem, że wróci z mundurowymi, prokuratorem, kolegami i cholera wie kim jeszcze. Znaczy co - grilla mam dla nich szykować, że tak się nawymieniał?

I teraz kilka myśli głębokich.

Po pierwsze - ciekawe, jaka perwersja skłoniła kierowcę bombowca do obserwowania czterdziesto paro letniego faceta w kąpielówkach?

Po drugie - jakim trzeba być wieprzem szczeciniastym, lub bardziej elegancko, po włosku "porca miseria", by się z kamerą wpieprzać komuś do ogrodu?

Po trzecie - czy faktycznie policyjna lub inna prokuratorska dłoń, może opaść na me ramię w karzącym geście, zmierzającym do wymierzenia pozornej z mego punktu widzenia sprawiedliwości?

A jaki z tego wniosek - obowiązkowa służba wojskowa to jest to.

i - Czw 23 Cze, 2016

Bardzo sympatyczne opowiadanie. :D

Drobniutka jedynie korekta autora: winno być - we wrażą aerodynę ciepnąłem.

thikim - Wto 19 Lip, 2016

Odnośnie przewrotu w Turcji i Polsce:
https://www.facebook.com/...448267355188876
Cytat:
A teraz wyobraźmy sobie zamach stanu w Polsce.
1. wybucha w środę.
2. miał wybuchnąć w poniedziałek ale jest obsuwa
3. w piątek oczywiście nie, bo weekend i wojsko przecież nie będzie pracować
4. od dwóch miesięcy wszyscy wiedzą, że jebnie bo dowodzący zamachem łazili po telewizjach i się tym chwalili ale rząd ma sondaże CBOS, że zamach nie ma poparcia w narodzie
5. CBOS myli się o 70%
6. zamachowcy zajmują telewizje bez jednego wystrzału
7. wszyscy dziennikarze płaszczą się i proponują pomoc w przejęciu władzy
8. poza tymi, którzy są tradycyjnie rządowi przychylni
9. "zamachowcy powinni rozmawiać z demokratycznie wybranym rządem a nie poszerzać rowy podziałów i budować w społeczeństwie mury"
10. w telewizjach bez zmian
11. w TVN Gromosław Czempiński chwali skuteczność wojskowych
12. w TVP Roman Polko gani wojskowych za brak skuteczności
13. w TVN Hołdys mówi o podziałach z winy rządu
14. w TVP Zelnik mówi o podziałach z winy wojska
15. KOD wychodzi na ulicę
16. w liczbie 300 osób
17. Gazeta Wyborcza podaje, że Polacy masowo wspierają zamach stanu a TVP, że to tylko małe grupki kodowców
18. zwolennicy rządu wychodzą na ulice
19. w liczbie 100 000 osób
20. warszawski ratusz wskazuje, że wyszło 5 osób a rząd, że 10 000 000
21. po 3 godzinach od wybuchu zamachu wojsku kończy się paliwo
22. TVP przeprowadza wywiady z wkurwionymi kierowcami, którzy nie mogą przejechać przez Most Łazienkowski bo czołg blokuje przejazd
23. "Panie, to niech robią zamach stanu w sobotę a nie jak wszyscy do roboty jadą. Mam spotkanie planowane od tygodnia a ci sobie jakieś imprezy robią na środku ulicy. Gdzie jest policja?"
24. opozycja nie zabiera głosu bo nie może dojść do porozumienia kto będzie ich reprezentował w Pytaniu na Śniadanie.
25. w efekcie szefowie opozycyjnych partii łażą po mediach i napierdalają na innych, że ci nie potrafią w obliczu takiego wydarzenia się zjednoczyć
26. rząd odważnie czeka
27. w sumie ch... tam odważnie, bo pan prezes Kaczyński jest na wakacjach we Fromborku i jeszcze nie wiadomo co ma rząd myśleć
28. około godziny 16 większość żołnierzy wraca o koszar bo 8 godzin pracy i fajrant
29. wróciłoby więcej ale straż miejska ponakładała blokady na gąsienice czołgów i koła BWP
30. żołnierze opuszczają telewizje
31. wszyscy dziennikarze plują na podłych niedemokratycznych zamachowców i wychwalają skuteczną politykę rządu
32. poza tymi, którzy tradycyjnie są antyrządowi
33. "rząd powinien rozmawiać z zamachowcami a nie budować w społeczeństwie mury i rozszerzać rowy podziałów"
34. 30 lat po zamachu zapadają wyroki w pierwszej instancji.
35. głowni twórcy zamachu stanu dostają po dwa lata w zawieszeniu na trzy
35. wkurwiony Mateusz Kijowski rzuca tortem w sędziego krzycząc, że to hańba
36. dostaje rok bezwzględnej


Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group