Strona Główna


<b><font color=blue>REGULAMIN</font></b> i FAQREGULAMIN i FAQ  SzukajSzukaj  UżytkownicyUżytkownicy  GrupyGrupy
RejestracjaRejestracja  ZalogujZaloguj  <b>Galeria</b>Galeria  DownloadDownload

Poprzedni temat «» Następny temat
Wołyń
Opublikował Wiadomość
Liber 
6
Ojczyzna, Honor, Podwładni



Dołączył: 28 Paź 2006
Posty: 1617
Skąd: Z mitologii
Wysłany: Sob 13 Paź, 2007   Wołyń

Stosunki polsko-ukraińskie były zawsze napięte i skomplikowane. Chciałbym zapoczątkować dyskusję na temat tragicznych wydarzeń na Wołyniu w latach II wojny światowej. Gdzie tkwiła przyczyna zbrodnii dokonanej tak z jednej, jak i z drugiej strony? Podobną sytuację zauważymy w byłej Jugosławii w latach dziewiędziesiątych, kiedy sąsiad mordował sąsiada:


Cytat:
W latach 1939-1945 Ukraińcy dokonali 676 oraz niesprecyzowaną liczbę (+?) aktów terroru wobec Polaków, polegających na pobiciach, próbach zabójstw, rewizjach, rabunku mienia, aresztowaniach" i przesłuchiwaniach dokonywanych przez upowców i policjantów ukraińskich, wymuszaniu świadczenia podwód, podpaleniach, niszczeniu polskiego mienia i prób napadów na osiedla polskie. Ustalona liczba jest tylko wierzchołkiem góry lodowej". (...) Rzeczywista liczba zamordowanych jest wyższa i według naszego szacunku wynosi 50 000-60 000 osób.

Nacjonaliści ukraińscy dążyli do wymordowania Polaków na całym obszarze Wołynia, w miejscach, w których żyli i w miejscach, w których znaleźli się w wyniku jakichkolwiek okoliczności. Polacy byli mordowani w jednostkach administracyjnych, gdzie żyły jedna-dwie rodziny i w skupiskach, gdzie żyło kilkuset Polaków, a także we wsiach ukraińskich, przez które np. przejeżdżali. W związku z rozproszeniem ludności polskiej na Wołyniu najwięcej było jednostek administracyjnych, w których zamordowano do 10 osób - tj. co najmniej 913. W 33 jednostkach zginęło od 101-150 osób, w 16 jednostkach - od 151-200 osób, w 12 jednostkach - od 201-450 osób i w 5 jednostkach wymordowano ponad 450 osób. Wymienione liczby odnoszą się do jednostek administracyjnych, co do których uzyskano informacje o liczbie ofiar, nawet niepełne.
Polacy byli mordowani przez nacjonalistów ukraińskich w co najmniej 1721 jednostkach administracyjnych najniższego szczebla przedwojennego podziału administracyjnego. Dla tych jednostek liczba ofiar albo została ustalona, jak się wydaje ostatecznie, albo liczba ta jest niepełna, albo jest nieznana, choć istnieją informacje o samym fakcie mordu. Natomiast losy Polaków z 1787 jednostek administracyjnych, w których zamieszkiwali, nie są w ogóle znane. Dla 252 jednostek administracyjnych liczba ofiar jest ustalona częściowo (... +?), natomiast nie udało się uzyskać informacji o liczbie ofiar w 140 jednostkach administracyjnych .
Ofiarami ludobójstwa ukraińskiego na Wołyniu była głównie ludność wiejska, stanowiąca większość żyjących na Wołyniu Polaków. Oprócz rolników, którzy stanowili dziewięćdziesiąt kilka procent ofiar, udało się wyłonić 14 grup społecznych i zawodowych, (...). I tak np. zamordowanych zostało 16 duchownych katolickich, co najmniej: 80 właścicieli ziemskich z rodzinami, 643 fornali i innych fizycznych pracowników majątków z rodzinami, 123 nauczycieli, 85 pracowników leśnictwa.
Oprócz strat ludzkich UON-UPA dokonała spustoszeń materialnych, których celem było usunięcie śladów polskiej obecności. Palono i niszczono domy prywatne, obiekty publiczne, jak szkoły, domy ludowe, oraz obiekty sakralne. Wycinano sady. Pominąwszy rozgrabione mienie ruchome, wielkość strat w nieruchomościach nie była przedmiotem badań historyków i ekonomistów i nie została ani wyrażona np. w liczbie zniszczonych i utraconych gospodarstw, ani oszacowana wartościowo. Również w naszej pracy nie podjęliśmy żadnej próby określenia wielkości strat materialnych. W tym zakresie możemy tylko wymienić zniszczonych lub spalonych co najmniej: 58 kościołów, 27 kaplic oraz 163 majątki ziemskie z dworami i zabudowaniami gospodarczymi (a nawet obiektami przemysłowymi, jak np. gorzelnie), z czego część było zabytkami kultury polskiej.
W materiałach konspiracyjnych znajdujemy różne liczby zamordowanych przez nacjonalistów ukraińskich Polaków, dotyczące jedynie ofiar 1943 roku: w materiale Delegatury Rządu (z października 1943 r.) - gdy wyrażnie nie posiadano jeszcze pełnego rozeznania w tym zakresie - liczbę zamordowanych w 1943 r. Polaków określa się na 15 000 w późniejszym materiale Delegatury (kwiecień 1944 r.) wymienia się liczbę 50 000. Natomiast w lutym 1944 r. w opracowaniu Komendy AK Lwów mówi się o 70 000 wymordowanych Polaków . Rzuca się wprost w oczy, że ten ogólny szacunek przedstawiany już wówczas w dokumentach przez polskie władze podziemne, jest potwierdzony obecnie olbrzymią ilością zebranych faktów, często z najdrobniejszymi szczegółami, w przeogromnym materiale źródłowym wykorzystanym w tej pracy. Tymczasem wówczas były to oczywiście jedynie prowizoryczne szacunki, gdyż według cytowanego już wyżej oświadczenia BiP-u Okręgu AK Wołyń, statystyk nikt nie prowadził, bo nie było po temu żadnych warunków. Działała grupa ludzi podziemia w morzu wrogów, ludzi działających nielegalnie w różnych kierunkach, bez wystarczających funduszy, przy braku łączności z poszczególnymi rejonami Wołynia i możliwości bezpiecznego podróżowania - ludzi, którzy pracowali w warunkach szczególnych, wojennych i specyficznie wołyńskich. Zbierane od uchodźców informacje o stratach polskich (liczbie zamordowanych osób w określonych miejscowościach) były więc fragmentaryczne. Ale mimo to materiały podziemia są bardzo wartościowe, bowiem nawet tylko na samej ich podstawie, tj. opisów dokonywanych mordów, wyłania się jednoznacznie następujący obraz działania nacjonalistów ukraińskich wobec ludności polskiej: bezwzględne i planowe dążenie do wymordowania wszystkich Polaków żyjących na Wołyniu, na całym jego obszarze - od kołyski po stojących nad grobem, w tym celu posługiwanie się różnorakimi podstępami, które miały zapewnić skuteczniejszą eksterminację, stosowanie wobec swych ofiar niezależnie od wieku i płci, czy stanu zdrowia, okrucieństw, dokonywanie mordów pod jawnie głoszonymi hasłami wyniszczenia Polaków co do jednego i Ukrainy tylko dla Ukraińców - a więc działania, które kwalifikuje się jako szczególnie przestępcze ludobójstwo. Wspomniane materiały konspiracyjne (raporty, sprawozdania i opracowania analityczne AK i Delegatury Rządu) uświadamiają również najpierw powszechną bezbronność Polaków wobec eksterminacji, a potem słabość zorganizowanej obrony w stosunku do sił ukraińskich i ich działań.
Skomentowania wymaga stosunek ukraińskich historyków do badań zbrodni popełnionych na Polakach przez Ukraińców. Typowym przykładem będzie stanowisko zaprezentowane przez nich na polsko-ukraińskich seminariach organizowanych przez Światowy Związek Żołnierzy Armii Krajowej i Związek Ukraińców w Polsce, gdzie ukraińscy historycy różnymi sposobami usiłują umniejszyć zbrodnie OUN-UPA przez podważanie polskich ustaleń i wykazywaniem nie mających miejsca strat ukraińskich z rąk polskich. Np. Iwan Kiczyj najpierw podważa liczbę wymordowanych Polaków w Ostrówkach i Woli Ostrowieckiej w powiecie lubomelskim ustaloną przez stronę polską, twierdząc, że tylu Polaków w ogóle tam nie mieszkało; następnie przytacza wyniki badań krajoznawcy Jarosława Caruka, który - zbierając relacje od miejscowych Ukraińców - ustalił liczbę 836 zamordowanych przez Polaków Ukraińców w rejonie włodzimierskim i 673 w rejonie uściłuskim. Dla tych fabrykacji i krętactw nie ma żadnego uzasadnienia w dobrze rozpoznanych wydarzeniach. Można by się w tych warunkach wręcz domyślać, że w sytuacji, gdy niemal każda rodzina ukraińska w tym rejonie miała nikogo zaangażowanego w mordy Polaków (choćby wśród dalszych krewnych), podejmuje się obecnie rozpaczliwą próbę budowania całkowicie fałszywego obrazu dotyczącego rozmiarów własnych rzekomych ofiar z rąk Polaków, co da się wytłumaczyć psychologicznymi mechanizmami obronnymi, które u jednych występują jako zaprzeczanie zbrodniom, a u innych jako projekcja winy, tj. przenoszenie jej na tych, którzy stawiają zarzuty popełniania zbrodni
Z kolei Mychajlo Szwahulak zarzuca Władysławowi Siemaszce twierdzenia, których ten ostatni nigdy nigdzie nie ogłosił, np. o 100 000 zamordowanych Polaków na Wołyniu, 100 Polaków zamordowanych w Ochnówce w powiecie włodzimierskim (?!), nie podając oczywiście gdzie napotkał te nie istniejące twierdzenia. Szwahulak podważa przy tym źródła, z których korzystają polscy badacze, zarówno archiwalne, jak i relacje świadków. Tymczasem, jeżeli z tego rodzaju źródeł korzysta Ukrainiec Caruk, który wykazuje wyższe liczby zamordowanych rzekomo przez Polaków Ukraińców niż zamordowanych przez Ukraińców Polaków, to okazuje się, że są to źródła wiarygodne. Są to tylko przykłady grubymi nićmi szytych fałszerstw, bowiem ustosunkowanie się do różnych ukraińskich kłamliwych twierdzeń, wymagałoby przygotowania oddzielnego opracowania. Obawiamy się, że jeżeli takie praktyki będą zastosowane również w dalszej przyszłości w stosunku do innych rejonów Wołynia, to może dojść do tego, że pewnego dnia dowiemy się, że wcale nie było ludobójstwa ukraińskiego na Polakach, lecz odwrotnie - polskie ludobójstwo na Ukraińcach.


Pośród szalejącego terroru OUN-UPA skierowanego nie tylko wobec tzw. zajmańców, czyli tych, którzy żyją na ukraińskiej ziemi, a nie są Ukraińcami, ale również wobec Ukraińców, których niesubordynacja wobec OUN-UPA była karana śmiercią, w najtrudniejszych chwilach Polacy doznawali pomocy od niektórych Ukraińców pomimo zagrożenia życia i wbrew obowiązującej - zgodnie z ideologią nacjonalizmu ukraińskiego - nienawiścią.
Na podstawie wykorzystanego materiału źródłowego ustaliliśmy 242 przypadki udzielania pomocy przez 347 i nie sprecyzowaną liczbę (+?) Ukraińców. Pomocy udzielali najczęściej Ukraińcy starszego pokolenia, a także członkowie związków religijnych i sekt, nazywani przez świadków przeważnie sztundami lub sztundystami, baptystami, jehowymi, badaczami Pisma św. (nie wiadomo czy kwalifikacja przynależności była prawidłowa), którym zasady wiary nakazywały miłość bliźniego ponad jakiekolwiek interesy grupy i nie pozwalały na uczestnictwo w zbrodniach. Faktów świadczenia pomocy i pomagających było znacznie więcej niż wykazaliśmy w pracy. Nie wszyscy polscy świadkowie pomoc tę opisywali w swoich relacjach, niektórzy wspominali ją zbyt ogólnie, aby można ją było wyrazić w liczbach. Odnośnie jego zagadnienia należałoby jeszcze specjalnie poszukiwać informacji wśród polskich świadków ludobójstwa na Wołyniu. Próby dokumentowania pomocy Polakom przez Ukraińców podjśł się Leon Karłowicz.
Ukraińcy udzielali pomocy w różnej formie. Wymienić tu należy: ostrzeganie przed napadem, ukrywanie Polaków po rzeziach, udzielanie rannym pomocy, przewożenie ich do szpitala lub lekarza, pośredniczenie pomiędzy ukrywającymi się a poszukującymi ich członkami rodzin, przewożenie z miejsca ukrycia do miasta, wskazywanie bezpiecznej drogi ucieczki, przebieranie w ukraińskie ubiory dla ułatwienia ucieczki, wspomaganie żywnością, wskazywanie rodzinom, gdzie znajdują się zwłoki ich bliskich i udzielanie wiadomości o okolicznościach ich śmierci, pomoc w grzebaniu zamordowanych, opiekowanie się zagubionymi dziećmi lub sierotami, dostarczanie zagubionych dzieci ich rodzinom itp. Trzeba podkreślić, że pomoc ta niejednokrotnie była udzielana z wielkim poświęceniem, że zawsze wiązała się z narażeniem życia i że niektórzy z udzielajšcych jej zostali przez nacjonalistów zamordowani jako zdrajcy narodowej sprawy. Liczba Ukraińców, którzy zostali zamordowani przez swych rodaków, "bohaterów" z OUN-UPA, za pomoc Polakom lub dezaprobatę dla ludobójstwa wynosi co najmniej 313 osób, ale bez wątpienia ofiar było znacznie, znacznie więcej, o czym polscy świadkowie wiedzieć nie mogli.
W stosunku do ogromu zbrodni pomocy tej było niewiele, ale na pewno byłoby jej więcej, gdyby nie ów straszliwy terror OUN-UPA. Dlatego ci, którzy jej udzielali byli prawdziwymi bohaterami, zwłaszcza, że niektórzy z nich mieli wśród swych najbliższych członków UPA (!).
Bardzo zasmucające jest to, że na prośbę żyjących jeszcze na Ukrainie kilku pomagających Polakom w 1943 r. Ukraińców, nie wymieniliśmy w pracy ich nazwisk. Jeszcze dziś, a może właśnie teraz, w samostijnej Ukrainie, obawiają się oni jakichś represji ze strony "bohaterów" z UPA lub postupowskich działaczy.
Materiały pochodzą z książki Władysława i Ewy Siemaszków pt. "Ludobójstwo".


WSPOMNIENIA DZIECI KRESÓW
Cudem ocalona

W 1943 r. (miałam wówczas dziesięć lat) nasza wieś Aleksandrówka na Wołyniu boleśnie doświadczyła kilku napadów rezunów ukraińskich wywodzących się z naszych i sąsiednich wiosek. Najtragiczniejszy z nich miał miejsce 15 lipca około godziny 9 wieczorem. Bandyci uzbrojeni w widły, siekiery, maczugi, noże oraz broń palną okrążyli naszą wioskę i zaczęli spędzać ludzi w jedno miejsce. A gdy ktoś próbował uciekać, wówczas strzelali za nim. Schwytane dzieci brali za nogi i głowę uderzali o węgieł domu czy innego budynku. Pamiętam dokładnie, jak moi rodzice podeszli do nas, do czwórki dzieci, mówiąc, że banda jest bardzo blisko i musimy uciekać z wioski. Zrozpaczeni, w pośpiechu pożegnali się z nami. Ojciec do przygotowanych przez mamę węzełków włożył nam na drogę / zamiast pieniędzy, którym w domu ograbionym przez wojnę nie było/ po butelce bimbru mówiąc, że gdy będziemy głodne, to ktoś da nam za niego kromkę chleba, lub talerz gorącej strawy. Rozbiegliśmy się w różne strony. Gdy dobiegłam do pszenicznego zagonu, padł strzał i poczułam straszny ból w nodze. Karabinowa kula przeszła przez stopę. Porażona postrzałem upadłam i zaczęłam się czołgać przez zboże do najbliższej wysokiej miedzy, pod którą wygrzebałam jamę i w niej przeleżałam do świtu.
Do poranka słychać było odgłosy strzelaniny i przerażające krzyki męczonych i mordowanych ludzi. Noga coraz gorzej bolała. Byłam bliska omdlenia. Wtedy przypomniałam sobie o wódce w węzełku. Z koszuli, nasšczonej alkoholem, zrobiłam sobie opatrunek. Ziemię, która leżała obok wygrzebanej jamy rozsypałam garściami po zbożu, aby nikt nie mógł domyśleć się, że pod miedzą ktoś jest. Mijały dzień po dniu, wyczerpał się skromny zapas żywności i głód oraz pragnienie zaczęły mi coraz bardziej dokuczać. Za napój służył mi bimber, a jedzeniem były ziarna wyłuskane z kłosów zbóż. Po tygodniu, w niedziele czy poniedziałek nie pamiętam dokładnie usłyszałam we wsi jakieś odgłosy. Po chwili rozpoznałam głos Ukrainki Ulany Sidor, naszej sąsiadki, z którą rodzice moi dobrze żyli, a ja nawet nazywałam ciocią. Głodna i obolała odważyłam się pójść do niej, ale nie mogłam stanąć na zranioną nogę, która mocno spuchła i bardzo mnie bolała. Z trudem doczołgałam się na pobliskie podwórze, na którym była owa "ciocia" i ze łzami w oczach zaczęłam ja prosić o kawałek chleba. Ona groźnie popatrzyła na mnie i z nienawiścią w oczach na cały głos wyrzuciła z siebie: ' Ty, polska mordo, jeszcze żyjesz!?" Następnie chwyciła za stojącą przy ścianie motykę. Ze strachu nie czułam bólu okaleczonej nogi, tylko poderwałam się i zaczęłam uciekać. Mściwa Ukrainka, goniąc za mna, zgubiła mój ślad. Chyba myślała, że uciekłam na drogę, a ja, klucząc między zabudowaniami, powróciłam do swojej kryjówki w zbożu pod miedzą. Noga bardzo opuchła i tak bolała, że nie mogłam się ruszyć. Pod opuchlizną w ogóle nie było widać stopy.
Żywiłam się tylko ziarnami zboża i stale się modląc tak, jak nauczyła mnie mama coraz częściej myślałam o śmierci.
Najprawdopodobniej po jedenastu dniach Ukraińcy postanowili zrobić porządek po tym napadzie, gdyż dookoła unosił się niesamowity fetor rozkładających się ciał. Szli więc od podwórza do podwórza, dróżkami i po zbożach, a gdy znaleźli jakiegoś nieboszczyka, to go zakopywali na miejscu.
Prześladowcy byli coraz bliżej mnie, a ja przerażona nie wiedziałam co mam robić i w tym momencie usłyszałam nad sobą głos jednego z Ukraińców, z którym moi rodzice też zawsze żyli w sąsiedzkiej zgodzie. Nazywał się on Harasym Łukajczuk. Szedł wolno i dyskretnie mówił do mnie: Nie ruszaj się stąd, może cię nie zauważą. Wieczorem przyjdę po ciebie. Twój brat jest już u mnie. Poszedł dalej, a ja miałam szczęście, bo nikt więcej nie zbliżał się do mojej kryjówki. Wieczorem Łukajczuk, tak jak obiecał, przyszedł do mnie. Wsadził mnie w worek, zarzucił na plecy i zaniósł do swojego domu. W izbie obejrzał postrzeloną nogę. Była bardzo opuchnięta i cała czerwona. Po namyśle orzekł, że nie można zwlekać, tylko trzeba jechać do szpitala, do Kowla. Ukrainiec Łukajczuk obwiązał mi twarz chustką i włożył mnie do tzw. maniaka, z którego karmi się konie w czasie postoju. Następnie przysypał mnie obrokiem i położył na wóz. Natomiast mego ukrywanego brata Stanisława, który był ranny w brodę w czasie ucieczki przed rezunami, posadził obok siebie i ruszyliśmy w drogę. Gdy dojechaliśmy do Lasu świniarzyńskiego, wyskoczyli z zarośli bandyci i zaczęli wypytywać woźnicę, gdzie i po co jedzie. Nasz wybawca, Harasym Łukajczuk wytłumaczył im, że wiezie bardzo chorego syna do lekarza i wskazał na mojego brata. Rezuni dali mu wiarę i pozwolili nam odjechać.
Tak dotarliśmy szczęśliwie do Kowla, gdzie przyjęto nas do zatłoczonego szpitala, a mnie zrobiono operację. Brat wyzdrowiał wcześniej i wypisano go z leczenia, ja zostałam dłużej. Po około 20 dniach przyszła do mnie w odwiedziny mama. o której od dawna nic nie wiedziałam. Niestety, mama nie mogła być przy mnie dłużej, bo zostawiła ojca i rodzeństwo ukrytych w lesie, w pobliżu naszego domu.
Pewnego dnia lekarz oznajmił, że z nogi nic nie będzie, bo się nie goi i trzeba będzie ją uciąć. Strasznie się rozpłakałam, ale cóż mogłam zrobić. Tego samego dnia przyszedł do szpitala mój wybawca Łukajczuk - . Wiadomość, którą mi przekazał, całkiem mnie dobiła. Moi rodzice oraz brat i siostra zostali w sposób bestialski zamordowani. Rodzice świadomi faktu, że ze wszystkimi Ukraińcami zawsze żyli w wyjątkowej zgodzie i z nikim nie mieli żadnych zatargów, opuścili las i wrócili do wioski. Jeszcze tego samego dnia miejscowi rezuni otoczyli nasz dom, włamali się do środka i najpierw bagnetami zakłuli moją 11-letnią siostrę Irenę. Później zaczęli znęcać się nad mamą. Ojciec wyrwał się z łap oprawców i stanął w jej obronie. Wówczas jeden z Ukraińców zastrzelił go. Następnie długo pastwili się nad 13-letnim bratem Henrykiem, zanim wyzionął ducha. Wszystkich pochowano na kukurzysku po spalonej stodole.
Lekarz w Kowlu na szczęście zmienił decyzję i zdecydował odwieść mnie do szpitala w Łucku. Tu zostałam poddana kolejnej operacji. W łuckim szpitalu przebywałam od sierpnia do grudnia. Gdy wypisano mnie z leczenia, nie wiedziałam co mam robić, bo w mieście nikogo nie znałam. Wyruszyłam więc o lasce do Włodzimierza Wołyńskiego, mając nadzieję, że spotkam tam kogoś znajomego. Niestety, bardzo się zawiodłam. Domem moim stało się więc na cały zimowy miesiąc targowisko, a łóżkiem stragan, na którym w dzień handlowano. Ludzie na rynku karmili mnie z litości. Byłam brudna, zmarznięta i zawsze głodna. W mroźne noce ukradkiem wślizgiwałam się do przydomowych komórek i chlewów. Żyłam w ciągłym strachu, bojąc się napotkanych ludzi, gdyż nie potrafiłam odróżnić, kto jest Polakiem a kto Ukraińcem. Tak też spędziłam Boże Narodzenie i Nowy 1944 Rok.
Którejś nocy usłyszałam odgłosy jadących wozów konnych i polską mowę. Podeszłam do krawędzi szosy, aby zobaczyć co się dzieje. Na jednej z furmanek rozpoznałam swojego brata Władysława. Po krótkiej rozmowie posadził mnie na wóz i zabrał ze sobą. Okazało się, że brat jest w partyzantce i do jednego z oddziałów 27 Wołyńskiej Dywizji Armii Krajowej, stacjonującego w lasach koło Zasmyk, wiezie prowiant. Jakiś czas byłam z partyzantami, robiąc wszystko co mogłam przy kuchni polowej. Po pewnym czasie brat stwierdził, że dłużej nie mogę żyć w tak trudnych warunkach. Poza tym w dalszym ciągu bolała mnie noga, zaczęła puchnąć i ponownie musiałam chodzić o lasce. Któregoś dnia brat zabrał mnie z lasu i zawiózł do znajomego we Włodzimierzu. Nie wiem jak się nazywali moi nowi opiekunowie, gdyż byłam tam krótko, bowiem rodzina ta postanowiła uciec z miasta pulsującego nienawiścią do Polaków. Mnie ponownie pozostał rynek i żebranie o kawałek chleba. Ze wstydem wyciągałam rękę do obcych ludzi. Jedni się litowali, inni wyganiali precz.
Trwało to do chwili ucieczki Niemców i rozpoczęcia masowych wysiedleń Polaków za linię Bugu. Wysiedleńcy całymi gromadami szli i jechali furmankami do Polski, a ja wraz z nimi podpierając się laską. Po pewnym czasie jeden z wozów zatrzymał się i woźnica zapytał mnie, dokąd idę? Odpowiedziałam, że tam, gdzie wszyscy. Wziął mnie więc na furmankę i zabrał ze sobą. Po kilku dniach rodzina ta dotarła do Sitańca w Zamojskiem, gdzie osiedliła się na stałe. Ja z konieczności zostałam u nich na długie cztery lata jako parobek. Za jedzenie i byle jakie odzienie pracowałam ponad siły. Nie wysyłano mnie do szkoły. Spałam w kuchni pod stołem na worku wypchanym słomą. Moi gospodarze, mimo, że byli małżeństwem bezdzietnym, nie potraktowali mnie, sierotę, jak swoje dziecko. Szczególnie gospodyni była osobą pozbawiona uczuć macierzyńskich, obojętna na niedolę i łzy dziecka. Czasem myślałam, że nie jest Polką. Jedynie jej mąż, gdy zaharowana, padająca ze zmęczenia płakałam, litował się nade mną i starał się ulżyć mi w pracy.
Ludzie na wsi bardzo mnie żałowali i współczuli mojej ciężkiej doli. Pewnego razu kierownik szkoły, który najbardziej bolał nad moim losem, przechodząc koło łąki zobaczył, że przy 2-3 stopniowym przymrozku pasę boso krowy, nie wytrzymał i napisał skargę do jakiejś instytucji. W niedługim czasie przyjechała kilkuosobowa komisja i zabrała mnie do Domu Dziecka w Puławach.
Niedługo minie 50 lat od chwili, gdy jako 10-letnie dziecko straciłam rodziców, rodzeństwo i dom rodzinny.
Najpiękniejsze lata zazwyczaj beztroskiego dzieciństwa i młodości przeżyłam w nędzy, poniewierce, głodzie, chorobie i ciężkiej pracy. Widziałam rzeczy tragiczne i straszne, wręcz niewyobrażalne. Nieraz byłam bliska śmierci. Prosiłam też Boga, by zabrał mnie do siebie, gdyż jestem sama, chora, bezbronna i głodna, pozbawiona miłości rodziców. Niepojęty w swej dobroci Stwórca jednak nie pozwolił zgasić płomienia mojego życia. To, że przetrwałam grozę tamtych lat pożogi, krwi i zagłady Polaków, zawdzięczam jedynie Wszechmogącemu Bogu.
W maju 1991 roku, dzięki staraniom i szczególnej pomocy Pani Teresy Radziszewskiej, sekretarz Zarządu Głównego Stowarzyszenia Upamiętnienia Polaków Pomordowanych na Wołyniu, udało mi się ekshumować szczątki mojej rodziny z Aleksandrówki i przenieść je na cmentarz w Hrubieszowie oraz sprawić katolicki pogrzeb. Marzyłam o tym przez prawie pół wieku i wreszcie spadł mi kamień z serca. Jestem bardzo szczęśliwa, że doczekałam chwili, gdy mogę uklęknąć przy grobie moich Najbliższych i modląc się, odbywać z nimi nigdy nie kończącą się rozmowę.
Relacja Leokadii Skowrońskiej


Cytat:
Relacja Konstantego Jeżyńskiego, byłego mieszkańca kolonii Aleksandrówka (gm. Kniahininek, pow. Łuck), bez daty (1985 r.)


Ja Jeżyński Konstanty, syn Józefa i Agaty z domu Urbaniak, partyzant 27 Wołyńskiej Dywizji AK, ps. Grom, [jestem] urodzony dnia 10 grudnia 1922 r. we wsi Marjanówka koło Zdołbunowa [gm. Zdołbica, pow. Zdołbunów], województwo łuckie na Wołyniu. Następnie rodzice przenieśli się w 1928 r. do miejscowości Aleksandrówka, gmina Kniahininek, powiat i województwo łuckie na Wołyniu. (...)
Moje wspomnienia z okresu zawieruchy wojennej, przeżytych dni i lat koszmaru na Wołyniu, podpisane własnym niżej podpisem 1. Do 1939 r. współżyliśmy z Ukraińcami, obywatelami przedwojennej Polski na Wołyniu w dobrym sąsiedztwie moich rodziców jak i naszego rodzeństwa. Mieliśmy sąsiadów Ukraińców o nazwiskach między innymi: Gnat Miron, Mielnik Iwan, Kuśmierczuk Wołodka, Łotocki Stepan i wielu, wielu innych sąsiadów Ukraińców.
Po zagarnięciu Wołynia, jak i innych terenów, przez Związek Radziecki od pierwszego dnia okupacji zaczęło się prześladowanie Polaków przez Związek Radziecki przy pomocy Ukraińców. Polscy Ukraińcy byli donosicielami do władz ZSRR, który Polak i jakie stanowisko zajmował w administracji Rzeczpospolitej, i w ten to sposób zaczęła się koszmarna zgroza, którą nam Polakom zgotowano w pośpiechu. (...) Jako pierwszego z naszej wsi wywieźli gajowego o nazwisku Suchodolski [z rodziną] (ojciec, matka, dwóch synów i dwie małoletnie córki). (...) Pod koniec okupacji ZSRR Ukraińcy zaczęli się odwracać od współpracy [z] ZSRR, a niektórzy starsi Ukraińcy mówili wprost, że jeszcze niejeden Ukrainiec zapłacze gorzko za Polską.
W czerwcu 1941 r. wkroczyła do nas armia niemiecka. Tu nadmieniam, że zabudowanie nasze gospodarskie stało od jezdni, kierunek Łuck-Równe, około 100 m na wysokim wzgórzu, około 250 m było do brzegu lasu. Horyzont lekko falisty, bardzo daleko widoczny. Widziałem, wyglądając zza chałupy, jak zebrała się dość duża grupa Ukraińców z dziećmi i żonami, trzymali na tacy chleb, aby powitać Niemców. (...)
Ludność ukraińska chodziła w glorji i rozmawiali między sobą, że Niemcy zbudują im niepodległą Ukrainę. I tak Ukraińcy ściśle współpracowali z Niemcami. Najpierw wskazywali Niemcom, który to Ukrainiec za władzy ZSRR był komunistą, kto współpracował z administracją rosyjską, donosili też, gdzie i u kogo ukrywa się żołnierz Związku Radzieckiego. Widziałem straszne rzeczy. Niedaleko od naszego zabudowania mieszkał biedny Ukrainiec komunista, za Polski czytał w podziemiu różne broszury [ze] Związku Radzieckiego, jego to właśnie Ukraińcy zabrali na wóz konny - doszły nas słuchy, że zadali mu męczeńską śmierć, mordując go w piwnicy Ja osobiście bardzo tego Ukraińca o nazwisku Myćka żałowałem, bo kolegowałem się z jego synami i córkami, a poza tem był bardzo dobrym człowiekiem. I tak zaczął się 1942 r. pod okupacją niemiecką. Zaczęły dochodzić słuchy i pomówienia od Ukraińców, że zbudują Ukrainę bez Polaków i ruskich Moskali, tylko trzeba zorganizować oddziały ryzunów, którzy wyrżną nożami wszystkich Polaków i Moskali. Początkowo oczywiście w te brednie absolutnie nie wierzyliśmy i przy każdej okazji takiej rozmowy śmialiśmy się z Ukraińców. Ale oto nadszedł 1943 r., który stał się zagładą dla polskiej ludności na Wołyniu. Powstała ukraińska administracja w terenie. Została powołana pod broń ukraińska policja, powstał narodowy bank ukraiński w Łucku, [w] obiegu pieniądze: marki niemieckie i ukraińskie karbowańce. Znajomi i sąsiedzi nasi Ukraińcy mówili: no Polacy, uciekajcie, bodaj pod ziemię się schowajcie, bo nadszedł czas ostateczny musimy was Polaków wszystkich wyrżnąć, bo tak każe i żąda rząd ukraiński. Ja, jako [że] od dzieciństwa rosłem i bawiłem się z rówieśnikami Ukraińcami, świetnie rozmawiałem po ukraińsku, nie dowierzając co mówią sąsiedzi, poszedłem na nabożeństwo do cerkwi, których na Wołyniu było bardzo gęsto. Stoję wśród tłumu w cerkwi i słucham przemowy popa do wiernych i to w ten sposób: "Bracia chrystajany Ukraińcy, waszym obowiązkiem jest rżnąć Polaków, a będzie niepodległa Ukraina. I na tę rzeź was błogosławię". Szybko przybiegłem do domu, opowiedziałem to Mamie i rodzeństwu, następnie sąsiadom. Powstało wielkie napięcie i strach, bo do tej pory Niemcy organizowali łapanki i wywozili ludzi do Niemiec lub rozstrzeliwali na ulicy, ale przeważnie Polaków, bo nie miał kto się za nimi upomnąć. Do naszej wsi przyjechali Niemcy [w] 1943 r., czerwcu. Kto nie uciekł, został schwytany, między innymi mnie zabrano do roboty na stację w Łucku ładować bele na wagony, ale po kilku dniach uciekłem, a wszystko z poręki Ukraińców. W 1943 r. istniały już zorganizowane oddziały żandarmerii - policji ukraińskiej, cała władza należała do administracji ukraińskiej. I oto gdzieś w maju-czerwcu 1943 r. Niemcy wydali rozkaz złożenia broni przez policję ukraińską. Ukraińcy rozkazu Niemców nie wykonali, z całem uzbrojeniem uciekli do lasów 2, z zawołaniem: rżnąć Polaków i Ruskich. Między moją wsią Aleksandrówka a Ludwiszynem [gm. Torczyn, pow. Łuck] pod lasem mieszkał Polak Łobuczek Piotr wraz z żoną, matką i miłym swoim synkiem. W wolnych chwilach od pracy w polu zajmował się wiejskim kowalstwem, naprawiając pługi, brony itp. Mama moja posyłała mnie do pana Łobuczka po naukę kowalstwa, ja osobiście polubiłem Piotrusia i jak tylko krowy zapędziłem do chlewa, to zaraz biegłem uczyć się kowalstwa. Dzień zgrozy w moim życiu to 16 maja 1943 r. [Tego dnia,] w niedzielę rano, siadłem na naszego konia z gospodarstwa i postanowiłem pojechać przez las, bo droga była o wiele krótsza do mego nauczyciela kowalstwa pana Łobuczka Piotra. Las, około 3 km przejechałem szczęśliwie, też myślałem - oby mnie banderowcy nie napadli. Gdy spojrzałem przed siebie, ze skraju lasu ujrzałem dymiące zgliszcza zabudowań Łobuczka. Opanował mnie nieograniczony strach, rozpacz, że stało się coś strasznego. Zawróciłem zaraz swoją klacz i popędziłem ją z całych sił, myśląc, że może być zasadzka na mnie. Jechałem sobie znanemi tylko dróżkami w lesie i jak się okazało, to mnie uratowało od niechybnej śmierci, bo na głównej drodze leśnej stali ryzuny, czekali na żywych Polaków. W moim domu opowiedziałem to, co zobaczyłem. Zaraz zebrała się cała wieś uzbrojonych w kosy, widły, łopaty. Dotarliśmy do zgliszcz zagrody Łobuczka, widziałem zwęglone ciała, 4 osoby, był to: Łobuczek, jego żona, matka i synek Piotruś. W tłumie przybyłych Polaków zapanował zrozpaczony bezradny gniew przeciwko bandom ukraińskim. Ale ludzie doszli do wniosku, że trzeba się szybko rozejść, ponieważ bandy ryzunów mogą otoczyć i wszystkich Polaków tu zebranych wyrżnąć. Na drugi dzień nadeszła wiadomość z sąsiedniej wsi Wsiewołodówka (gmina Kniahininek, powiat Łuck, woj. wołyńskie), że policja ukraińska przyjechała w dzień z Łucka do Wsiełowodówki i zastrzeliła bez podania powodów w ich własnym mieszkaniu rodzinę Zytowieckich: ojca, syna Bolesława, córkę Helenę - matkę puścili żywą, powiedzieli jej, że ma chodzić po Polakach i mówić, żeby się wynosili z Ukrainy 3. Nadmieniam, iż bardzo dobrze znałem rodzinę Zytowieckich. Nadmieniam, iż w tym czasie zaczęły nadchodzić do nas słuchy z innych dalszych miejscowości polskich, że zostawały wyrzynane całe wsie polskie. Na naszej wsi Aleksandrówka i wieś Antonówka [Szepelska, gm. Kniahininek] powstał popłoch. Jedni uważali, że trzeba zorganizować samoobronę, inni uciekali do miasta Łucka. W Antonówce był zakład mleczarski, którego kierownikiem był Polak o nazwisku [Michał] Małocha, imienia nie pamiętam i on to pierwszy zaczął organizować samoobronę Polaków przed ryzunami ukraińskimi i Niemcami. Rzucił hasło do wszystkich mieszkańców Antonówki, że trzeba zdobyć broń na śmiertelnym wrogu ryzunach, jak i Niemcach. I tak od żołnierzy Wehrmachtu można było kupić karabin w zamian za całego tucznika. Ja z kolegą Bronkiem Kuczyńskim ukradliśmy karabin Niemcom na stacji kolejowej Nieświcz, a było to tak. Mieliśmy na sobie długie peleryny i tylko uważaliśmy: gdy Niemiec ułożył się do snu na podłodze, a karabin oparł o ścianę, to już był nasz. Karabinek mauzer pod peleryną, wyjście na zewnątrz. Skok przez płot i już po strachu. I tak rosło uzbrojenie naszej placówki, a jednocześnie każdy nasz mieszkaniec wsi został członkiem i obrońcą swego i sąsiada życia. Komendantem placówki samoobrony Antonówka został Małocha, on to zarządził, aby małe dzieci z matkami wywieść do miasta Łucka, żeby nie przeszkadzały w samoobronie placówki, choćby przyszło jej obrońcom zginąć wszystkim w jej obronie. Nadmieniam, iż ryzuny ukraińskie kilkakrotnie próbowali i zaatakowali placówkę, przeważnie w nocy, ale przekonawszy się, że placówka czuwa w nocy z bronią, nie mogli nic wskórać. Ryzuny ukraińskie zorientowały się, że obrońcy placówki Antonówka dowożą żywność do miasta dla swoich dzieci i żon wozami konnymi i zaraz zaczęły tez rzezać Polaków pojedynczo. I tak stała się rzecz straszna. Dnia 15 lipca 1943 r. mój rodzony brat najstarszy, Kazik Urbański (nazwisko panieńskie matki 4), jadąc do Łucka z żywnością dla dzieci i żony, grupowo taborem wozów konnych z naszej wsi, został napadnięty i w bestialski sposób zamordowany w miejscowości Zaborol [gm. Kniahininek] koło Łucka. Bratu mojemu ryzuny wydłubali jedno oko i kazali uciekać, następnie na koniec ryzun dogonił koniem, zawiązał drut kolczasty wokół szyi, przywiązał do siodła końskiego i tak powlókł do pobliskiego lasu. Po kilku dniach moi bracia Ludwik, Leon, Szczepan i brata żony brat Bolek poszli szukać do Zaborolu brata Kazika. Weszli w wysokie żyto i bardzo szukając, ciała nie znaleźli. Jak wracają z żyta na jezdnię, a tu naprzeciwko idzie banda ryzunów uzbrojonych. Bracia zaczęli uciekać w wysokie zboże, a każdy w inną stronę, [aby po]ukrywać się pod miedzą. Brata mego Ludwika dopędził ryzun, miał w ręku granat i pistolet, uderzył Ludwika granatem w czoło, brat nie stracił przytomności, chwycił Ukraińca ryzuna za gardło, powalił go i tak trzymał długo uścisk na szyi Ukraińca, aż ten został uduszony uściskiem w szyję. Brat Ludwik żyje, ma na czole bliznę od uderzenia granatem przez ryzuna ukraińskiego. We wsi Zaborol, tam gdzie zginął brat Kazik, przed 1939 r. mieszkało małżeństwo mieszane. Zona Ukrainka, jej mąż Polak policjant, to żona tego policjanta była naocznym światkiem mordu mego brata, to ona zeznała nam, że brat jest zakopany pod płotem we wsi Zaborol koło Łucka w gospodarstwie Ukraińca o nazwisku Staniszewski. (...)
Z naszej wsi został zabity Czerniak Bolesław, też przewożący żywność dla najbliższych, też w Zaborolu przybity do ziemi kołkiem drewnianym w brzuch.
Zginął Kuczyński Bronisław, nasz sąsiad, też w Zaborolu, który ubezpieczał konwój w dowozie żywności do miasta dla zagłodzonych rodzin. Został zabity Dąbrowski Albin, nasz sąsiad, (...) jadąc wozem do zięcia po proso - koło Torczyna [gm. Torczyn, pow. Łuck]; koń z wozem przyszedł sam do domu. Nowakowski, który mieszkał na Aleksandrówce, został zamordowany w Budkach Usickich [gm. Torczyn] koło Torczyna. W mojej wsi Aleksandrówka pod lasem mieszkał pan Galewski, córka jego Janina wyszła za mąż za Ukraińca, ten zamordował swą żonę Janinę i uciekł do ryzunów, pozostawiając list, że musiał to uczynić, ponieważ władze ukraińskie dokonałyby na nim wyroku. Siostra rodzona mojej matki Aniela, z męża Łącka, mieszkała koło Zdołbunowa we wsi Marianówka, gmina i powiat Tajkury 5. Poszła odwiedzić znajomych sąsiadów Ukraińców, została schwytana przez ryzunów i powieszona żywcem za piersi w pobliskim lesie na drzewie, [zamordowana] w bestialski sposób. W tym to czasie placówka samoobrony Antonówka, bo taką to przybrała nazwę, rosła w siłę, w uzbrojenie i ludzi. Ukraińcy kilkakrotnie napadali, ale przekonali się, że nic nie mogąc wskórać, dali spokój chwilowy, organizując większe swoje siły. W tym też czasie zaczęły nas dochodzić słuchy, że gdzieś tam w lasach jest polska partyzantka o nazwie 27 dywizji AK 6, która udziela pomocy i wsparcia placówkom samoobrony. W tym to też czasie Ukraińcy nie mieli już takiego wsparcia u Niemców z donosami na Polaków. W tym też czasie Ukraińcy w straszny sposób wymordowali Żydów 7. Mieszkała u nas w pobliżu rodzina żydowska o nazwisku Chaim. Żona miała na imię Złata. Mieli troje dzieci, [z] którymi ja się kolegowałem. Kolega Szloma, jego siostra Gitla i siostra Hajka mieszkali na skrzyżowaniu trzech wsi Aleksandrówki, Wsiewołodówki i trzeciej nie pamiętam. Stary Chaim prowadził warsztat kowalski, podkuwał konie i robił pługi, wszyscyśmy bardzo tego Żyda lubieli, tak Ukraińcy, jak i Polacy. (...) Do niego to przyszła rada [ukraińskiego] chutoru i oświadczyła, że zabierają całą rodzinę celem dokonania mordu, który odbędzie się w lesie. O tym wszystkim opowiedział mnie sąsiad Ukrainiec. U mnie w domu bardzo wszyscy żeśmy przeżywali i żałowali naszego kowala Chaima, a szczególnie ja swego kolegę dziecinnych i młodzieńczych lat życia Szlomę Chaima. W tym to czasie przeżywaliśmy my Polacy na placówce Antonówka koło Łucka, koszmarne i straszne dni: z jednej strony wróg Polaków Niemcy, drugi to Ukraińcy. (...) Do dziś nie mogę zrozumieć i mam żal do tych Ukraińców mego pokolenia, co mają zbroczone polską krwią ręce. (...)
Późniejsze moje losy związały się [z partyzantką], jako żołnierza 27 Dywizji AK na Wołyniu, którego [przeżyć] tu nie opisuję. Po wyzwoleniu Wołynia i mojej miejscowości przez Armię Radziecką, znów zaczęły się prześladowania Polaków na Wołyniu. Na skutek fałszywych donosów przez Ukraińców do władz ZSRR aresztowano komendanta placówki Antonówka Małochę i wywieziono go z zasądzeniem na wiele lat tajgów Syberii za to tylko, że był obrońcą swego życia i życia swych braci Polaków. Z opowiadań moich sąsiadów z Aleksandrówki dowiedziałem się, że komendant, obrońca placówki Antonówka wrócił z dalekiej Syberii po 5 latach piechotą do ukochanej ojczyzny (...).
Po ustaleniu granicy na Bugu Matka moja miała duże trudności wyjechania do Polski, na NKWD oświadczano jej, że ona może i dostanie wyjazd do Polski, a to dlatego, że się urodziła w kieleckim, ale jej dzieci, to jest mój najmłodszy brat i siostra Józia są urodzeni na Wołyniu, są obywatelami Związku Radzieckiego i dlatego tu pozostaną. Mama moja zalewała się łzami przed wszechwładzą NKWD i dopiero łzami uzyskała zgodę na wyjazd do Polski z dziećmi. W straszliwych warunkach, zimową porą, przy bardzo dużym mrozie, jadąc wozem konnym od Łucka w zamojskie.

Jeżyński Konstanty "Grom"
 
 
~~Ad~~ 
Banita
Już rezerwa...


Pomógł: 14 razy
Wiek: 58
Dołączył: 20 Cze 2004
Posty: 7297
Skąd: Teraz: Roztocze.
Wysłany: Sro 26 Cze, 2013   

Na połowę lipca 1943 roku określa się datę największych mordów na Wołyniu. Zbliża się nieuchronnie 70-ta rocznica tamtych wydarzeń. A co dzieje się w Polsce z upamiętnieniem naszych rodaków pomordowanych na wschodzie? Jak widać nawet po "dyskusji" w tym wątku, nikogo to chyba nie obchodzi. Próbowałem zainteresować kogoś w miejscu, gdzie obecnie mieszkam i nawet popełniłem kilka słów posiłkując się materiałem z z sieci, ale też milczenie... :(
LINK do mojego opracowania
_________________

„…Nic nie poradzę, że nie lubię faryzeuszy, obłudników, kameleonów, kurew, karierowiczów, itp..."


"Jeśli chcesz zachowywać się moralnie to najgorszym miejscem by szukać rad jest religia..."
 
 
Ted1
4



Dołączył: 20 Cze 2004
Posty: 254
Wysłany: Czw 27 Cze, 2013   re

Tak było wczesniej i tak będzie w tym roku.
Jak to było opisano np. https://forum.ioh.pl/viewtopic.php?t=8227&postdays=0&postorder=asc&start=50


Warto
https://forum.ioh.pl/viewtopic.php?t=20222
https://forum.ioh.pl/viewtopic.php?t=17599&postdays=0&postorder=asc&start=50

W obecnej chwili obowiązuje "stereotyp narzucony "
Cytat:
... mordy na Polakach nie były planowym działaniem UPA, a jedynie próbą wyrugowania z ziem i odpowiedzia na polskie mordy.


_____________
Poza tematem Jasiel_1946
 
 
Silmeor 
6


Pomógł: 12 razy
Wiek: 46
Dołączył: 19 Kwi 2006
Posty: 1390
Skąd: Polska
Wysłany: Czw 27 Cze, 2013   

Tak jak Ted 1 piszesz: raz że narzucony stereotyp. Dwa, że obowiązuje jakaś dziwna poprawność polityczna bo Ukraińcy to teraz nasi "bracia" i trzeba ich wspierać itd. Widać to w polityce naszego kraju jak i w podejściu do historii. Jakoś nie pojawia się zbyt wiele książek o walkach z UPA.
 
 
~~Ad~~ 
Banita
Już rezerwa...


Pomógł: 14 razy
Wiek: 58
Dołączył: 20 Cze 2004
Posty: 7297
Skąd: Teraz: Roztocze.
Wysłany: Czw 27 Cze, 2013   

A najdziwniejsze w tym wszystkim jest to, że przecież Prezydent jest historykiem z wykształcenia otoczony doradcami, którzy historię mają wypisaną w życiorysach i w datach urodzenia. Ba, nawet Premier, który w naszym układzie konstytucyjnym dzierży prawie pełnię władzy też jest z wykształcenia historykiem. I teraz powstaje pytanie, dlaczego zapomnieli o tej tragicznej lekcji historii i nic nie chcą zrobić dla upamiętnienia tych pomordowanych naszych Rodaków... :?: :-o
_________________

„…Nic nie poradzę, że nie lubię faryzeuszy, obłudników, kameleonów, kurew, karierowiczów, itp..."


"Jeśli chcesz zachowywać się moralnie to najgorszym miejscem by szukać rad jest religia..."
 
 
Ted1
4



Dołączył: 20 Cze 2004
Posty: 254
Wysłany: Czw 27 Cze, 2013   re

Cytat:
Od lat trwa swoista zmowa milczenia na ten temat.

Dlaczego?

Jedna z odpowiedzi to, wystarczy popatrzeć na" wierchuszkę" IPN .
Otoczenie p.przeydenta.
Zadać pytanie dlaczego sejm swego czasu storpedował inicjatywę uczczenai pamięći POMORDOWANYCH Polaków na Wołyniu i potem bliżej ku granicy (płd.zamojszczyzna *ok.Hrubieszowa w l.1943- pocz.44
Cytat:
– podjęła realizację własnego tym razem planu, „usunięcia Lachów” z ziem na wschód od Sanu.


Cytat:
w 2008 minęła 65 rocznica ludobójstwa dokonanego na ludności polskiej, na Wołyniu, przez Organizację Ukraińskich Nacjonalistów – Ukraińską Powstańczą Armię.
Niestety kolejny raz została ona przemilczana przez media „ warszawskie” oraz zlekceważona ze strony najwyższych przedstawicieli władz naszego państwa.

Centralne uroczystości wprawdzie odbyły się w dn. 10-11 lipca w Warszawie, jednak, ze względu na nieobecność prezydenta, premiera i marszałka sejmu, ranga ich została znacznie pomniejszona.
Powodem jak zwykle była dbałość o dobre stosunki z naszym „strategicznym” partnerem czyli Ukrainą. Sytuacja ta powtarza się od kilkunastu lat. Kolejne rządy III RP ( a także ten IV RP ), odmawiają Kresowianom prawa do godnego uczczenia bestialsko pomordowanych oraz boją się jasno wskazać sprawców.W tym roku obchody rzezi wołyńskiej miały wyglądać inaczej. Patronat nad nimi początkowo objął sam prezydent Lech Kaczyński. Pod koniec czerwca nieoczekiwanie, bez podania przyczyn, zrezygnował z wcześniejszych planów. Co było tego powodem, można się domyślać. W tym czasie w mediach ukraińskich rozpętano nagonkę na organizatorów obchodów określając ich jako „moskiewskich prowokatorów”, tylko za to, że śmieli upomnieć się o pamięć bestialsko pomordowanych swoich krewnych. Smutne jest, że głowa naszego państwa bardziej liczy się ze zdaniem strony ukraińskiej, aniżeli swoich rodaków. Kolejny raz wielka polityka zatriumfowała nad prawdą.
Na obchodach nie było nie tylko prezydenta ( do dzisiaj nie wyjaśniono oficjalnie przyczyny nieobecności, która w tym przypadku powinna być obowiązkowa) ale także premiera Donalda Tuska i marszałka Sejmu Bronisława Komorowskiego. Premier jeszcze niedawno bo 10.05.2008r., będąc na terenie hitlerowskiego obozu zagłady Stuthof stwierdzał „ Polacy muszą dbać o prawdziwy obraz historii, tak aby nikt w Europie i na świecie nie zdołał jej zakłamać. Prawda jest jedynym fundamentem, na którym może powstać autentyczna przyjaźń i zrozumienie w tej części świata”, a teraz na pytanie dziennikarza Polsatu o udział w obchodach odpowiedział jedynie „ nie przewidywałem swojej obecności”. Komorowski natomiast zablokował projekt sejmowej uchwały proponującej uczcić pomordowanych. Podobno przyczyniła się do tego interwencja ambasadora ukraińskiego. No cóż - mamy nowego „wielkiego brata”.
Dokonano wielką podłość w stosunku do ocalałych z rzezi. Przedstawiciele naszego państwa próbują różnicować zbrodnie popełnione na Polakach w czasie II wojny , ze względu na oprawcę. Ci sami politycy, którzy Katyń, Auschwitz czy zagładę ludności cywilnej Warszawy, określają jako zbrodnie ludobójstwa, dezerterują w przypadku straszliwych zbrodnii ukraińskich.
 
 
Antonio 
9



Pomógł: 13 razy
Wiek: 45
Dołączył: 01 Paź 2004
Posty: 4337
Skąd: stąd
Wysłany: Czw 27 Cze, 2013   

Polityka. Wszystko w celu odciągnięcia Ukrainy od Rosji. To są zapewne polecenie idące z UE.
_________________
####### - Zdrap zdrapkę, a zobaczysz opis.
 
 
~~Ad~~ 
Banita
Już rezerwa...


Pomógł: 14 razy
Wiek: 58
Dołączył: 20 Cze 2004
Posty: 7297
Skąd: Teraz: Roztocze.
Wysłany: Czw 27 Cze, 2013   

To prawda. dlatego wydaje się, że nadszedł najwyższy czas upomnieć się przy pomocy tzw. inicjatywy oddolnej o pamięć tych ludzi.
_________________

„…Nic nie poradzę, że nie lubię faryzeuszy, obłudników, kameleonów, kurew, karierowiczów, itp..."


"Jeśli chcesz zachowywać się moralnie to najgorszym miejscem by szukać rad jest religia..."
 
 
Ted1
4



Dołączył: 20 Cze 2004
Posty: 254
Wysłany: Czw 27 Cze, 2013   re

Dzisiaj podano, że Pojednanie ?.. ale mamy zapomnieć?

Dziwnie zabrzmiały słowa z ust prezydenta
Cytat:
Komorowski - w wystąpieniu po nabożeństwie - powiedział m.in., że w historii polsko-ukraińskiego sąsiedztwa zapisanych zostało "wiele wspólnie odnoszonych zwycięstw, jak i niestety bratobójczych starć, opłacanych często potokiem krwi polskiej i ukraińskiej".

Podkreślił, że szczególnie dramatycznie zapisała się w dziejach naszych narodów II wojna światowa, gdy na południowo-wschodnich kresach Polski, ciemiężonych najpierw przez okupantów sowieckich, potem niemieckich, "doszło do straszliwych, bestialskich mordów".

Zbrodnia wołyńsko-galicyjska - mówił prezydent - była jedną z największych polskich tragedii w czasie II wojny światowej. - Nie możemy zatem i nie powinniśmy o niej zapominać. Nie chcemy jednak pamiętać o niej przeciwko komukolwiek, nie powinniśmy o tym pamiętać przeciwko braciom Ukraińcom - powiedział Komorowski. - Powinniśmy o tym pamiętać dla wypełnienia podstawowego obowiązku opłakania i upamiętnienia bliskich - dodał.

- Trwałe wartości opierają się tylko na fundamencie prawdy. Jest naszym obowiązkiem tak właśnie zakotwiczyć wspólną polską i ukraińską teraźniejszość i przyszłość. Prawda oczyszcza, bywa trudna, ale nigdy nie jest szkodliwa - powiedział Komorowski.

Prezydent mówił, że strumienie przelanej przed 70 laty krwi na długo podzieliły nasze narody. Powiedział, że strumieniami lała się krew polska, ale i ukraińska, "bo na mordy dokonane przez ukraińskich nacjonalistów Polacy odpowiedzieli akcjami odwetowymi stosując okrutne, i jakże odległe od chrześcijańskich zasad, prawo zemsty".



Cytat:
UPA bestialsko masowo mordowało Polaków nie tylko na Wołyniu.
Wołyń stanowi około 30 - 40 % rzezi banderowskich.
Na Kresach Płd -Wsch. - w województwach Tarnopolskim, Lwowskim, Stanisławowskim
(*ci ocalalali mieszkaja w ok.Wrocławia i dali swiadectwo prawdy we wspomnieniach )
Ukraińcy spod znaku Bandery wymordowali dużo więcej Polaków niż na Wołyniu.
A o przyjęciu przeprosin możemy zacząć myśleć wtedy gdy Ukraińcy szczerze uznają swoje zbrodnie, przestaną porównywać swoje ludobójstwo z przesiedleniami w ramach Akcji "Wisła" oraz zlikwidują panteony, pomniki, tablice pamiątkowe, nazwy ulic i tp. ku czci najgorszych rezunów ...


Bez komentarza.
 
 
Antonio 
9



Pomógł: 13 razy
Wiek: 45
Dołączył: 01 Paź 2004
Posty: 4337
Skąd: stąd
Wysłany: Czw 27 Cze, 2013   

Przychylam się jak nigdy do słów Prezydenta. Pamiętać to jedno, a przebaczyć to drugie. Ja już im wybaczyłem. Niemcom wybaczyliśmy,a Ukraińcy w czym są gorsi? Musimy iść do przodu, a nie cały czas coś sobie wypominać.

Tym bardziej że akurat ŻW na Kresach wspierała ostro Policję Państwową podczas pacyfikacji OUN, cerkwi itd.

Nadmieniam, że w 1945 r. to gen. Anders po rozmowie z płk WP Szandrukiem uratował tyłki jeńcom tj. resztkom 14 Dywizji SS, wydając im polskie potwierdzenia, że w czasach II RP byli naszymi obywatelami. Uratowało to ich przed deportacją do ZSRR. Tak więc na marginesie powinni być nam za to także wdzięczni. Dzięki temu stworzyli diasporę w Wielkiej Brytaniii czy Kanadzie.
_________________
####### - Zdrap zdrapkę, a zobaczysz opis.
 
 
Ted1
4



Dołączył: 20 Cze 2004
Posty: 254
Wysłany: Czw 27 Cze, 2013   re

Ludobójstwo nigdy nie ukarane i POTĘPIONE
Polecam odwiedzić przepiękny Wrocław i poczytać tam
Cytat:
Cytat:
...kwartalnik „Na Rubieży” wydawany przez Kresowian we Wrocławiu.
SOZUN posiada około 20 tysięcy spisanych relacji świadków banderowskiego ludobójstwa. Czy te 20 tysięcy osób zmówiło się i prowadzi antybanderowską kampanię? Nie bądźmy śmieszni !
Gdy pisze i mówi się o zbrodniach niemieckich i sowieckich to jest to głoszenie prawdy historycznej, natomiast w przypadku dopominania się przez rodziny upamiętnienia ofiar ukraińskich nacjonalistów to jest to „ antyukraińska kampania”




Na wspomnieniach ludzi ocalałych z czasów " Holocaustu Wołyńskiego i tego troszkę pózniej (ok. Lwowa) "powstały:
Szczepan Siekierka, Henryk Komański, Krzysztof Bulzacki, “Ludobójstwo dokonane przez nacjonalistów ukraińskich na Polakach w województwie lwowskim 1939-1947”, Wrocław 2006, s.539-541

Henryk Komański, Szczepan Siekierka, „Ludobójstwo dokonane przez nacjonalistów ukraińskich na Polakach w województwie tarnopolskim 1939-1946”, Wrocław 2006, str. 986

Szczepan Siekierka, Henryk Komański, Eugeniusz Różański, “Ludobójstwo dokonane przez nacjonalistów ukraińskich na Polakach w województwie stanisławowskim 1939-1946”, str. 185
 
 
maxikasek 
9


Pomógł: 4 razy
Dołączył: 27 Maj 2007
Posty: 4561
Skąd: Szczecin
Wysłany: Pią 28 Cze, 2013   

Liber napisał/a:
Gdzie tkwiła przyczyna zbrodnii dokonanej tak z jednej, jak i z drugiej strony? Podobną sytuację zauważymy w byłej Jugosławii w latach dziewiędziesiątych, kiedy sąsiad mordował sąsiada:

Wojna domowa- najgorsze co chyba może być. Kocioł, który kipiał kilkaset lat wybuchł w najgorszym chyba momencie. Można porównać to do pogromów żydowskich w okupowanej Polsce (wystarczyła zachęta ze strony władz by wieloletnie anse przeobrazić w mordy). Pamięć ludowa ma to do siebie, że pamięta to co złe, ale zapomina szczegóły. WIęc niechęc do Lachów kwitła wiekami, najpierw uciskali ich magnaci- to że byli to spolonizowani "miejscowi", pamięć ludowa już zapomniała. Bieda i głód ziemi- potęgował to. Potem polityka zaborców: dziel i rządź. Rewolucja w Rosji- nadzieje Ukraińców (powołanie przez Austriaków URL), potem wymuszony sojusz taktyczny z Polakami. I znów realpolitik- zdrada Piłsudskiego (to że akurat to była "robota" endecji, która wystawiła Dziadka- Dąbski podpisał traktat mimo telefonicznego odwołania plenipotencji )- dla zwykłego Ukraińca nie miało znaczenia, bo trudno żeby ogarniał politykę. Przekaz był jasny- Lachy obiecali, a optem podzielili z Sowietami ziemie między siebie.
Okres II RP- to również nie najmądrzejsza polityka władz. Najpierw osadnictwo wojskowe. Głód ziemi, a tu przyjeżdżają Lachy i dostają najlepsze kawałki ziemi. Do tego kredyty i jak ma konkurować z nimi ukraiński chłop. Zaczęły się napady- osadnicy poprosili władze o amunicję i "uspokoili" sytuację swoimi sposobami wyniesionymi z wojny. I znów pamięć ludowa- napadało kilku, zabito innych w odpowiedzi. Sytuację podgrzewali emigranci ukraińscy (skąd to znam- zawsze ci z zagranicy lepiej wiedzą co dla Polski lepsze). Potem zamachy OUN- i odpowiedź godna żołdaka- pierwsza pacyfikacja wsi ukraińskich przez WP i policję. Powstanie leskie (wprawdzie mające podłoże ekonomiczne)- znów spacyfikowane przez wojsko i policję (co ciekawe z użyciem lotnictwa- ale nigdzie nie znalazłem informacji czy samoloty używano tylko do rozpoznania czy także do walki). Akcja "Łom" w Czechosłowacji. W końcu pacyfikacja Ukraińców w latach 1938-39 skierowana przeciw religii, dla ówczesnego chłopa rzecz święta. Wyrzucanie Ukraińców z urzędów państwowych, przypadek zmuszenia całej wsi do zmiany wiary. "Paliwa" propagandzie OUN dawały ówczesne władze dość.
Z drugiej strony "eksperyment wołyński". I tu rzecz ciekawa- zawsze zastanawiało mnie czemu Wołyń stał się symbolem rzezi. Wg mnie dlatego, że na WOłyniu wpływy UPA czy OUN były niewielkie. UPA opierała się głównie na parafiach grekokatolickich, zaś na Wołyniu było ich niewiele (konkordat przed wojną zabraniał działania Kościołowi grekokatolickiemu poza terenami dawnego zaboru austriackiego). Stąd UPA chciało "odzyskać" Wołyń i jednocześnie dać sygnał Ukraińcom- albo z nami albo przeciw. Trzeba pamiętać o ok. 30-40 tys. Ukraińców zamordowanych przez UPA, tych którzy nie zgadzali się z ich polityką eksterminacji. Najpierw "banderowcy" wymordowali swoją opozycję czyli "melnykowców". Do tego znów polityka "dziel i rządź" okupantów. Bandera i część polityków OUN, którzy w 1939 sprzeciwiał się atakom na Polaków, w miarę utraty szans na niepodległość czy choćby poważniejszego traktowania ze strony Niemców coraz bardziej radykalizowali swoje poglądy.
I tak obudzili demony.
Okrucieństwo zaś mordów, oprócz sterowanego odgórnie, które imho miało za zadanie z uwagi na szczupłośc sił- tak przerazić Polaków (i inne nacje) aby uciekły same, wynikało też z "pomysłowości" czerni ukraińskiej.
Co by nie powiedzieć- żadne działania ze strony polskiej w historii (czasy Chmielnickiego sobie darujmy) nie usprawiedliwiają ani skali ani stylu mordów UPA. Zaś usprawiedliwianie tych mordów incydentalnymi mordami strony polskiej (które w dodatku w większości wypadków były odpowiedzią) jest nawet nie śmieszne- co tragiczne.
Najsmutniejsze w tym jest to, że pamięć tych ofiar od lat (najpierw za PRL-u, potem III RP) poświęca się w imię dobrych stosunków z Ukrainą. Nawet partia co miała politykę historyczną "na sztandarach" i sama głośno dopominała się przywrócenia pamięci o pomordowanych na Wschodzie czy w krajowych kaźniach- tu nabrała wody w usta.
_________________
Jestem z pokolenia H5N1.
 
 
~~Ad~~ 
Banita
Już rezerwa...


Pomógł: 14 razy
Wiek: 58
Dołączył: 20 Cze 2004
Posty: 7297
Skąd: Teraz: Roztocze.
Wysłany: Sob 29 Cze, 2013   

Nie wszyscy chcą zapomnieć, albo udawać niepamięć. Link do forum z moich terenów, którzy pamiętają KLIK

[ Dodano: Wto 09 Lip, 2013 ]

A tutaj jeszcze jeden link do opracowania naukowego
KLIK
_________________

„…Nic nie poradzę, że nie lubię faryzeuszy, obłudników, kameleonów, kurew, karierowiczów, itp..."


"Jeśli chcesz zachowywać się moralnie to najgorszym miejscem by szukać rad jest religia..."
 
 
Ted1
4



Dołączył: 20 Cze 2004
Posty: 254
Wysłany: Wto 09 Lip, 2013   re

A przed Wołyniem 1943r. był jeszcze ... wrzesień 1939.
Wtedy bandy kierowane przez OUN napadały na polskich żołnierzy, uciekinierów i lokalnych mieszkanców kresów mordując ich często w sposób wyrafinowany, stosowany ponownie w 1943r.

http://www.kresy.pl/?foru...ix-1939,0,0,409

Cytat:
Około 20 września w okolicach Trembowli, w wiosce, w której jest most na rzece Seret, Ukraińcy wymordowali grupę 14 żołnierzy WP, pluton artylerzystów.
Pisał o tym Zdzisław Nardelli w książce „Pasztet z ojczyzny” (Katowice 1986, s. 282):
...Żołnierz, któremu Ukraińcy odcięli głowę, nazywał się Walter Bobek, pochodził ze Śląska, z Cieszyna. Ciała żołnierzy złożono we wspólnej mogile we wsi Lechowo


Inny link http://www.stowarzyszenie...stawa_tytul.htm
*klik na górze ,prawa strona, SPIS TREŚCI

Wydawnictwo w pliku *.pdf (Kresowy serwis Informacyjny) z 3/2012r.
http://ksi.kresy.info.pl/pdf/numer10.pdf
 
 
Baldigozz 
7



Dołączył: 07 Maj 2006
Posty: 2041
Skąd: Polska
Wysłany: Wto 09 Lip, 2013   

Zadaj sobie pytanie co sprawiło, że polski mundur w wielu miejscowościach na kresach był obiektem nienawiści. Może by tak doczytać o kolejnych akcjach w 20-leciu międzywojennym odbierania prawosławiu majątku, burzeniu cerkwi czy przymusowych konwersjach na katolicyzm, właśnie na Wołyniu i to w okresie bezpośrednio poprzedzającym wybuch wojny. Czy to naprawdę dziwne, że ludzie którzy pod kolbą karabinu musieli porzucić swą wiarę parę miesięcy później odreagowali na posiadaczach tych karabinów?
I nie, nie usprawiedliwiam wymiaru i skali wydarzeń np. z 1943 r. Akurat jestem z terenów, gdzie tych cerkwi burzono najwięcej, znam różne przekazy rodzinne z życia przedwojennego i wojennego, dlatego uważam, że nic nie bierze się z kosmosu. Oprócz meteorytów i wiatru słonecznego. Są takie mądre ludowe przysłowia. Kto sieje wiatr, ten zbiera burzę. Jak sobie pościelesz, tak się wyśpisz.
 
 
Wyświetl posty z ostatnich:   
Odpowiedz do tematu
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Możesz głosować w ankietach
Nie możesz załączać plików na tym forum
Możesz ściągać załączniki na tym forum
Dodaj temat do Ulubionych
Wersja do druku

Skocz do:  

Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group