Strona Główna


<b><font color=blue>REGULAMIN</font></b> i FAQREGULAMIN i FAQ  SzukajSzukaj  UżytkownicyUżytkownicy  GrupyGrupy
RejestracjaRejestracja  ZalogujZaloguj  <b>Galeria</b>Galeria  DownloadDownload

Poprzedni temat «» Następny temat
Silni, zwarci, podsądni
Opublikował Wiadomość
Stevie 
Admin Site
Polak



Pomógł: 23 razy
Wiek: 56
Dołączył: 19 Cze 2004
Posty: 14796
Wysłany: Pon 26 Lip, 2004   Silni, zwarci, podsądni

Silni, zwarci, podsądni

Generał chwali, zatem prokurator ściga.


Przed Sądem Wojskowym w Krakowie toczy się proces dwóch byłych kaprali Wojska Polskiego, którzy doprowadzili do rozformowania brygady obrony terytorialnej w Gliwicach. Zarzuty stawiane im przez oficerów z byłej – bo także już zlikwidowanej – Prokuratury Garnizonowej w Gliwicach brzmią
komicznie. Stąd wrażenie, że może to być odwet za kontrole ze Sztabu Generalnego, kłopoty, zablokowane awanse. Za to, że nie ma już ciepłych posadek w Gliwicach.

23. Śląską Brygadę Obrony Terytorialnej utworzono jesienią 2001 r. Odbyło się to z wielką pompą. Miasto liczyło na to, że w Gliwicach będą stacjonować komandosi. Ale darowanemu koniowi w zęby się nie zagląda. Gliwice zawsze konkurowały z Katowicami. Teraz zyskały prestiż miasta garnizonowego. W Katowicach jest tylko sztab wojewódzki. W Gliwicach były Prokuratura Garnizonowa i prawdziwa brygada. Koszary, a w koszarach żołnierze.

Do tych koszar, w których stacjonowała 23. Brygada OT, 23 września 2003 r. przeniesiono czterech kaprali z jednostki w Kłodzku.

Nowi kaprale mieli przejąć dowództwo drużyn złożonych z rekrutów. Ale drużyny tzw. młodego wojska wchodziły w skład kompanii, w których służyło także stare wojsko.

– Dwie kompanie, w których służyliśmy, to było zbiorowisko degeneratów. Picie, narkotyki, znęcanie się było codziennością – twierdzi jeden z kaprali.

O tzw. fali w wojsku wiedzą więc naweti ci, którzy w armii nie byli. W gliwickiej brygadzie fala także istniała. Ale od podziału na stare wojsko i młode wojsko ważniejszy był podział na słabszych i silniejszych. Żołnierze silniejsi fizycznie znęcali się nad słabszymi. Bili, poniżali, okradali.

Bici i napadani nie wytrzymywali psychicznie. Nie musieli się jednak ciąć ani wieszać. Mogli uciec z jednostki. Stale ktoś uciekał. „Samowolne oddalenie się” prawie zawsze trwało nie dłużej niż parę dni. Za żołnierzami nie wysyłano pościgu, nie zawiadamiano żandarmerii, bo wracali sami. Dowódca wyznaczał jakąś symboliczną karę, na przykład dziesięciodniowy zakaz opuszczania jednostki, i było po sprawie.

– Nie dbano o dyscyplinę. Zaniechano szkolenia wojskowego – mówi nasz informator i opisuje szkolenie taktyczne w polu: wyjście z jednostki, kilkukilometrowy przemarsz do lasu, kilka godzin przy ognisku, powrót do jednostki. Jedynym elementem szkolenia taktycznego było chyba rozpalenie ogniska, bo szkolenie odbywało się w zimie i trzeba było jakoś żołnierzy ogrzać.

Strzelanie ostre odbyło się tylko raz, w czasie gdy w 23. Brygadzie służyli kaprale z Kłodzka. Zorganizowano je zaraz po przyjęciu żołnierzy młodszego rocznika. Obyczaj (a także i odpowiedni przepis) głosi, że żołnierz, zanim złoży przysięgę, musi przynajmniej raz wystrzelić. Strzelono, zaprzysiężono, karabiny można było odłożyć do magazynu.

O godzinie 21.30 kadra oficerska zabierała się do domu. Jednostka pozostawała we władaniu żołnierzy. Co prawda w dyżurce siedział przez całą noc oficer, a na korytarzach zamontowane były kamery przekazujące obraz do dyżurki, ale to było bez znaczenia. Żołnierze wcale nie kryli się z tym, że chleją, zamiast spać. Wychodzili na korytarz i wznosili toasty w kierunku kamery. Libacje trwały czasem do rana. Żołnierze robili też wypady do miasta – do dyskotek lub knajp. O przepustki nie prosili i od nich nie żądano przepustek.

Czterej kaprale z Kłodzka siedzieli cicho przez kilka miesięcy i starali się robić to, co do nich należy. Czyli szkolić rekrutów. Ale wreszcie również w podlegających im drużynach zaczęło się to samo, co gdzie indziej. Brak dyscypliny, bójki, wymuszenia. Kaprale wybrali się do oficera wychowawczego. Powiedzieli, co widzą i że ich zdaniem wojsko powinno wyglądać inaczej. Wychowawczy popatrzył na nich z pobłażaniem. Po ojcowsku wytłumaczył: – To fala. Fala jest wszędzie. Nawet w przedszkolu. Dał im do zrozumienia, żeby niczego nie próbowali zmieniać. Obiecał, że rozmowa będzie poufna.

Od wizyty nie minęło pół godziny, a kaprale zostali wezwani przez majora, który dowodził całym batalionem. Ten nie rozmawiał po ojcowsku. Krótko, ostro, po żołniersku powiedział, że mają siedzieć cicho.

Jeszcze tego samego dnia wśród żołnierzy rozeszła się pogłoska, że w jednostce znaleźli się kapusie. Są nimi czterej kaprale przeniesieni z Kłodzka.

Teraz dopiero kaprale mieli naprawdę czym się martwić. Zaczęły się pogróżki ze strony zwykłych żołnierzy. „Zajmiemy się wami, jak jeszcze raz nakablujecie”. „Dziś w nocy cię zabiję”. Podczas nocnych pijatyk szeregowcy wpadali do podoficerki, gdzie spali kaprale, urządzali libacje z innymi podoficerami.

Dwaj z prześladowanych kaprali napisali podania o przeniesienie do innej jednostki. Podania odrzucono. Wówczas cała czwórka zaplanowała ucieczkę. W tajemnicy przygotowali pismo, które zamierzali wysłać do 13 różnych instytucji, począwszy od żandarmerii w Gliwicach, a skończywszy na ministrze obrony narodowej. O swoim 1. Batalionie Piechoty Zmotoryzowanej kaprale pisali tak:

Na pododdziałach nagminne jest pijaństwo; występuje także problem narkotyków. 1 kompania jest bardziej brutalna, co przejawia się m.in. w istnieniu kilkuosobowej grupy „alfa”, której członkowie ubrani w czarne kominiarki wymierzają po nocach sprawiedliwość. Skład grupy „alfa” nie jest tajemnicą dla nikogo, nawet dla dowódcy kompanii. Kapitan (...) zasłynął zresztą z wypowiedzi: „noc jest długa, a pasów wiele”. (...) Pełniąc służbę podoficera dyżurnego kompanii często nie mogliśmy doliczyć się 20, 30 żołnierzy. (...) Odrębną sprawą jest brak jakiegokolwiek szkolenia na obu kompaniach, co naszym zdaniem częściowo wynika z lenistwa kadry, a częściowo jest podyktowane obawą przed kompromitacją w razie ewentualnego grupowego nieposłuszeństwa kompanii.

Ten z kaprali, który w dniu ucieczki miał przepustkę, o siódmej wieczorem – tuż przed zamknięciem – poszedł na pocztę i stamtąd wysłał faksy. Chodziło o to, by faksy odczytano dopiero następnego dnia rano.

W środku nocy czterej kaprale ubrali się w mundury, spakowali plecaki i uciekli. Następnego dnia rano zameldowali się w Biurze Rzecznika Praw Obywatelskich w Warszawie.

W 23. Brygadzie dopiero rano odkryto, że zniknęli dowódcy czterech drużyn. Zrobiło się zamieszanie. Ich ucieczki nie uznano za dezercję. Jeszcze tego samego dnia rozkazem dowódcy wojsk lądowych generała Edwarda Pietrzyka przeniesiono ich do jednostki w Warszawie. Służbę skończyli w Mińsku Mazowieckim.

Tymczasem w Gliwicach pojawili się kontrolerzy ze Sztabu Generalnego. Łapali się za głowę, gdy słyszeli relacje żołnierzy i sprawdzali ich wyposażenie. Pomijając sprawy, którymi powinien się zająć prokurator, okazało się np., że 23. Brygada ma fikcyjną kompanię wsparcia. Kompania taka powinna bowiem posiadać moździerze. Tymczasem nie było ani moździerzy, ani amunicji do nich.

Żandarmeria Wojskowa w Gliwicach otrzymała polecenie zbadania doniesień o rzekomych przestępstwach. Dowódca 23. Brygady dostał listę uwag. Za jakiś czas pojawili się kolejni kontrolerzy. W biurze przepustek przywitał ich pijany chorąży. Potem zapadła decyzja o rozformowaniu jednostki. Co prawda rzecznik MON (był nim wtedy pułkownik Eugeniusz Mleczak) twierdził, że to nie było karne rozformowanie, a tylko minister doszedł do wniosku, że jeśli poziom wyszkolenia ma być tak niski, to lepiej żeby jednostki nie było. I wyjaśniał, że jednostka otrzymała oceny niedostateczne za poziom szkolenia żołnierzy w strzelaniu oraz z powodu rażących zaniedbań dyscypliny wojskowej.

Kaprali, którzy wywołali to całe zamieszanie, publicznie wychwalał dowódca wojsk lądowych Edward Pietrzyk.

Przestępstwami, do jakich miało dojść w 23. Brygadzie, zajmowała się Prokuratura Garnizonowa w Gliwicach. Kilka miesięcy po opisywanych wydarzeniach prokuratura ta została zlikwidowana, a jej obowiązki przejęła Wojskowa Prokuratura Garnizonowa w Krakowie. Tam również przeniesiono prokuratorów z Gliwic. Wykryto jeden przypadek pijaństwa na służbie ani jednego przypadku ćpania. Nie udowodniono istnienia fali. Grupa „alfa” przeszła do legendy.

Nie znaczy to, że prokuratorzy nikogo nie dopadli. Dopadli kaprali! Zarzuty popełnienia przeróżnych czynów przestępczych stawiano całej czwórce. Ale przed sądem odważono się postawić tylko dwóch.

Jednego kaprala oskarżono o to, że poniżył dwóch szeregowców, każąc im robić pompki na zalanej wodą posadzce. Z tym że pompki zrobił tylko jeden żołnierz, bo do pomieszczenia wszedł kapelan i przerwał zabawę. Kapralowi zarzucono też, że miał dopominać się o to, by szeregowcy kupili mu w kantynie soczek i batonik.

Drugi kapral oskarżony jest o poniżenie jednego z szeregowców przez nakazanie mu zrobienia 15 pompek.

Tylko jeden z szeregowców „gnębionych” przez obu kaprali poczuł się ofiarą przestępstwa i złożył wniosek o ściganie prześladowcy. Pech chce, że tą „ofiarą” jest akurat ten żołnierz, który kapralom groził śmiercią. O groźbach została powiadomiona prokuratura garnizonowa, która badała sprawę i podjęła decyzję o umorzeniu postępowania. Szeregowy i tak został skazany – za znieważenie. Inwektywy pod adresem kaprali padły na posterunku żandarmerii i nie dało się tego faktu przegapić.

Pod koniec kwietnia do Sądu Wojskowego w Krakowie trafił akt oskarżenia przeciwko dwóm kapralom o popełnienie przestępstw w stosunku do podlegających im żołnierzy. Kaprale, którzy są już cywilami, uznali to za odwet ze strony prokuratorów wojskowych z Gliwic, którzy teraz muszą dojeżdżać do pracy ponad 100 kilometrów – do Krakowa.

Major Jarosław Mokrzycki z Dowództwa Wojsk Lądowych pamięta tylko tyle, że generał Pietrzyk kazał przenieść czterech kaprali z Gliwic gdzie indziej. Ale jak się potoczyły ich losy – nie wie.

– Jednostka została rozwiązana. Kaprale poszli już do cywila i nie są pod opieką armii – mówi major Dariusz Piotrowski, rzecznik prasowy dowódcy wojsk lądowych. Pytany jak to możliwe, że kaprale, którzy za swą postawę podczas służby w 23. Brygadzie zbierali pochwały od generała Pietrzyka, teraz za to samo stają przed sądem, major przyznaje, że może warto by przyjrzeć się procesowi i poszlakom, które sprawiły, że byli podoficerowie stali się oskarżonymi. – Ale dopiero po zakończonym procesie i wyroku – dodaje.

Autor : Mateusz Cieślak - NIE NR 29/2004

:???:
_________________
Administratorzy i Moderatorzy nie ponoszą odpowiedzialności za opinie wyrażane przez użytkowników NFoW.

Jest broń straszniejsza niż oszczerstwo: to prawda
 
 
Gość

Wysłany: Wto 27 Lip, 2004   

Powiem krotko.
Faktem jest, ze w jednostkach jest fala, ale nie do takiego stopnia jak w opisywanej jw.
Wlos sie jezy na glowie.
Wszystkiemu jest winna kadra, znieczulona na wszystko.
To od kadry zalezy, czy zolnierz sl zas bedzie czul sie bezkarnie.
Mialem przypadek na swojej kompanii, ze zolnierz sl.zas. grozil swojemu d-cy plutonu, ze go zabije.
Nie ukrywalem tego - swiadkowie napisali oswiadczenia, dolaczylem je do meldunku d-cy jw.
Sprawa trafila do prokutratora.
Zreszta nie chwalac sie, wsadzielem paru pseudozolnierzy do wiezienia.
Ale trzeba tego chciec - nie bac sie. Niszczyc wszelkie przejawy zla w zarodku.
Byc stanowczym i konsekwentnym. Wszystkich oceniac sprawiedliwie.
Dziwie sie d-cy tamtej jednostki - to zyciowy nieudacznik bez jaj.
Takich jak on powinno sie eliminowac z armii.
 
 
Deron
[Usunięty]

Wysłany: Wto 27 Lip, 2004   

Sorki - zapomnialem sie zalogowac.

Pozdrawiam
 
 
wodnik
[Usunięty]

Wysłany: Wto 27 Lip, 2004   

W czasie swojej służby nie spotkałem dowódcy ceniącego praworządność. To ci kryjący, mataczący i winiący kadrę niższego szczebla robili karierę. Bywało tak w JW że po kilku kadry naraz bywało w Polsce w poszukiwaniu żołnierzy. Pecha mieli nie skuteczni. A skuteczni awansowali na "łowców". Stare czasy myślę że teraz tego niema.
Fala występuje w przedszkolu, szkołach a dopiero później w wojsku. Chamstwo jest chamstwem a przy odrobinie prostactwa prowadzi do przestępstw. :mlotek:
 
 
bond 
Mod



Pomógł: 28 razy
Wiek: 57
Dołączył: 21 Cze 2004
Posty: 3745
Skąd: Gliwice
Wysłany: Wto 27 Lip, 2004   dopuki dowódca JW bedzie oceniany

Dopuki dowódca JW bedzie ocenianyza ilość samowolek, doputy bedzie krycie tego faktu. Beda wyjazdy kadry i sciganie żołnierzy samodzielnie. Miałem taki przypadek: żołnierz uciekł na samowolke - ŻW oczywiscie nie potrafiła go namierzyć choc przez 4-5 miesięcy był w domu. Tydzień po wyjsciu do rezerwy jego rocznika zgłosił się sam do ŻW z bajka o niewiadomo to jakim ściganiu i fali u mnie na kompanii. Oczywistą sprawą tego była kontrola i co też sie tam dzieje - dobrze że okazało się to bajką wymyśloną na potrzeby usprawiedliwienia samowolki - wszytkie "kwity" i zeznania żołnierzy nie potwierdziły tych bredni. Ja wyszedłem obronną ręka. Natomiast co stało się z "żołnierzem"? NIC!!!! Zwolniono go do rezerwy - pomimo tak długiej samowolki. I jaki morał z tej bajki? Każdy dowódca zna go, wiec poprzestane na tym : :x :x :x :x :x
 
 
Wyświetl posty z ostatnich:   
Odpowiedz do tematu
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Możesz głosować w ankietach
Nie możesz załączać plików na tym forum
Możesz ściągać załączniki na tym forum
Dodaj temat do Ulubionych
Wersja do druku

Skocz do:  

Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group